Wenecja, do której ściągają miliony turystów, wydała wojnę piknikom na ulicach, walającym się papierkom po jedzeniu i roznegliżowaniu. Przestrzegania zasad przyzwoitości pilnują specjalne strażniczki- poliglotki. A za łamanie zasad grożą grzywny.
Strażniczek na placu św. Marka, który Napoleon nazwał najpiękniejszym salonem Europy, jest siedem. Mówią m.in. po polsku i po chińsku. Od czerwca patrolują teren między bazyliką św. Marka i wieżą zegarową, Canal Grande (Wielkim Kanałem) a Pałacem Dożów i zwracają uwagę turystom, że nie wypada wyciągać własnego jedzenia ani spacerować z obnażonym torsem.
Na koszach od śmieci i na przystankach wodnych tramwajów umieszczono ostrzeżenia, że za nieprzestrzeganie tych zasad grożą grzywny. Strażniczki w specjalnych T-shirtach rozdają turystom ulotki z informacjami, gdzie można urządzić sobie miejski piknik- około 150 metrów dalej od placu.
W razie kłopotów z opornymi zatrudnione przez władze miasta strażniczki mogą zadzwonić na policję, która z kolei może wymierzyć za niewłaściwe zachowanie grzywnę w wys. od 25 do 500 euro. Na początku sierpnia według agencji ANSA ponad 100 turystów ukarano grzywnami w wys. 25 euro.
Ci, których na to stać, popijają kawę i słuchają na żywo muzyki w kawiarni Florian, która powstała w 1720 roku i którą odwiedzali najsławniejsi pisarze, m.in. Goethe i Marcel Proust.
Ale w mieście, w którym proste śniadanie złożone z kawy i rogalika kosztuje ponad 5 euro- niemal dwa razy tyle co w Mediolanie- wielu turystów zabiera ze sobą własny prowiant lub kupuje przekąski na wynos.
Co roku Wenecję odwiedza blisko 20 mln turystów i władze miasta chcą, aby zachowywali się oni z godnością.
Byli tacy, którzy chcieli po Wenecji chodzić z gołą piersią, a to jest niedopuszczalne, byli też tacy, którzy Canal Grande traktowali jak plażę- mówi Augusto Salvadori z weneckiego ratusza, odpowiedzialny za turystykę i wizerunek miasta. Wenecja to miasto sztuki, należące do całego świata i chętnie witamy tu gości. Ale Wenecję trzeba szanować.
Przypomnijmy, ze przed sezonem władze Wenecji wydały specjalny dekret, według którego jeść będzie można jedynie w barach i restauracjach na słynnym placu przed bazyliką świętego Marka, na chodniku zaś- nigdzie. Nie będzie można nawet chodzić z kanapką czy kawałkiem pizzy w ręku. Już od soboty obowiązuje natomiast zakaz jedzenia prowiantu na stopniach wokół placu, co niezwykle często robią przebywający tam turyści. kara za to wynosi 50 euro. Niedługo również wprowadzony zostanie jeszcze jeden zakaz: nie wolno będzie sprzedawać karmy dla gołębi. Tysiące tych ptaków krąży nad Placem świętego Marka.
Gołębie niszczą pomniki nie tylko żrącymi ekskrementami, ale także wyrządzają inne szkody.
Najgorsza jest sytuacja na słynnym placu Św. Marka, przy którym znajdują się najważniejsze zabytki- bazylika, pałac dożów, biblioteka Marciana, i gdzie gołębi są tysiące. Dziennik 'La nueva Venezia' pisze, że nadzór archeologiczny po analizie zdjęć z prac renowacyjnych fasady pałacu stwierdził, że w niektórych miejscach płaskorzeźby są całkowicie zniszczone przez gołębie. Wszystkie zbadane rzeźby mają rysy wyżłobione w tych samych miejscach- na nosach i ramionach, gdzie gołębie przysiadają i czyszczą dzioby. Zniszczenia występują również w strefach porośniętych mchem. Według dziennika władze zgadzają się, że na placu Św. Marka należy zakazać sprzedaży ziarna dla gołębi. Torebka ziarna kosztuje jedno euro i zawiera ilość pokarmu wystarczającą do wykarmienia 10 gołębi dziennie. Dlatego masowo zlatują się one na plac Św. Marka, odwiedzany w ciągu roku przez około 25 mln turystów, z których wielu czerpie przyjemność z ich karmienia. Doradca władz miejskich Giuseppe Bortolussi powiedział gazecie, że sprawa staje się coraz pilniejsza i że we wrześniu odbędzie się posiedzenie z udziałem nadzoru archeologicznego, aby znaleźć rozwiązanie problemu.