Mogę sobie Akropolu nie lubić. Mogę się denerwować na tłumy. Mogę go mieć na prywatnej liście "Nigdy więcej", ale faktem pozostaje, że znajduje się na wszystkich możliwych listach "Must see", "top 10", "top 5". Nawet na wielu bucket lists, czyli "zobaczyć przed śmiercią". Moje zdanie jest inne, ale ono w tym tłumie średnio się liczy :)
No to pomówmy o Akropolu - czemu tak, czemu nie. Postaram się nie bluzgać.
Bo wzgórze Akropolu jest piękne.
Nie da się też zaprzeczyć, że na zboczach Akropolu znajdują się fenomenalne ruiny, które zwiedzający szybko przebiegają. Zatrzymują się przy teatrze Dionizosa, który znajduje się na liście UNESCO, wraz z innymi teatrami antycznymi. Niestety, w mojej prywatnej opinii jest to powiększona piaskownica, w której dzieci bawiły się kamyczkami. (tak, wiem, ze stoi za tymi kamyczkami, kupę historii i wiele lat. A nawet tysięcy lat. Nie zmienia to jednak faktu, że teatr w Epidauros, również znajdujący się na liście UNESCO, zapiera dech w piersiach, a tu.. no cóż, kupka kamieni.
Teatr Dionizosa - UNESCO |
Drugi punkt, gdzie turyści stają tłumnie, znajduje się nad drugim teatrem, nieco wyżej. W Odeonie Heroda odbywają się tu przedstawienia, na które trzeba się zapisać dużo wcześniej. Takie wydarzenie może na długo zapaść w pamięć - teatr jest nowszy, ale już nie wygląda jak rozwalona piaskownica. Robienie zdjęć jest utrunione, bo nie ma jak podejść, Siostra moja miała obiektyw 16 mm i dała rade objąć całość. Ja mialam 17 mm i już nie dałam rady, podchodząc jak najbliżej do murku ograniczającego tłum od teatru.
No i ludzie, ale o tym już pisałam.
Gdy wchodzi się przez Propyleje - spektakularne, to trzeba przyznać - ten cały tłum, który wcześniej rozchodził się i grupował tylko w niektórych miejscach (które spokojnie można było obejść), tutaj nie jest w stanie się rozejść, gdyż wąskie gardło nie zezwala na swobodne przejsćie, co gorzej - każdy chce sobie strzelić selfie, Do tego ochroniarze, którzy - choć nie mogli inaczej i wykonywali tylko swoją pracę - sprawiali wrażenie "czarnych garniturów, szkolonych przez Mosad".
Niestety - pomimo fantastycznej architektury - te "ludzkie atrakcje" zabiły całą przyjemność z przebywania tutaj.
W tym miejscu poczułam dokłądnie, dlaczego chciałam ominąć Akropol. 20 lat temu pilotowałam wycieczkę do Grecji i byliśmy w Atenach przez dwa dni. Teraz odczułam dokładnie to samo, co wówczas. Niechęć do tłumów, ten sam "koń z klapkami" idący tam, gdzie trzeba, bo koleżanka też była...
Odetchnęłam trochę na górze.
Partnenon, jak Partenon - wiecznie w budowie. Jak oni wwieżli tutaj dźwig, to ja nie wiem. Ale zdjęcia wyszły całkiem zacne z dzwigiem pomiędzy kolumnami.
Do Erechtejonu wiodły mniej ludne ścieżki. A przecież tam są słynne kariatydy (no dobra - kopie, bo oryginały są w muzeum. Ale nie wierzę, że istnieje choć jedna ooba w tym tłumie, któa jest w stanie rozpoznać kopie od oryginałów na odlegość. Bo podejść oczywiście się nie da. Przydaje się tu dobry obiektyw w aparacie, bo telefonem to kariatyd "nie ściągniemy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz