Zimowe Skały Błędne
Błędne skały, kaplica czaszek i Urwisko Beaty
Zanim wyjechaliśmy- trochę zeszło. Trzeba było zjeść śniadanie, kupić karimatę, filmy do Zenita... Wyjechaliśmy około godziny pierwszej popołudniu... Droga- koszmar!!! Gorzej na pewno być mogło, ale oznaczało by to powtórkę z rozrywki z Woodstoku w 1998 roku, kiedy staliśmy na autostradzie 4,5 godziny.
W Ząbkowicach Śląskich utknęliśmy na dobre. Radka zaczął trafiać popularnie zwany szlag, a ja odpracowałam już wszelkie drogi alternatywne: Kotlinę Kłodzką (w czym głównie przeszkadzał nam brak mapy), Masyw Śnieżnika (jak wyżej), Śląskiego Kopciuszka i Kopalnię w Złotym Stoku...
Kwitliśmy na drodze jak te kaktusy (Chociaż kaktusy w tej temperaturze nie kwitną- było-0,1 st.C). W końcu jednak zlitował się kierowca Tira i za jego pomocą i fantastycznego wynalazku ludzkości jakim jest CB-radio idało nam się przed zmrokiem dostać do Czermnej. Kapliczka była już niedostępna...
Bogiem, a prawdą, czyli jak to mówią, miedzy Bugiem, a Odrą, z planowanego zapisu "wstaliśmy rano", pozostało tylko "wstaliśmy". Wczoraj w nocy rozłożyliśmy się noclegiem nad Urwiskiem Beaty- gdzieś między nadajnikiem RTV na Górze Parkowej, a Świni Grzbietem- 50 metrów w dół i cypelek 2 x 2 x 2- idealne miejsce na naszego Marabuta.Kiedy dotarliśmy do kapliczki czaszek w Czermnej było już południe.
Kaplica czaszek w Czermnej
No cóż... Kaplica rozczarowała nas i to bardzo. czaszki ułożone pod sznurek w idealnej harmonii.
Cholerne aniołki i krzyże, które kościół katolicki wetknie wszędzie, wprowadzały okropny dysonans. Na miejscu był jedynie ołtarz z wyłożonymi trzema kośćmi udowymi: człowieka mającego ponad 2 metry wzrostu (więcej takich kości leży w piwnicy),mężczyzny z raną po postrzale, oraz kość źle zrośniętą po złamaniu z przemieszczeniem. Na ołtarzu leżą też czaszki. Jedna należy do sołtysa, który zginął od strzału w głowę, druga do jego żony, która zginęła od szabli (na czaszce jest widoczna rana), a trzecia do grabarza, kóry w testamencie zastrzegł sobie, a właściwie swojej czaszce miejsce na ołtarzu. To on właśnie pomagał biskupowi Tomaszce w realizacji projektu kaplicy. Na ołtarzu leżą też czaszki Mongoła i Tatara- prof. Rosiński z Uniwersytetu Wrocławskiego znalazł by tu wymarzony materiał do badań.
Komercja, nienaturalność i sztampa widoczna jest z każdej strony. Jedyne miejsce, gdzie widać przerażającą autentyczność jest piwnica, gdzie w bezładzie i kurzu poniewierają się szczątki ponad 21,000 osób. W kaplicy znajduje się ich 3000.
Lekko zdegustowani ruszamy dalej.
Szopka Ruchoma jako rekompensata
To Radziu wymyślił, aby wejść do Szopki Ruchomej.
Je pewnie bym nie wstąpiła z prostego powodu: wiele wsi przeszłam, gdzie na każdym kroku były jakieś regionalne muzea, które okazywały się nędzną izbą z kilkoma eksponatami. nic ciekawego. Tu intuicja Radka wprowadziła nas do izby, gdzie na długiej ścianie wisiała (czy stała) SZOPKA. 5 metrów długości, metr wysokości i 80 zm głębokości. Starsza pani w białym kitlu nacisnęła guziczek i postacie zaczęły się ruszać, a z organów popłynęła muzyka. Dziadek tej pani, pan Franciszek, nad rzeźbieniem figurek i pracy nad szopką spędził 20 lat.
Można było iść drogą, ale my oczywiście poszliśmy zielonym szlakiem. Dość ostro pod górę w błocie i śniegu. Nie mogę powiedzieć, aby był to najpiękniejszy szlak jaki widziałam. jednak tuż za zboczami Dufałek otworzył się przed nami piękny widok na Wielkie Brusznice. I wtedy ruszyła śnieżyca...
Radek był zachwycony, bo w końcu wiało (choć żagli i Jeziora brak), ja z zachwytem miałam mało wspólnego, bo zamek w kurtce mi się rozwalił, a polar wiadomo przewiewnym jest.
Dochodziła chyba trzecia kiedy docieraliśmy do Błędnych Skał.
Na przemian to wiało śniegiem, to wychodziło słońce i trochę grzało. Trochę to mało adekwatne określenie. Ledwo c0- to już lepiej. Gdy ruszaliśmy spod sanatorium dziecięcego ORLIK było-6 st! Przypominam, ze jest koniec marca;))) Błędne skały to istny obłęd!!!
Skalny labirynt- to mało powiedziane. Przeciskaliśmy się między skałami, śmiejąc się w duchu z chłopaka, który na swojej www informował, że lepiej nie brać dużego plecaka,, bo się utknie....
Śmiech do momentu...
Śmialiśmy się do momentu, kiedy musieliśmy ściągnąć plecaki i czołgać się na wysokości 30 zm, bo tylko tam widniał kawałek przejścia.
- To niemożliwe, żeby tędy prowadził szlak- powiedziałam, po czym okazało się, ze niemożliwe stało się możliwym i nasza trasa weszła w takie szczeliny, że o mało co nie zaklinowałam się twarzą.
Za chwilę doszło czołganie i ślizganie się na przyskalnych jeziorkach.
Coś, czego na pewno nie można zobaczyć w lecie to biało złote lodospady i gigantyczne sople. Dlaczego złote? Skały porasta las sosnowy- sosna jak wiadomo jest drzewem żywicznym. Złote nacieki to najprawdopodobniej żywica, łącząca się z wodą. Gdyby choć na chwilkę wyszło słońce, wrażenie byłoby olśniewające również w sensie dosłownym.
Ruszyliśmy z Błędnych Skał, kiedy słońce chyliło się już ku zachodowi. Przez las, mokradła, zalodzone kładki ruszyliśmy naprzód w tempie średnim. Wystarczyło jednak do tego, żebym wywaliła się kilka razy, a raz nawet poważnie. Litościwa Opatrzność, czuwająca nad idiotami różnego rzędu nie zesłała pod mój nos kamienia, bo pewnie bym już zębów nie miała. Na rozdrożu czerwonego i zielonego szlaku zapadł zmrok. Po tzw. ćmoku dotarliśmy do Karłowa do ośrodka konferencyjnego PZU AKADEMIA. Intuicja kobieca nakazała mi zostać w przedpokoju i na negocjacje o wrzątek wysłać Radka. Podziałało. Pani recepcjonistka absolutnie nie zgodziła się na zrobienie herbaty w naszych kubkach. Zrobiła nam herbatkę z cukrem i cytrynką w kubkach firmowych i otworzyła nam salę konferencyjną, gdzie nanieśliśmy tyle śniegu, że aż wstyd..
No i nasza wybujała nadmiernie wyobraźnia kazała nam iść do Kudowy (23 kilometry!!!), bo wydawało nam się, że tam będą jeździć TIRy... I mieliśmy rację... Wydawało nam się...
Marzec'2003- Kudowa Słonne