niedziela, 17 grudnia 2017

Turki w Dolinie Sanu

W dolinie Sanu kultywowane są  najciekawsze tradycje pełnienia warty przy grobie Jezusa. Obok oddziałów typowo wojskowych zachowały się malownicze straże tureckie.

Urządzanie w Wielki piątek w kościołach grobów Chrystusa jest starą polska tradycją. Zazwyczaj wartę honorową pełnią przy nich strażacy w galowych mundurach. Ale nie wszędzie. 
Foto pochodzi z http://gazetagazeta.com/2016/03/polskie-misteria-wielkanocne/ - autor: Grzegorz Micuła

W Radomyślu, Woli Rzeczyckiej, Zaleszanach, Giedlarowej, Grodzisku, Gniewczynie i innych wsiach i miasteczkach w dolinie Sanu spotyka się uzbrojone oddziały nazywane Turkami. W Zaleszanach jest to jednolicie umundurowany i uzbrojony w szable oddział kościuszkowski z własnym sztandarem.

W skład oddziału strażników z Radomyśla wchodzą dochtory oraz koguty odziani w wysokie, błyszczące czapy ozdobione pękiem kolorowych wstęg. W Niedzielę Wielkanocną porywają dziewczęta do tańca i zatrzymują samochody. Dowódcą Turków jest basza ubrany w kolorową kapę. W Woli Rzeczyckiej koguty mają czarne mundury i wysokie czapy ozdobione sztucznymi kwiatami.

Poza pełnieniem warty przy Grobie Pańskim Turki asystują księdzu przy święceniu ognia, wody i pokarmów oraz w czasie mszy i procesji rezurekcyjnej. W Niedzielę Wielkanocną chodzą z życzeniami po domach. Turki, na wzór oddziałów wojskowych, uzbrojeni są w szable i atrapy karabinów. Popisują się musztrą, jak w Gniewczynie Łańcuckiej i Grodzisku, lub tańcem- w Radomyślu i Woli Rzeczyckiej.

Wielkanocne Turki są ważnym i ciekawym elementem kultury ludowej. Najprawdopodobniej wywodzą się ze średniowiecznych misteriów pasyjnych wprowadzonych w Polsce przez strażników Grobu Bożego (bożogrobców) z Miechowa, a być może także ze straży obywatelskich organizowanych dla obrony przed Tatarami. Nie ma dwóch identycznych oddziałów- różnią się kolorem mundurów, uzbrojeniem i tradycją. Niektóre mają własną orkiestrę. 


Zobacz również:



poniedziałek, 4 grudnia 2017

Taradajką do Puńska


Nie przyjechałam tu taradejką, Chociaż miałam wielką ochotę. Niestety górę nad tradycją wzięła wygoda i cywilizacja. Większość Litwinów na obchody święta Matki Boskiej Zielnej- 15. sierpnia- przyjechała samochodami. 

Litewskie bryczki o niskich burtach, ogromnych szprychowych kołach z błotnikami i miękkich, wyściełanych siedzeniach można jeszcze spotkać w niektórych domach. Podobno jeszcze kilka lat temu na nabożeństwo 15. sierpnia tradycyjni Litwini do tarantasów (druga nazwa teradejki) zaprzęgali traktory, ale dziś zdecydowana większość zajeżdża przed kościół maluchami i polonezami.

Miasto polskich Litwinów

Puńsk- małe schludne miasteczko położone między malowniczymi pagórkami nad przeraźliwie zanieczyszczonym jeziorem Punia- jest stolicą polskich Litwinów. Powstało w połowie XVI wieku na skraju nieskolonizowanego jeszcze kawałka Puszczy Mareckiej. Kolonizacja następowała z dwóch stron: od strony Łoździejów i od strony Wiżajn. Pierwszymi osadnikami byli Polacy, Litwini i Rusini. Ci ostatni, jako element najsłabszy, szybko ulegli lituanizacji i polonizacji. Na Sejneńszczyźnie- najdalej na zachód położonej Litewskiej wyspie- mieszka około 12000 Litwinów. Drugie tyle jest rozrzucone po całej Polce. Choć jako mniejszość Narodowa nie stanowią dużej grupy nie grozi im wynarodowienie.

Litwini, jak żadna inna grupa etniczna, trzymają się razem, kultywują tradycję i dbają o naukę litewskiego w szkołach. Skupieni są w różnych organizacjach, które umacniają patriotyzm i poczucie przynależności Narodowej. Działa "Stowarzyszenie Litwinów w Polsce", wydawane jest czasopismo  "Ausra", odrodziło się również Towarzystwo im. św. Kazimierza i Związek Młodzieży Litewskiej. To jedna strona medalu.

Druga strona medalu

Druga, jak zwykle jest ciemniejsza.

Dużo naczytałam się o gościnności litewskiej, ale wnet okazało się, że, owszem, Litwini litewscy są  uroczy, natomiast Litwini polscy, a przynajmniej ci spotkani w Puńsku, darzą Polaków szczera nienawiścią. Tyle lat minęło od zmienienia granic po I i II wojnie Światowej, a oni nie zapomnieli. Ale najgorsza jest obojętność...

Z taką ignorancją, wszystkich i wszystkiego, co nie-litewskie spotkałam się po raz pierwszy w życiu. I u Łemków i u Cyganów, nie mówiąc już o naszych rodzimych góralach, mój plecak i torba na aparat wywoływały szczere zainteresowanie. Każdy rwał się, żeby się przywitać, wyrazić zdziwienie, czy samemu nie straszno, albo po prostu się uśmiechnąć. Zazwyczaj też chętnie opowiadali o swoich rodzinach, regionie, zwyczajach... 

Tutaj nic.

Zero kontaktu.


Moje rozpaczliwe próby dowiedzenia się czegokolwiek, spełzały na niczym. Ani rozmowa ze sprzedawczynią, ani z mieszkańcami nie przyniosły rezultatów. Najczęściej wzruszano ramionami i odchodzono. Rozmowni okazali się tylko strażnicy graniczni, ale oni byli z pochodzenia Białorusinami i ich też Litwini nie darzyli sympatią. Uważali, że strażnicy są  tu niepotrzebni - ponoć żaden z mieszkańców Puńska nie chciał tutaj punktu granicznego.

Już zdecydowałam się opuścić niegościnne miasto....

..już szłam drogą na Suwałki....

...już klęłam pod nosem za stracone pół dnia

....kiedy z drogi zawrócił mnie głos.

-Proszę pani! Pani wstąpi do nas na kawę. Na pewno jest pani zmęczona...

Otwarły się przede mną wrota raju. O kawie marzyłam od mniej więcej trzech godzin i smętnie myślałam o pozostałych mi 60 groszach. Do jutrzejszego otwarcia poczty nie spodziewałam się kawy. Pani Jasia, przeurocza kobieta, jest Polką. I ma syna Grzegorza. Syn Grzegorz, podobnie jak ja, jeździ stopem i przeróżni ludzie mu pomagają, stąd niespodziewana gościnność pani Jasi.

Chociaż, nie! Z czymś takim w sercu człowiek się rodzi, a warunki i okoliczności tylko go ukierunkowują. Tu okoliczności sprawiły, że zostałam podjęta kawą, serem białym i przepysznym ciastem z gruszkami. Kiedy szliśmy wieczorem na występy folklorystyczne nad jezioro Punia, trzymałam za rękę Igora, przecudnego wnuka pani Jasi. Miał lat pięć i był (nadal jest) niekwestionowanym żywym srebrem. Złotem! Platyną!

Nigdy w życiu nie spotkałam tak uroczego dziecka! Normalnie mam awersję do dzieci, ale Igor po prostu mnie oczarował. Mój czas  podzieliłam na zabawy z nim i rozmowy z panią Jasią i jej mężem panem Edwardem. Nie skarżyli się. Tego typu ludzie nigdy się nie skarżą. Ale wyczuwałam z rozmowy żal i rozgoryczenie. Pani Jasia od kilku lat nie może znaleźć pracy w okolicy z prostego powodu: nie mówi po litewsku. Tutejsi Litwini znają język polski. Muszą znać. Ale nie przyjmą do pracy nawet sprzątaczki nie-Litewki.

Polacy dyskryminują ????!!!!

I nam się zarzuca dyskryminację!? Kiedy we własnym kraju dyskryminowani są  Polacy! Na 100 numerów na ulicy, gdzie mieszkają moi dobroczyńcy, tylko 4 należą do Polaków. Ale nie w liczbach sprawa. Litwini też mają prawo do własnej stolicy na terenach dawniej należących do nich. Ale niewiele Litwinów odkłoni się Polakowi na ulicy. Pani Jasia jest przeuroczą kobietą i naprawdę ciężko było mi zrozumieć brak znajomych.

Raptem kilkoro Litwinów przyznaje się do przyjaźni z Polakami. Pani Jasia ma jedną litewską przyjaciółkę. Ona nie przejmuje się konwenansami. Pani Jasia to pani Jasia, a nie Polak, którego z założenia należy nie lubić. 

Ludzie!!! opamiętajcie się!!!

Jeżeli przez przypadek dowiecie się, że wasz najlepszy przyjaciel jest na przykład Cyganem, a wy akurat Cyganów nie lubicie, odwrócicie się od niego?! Człowieka należy oceniać jakim jest, a nie jaką ma Narodowość, wyznanie, rodzinę!

Proszę bardzo! Niech na Sejneńszczyźnie będą dwa języki urzędowe, centrum kultury litewskiej, święta...

Zdaję sobie sprawę, że tylko granice zmusiły Was, drodzy Litwini, do życia w obcym kraju, ale żyjecie już tu 50 lat, a obok Was Polacy. 
Nie zapominajcie o nich.
Oni też chcą żyć normalnie...


Sierpień'2000- Puńsk


Oświadczenie autorki:

Zaznaczam, ze artykuł poniższy powstał na podstawie moich osobistych odczuć podczas  pobytu w Puńsku w sierpniu 2000 roku. Pobyt na Litwie w siedem lat później przekonał mnie że Litwini są  gościnni i bardzo mili. Czy miałam pecha wtedy w Puńsku? Być może. Nie twierdzę że WSZYSCY są  tacy, albo NIKT nie jest taki. W róznych społecznościach trafiają się przeróżni ludzie. Jedna niefortunna znajomość potrafi zrazić lub przekonać do całej nacji. Jednakże takie odczucia pozostawił we mnie Puńsk po 2000 roku. Może pojadę tam kiedyś powtórnie i moje podejście się zmieni. 

Dziękuję pani Bożenie z punsk.com.pl na zwrócenie mi uwagi - cytuję wpis do księgi gości: 
Przykro mi, że trafiła Pani na obojętnych Litwinów. Zapewniam Panią, że nie wszyscy są  tacy i zazwyczaj staramy się służyć pomocą przyjezdnym. Ponadto, znam wielu Polaków w Puńsku, którzy nie czują się w jakiś sposób osaczeni, czy szkalowani przez Litwinów. Wręcz przeciwnie, znaleźli tu swoje miejsce i mają się bardzo dobrze:)
Wierzę, że moje wrażenie było mylne i przepraszam wszystkich którzy poczuli się urażeni.

Pierwszy Rok Suwalskiego Parku Krajobrazowego

przedruk z Przyrody Polskiej 06,1977

Ponieważ odkopałam w skrzyni wsiowej cały skład Przyrody Polskiej z lat siedemdziesiątych, pozwolę sobie zaprezentować to co znalazłam- oczywiście wybór subiektywny... takich rzeczy jak "na miejscu wyrobisk Kopalnianych park dla ludzi pracy" nie będę tutaj prezentować, Chociaż może i warto by było- ku przestrodze;)))



W styczniu (1977 rok- przyp.) minął rok od utworzenia Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Park ten powołano z uwzględnieniem przewidywanego na przyszłość wzrostu turystyki i roli rekreacji dla mającego powstać w sąsiedztwie ośrodka przemysłowego. Park ten ma chronić przede wszystkim osobliwe i piękne ukształtowanie rzeźby terenu ze szczególnie urozmaiconą florą i fauną. Uchwała powołująca Suwalski Park Krajobrazowy zobowiązuje terenową administrację do wielokierunkowych działań doraźnych i perspektywicznych np. do wprowadzenia odpowiednich zakazów i ograniczeń w działalności gospodarzczo usługowej, przebudowy napowietrznych linii telekomunikacyjnych i elektrycznych na siec podziemną.

Zgodnie z uchwałą ustawiono znaki drogowe zakazujące wjazdu na teren parku pojazdom samochodowym, którym wolno poruszać się jedynie po szosie-obwodnicy stanowiacej granicę Parku Krajobrazowego. Zmotoryzowani turyści w zasadzie przestrzegali tych zakazów, z wyjątkiem dwóch miejsc. Znak przy drodze prowadzącej do wsi Udziejek został przewrócony, a znak zakazu wjazdu ku podstawie góry Cisowa został zupełnie zniszczony. Góra Cisowa jest obiektem wymagającym pilnego i przemyślanego działania. jest ona punktem najliczniej odwiedzanym i jednocześnie jest zupełnie niezagospodarowana; wieża triangulacyjna jest uszkodzona, rażą wzrok puszki po konserwach i papiery.

Dużo kłopotów ma straż leśna z dziko biwakującymi turystami, którzy upodobali sobie szczególnie jezioro Hańczę, nie omijając też i innych jezior, a pozostawiając po sobie zanieczyszczone miejsca. Również malowniczy parów strumienia w Smolnikach, parów jak z bajki, jest zabrudzony wieloma najróżniejszymi odpadkami. Sytuację poprawić mogą tablice (szkice terenu Parku i informacje), które ostatniej jesieni ustawiono w wielu miejscach przy obwodnicy Parku. zaśmiecanie parku przez turystów jest mimo wszystko minimalne.

Nad ciemnoszmaragdowej toni Jeziora Jaczno minionego lata można było zaobserwować opalizującą warstewkę tłuszczu, niewątpliwie przypływającą z wodami strumyczków, a pochodzącą z obozu harcerskiego warszawskiego szczepu Watra, biwakującego w swym tradycyjnym miejscu, świetnie zorganizowanego z doskonałą kadrą. jednak pewnych spraw nie da się pogodzić i dobrze, że był to ostatni rok obozowania w tym miejscu. Od tego roku w źródliskach gosopodarować będą już tylko dzikie zwierzęta, a człowiek pozostanie przechodnim widzem.

 Sprawa wody gruntowej na terenie Parku jest przykładem naruszenia przez człowieka równowagi w środowisku przyrodniczym. jej poziom wciąż opada. W sąsiedztwie studni głębinowej, wywierconej kilka lat temu na terenie PGR Kleszczówek, wybiły źródła do dziś robiące wrażenie awaryjnego wylewu. W przyrodniczo najwartościowszym miejscu, źródliskach nad jeziorem Jaczno, w następstwie głębokich wierceń i niewystarczającego plombowania- woda podziemna z łatwością znajduje ujście.
Zdzisław Szkiruć, Krzysztof Wołk

Przyroda Polska - miesięcznik wydawany przez Ligę Ochrony Przyrody, poruszający zagadnienia z zakresu ekologii, ochrony środowiska i ochrony przyrody. czas opismo zalecane dla szkół przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

sobota, 2 grudnia 2017

Klucz do Królestwa Polskiego


Pierwszy gród w Santoku, istniejący być może już od VIII w., został prawdopodobnie zdobyty i zniszczony przez wojów Mieszka I. Wkrótce potem na jego miejscu wybudowano drugą, znacznie większą warownię, składającą się z grodu głównego i podgrodzia, którą Gall Anonim nazwał "kluczem i strażnicą królestwa polskiego". Przy budowie nowego grodu zastosowano tzw. konstrukcję hakową, co wyraźnie wskazuje na jego piastowską genezę. Była to zmodyfikowana wersja tradycyjnej przekładki: na niektórych drewnianych belkach ułożonych prostopadle do biegu wału pozostawiano na końcu kawałek ściętego konara, czyli naturalny hak, zapobiegający wysuwaniu się ułożonych powyżej belek równoległych do linii wału. 


Znaczenie grodu wynikało z jego położenia na północno-wschodnim krańcu Wielkopolski, w widłach (czyli w "sątoku") Warty i Noteci. W 1266 r. opanowali go margrabiowie brandenburscy i włączyli do Nowej Marchii. W polskich rękach znalazł się jeszcze przejściowo za panowania Przemysła II i w ostatnich latach rządów Kazimierza Wielkiego. Na trwałe wrócił do Polski dopiero w 1945 r.



Dzisiejszy Santok to duża wieś gminna, która ciągnie się wąskim pasem wzdłuż północnego brzegu Warty. Pozostałości dawnego grodu, w postaci imponujących ogromem i rozległością wałów ziemnych, znajdują się po południowej stronie rzeki, mniej więcej na wysokości Muzeum Grodu Santok. W muzeum warto zobaczyć zabytki wydobyte podczas prac archeologicznych prowadzonych na grodzisku na przełomie lat 50. i 60. XX w. w ramach przygotowań do obchodów milenium państwa polskiego. Jest tutaj również makieta grodu, która daje wyobrażenie o jego potędze.



Po obejrzeniu wystawy można udać się promem na grodzisko. Obiekt ma ok. 200 m średnicy, co już samo w sobie jest ewenementem, bo przeciętny gród słowiański z czasów plemiennych był co najmniej dwa razy mniejszy. Ostatnio wznowiono tutaj badania archeologiczne, których celem jest przede wszystkim zweryfikowanie chronologii santockiej twierdzy przez zastosowanie metody dendrochronologicznej. Polega ona na dokładnym pomiarze szerokości przyrostów drewna w pozyskanych próbkach, dzięki czemu można niekiedy ustalić moment ścięcia danego drzewa nawet z dokładnością do pół roku! Prace te mają być wstępem do planowanej częściowej rekonstrukcji grodu.


Tekst pochodzi z portalu polskaniezwykla.pl

Santok- wieś z burzliwą przeszłością

Gród kiedyś wykorzystywali propagandowo Niemcy, potem Polacy.- Warto, aby ta wrzawa wokół Santoka już ucichła- mówi Robert Piotrowski. Wkrótce pod jego redakcją ukaże się książka "Dzieje Santoka- gród, wieś i okoliczne miejscowości".
zdjęcie ze strony gminy

Doskonałą ilustracją do znaczenia Santoka jako elementu propagandy w Niemczech i w Polsce jest pewne zdjęcie. Spokojnie płynąca Warta, zacumowana łódka, a w tle na drugim brzegu wzgórze grodziska, jeszcze nierozkopane przez ekipę profesora Unverzagta w 1933 r. Wiadomo że wykopaliska w tym "grodzie na niemieckim Wschodzie" były w nazistowskich Niemczech mocno nagłaśniane przez propagandę. Miały udowodnić prawo do niemieckiej ekspansji, jako obrony przed zakusami Słowian. Dokładnie to samo zdjęcie wykorzystano na propagandowej widokówce Instytutu Zachodniego.
- A Warta, jak płynęła, tak płynie- stwierdza Robert Piotrowski. 

Kilkaset lat w czarnej dziurze 

Pod jego redakcją ukaże się pod koniec stycznia książka, która zamyka dyskusje na temat Santoka.- W skład projektu wchodzi ta książka, ale również konferencja naukowa oraz wystawa, które odbyły się 15 września. Dzieje Santoka to nazwa pojemna, ale nam chodziło o pokazanie historii wykraczającej poza to, co dotąd znamy, czyli poza historię grodu i czasy powojenne. Przecież pomiędzy jest kilkaset lat- mówi Piotrowski. 

Dziś gród santocki to ugór po drugiej stronie rzeki. Wieś rozlokowała się na prawym brzegu. Czy te dwa Santoki można ze sobą utożsamiać?- Jedno nie istniałoby bez drugiego. Gdy znika gród, Santok funkcjonuje dalej jako wieś, nawet jako miasteczko- dodaje. 

Kiedyś to się kłócili... 

Gród odgrywa dużą rolę w świadomości historycznej zarówno Polaków jak i Niemców. Jego dzieje były, zwłaszcza w XX w., polem nie tylko działalności naukowej, lecz również manipulacji politycznych. Ten klimat świetnie oddaje książka. 

Interesującym dodatkiem do artykułów współczesnych są  również teksty przedwojenne, np. Alfonsa Parczewskiego, profesora Uniwersytetu w Poznaniu z 1919 r., który przygotował memoriał dla polskiej delegacji na konferencję wersalską, uzasadniający polskie prawa do tych terenów, a także polemika prof. Józefa Kostrzewskiego, odkrywcy Biskupina, z wypowiedziami prof. Unverzagta, który w latach 30. prowadził wykopaliska archeologiczne. 

Prof. Kostrzewski protestuje w 1934 r. przeciw zestawieniu przez Unverzagta prymitywnych chałup słowiańskich z romańskimi katedrami powstającymi nad Renem. Pojawia się wtedy pojęcie tzw. "santockiego gnoju", bo tego materiału znaleziono bardzo dużo w zabudowaniach w dawnym grodzie. Zdaniem Wilhelma Unverzagta, "zapach unoszący się jeszcze dziś daje pojęcie o ówczesnych stosunkach kulturalnych". 

"To niewybredne zestawienie powtórzone z lubością przez prasę niemiecką nie przynosi autorowi zaszczytu- stwierdza prof. Kostrzewski i sam porównuje powznoszone tysiąc lat wcześniej przez Rzymian nad Renem akwedukty, łaźnie i amfiteatry z opisem Tacyta, Germanów mieszkających w jamach podziemnych, pokrywanych grubą warstwą gnoju, brudnych germańskich dzieciach, panach i niewolnikach tarzających się wspólnie ze zwierzętami domowymi. Santok został, podobnie jak przed wojną przez Niemców, tak i po wojnie wprzęgnięty w służbę propagandy. Tak więc szkielety odkryte na górze Zamkowej raz były w 1942 r. szczątkami wojów askańskich, podobnie jak żołnierze Wehrmachtu, broniących kraju przed słowiańskim naporem, innym razem po wojnie były to już szczątki wojów Chrobrego poległych w walce z naporem germańskim. 

Książka opisuje i podsumowuje więc również ten rozdział w badaniach nad Santokiem, ale też nikt nie przekreśla dokonań naukowców. Profesor Unverzagt poddawany jest pod oSąd, w którym jednak także docenione są  jego zasługi. Okazuje się, że był jednym z pierwszych promotorów miejsca Słowian w badaniach. Przed wojną prof. Kostrzewski odwiedzał wyKopaliska w Santoku, a po wojnie Unverzagt nie widział przeszkód, aby przyjechać do Polski obserwować prace polskich archeologów.- Wtedy nawet peerelowska propaganda nie wieszała mu balastu tamtych wypowiedzi. Dzisiaj możemy już jednak pochować politykę i na konferencji dyskutowaliśmy, jak ustalenia naukowców harmonijnie komponować, wzajemnie wykorzystywać- opowiada Robert Piotrowski. 

Się pisze o Santoku 

Po 1990 r. ukazały się trzy publikacje na temat historii Santoka. Nowa książka jest jednak samodzielną całością, pomyślaną jako swego rodzaju monografia, podręcznik regionalny. Zawiera również wstępne doniesienia z najnowszych wyKopalisk w grodzie w 2007 r. oraz wyczerpujący spis miejscowości i nazw topograficznych w gminie Santok. Dodatkowym atutem są  nowe i stare zdjęcia, często unikalne. Książka ukaże się w nakładzie 1,5 tys. egzemplarzy. Przy jej wydaniu współpracowali: Fundacja Ochrony Przyrody i Dziedzictwa Historycznego Ziemi Santockiej, Towarzystwo Historyczno-Krajoznawcze Marchii Brandenburskiej w Berlinie oraz BAG Lisberg/Warthe Stadt und Kreis.

Autor: Dariusz Barański (Gazeta Wyborcza - Turystyka)

Żurawie w ujściu Warty

Żurawie są największymi ptakami gniazdującymi w Polsce: mają 1,5 m wysokości, a rozpiętość ich skrzydeł dochodzi do 2,5 m. są  niebywale płochliwe i osiedlają się na terenach mało zaludnionych i czystych ekologicznie.

Fot: Mateusz Matysiak, źródło: BirdWatching.pl

Park Narodowy "Ujście Warty" to ptasie królestwo. Ochrona ptaków oraz siedlisk, w których żyją, jest podstawą funkcjonowania tego Parku.

Nadwarciańskie rozlewiska mają kluczowe znaczenie dla wielu gatunków ptaków. Specyficzne warunki hydrologiczne oraz gospodarka człowieka (wycinka lasów, melioracja, koszenie i wypas) w dolinie Warty i jej ujściowym odcinku, wpłynęły na powstanie mozaiki siedlisk wodno-błotnych (Świat roślin). Konsekwencją tego, jest występowanie charakterystycznego zespołu gatunków ptaków. W zależności od pory roku, są wśród nich gatunki lęgowe, wędrowne, zimujące, przybywające na pierzowisko oraz takie, które zalatują wyjątkowo. W gronie 270 gatunków odnotowanych dotychczas  w Parku, ponad 170 to gatunki lęgowe.

Żurawie zaczęły pojawiać się w parku tradycyjnie na przełomie sierpnia i września. Od tego momentu ich liczba stale rośnie, a każdy kolejny wynik liczenia zaskakuje przyrodników. Świadczy to m.in. o dobrej kondycji tego gatunku, który adaptuje się do zmian cywilizacyjnych. Ptaki stają się także mniej płochliwe. "Tak duża koncentracja żurawi to także efekt ciepłego początku jesieni"- dodał Wypychowski. Park jest celem wycieczek turystów nie tylko z Polski, ale i zagranicy, przyjeżdżają tam m.in. Niemcy i Holendrzy. Pogoda sprzyja tego typu wyprawom. Jak szacują przyrodnicy, codziennie naturę w parku podziwia po kilkadziesiąt osób; w skali roku to kilka tysięcy ludzi. Park Narodowy "Ujście Warty", założony 1 lipca 2001 roku, położony jest w pobliżu ujścia Warty do Odry. Późną jesienią miejsce to staje się królestwem migrujących ptaków, przede wszystkim arktycznych gęsi, których liczba może sięgać nawet 80 tys. W niektórych latach ich liczba dochodziła nawet do 200 tys. osobników- głównie gęsi białoczelnych i zbożowych oraz rodzimych gęgaw. 

Najlepiej wybrać się na obserwację o świcie tj. około 6.30 lub pod wieczór. Wówczas  żurawie wylatują na swe żerowiska położone w sąsiedztwie parku. Najczęściej zdobywają pokarm na okolicznych polach, m.in. w rejonie Dąbroszyna i Słońska, i tam można je podpatrzeć w ciągu dnia

Cenne znaleziska archeologiczne pod Kaliszem


Relikty osadnictwa z okresu lateńskiego, związanego z obecnością celtyckiego plemienia Bojów oraz z okresu rzymskiego i wczesnego średniowiecza, odkryto w tym roku podczas  badań w dolinie Prosny w Jastrzębnikach pod Kaliszem.
Prace archeologiczne prowadzono w ramach grantu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

O śladach pobytu w tym rejonie Galów świadczą znaleziska monet, ozdób i elementów stroju oraz obiekty archeologiczne, w których znaleziono ułamki naczyń kultury lateńskiej pochodzących z przełomu er- poinformowali Sławomir Miłek i Leszek Ziąbkaz kaliskiego Muzeum Okręgowego oraz Adam Kędzierski z miejscowej stacji Instytutu Archeologii i Etnologii PAN.

Według nich, spośród znalezionych monet, trzy można łączyć z mennictwem celtyckich Bojów. Część z nich prawdopodobnie została wybita w pobliskim Jankowie, gdzie- według najnowszych badań- istniała pod koniec I wieku p.n.e. mennica, wybijająca monety o wartości 1/3 statera.- Dwie z monet nawiązują wagą i sposobem wykonania, materiałem i stylistyką do numizmatów z Jankowa- mówi Ziąbka.

Według niego, trzecia z monet też odpowiada wagowo wartości 1/3 statera, ale została wykonana z brązu, a jej stylistyka nawiązuje do złotych monet bitych przez Bojów na terenach położonych na południe od dzisiejszej Polski.- Możliwe, że moneta była wcześniej pokryta cienką warstewką złota, czyli mogła być falsyfikatem z epoki- nie wyklucza Ziąbka.

Według kaliskich archeologów, znaleziska z okresu lateńskiego i rzymskiego w dolinie Prosny potwierdzają starożytną metrykę Kalisza- skupiska kilkunastu osad, które już na przełomie er stanowiły bardzo ważny ośrodek dalekosiężnego handlu związanego ze szlakiem bursztynowym.

Na terenie prowadzonych prac znaleziono także kilka monet rzymskich, w tym rzadko odkrywany na ziemiach polskich denar Republiki Rzymskiej z 83/84 roku przed Chrystusem.

Na monecie widać kontrmarki w kształcie greckich liter. Potwierdza to, że zabytek dotarł do Wielkopolski z któregoś z państw hellenistycznych, gdzie Celtowie służyli jako żołnierze najemni- mówią archeolodzy.

Tekst pochodzi z Gazety Wyborczej

środa, 22 listopada 2017

Tajne kody tkaczek


Wzory dwoją się i Troją, od kolorów w głowie się kręci, wszędzie miękko i ciepło. W alkierzach opatulonych tkaniną warto spędzić choć kilka chwil.

Umówmy się: tkanin dwuosnowowych nie lubię. W modnym niegdyś na Podlasiu zestawie- narzuta na łóżko i na dwa fotele, wkomponowana w mieszkanie, gdzie mydło i powidło- tkanina taka wygląda zazwyczaj paskudnie. Tym bardziej pozytywnie zaskakuje wystawa w Muzeum Podlaskim, gdzie materia została wyjęta z domowego kontekstu i jest bohaterem sama w sobie.

wtorek, 14 listopada 2017

Śląska zupa parzybroda

Przygotowywana w regionie częstochowskim parzybroda to kolejna zupa, która została wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa- poinformowała gmina Olsztyn w woj. śląskim.

Śląska parzybroda stała się 'kapuścianą' rywalką kwaśnicy. Choć obie zupy to kapuśniaki, to różnica w smaku- jak podkreślają smakosze- jest ogromna. Kwaśnica jest kwaśna, a parzybroda słodka. Parzybroda jest zupą gęstą ze słodkiej kapusty, ziemniaków, boczku i kminku. Kwaśnica gotowana jest z kapusty kiszonej na żeberkach i podgardlu.

sobota, 4 listopada 2017

Sztolnie w Kowarach

Historia Kowar jest ściśle związana z górnictwem. W połowie XII w. walońscy gwarkowie rozpoczynają tutaj wydobycie rud żelaza. Aż do XVII w. miasto świetnie się rozwijało dzięki nie tylko górnictwu, ale też hutnictwu, kowalstwu czy rusznikarstwu.

Powstawanie kowarskich sztolni i Kopalń jest jednak związane również z innymi kruszcami: kamieniami półszlachetnymi, srebra, ołowiu, a później także rud uranu. Po II wojnie światowej, w wielkiej tajemnicy, w Kowarach rozpoczęto wydobycie rud uranu przez Przedsiębiorstwo Państwowe "Kowarskie Kopalnie", a następnie Zakłady Przemysłowe R-1. 

Górnicze i zbrojeniowe dziedzictwo Kowar można oglądać w podziemnych trasach turystycznych "Kowarskie Kopalnie" oraz "Sztolnie Kowary- Skarbiec Walonów". 

Sztolnie 19 i 19a to chyba najciekawsze i najpiękniejsze obiekty podziemne zlokalizowane na terenie Kowar. Eksploatacja trwała tu aż do roku 1958, natomiast w latach 1974–1989 funkcjonowało jedyne w Polsce Inhalatorium Radonowe Uzdrowiska Cieplice, gdzie prowadzono badania nad terapią radonową. 

Czy wiesz, że:

Mówi się, że Kopalnia "Podgórze" była "najpilniej strzeżona Kopalnia PRL-u". W Kopalni "Podgórze" wydobyto podczas  jej działalności 140 000 ton rudy, z której uzyskano prawie 200 000 kg czystego uranu. 

Informacje:

Zwiedzanie trasy podziemnej odbywa się wyłącznie z przewodnikiem. Długość trasy wynosi 1600 m. 

piątek, 3 listopada 2017

Tajemnice Bunkra - Zamek w Książu

Mroczne historie dotyczące hitlerowskich planów wobec obiektu to najsilniejszy magnes przyciągający turystów do Książa. Do tej pory mogli o nich posłuchać od przewodników. Teraz część pomieszczeń została otwarta dla zwiedzających. 
.
(...pewnego majowego dnia) kierownictwo Książa dostało propozycję nie do odrzucenia. Ogólnopolski miesięcznik "Odkrywca" zaproponował oczyszczenie zagruzowanych części zamku i przygotowanie dla turystów trasy śladami II wojny światowej. Poszukiwacze zadeklarowali, że częściowo sami sfinansują przedsięwzięcie. 

– Takie propozycje składaliśmy już w latach 80. Nigdy jednak nie traktowano nas poważnie. Dopiero teraz spotkaliśmy się ze przychylnością kierownictwa zamku – opowiada Dariusz Korólczyk, koordynator prac. Eksploratorzy oczyścili zasypane szyby windowe i wykute w skale pomieszczenia, do których można wejść od strony tarasu z fontannami. 





Sensacyjne odkrycia 

W trakcie usuwania prac ekipa odkryła wiele unikatowych eksponatów. W zasypanych szybach windowych badacze znaleźli klamki, metalowe okucia, sztukaterie i inne elementy wystroju komnat sprzed wybuchu wojny. W zwałach gruzu było również wiele sensacyjnych dokumentów. W dobrym stanie zachowały się gazety w języku niemieckim i rosyjskim oraz m.in. faktury za cement, który Niemcy wykorzystywali do wzmocnienia podziemi wykutych pod zamkiem. Wynika z nich, że sprowadzano go do Książa z Bolesławca. Dokumenty powinny pomóc w wyjaśnieniu kilku zagadek związanych z budową tajemniczych podziemi. Między innymi to, jakie ilości cementu zostały zużyte do budowania podziemnych bunkrów i jaki jest skład cementu. Dzięki temu będzie wiadomo, czy budowle miały wytrzymać tylko bombardowania konwencjonalne, czy również nuklearne. 

– Eksponaty są  dokładnie opisywane. Wszystkie chcemy umieścić w gablotach i zaprezentować zwiedzającym – opowiada Anna Waligóra ze spółki Zamek Książ. 

Siedziba dyplomacji 

Według historyków zajmujących się sprawą tajemniczych podziemi w skale pod Książem, miały być one schronem dla przywódców III Rzeszy. – Wiele wskazuje na to, że zamek planowano przebudować na reprezentacyjną rezydencję ministerstwa spraw zagranicznych – wyjaśnia Andrzej Gaik, przewodnik po zamku Książ. 

Taka właśnie wersja przedstawiana jest obecnie turystom zwiedzającym fragmenty tajemniczej budowli. Niestety, w dalszym ciągu niedostępne dla zwiedzających pozostaną największe podziemne pomieszczenia, które użytkuje Polska Akademia Nauk.

Przewiercą zamek

Grupa archeologów rozpoczęła poszukiwania tajemniczych pomieszczeń w piwnicach Książa. Prace będzie nadzorował Bogusław Wołoszański. – Mamy niemieckie, przedwojenne plany obiektu, które różnią się, i to bardzo, od tych sporządzonych po 1945 roku - Wyjaśnia Jerzy Tutaj, prezes zamku Książ – są  na nich naniesione komnaty, o których istnieniu nic nie wiedzieliśmy. Do sensacyjnych i unikatowych dokumentów jako pierwsi dotarli Piotr Kruszyński, Andrzej Gaik i Tadeusz Słowikowski. Zaangażowani od lat w wyjaśnianie zamkowych zagadek, postanowili podzielić się swoim odkryciem z gospodarzami obiektu. 

Archiwa lub broń

– Sami nie moglibyśmy prowadzić żadnych prac na terenie Książa. Nie mamy do tego uprawnień, ani pieniędzy. Postanowiliśmy zatem poszukać wsparcia – opowiada Tadeusz Słowikowski. <br />Kierownictwo zamku uznało, że warto się tym zająć. O sensacyjnym odkryćiu poinformowało również Bogusława Wołoszańskiego, specjalistę od rozwiązywania zagadek historycznych. – Sprawa jest warta wnikliwego zbadania. Nie spodziewam się jednak znalezienia zrabowanych dzieł sztuki lub klejnotów – mówi Bogusław Wołoszański. – Jeżeli rzeczywiście dotrzemy do takich pomieszczeń, to myślę, że są w nich ukryte archiwa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy. Dokumenty bezcenne z punktu widzenia historyków. 

Mają na to pieniądze

Akcja poszukiwawcza została w 20 procentach sfinansowana przez spółkę Zamek Książ. Pozostałe pieniądze wyłożył pragnący zachować anonimowość sponsor. Swoją zgodę na prowadzenie prac musiał wydać konserwator zabytków.

Archiwum zbrodniarzy w Książu?

Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicherheitshauptamt RSHA) został utworzony 27 września 1939 roku na mocy rozkazu Heinricha Himmlera. W skład urzędu wchodziła tajna policja państwowa (gestapo) oraz służba bezpieczeństwa (Sicherheitsdienst). RSHA nadzorował również oddziały specjalne (Einsatzgruppen), które dopuściły się masowych mordów w krajach okupowanych przez III Rzeszę, zwłaszcza w Związku Radzieckim i Polsce. Kolejnymi szefami RSHA byli, Reinhard Heydrich, Bruno Streckenbach i Ernst Kaltenbrunner. Do dziś trwają spekulacje, gdzie hitlerowcy mogli ukryć archiwa RSHA. Ślady prowadzą m.in. do zamku Książ.

Artykuł pochodzi z NaszeSudety.pl

poniedziałek, 30 października 2017

W XIV w. garbowali skóry nad Odrą


Archeolodzy znaleźli we Wrocławiu średniowieczną garbarnię. Choć była źródłem wyjątkowego smrodu, urządzono ją w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Cesarskiego.

Drewnianą kadź odsłonięto w wykopie między kościołem Uniwersyteckim a ulicą Szewską. Ma prawie 2,5 m średnicy, prawdopodobnie pochodzi z XIV wieku.- To druga średniowieczna pracownia garbarska, którą  odkryliśmy we Wrocławiu. Pierwszą znaleźliśmy przy Więziennej 11- opowiada dyrektor Instytutu Archeologicznego prof. Jerzy Piekalski.

Garbarze zajmowali we Wrocławiu pas nadodrzański, od północnego odcinka ulicy Szewskiej do Białoskórniczej. Do swojej produkcji potrzebowali dużo wody.- Wstępne moczenie skór prawdopodobnie odbywało się w Odrze. Potem je mizdrowano, czyli usuwano tłuszcz, ścięgna i resztki mięsa z wewnętrznej części skóry (mizdry). Ale właściwie kąpiele garbarskie urządzano w specjalnych kadziach. Skóry zalewano wodą i przesypywano zmieloną korą dębu, wierzby (skóry delikatne) i brzozy (skóry jasne)- opowiada archeolog Paweł Konczewski. 

Do obróbki skór używano także popiołu drzewnego lub wapna gaszonego, a także nawozów kurzego lub gołębiego. Koło odKopanej kadzi odkryto właśnie popiół i rogi bydlęce.

Z warsztatu tak śmierdziało, że nawet nosy średniowiecznych Wrocławian, przyzwyczajonych do fetoru mierzwy zalegającej ulice i przepełnionych kloak, nie były znieść garbarskich zapachów.- Dlatego garbarze pracowali na obrzeżach miasta. Źródła pisane wspominają, że od ok. XIV wieku byli w tej części Wrocławia, teraz mamy dowód. Ciekawe, że garbarnię urządzono w sąsiedztwie Zamku Cesarskiego [dziś na jego miejscu stoi m.in. gmach główny Uniwersytetu Wrocławskiego- red.], ale prawdę mówiąc, to była skromna rezydencja- tłumaczy prof. Piekalski. 

Dla garbarzy i tak szczyt luksusu. Byli bardzo skromnymi rzemieślnikami, zajmowali dolne szczeble miejskiej drabiny społecznej. czasem wprawdzie zaś iadali we władzach- jak garbarz Gebhard, który w 1293 roku dochrapał się stanowiska ławnika, a potem został rajcą- ale częściej nie wychodzili poza swoje śmierdzące warsztaty. Mieli własne cechy: białoskórnicy (zajmujący się wyprawą skór miękkich) od co najmniej 1299 r., a czerwonoskórnicy (wyprawiali skóry grube) zrzeszyli się na przełomie XIII/XIV w. W 1470 r. pracowało we Wrocławiu 37 czerwonoskórników i 33 białoskórników. 

W warsztacie przy Więziennej odkryto osiem kadzi różnej wielkości, o średnicy 80 do 100 cm. Na placu Uniwersyteckim na razie jest jedna. Wprawdzie duża, ale i tak nie wystarczyłaby garbarzowi.- Na pewno było ich więcej, ale sądzę że zostały zniszczone przez późniejszą zabudowę. Od czasów renesansu wznoszono tu murowane domy i przeprowadzono wodociąg. Dobrze, że choć ta jedna kadź ocalała- cieszą się archeolodzy.

Tekst pochodzi z Gazety Wyborczej - Wrocław (2010?) - Autorem jest p. Beata Maciejewska

niedziela, 29 października 2017

Izabela Branicka

 

Miała 18 lat, gdy poślubiła mężczyznę trzy razy starszego od siebie. Małżeństwo było zaplanowane przez rodziny, on przed nią miał dwie żony. Ale żyli zgodnie i szczęśliwie. I to właśnie przez 23 lata ich związku Białystok doczekał się miana Wersal Podlaski.

Nieznana historia Białegostoku



Nad dziejami Białegostoku w pierwszej połowie XIX w. historycy do tej pory tylko się prześlizgiwali. Dotyczy to również innych miast w naszym regionie. Dokumenty dotyczące tego okresu znajdują się bowiem w archiwum w Grodnie. Przez wiele lat dostęp do nich był niemożliwy, a po powstaniu państwa białoruskiego też mało kto do nich zaglądał.

środa, 20 września 2017

Winobranie we wrześniu

Czeskie i morawskie wina są  znane i doceniane na całym świecie. Tradycyjnie we wrześniu odbywa się w Czechach święto tych ulubionych trunków – winobranie. podczas  imprezy goście mają okazję nie tylko skosztować wyśmienitego napoju, zwanego tutaj "płynnym słońcem", lecz także wziąć udział w licznych imprezach towarzyszących. W czeskich regionach winiarskich dojrzewają wyjątkowe owoce, z których powstaje wino o charakterystycznym, wspaniałym aromacie.




Największe w Czechach regiony winiarskie znajdują się na południowych Morawach, znanych z urodzajnych gleb. Winnice, ulokowane na stokach tutejszych wzgórz, wraz z polami i wioskami tworzą malowniczą mozaikę. To właśnie tutaj odbywają się największe winobrania. Słynne miasteczko winiarskie Mikulov (www.mikulov.cz) zaprasza na Pálavskie Winobranie. Centrum miasta wypełni muzyka, tańce, wystawy. W sobotę do Mikulova przybędzie historyczny orszak z królem Wacławem IV na czele, który będzie pasować swych rycerzy i przyglądać się ich szermierskim umiejętnościom. Później przez miasto przejdzie barwny pochód winiarzy i hodowców wina. W ogrodzie zamkowym odbywać się będą średniowieczne targi rzemieślnicze, na wielkiej scenie amfiteatru wystąpią znane grupy myzyczne, w niedzielę podczas  międzynarodowego konkursu O złote grono południowych Moraw zagrają orkiestry dęte.

 Do Znojmo (www.znojmocity.cz)zawita król Jan Luksemburski z małżonką Eliszkou z Przemyślidów a wieczorem odbędzie się pochód z pochodniami i pokaz sztucznych ogni. Na targach rzemiosł dawnych zaprezentują swe wyroby kowale i szklarze, na terenie klasztoru Louckiego zmierzą się w turnieju rycerze. Na wspaniałe wina, zarówno od wielkich producentów, jak i prywatnych hodowców, zapraszają liczne karczmy. Bogaty program uzupełnią koncerty muzyki sakralnej, organizowane między innymi w uroczyście przystrojonym kościele św. Mikołaja. 

Na największy w Czechach przegląd folkloru, win i specjałów gastronomicznych zaprasza region Slovacka (www.slovacko.cz). W imprezie zaprezentuje się około 50 slovackich miast i gmin. Oprócz uroczystych orszaków i jarmarków rzemiosł ludowych, na gości czekają prezentacje poszczególnych miast i gmin, przegląd orkiestr dętych, tańce na ulicach miasta, rejs łodzią po kanale Baty, wieczorny odpoczynek przy muzyce cymbałowej w najpiękniejszych piwnicach winnych Slovacka oraz niedzielna wystawa. 
Wstęp na wszystkie imprezy jest bezpłatny. 

Na winobranie w Velkich Pavlovicach (www.velke-pavlovice.cz)  zapraszamy dzieci i dorosłych. 
podczas  winobrania Valtickiego  na valtickim rynku (www.radnice-valtice.cz) prezentowane będą stare tradycje winiarskie, można będzie spróbować różnych rodzajów win. Wieczór wypełnią wesołe zabawy i tańce. 

Święto winobrania obchodzone będzie także w innych regionach Czech: na Karlsztejnie, najbardziej znanym czeskim zamku, (www.hradkarlsztejn.cz), oddalonym 25 km od Pragi, odbędzie się  Karlsztejnskie winobranie, któremu towarzyszyć będzie barwny program. Oprócz degustacji karlsztejnskich win, burczaków – słodkich, smacznych napojów z fermentującego wina, oraz specjałów kulinarnych, dla gości przygotowano między innymi przegląd strojów średniowiecznych, naukę historycznych tańców, wystąpienia połykaczy ognia, fakirów i dworskich magów, wielki królewski turniej rycerski, jarmark średniowieczny. Najważniejszym punktem programu będzie historyczny orszak z samym cesarzem Karolem IV na czele. 

Mnóstwo atrakcji podczas  trzydniowego święta wina szykuje Mielnik (www.melnik.cz). Także tutaj zawita cesarz Karol IV ze swoją świtą, na którego cześć miasto rozświetlą fajerwerki. Goście będą mieli okazję odwiedzić zamek (www.lobkowicz- Melnik.cz ) i spróbować wyśmienitego wina w zabytkowych wnętrzach piwniczek winnych z XIV wieku, czynnych w ciągu całego roku. 
Tradycję winobrania pielęgnuje także północnoczeskie miasto Kadań (www.mesto-kadan.cz). podczas  Świętowacławskiego Winobrania (29.9.2007), które odbędzie się na terenie klasztoru Franciszkanów, będzie można skosztować tegorocznego burczaka i wina oraz zapoznać się z procesem przygotowywania wina. 

Winobranie z długoletnią tradycją odbywa się we Strażnicy (www.straznice- Mesto.cz), na wino przyjedącie do Litomierzyc (http://info.litomerice.cz), a na burczak do Znojma (www.znovin.cz). Również winiarze w Pradze chcą pochwalić się swymi produktami-  zapraszają na Trojskie Winobranie w ogrodzie botanicznym (www.botanicka.cz). 
Miłośnicy turystyki rowerowej mogą zwiedzić dziesięć największych czeskich regionów winiarskich korzystając z Morawskich Winiarskich Ścieżek Rowerowych (www.vinarske.stezky.cz , www.nadacepartnerstvi.cz ), piwniczki winne zapewnią znużonym turystom przyjemny odpoczynek.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Jaskinia Raj


Niezwykłe bogactwo szaty naciekowej z licznymi jeziorkami i innymi, charakterystycznymi formami krasowymi, to atuty najpiękniejszej jaskini zlokalizowanej w Górach Świętokrzyskich. Najstarsze góry w Polsce kryją w swoim wnętrzu wiele tajemnic. Przez wiele milionów lat przyroda na tym obszarze tworzyła niepowtarzalne piękno. M.in. za sprawą charakterystycznych dla skał węglanowych zjawisk krasowych powstawały na ich powierzchni oraz we wnętrzu fantazyjne formy. Jednym z przykładów jest jaskinia "Raj" zlokalizowana w Dobrzączce koło Chęcin. Odkryta przypadkowo na początku lat 60. poprzedniego stulecia, z uwagi na niezwykłe bogactwo szaty naciekowej przez swoich odkrywców została nazwana właśnie "Rajem".



- Znajdziemy tu m.in. kolumny naciekowe (najbardziej znane to Harfa i Pagoda), stalaktyty i stalagmity, trawertyny oraz misy martwicowe. Osobnym, godnym wymienienia, elementem są  tzw. perły jaskiniowe czyli luźne nacieki w kształcie drobnych kulek- mówi Bogusława Krawczyńska, kierowniczka obiektu.

Woda z dwutlenkiem węgla misternie tworzyła fantastyczne formy, które nagromadzone zostały na niewielkiej przestrzeni. Dlatego też opisywana jaskinia należy do najpiękniejszych tego typu obiektów w Polsce. Ba, nie zawaham się napisać, że jest właśnie najpiękniejsza. Potwierdzają to turyści, którzy wychodząc z wnętrza jaskini długo jeszcze rozpamiętują obrazy, jakie dane im było na blisko 180 metrowej trasie turystycznej oglądać. Ale chyba najlepiej walory tego miejsca oddaje wpis dokonany do księgi pamiątkowej przez Walerego Goetla: " Zwiedziłem wiele jaskiń na świecie, aż los zaprowadził mnie do jaskini "Raj". Myślę, po zwiedzeniu tej jaskini, że nadano jej właściwą nazwę. Jaskinia jest wprawdzie maleńka, ale kryje wielkie bogactwo zjawisk i form krasowych. Tak znaczne nagromadzenie walorów przyrody budzi zachwyt i zdumienie. Jestem pewny, że jaskinia służąc dobrze zarówno celom naukowym, jak i turystyce, stanie się jednym z najbardziej cenionych w kraju rezerwatów przyrody. Dzięki odpowiednio wcześniej podjętej akcji zabezpieczenia, ochrony i zagospodarowania, jaskinię ocalono od zniszczeń, jakim uległo już wiele tego typu obiektów w Polsce...". Tyle wybitny geolog i paleontolog.

Teraz czas  na szczegóły: Zwiedzanie zaczyna się w pawilonie, gdzie turyści mają okazję zapoznać się ze stałą ekspozycją wprowadzającą w tematykę krasu. Znajdziemy wśród niej m.in. Narzędzia krzemienne wykorzystywane przez człowieka neeandrtalskiego oraz szczątki prehistorycznych zwierząt: mamuta, nosorożca włochatego, niedźwiedzia jaskiniowego- zachęca B. Krawczyńska. A później przez ponad dwudziestometrową sztolnię, pełniącą rolę śluzy zabezpieczającej mikroklimat jaskini, wkraczamy do innego świata; pełnego baśniowych elementów, których nawet najbardziej zdolny scenarzysta, z bogatą wyobraźnią, nie byłby w stanie wykreować. Mamy nadzieję, że choć trochę ich wygląd przybliżą zamieszczone, pochodzące z archiwum jaskini, zdjęcia.

Na koniec garść informacji praktycznych. Obiekt można zwiedzać od marca do listopada codziennie, oprócz poniedziałków, w godzinach od 10:00 do 17:00. czas  przejścia trasą turystyczną zajmuje około 45 minut. Z uwagi na panujące w jaskini warunki (duża wilgotność powietrza, sięgająca około 95% oraz temperaturę powietrza- około +9 st.C) do zwiedzana należy się odpowiednio przygotować (mam na myśli ubiór). Pamiętać warto również, że ze względu na konieczność ochrony mikroklimatu i szaty naciekowej jaskini wprowadzono ograniczenia w ruchu turystycznym. Dlatego też należy z wyprzedzeniem (co najmniej jednodniowym) rezerwować bilety pod numerem telefonu: 041 346 55 18. Ceny biletów: 13 zł- normalny, 9 zł- ulgowy, dzieci poniżej 4. lat- wstęp wolny (w cenie biletów obsługa przewodnicka). W okresie od 1 listopada do końca marca cena promocyjna biletów tylko 9 zł.

Do "Raju" dotrzemy kierując się z Kielc w kierunku Chęcin i za znakami w kierunku zajazdu o tej samej nazwie. Z południa Polski: za drogowym węzłem w Chęcinach kierujemy się do Kielc, następnie po kilku kilometrach w lewo za znakami.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Diament spod Sandomierza


Świat zainteresował się krzemieniem pasiastym dopiero w latach 70-tych. Ja - ignorant biżuterii - dopiero 20 lat później, kiedy moja babcia podsunęła mi poniższy artykuł. Ponieważ wówczas nie wiedziałam jeszcze, że trzeba zachować źródło... nie mam pojęcia, czyjego jest autorstwa i w której gazecie się pojawił. Pamiętam, jak przez mgłę, że pieczołowicie przeklepywałam go na potrzeby mojej ówczesnej strony (praciotki MUWITu). Przypomniałam sobie o jego istnieniu niedawno, kiedy moje autostopowo-koncertowe losy zaprowadziły nie do Sandomierza - jedynym miejscu na świecie, gdzie ów kamień występuje. 


zdjecie pochodzi z www.ciekawesciezki.pl

niedziela, 23 lipca 2017

Brama Opatowska

Brama Opatowska - główny zabytek Sandomierza, jedna z niegdyś czterech bram wchodzących w kompleks murów obronnych Sandomierza, wzniesiona przez króla Kazimierza Wielkiego około 1362 roku. Do bramy przylegają, bo obu jej stronach pozostałości murów.


W szesnastym wieku bramę zwieńczono renesansową attyką. Attyki budowano w celu zabezpieczenia dachów przed wyrzucanymi przez nieprzyjaciela strzałami z gorejącymi wiechciami. Wspomniana attyka była więc strukturą podnoszącą obronność budowli. Bramę zamykano od góry broną, czyli mocną, okutą żelazem kratą z bali dębowych. W latach 1928-1929 Brama Opatowska została pokryta żelbetonowym stropem i udostępniona zwiedzającym. Niegdyś istniały oprócz opatowskiej trzy bramy. Żadna do dnia dzisiejszego nie zachowała się. Ponadto było 21 baszt i dwie furty, z czego jedna Dominikańska, zwana Uchem Igielnym, istnieje po dziś dzień. 

Sandomierska katedra

Tekst pochodzi z geocaching.com 

zdjęcie z https://www.geocaching.com/geocache/GC62J54

Katedra - wzniesiona w XIV w., gotycka, zachowała pierwotny układ przestrzenny i bogatą dekorację rzeźbiarską we wnętrzu. Posiada wyposażenie wewnętrzne z XV - XVII wieku (freski bizantyjsko - ruskie, ołtarze rokokowe, obrazy i rzeźby).

Bazylika Katedralna wzniesiona została w miejscu pierwotnej romańskiej kolegiaty, zniszczonej najazdami Tatarów w XIII wieku i Litwinów w 1349 roku. W 1360 roku król Kazimierz Wielki funduje nową kolegiatę, która wraz z powstaniem Diecezji Sandomierskiej w 1818 roku otrzymała godność Katedry a w 1960 roku godność Bazyliki Katedralnej. Jest to gotycka budowla typu halowego z trójbocznie zamkniętym, wydłużonym prezbiterium, nakryta sklepieniami krzyżowo-żebrowymi. Na ścianach prezbiterium zachowały się polichromie wykonane ok. 1421 roku przez warsztat ruski mistrza Hayla z Przemyśla.

Freski odsłonięto i zakonserwowano w latach 1934-1936. Ołtarze i portale Katedry wykonane są z czarnego marmuru a ozdobione marmurem różowym. Są to unikatowe przykłady wyrobów kamieniarskich warsztatów w Czarnej pod Krakowem z XVII i XVIII w. Wnętrze kościoła zdobi wspaniały zespół rokokowych ołtarzy (II poł. XVIII w.) przy międzynawowych filarach. Są one dziełem wybitnego warsztatu mistrza Macieja Polejowskiego ze Lwowa. Na ścianach naw widnieje zespół 16 obrazów, z których 12 tworzy cykl tzw. "Kalendarium", natomiast cztery obrazy pod chórem przedstawiają sceny z historii Sandomierza. Męczeństwo Sandomierzan w 1260 roku, męczeństwo dominikanów w 1260 roku, rytualny mord żydowski oraz wysadzenie zamku przez Szwedów w 1656 roku. Ten ostatni obraz przedstawia legendarny moment, kiedy to porwany podmuchem rycerz Bobola został przerzucony wraz z koniem przez Wisłę, nie doznając żadnego uszczerbku na ciele. W skarbcu Katedry przechowywane są między innymi liczne inkunabuły i relikwiarz Drzewa Krzyża Świętego podarowany Kolegiacie przez króla Władysława Jagiełłę w uznaniu zasług rycerstwa sandomierskiego w bitwie pod Grunwaldem.


      
Godziny zwiedzania:
od wtorku do soboty: 10.00, 11.00, 12.00, 13.00
w niedzielę i uroczystości: 13.00, 14.00
W pobliżu zabudowania kapitualne -  Pałac Biskupi, Sufragania, Wikariat i  dzwonnica.