niedziela, 17 grudnia 2017

Turki w Dolinie Sanu

W dolinie Sanu kultywowane są  najciekawsze tradycje pełnienia warty przy grobie Jezusa. Obok oddziałów typowo wojskowych zachowały się malownicze straże tureckie.

Urządzanie w Wielki piątek w kościołach grobów Chrystusa jest starą polska tradycją. Zazwyczaj wartę honorową pełnią przy nich strażacy w galowych mundurach. Ale nie wszędzie. 
Foto pochodzi z http://gazetagazeta.com/2016/03/polskie-misteria-wielkanocne/ - autor: Grzegorz Micuła

W Radomyślu, Woli Rzeczyckiej, Zaleszanach, Giedlarowej, Grodzisku, Gniewczynie i innych wsiach i miasteczkach w dolinie Sanu spotyka się uzbrojone oddziały nazywane Turkami. W Zaleszanach jest to jednolicie umundurowany i uzbrojony w szable oddział kościuszkowski z własnym sztandarem.

W skład oddziału strażników z Radomyśla wchodzą dochtory oraz koguty odziani w wysokie, błyszczące czapy ozdobione pękiem kolorowych wstęg. W Niedzielę Wielkanocną porywają dziewczęta do tańca i zatrzymują samochody. Dowódcą Turków jest basza ubrany w kolorową kapę. W Woli Rzeczyckiej koguty mają czarne mundury i wysokie czapy ozdobione sztucznymi kwiatami.

Poza pełnieniem warty przy Grobie Pańskim Turki asystują księdzu przy święceniu ognia, wody i pokarmów oraz w czasie mszy i procesji rezurekcyjnej. W Niedzielę Wielkanocną chodzą z życzeniami po domach. Turki, na wzór oddziałów wojskowych, uzbrojeni są w szable i atrapy karabinów. Popisują się musztrą, jak w Gniewczynie Łańcuckiej i Grodzisku, lub tańcem- w Radomyślu i Woli Rzeczyckiej.

Wielkanocne Turki są ważnym i ciekawym elementem kultury ludowej. Najprawdopodobniej wywodzą się ze średniowiecznych misteriów pasyjnych wprowadzonych w Polsce przez strażników Grobu Bożego (bożogrobców) z Miechowa, a być może także ze straży obywatelskich organizowanych dla obrony przed Tatarami. Nie ma dwóch identycznych oddziałów- różnią się kolorem mundurów, uzbrojeniem i tradycją. Niektóre mają własną orkiestrę. 


Zobacz również:



poniedziałek, 4 grudnia 2017

Taradajką do Puńska


Nie przyjechałam tu taradejką, Chociaż miałam wielką ochotę. Niestety górę nad tradycją wzięła wygoda i cywilizacja. Większość Litwinów na obchody święta Matki Boskiej Zielnej- 15. sierpnia- przyjechała samochodami. 

Litewskie bryczki o niskich burtach, ogromnych szprychowych kołach z błotnikami i miękkich, wyściełanych siedzeniach można jeszcze spotkać w niektórych domach. Podobno jeszcze kilka lat temu na nabożeństwo 15. sierpnia tradycyjni Litwini do tarantasów (druga nazwa teradejki) zaprzęgali traktory, ale dziś zdecydowana większość zajeżdża przed kościół maluchami i polonezami.

Miasto polskich Litwinów

Puńsk- małe schludne miasteczko położone między malowniczymi pagórkami nad przeraźliwie zanieczyszczonym jeziorem Punia- jest stolicą polskich Litwinów. Powstało w połowie XVI wieku na skraju nieskolonizowanego jeszcze kawałka Puszczy Mareckiej. Kolonizacja następowała z dwóch stron: od strony Łoździejów i od strony Wiżajn. Pierwszymi osadnikami byli Polacy, Litwini i Rusini. Ci ostatni, jako element najsłabszy, szybko ulegli lituanizacji i polonizacji. Na Sejneńszczyźnie- najdalej na zachód położonej Litewskiej wyspie- mieszka około 12000 Litwinów. Drugie tyle jest rozrzucone po całej Polce. Choć jako mniejszość Narodowa nie stanowią dużej grupy nie grozi im wynarodowienie.

Litwini, jak żadna inna grupa etniczna, trzymają się razem, kultywują tradycję i dbają o naukę litewskiego w szkołach. Skupieni są w różnych organizacjach, które umacniają patriotyzm i poczucie przynależności Narodowej. Działa "Stowarzyszenie Litwinów w Polsce", wydawane jest czasopismo  "Ausra", odrodziło się również Towarzystwo im. św. Kazimierza i Związek Młodzieży Litewskiej. To jedna strona medalu.

Druga strona medalu

Druga, jak zwykle jest ciemniejsza.

Dużo naczytałam się o gościnności litewskiej, ale wnet okazało się, że, owszem, Litwini litewscy są  uroczy, natomiast Litwini polscy, a przynajmniej ci spotkani w Puńsku, darzą Polaków szczera nienawiścią. Tyle lat minęło od zmienienia granic po I i II wojnie Światowej, a oni nie zapomnieli. Ale najgorsza jest obojętność...

Z taką ignorancją, wszystkich i wszystkiego, co nie-litewskie spotkałam się po raz pierwszy w życiu. I u Łemków i u Cyganów, nie mówiąc już o naszych rodzimych góralach, mój plecak i torba na aparat wywoływały szczere zainteresowanie. Każdy rwał się, żeby się przywitać, wyrazić zdziwienie, czy samemu nie straszno, albo po prostu się uśmiechnąć. Zazwyczaj też chętnie opowiadali o swoich rodzinach, regionie, zwyczajach... 

Tutaj nic.

Zero kontaktu.


Moje rozpaczliwe próby dowiedzenia się czegokolwiek, spełzały na niczym. Ani rozmowa ze sprzedawczynią, ani z mieszkańcami nie przyniosły rezultatów. Najczęściej wzruszano ramionami i odchodzono. Rozmowni okazali się tylko strażnicy graniczni, ale oni byli z pochodzenia Białorusinami i ich też Litwini nie darzyli sympatią. Uważali, że strażnicy są  tu niepotrzebni - ponoć żaden z mieszkańców Puńska nie chciał tutaj punktu granicznego.

Już zdecydowałam się opuścić niegościnne miasto....

..już szłam drogą na Suwałki....

...już klęłam pod nosem za stracone pół dnia

....kiedy z drogi zawrócił mnie głos.

-Proszę pani! Pani wstąpi do nas na kawę. Na pewno jest pani zmęczona...

Otwarły się przede mną wrota raju. O kawie marzyłam od mniej więcej trzech godzin i smętnie myślałam o pozostałych mi 60 groszach. Do jutrzejszego otwarcia poczty nie spodziewałam się kawy. Pani Jasia, przeurocza kobieta, jest Polką. I ma syna Grzegorza. Syn Grzegorz, podobnie jak ja, jeździ stopem i przeróżni ludzie mu pomagają, stąd niespodziewana gościnność pani Jasi.

Chociaż, nie! Z czymś takim w sercu człowiek się rodzi, a warunki i okoliczności tylko go ukierunkowują. Tu okoliczności sprawiły, że zostałam podjęta kawą, serem białym i przepysznym ciastem z gruszkami. Kiedy szliśmy wieczorem na występy folklorystyczne nad jezioro Punia, trzymałam za rękę Igora, przecudnego wnuka pani Jasi. Miał lat pięć i był (nadal jest) niekwestionowanym żywym srebrem. Złotem! Platyną!

Nigdy w życiu nie spotkałam tak uroczego dziecka! Normalnie mam awersję do dzieci, ale Igor po prostu mnie oczarował. Mój czas  podzieliłam na zabawy z nim i rozmowy z panią Jasią i jej mężem panem Edwardem. Nie skarżyli się. Tego typu ludzie nigdy się nie skarżą. Ale wyczuwałam z rozmowy żal i rozgoryczenie. Pani Jasia od kilku lat nie może znaleźć pracy w okolicy z prostego powodu: nie mówi po litewsku. Tutejsi Litwini znają język polski. Muszą znać. Ale nie przyjmą do pracy nawet sprzątaczki nie-Litewki.

Polacy dyskryminują ????!!!!

I nam się zarzuca dyskryminację!? Kiedy we własnym kraju dyskryminowani są  Polacy! Na 100 numerów na ulicy, gdzie mieszkają moi dobroczyńcy, tylko 4 należą do Polaków. Ale nie w liczbach sprawa. Litwini też mają prawo do własnej stolicy na terenach dawniej należących do nich. Ale niewiele Litwinów odkłoni się Polakowi na ulicy. Pani Jasia jest przeuroczą kobietą i naprawdę ciężko było mi zrozumieć brak znajomych.

Raptem kilkoro Litwinów przyznaje się do przyjaźni z Polakami. Pani Jasia ma jedną litewską przyjaciółkę. Ona nie przejmuje się konwenansami. Pani Jasia to pani Jasia, a nie Polak, którego z założenia należy nie lubić. 

Ludzie!!! opamiętajcie się!!!

Jeżeli przez przypadek dowiecie się, że wasz najlepszy przyjaciel jest na przykład Cyganem, a wy akurat Cyganów nie lubicie, odwrócicie się od niego?! Człowieka należy oceniać jakim jest, a nie jaką ma Narodowość, wyznanie, rodzinę!

Proszę bardzo! Niech na Sejneńszczyźnie będą dwa języki urzędowe, centrum kultury litewskiej, święta...

Zdaję sobie sprawę, że tylko granice zmusiły Was, drodzy Litwini, do życia w obcym kraju, ale żyjecie już tu 50 lat, a obok Was Polacy. 
Nie zapominajcie o nich.
Oni też chcą żyć normalnie...


Sierpień'2000- Puńsk


Oświadczenie autorki:

Zaznaczam, ze artykuł poniższy powstał na podstawie moich osobistych odczuć podczas  pobytu w Puńsku w sierpniu 2000 roku. Pobyt na Litwie w siedem lat później przekonał mnie że Litwini są  gościnni i bardzo mili. Czy miałam pecha wtedy w Puńsku? Być może. Nie twierdzę że WSZYSCY są  tacy, albo NIKT nie jest taki. W róznych społecznościach trafiają się przeróżni ludzie. Jedna niefortunna znajomość potrafi zrazić lub przekonać do całej nacji. Jednakże takie odczucia pozostawił we mnie Puńsk po 2000 roku. Może pojadę tam kiedyś powtórnie i moje podejście się zmieni. 

Dziękuję pani Bożenie z punsk.com.pl na zwrócenie mi uwagi - cytuję wpis do księgi gości: 
Przykro mi, że trafiła Pani na obojętnych Litwinów. Zapewniam Panią, że nie wszyscy są  tacy i zazwyczaj staramy się służyć pomocą przyjezdnym. Ponadto, znam wielu Polaków w Puńsku, którzy nie czują się w jakiś sposób osaczeni, czy szkalowani przez Litwinów. Wręcz przeciwnie, znaleźli tu swoje miejsce i mają się bardzo dobrze:)
Wierzę, że moje wrażenie było mylne i przepraszam wszystkich którzy poczuli się urażeni.

Pierwszy Rok Suwalskiego Parku Krajobrazowego

przedruk z Przyrody Polskiej 06,1977

Ponieważ odkopałam w skrzyni wsiowej cały skład Przyrody Polskiej z lat siedemdziesiątych, pozwolę sobie zaprezentować to co znalazłam- oczywiście wybór subiektywny... takich rzeczy jak "na miejscu wyrobisk Kopalnianych park dla ludzi pracy" nie będę tutaj prezentować, Chociaż może i warto by było- ku przestrodze;)))



W styczniu (1977 rok- przyp.) minął rok od utworzenia Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Park ten powołano z uwzględnieniem przewidywanego na przyszłość wzrostu turystyki i roli rekreacji dla mającego powstać w sąsiedztwie ośrodka przemysłowego. Park ten ma chronić przede wszystkim osobliwe i piękne ukształtowanie rzeźby terenu ze szczególnie urozmaiconą florą i fauną. Uchwała powołująca Suwalski Park Krajobrazowy zobowiązuje terenową administrację do wielokierunkowych działań doraźnych i perspektywicznych np. do wprowadzenia odpowiednich zakazów i ograniczeń w działalności gospodarzczo usługowej, przebudowy napowietrznych linii telekomunikacyjnych i elektrycznych na siec podziemną.

Zgodnie z uchwałą ustawiono znaki drogowe zakazujące wjazdu na teren parku pojazdom samochodowym, którym wolno poruszać się jedynie po szosie-obwodnicy stanowiacej granicę Parku Krajobrazowego. Zmotoryzowani turyści w zasadzie przestrzegali tych zakazów, z wyjątkiem dwóch miejsc. Znak przy drodze prowadzącej do wsi Udziejek został przewrócony, a znak zakazu wjazdu ku podstawie góry Cisowa został zupełnie zniszczony. Góra Cisowa jest obiektem wymagającym pilnego i przemyślanego działania. jest ona punktem najliczniej odwiedzanym i jednocześnie jest zupełnie niezagospodarowana; wieża triangulacyjna jest uszkodzona, rażą wzrok puszki po konserwach i papiery.

Dużo kłopotów ma straż leśna z dziko biwakującymi turystami, którzy upodobali sobie szczególnie jezioro Hańczę, nie omijając też i innych jezior, a pozostawiając po sobie zanieczyszczone miejsca. Również malowniczy parów strumienia w Smolnikach, parów jak z bajki, jest zabrudzony wieloma najróżniejszymi odpadkami. Sytuację poprawić mogą tablice (szkice terenu Parku i informacje), które ostatniej jesieni ustawiono w wielu miejscach przy obwodnicy Parku. zaśmiecanie parku przez turystów jest mimo wszystko minimalne.

Nad ciemnoszmaragdowej toni Jeziora Jaczno minionego lata można było zaobserwować opalizującą warstewkę tłuszczu, niewątpliwie przypływającą z wodami strumyczków, a pochodzącą z obozu harcerskiego warszawskiego szczepu Watra, biwakującego w swym tradycyjnym miejscu, świetnie zorganizowanego z doskonałą kadrą. jednak pewnych spraw nie da się pogodzić i dobrze, że był to ostatni rok obozowania w tym miejscu. Od tego roku w źródliskach gosopodarować będą już tylko dzikie zwierzęta, a człowiek pozostanie przechodnim widzem.

 Sprawa wody gruntowej na terenie Parku jest przykładem naruszenia przez człowieka równowagi w środowisku przyrodniczym. jej poziom wciąż opada. W sąsiedztwie studni głębinowej, wywierconej kilka lat temu na terenie PGR Kleszczówek, wybiły źródła do dziś robiące wrażenie awaryjnego wylewu. W przyrodniczo najwartościowszym miejscu, źródliskach nad jeziorem Jaczno, w następstwie głębokich wierceń i niewystarczającego plombowania- woda podziemna z łatwością znajduje ujście.
Zdzisław Szkiruć, Krzysztof Wołk

Przyroda Polska - miesięcznik wydawany przez Ligę Ochrony Przyrody, poruszający zagadnienia z zakresu ekologii, ochrony środowiska i ochrony przyrody. czas opismo zalecane dla szkół przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

sobota, 2 grudnia 2017

Klucz do Królestwa Polskiego


Pierwszy gród w Santoku, istniejący być może już od VIII w., został prawdopodobnie zdobyty i zniszczony przez wojów Mieszka I. Wkrótce potem na jego miejscu wybudowano drugą, znacznie większą warownię, składającą się z grodu głównego i podgrodzia, którą Gall Anonim nazwał "kluczem i strażnicą królestwa polskiego". Przy budowie nowego grodu zastosowano tzw. konstrukcję hakową, co wyraźnie wskazuje na jego piastowską genezę. Była to zmodyfikowana wersja tradycyjnej przekładki: na niektórych drewnianych belkach ułożonych prostopadle do biegu wału pozostawiano na końcu kawałek ściętego konara, czyli naturalny hak, zapobiegający wysuwaniu się ułożonych powyżej belek równoległych do linii wału. 

Santok- wieś z burzliwą przeszłością

Gród kiedyś wykorzystywali propagandowo Niemcy, potem Polacy.- Warto, aby ta wrzawa wokół Santoka już ucichła- mówi Robert Piotrowski. Wkrótce pod jego redakcją ukaże się książka "Dzieje Santoka- gród, wieś i okoliczne miejscowości".

zdjęcie ze strony gminy

Doskonałą ilustracją do znaczenia Santoka jako elementu propagandy w Niemczech i w Polsce jest pewne zdjęcie. Spokojnie płynąca Warta, zacumowana łódka, a w tle na drugim brzegu wzgórze grodziska, jeszcze nierozkopane przez ekipę profesora Unverzagta w 1933 r. Wiadomo że wykopaliska w tym "grodzie na niemieckim Wschodzie" były w nazistowskich Niemczech mocno nagłaśniane przez propagandę. Miały udowodnić prawo do niemieckiej ekspansji, jako obrony przed zakusami Słowian. Dokładnie to samo zdjęcie wykorzystano na propagandowej widokówce Instytutu Zachodniego.

- A Warta, jak płynęła, tak płynie- stwierdza Robert Piotrowski. 

Żurawie w ujściu Warty

Żurawie są największymi ptakami gniazdującymi w Polsce: mają 1,5 m wysokości, a rozpiętość ich skrzydeł dochodzi do 2,5 m. są  niebywale płochliwe i osiedlają się na terenach mało zaludnionych i czystych ekologicznie.

Fot: Mateusz Matysiak, źródło: BirdWatching.pl

Park Narodowy "Ujście Warty" to ptasie królestwo. Ochrona ptaków oraz siedlisk, w których żyją, jest podstawą funkcjonowania tego Parku.

Cenne znaleziska archeologiczne pod Kaliszem


Relikty osadnictwa z okresu lateńskiego, związanego z obecnością celtyckiego plemienia Bojów oraz z okresu rzymskiego i wczesnego średniowiecza, odkryto w tym roku podczas  badań w dolinie Prosny w Jastrzębnikach pod Kaliszem.
Prace archeologiczne prowadzono w ramach grantu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

O śladach pobytu w tym rejonie Galów świadczą znaleziska monet, ozdób i elementów stroju oraz obiekty archeologiczne, w których znaleziono ułamki naczyń kultury lateńskiej pochodzących z przełomu er- poinformowali Sławomir Miłek i Leszek Ziąbkaz kaliskiego Muzeum Okręgowego oraz Adam Kędzierski z miejscowej stacji Instytutu Archeologii i Etnologii PAN.

Według nich, spośród znalezionych monet, trzy można łączyć z mennictwem celtyckich Bojów. Część z nich prawdopodobnie została wybita w pobliskim Jankowie, gdzie- według najnowszych badań- istniała pod koniec I wieku p.n.e. mennica, wybijająca monety o wartości 1/3 statera.- Dwie z monet nawiązują wagą i sposobem wykonania, materiałem i stylistyką do numizmatów z Jankowa- mówi Ziąbka.

Według niego, trzecia z monet też odpowiada wagowo wartości 1/3 statera, ale została wykonana z brązu, a jej stylistyka nawiązuje do złotych monet bitych przez Bojów na terenach położonych na południe od dzisiejszej Polski.- Możliwe, że moneta była wcześniej pokryta cienką warstewką złota, czyli mogła być falsyfikatem z epoki- nie wyklucza Ziąbka.

Według kaliskich archeologów, znaleziska z okresu lateńskiego i rzymskiego w dolinie Prosny potwierdzają starożytną metrykę Kalisza- skupiska kilkunastu osad, które już na przełomie er stanowiły bardzo ważny ośrodek dalekosiężnego handlu związanego ze szlakiem bursztynowym.

Na terenie prowadzonych prac znaleziono także kilka monet rzymskich, w tym rzadko odkrywany na ziemiach polskich denar Republiki Rzymskiej z 83/84 roku przed Chrystusem.

Na monecie widać kontrmarki w kształcie greckich liter. Potwierdza to, że zabytek dotarł do Wielkopolski z któregoś z państw hellenistycznych, gdzie Celtowie służyli jako żołnierze najemni- mówią archeolodzy.

Tekst pochodzi z Gazety Wyborczej

środa, 22 listopada 2017

Tajne kody tkaczek


Wzory dwoją się i Troją, od kolorów w głowie się kręci, wszędzie miękko i ciepło. W alkierzach opatulonych tkaniną warto spędzić choć kilka chwil.

Umówmy się: tkanin dwuosnowowych nie lubię. W modnym niegdyś na Podlasiu zestawie- narzuta na łóżko i na dwa fotele, wkomponowana w mieszkanie, gdzie mydło i powidło- tkanina taka wygląda zazwyczaj paskudnie. Tym bardziej pozytywnie zaskakuje wystawa w Muzeum Podlaskim, gdzie materia została wyjęta z domowego kontekstu i jest bohaterem sama w sobie.

wtorek, 14 listopada 2017

Śląska zupa parzybroda

Przygotowywana w regionie częstochowskim parzybroda to kolejna zupa, która została wpisana na Listę Produktów Tradycyjnych Ministerstwa Rolnictwa- poinformowała gmina Olsztyn w woj. śląskim.

Śląska parzybroda stała się 'kapuścianą' rywalką kwaśnicy. Choć obie zupy to kapuśniaki, to różnica w smaku- jak podkreślają smakosze- jest ogromna. Kwaśnica jest kwaśna, a parzybroda słodka. Parzybroda jest zupą gęstą ze słodkiej kapusty, ziemniaków, boczku i kminku. Kwaśnica gotowana jest z kapusty kiszonej na żeberkach i podgardlu.

sobota, 4 listopada 2017

Sztolnie w Kowarach

Historia Kowar jest ściśle związana z górnictwem. W połowie XII w. walońscy gwarkowie rozpoczynają tutaj wydobycie rud żelaza. Aż do XVII w. miasto świetnie się rozwijało dzięki nie tylko górnictwu, ale też hutnictwu, kowalstwu czy rusznikarstwu.

Powstawanie kowarskich sztolni i Kopalń jest jednak związane również z innymi kruszcami: kamieniami półszlachetnymi, srebra, ołowiu, a później także rud uranu. Po II wojnie światowej, w wielkiej tajemnicy, w Kowarach rozpoczęto wydobycie rud uranu przez Przedsiębiorstwo Państwowe "Kowarskie Kopalnie", a następnie Zakłady Przemysłowe R-1. 

Górnicze i zbrojeniowe dziedzictwo Kowar można oglądać w podziemnych trasach turystycznych "Kowarskie Kopalnie" oraz "Sztolnie Kowary- Skarbiec Walonów". 

Sztolnie 19 i 19a to chyba najciekawsze i najpiękniejsze obiekty podziemne zlokalizowane na terenie Kowar. Eksploatacja trwała tu aż do roku 1958, natomiast w latach 1974–1989 funkcjonowało jedyne w Polsce Inhalatorium Radonowe Uzdrowiska Cieplice, gdzie prowadzono badania nad terapią radonową. 

Czy wiesz, że:

Mówi się, że Kopalnia "Podgórze" była "najpilniej strzeżona Kopalnia PRL-u". W Kopalni "Podgórze" wydobyto podczas  jej działalności 140 000 ton rudy, z której uzyskano prawie 200 000 kg czystego uranu. 

piątek, 3 listopada 2017

Tajemnice Bunkra - Zamek w Książu

Mroczne historie dotyczące hitlerowskich planów wobec obiektu to najsilniejszy magnes przyciągający turystów do Książa. Do tej pory mogli o nich posłuchać od przewodników. Teraz część pomieszczeń została otwarta dla zwiedzających. 
.

(...pewnego majowego dnia) kierownictwo Książa dostało propozycję nie do odrzucenia. Ogólnopolski miesięcznik "Odkrywca" zaproponował oczyszczenie zagruzowanych części zamku i przygotowanie dla turystów trasy śladami II wojny światowej. Poszukiwacze zadeklarowali, że częściowo sami sfinansują przedsięwzięcie. 

poniedziałek, 30 października 2017

W XIV w. garbowali skóry nad Odrą


Archeolodzy znaleźli we Wrocławiu średniowieczną garbarnię. Choć była źródłem wyjątkowego smrodu, urządzono ją w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Cesarskiego.

Drewnianą kadź odsłonięto w wykopie między kościołem Uniwersyteckim a ulicą Szewską. Ma prawie 2,5 m średnicy, prawdopodobnie pochodzi z XIV wieku.- To druga średniowieczna pracownia garbarska, którą  odkryliśmy we Wrocławiu. Pierwszą znaleźliśmy przy Więziennej 11- opowiada dyrektor Instytutu Archeologicznego prof. Jerzy Piekalski.

niedziela, 29 października 2017

Izabela Branicka

 

Miała 18 lat, gdy poślubiła mężczyznę trzy razy starszego od siebie. Małżeństwo było zaplanowane przez rodziny, on przed nią miał dwie żony. Ale żyli zgodnie i szczęśliwie. I to właśnie przez 23 lata ich związku Białystok doczekał się miana Wersal Podlaski.

Nieznana historia Białegostoku



Nad dziejami Białegostoku w pierwszej połowie XIX w. historycy do tej pory tylko się prześlizgiwali. Dotyczy to również innych miast w naszym regionie. Dokumenty dotyczące tego okresu znajdują się bowiem w archiwum w Grodnie. Przez wiele lat dostęp do nich był niemożliwy, a po powstaniu państwa białoruskiego też mało kto do nich zaglądał.

środa, 20 września 2017

Winobranie we wrześniu

Czeskie i morawskie wina są  znane i doceniane na całym świecie. Tradycyjnie we wrześniu odbywa się w Czechach święto tych ulubionych trunków – winobranie. podczas  imprezy goście mają okazję nie tylko skosztować wyśmienitego napoju, zwanego tutaj "płynnym słońcem", lecz także wziąć udział w licznych imprezach towarzyszących. W czeskich regionach winiarskich dojrzewają wyjątkowe owoce, z których powstaje wino o charakterystycznym, wspaniałym aromacie.




Największe w Czechach regiony winiarskie znajdują się na południowych Morawach, znanych z urodzajnych gleb. Winnice, ulokowane na stokach tutejszych wzgórz, wraz z polami i wioskami tworzą malowniczą mozaikę. To właśnie tutaj odbywają się największe winobrania. Słynne miasteczko winiarskie Mikulov (www.mikulov.cz) zaprasza na Pálavskie Winobranie. Centrum miasta wypełni muzyka, tańce, wystawy. W sobotę do Mikulova przybędzie historyczny orszak z królem Wacławem IV na czele, który będzie pasować swych rycerzy i przyglądać się ich szermierskim umiejętnościom. Później przez miasto przejdzie barwny pochód winiarzy i hodowców wina. W ogrodzie zamkowym odbywać się będą średniowieczne targi rzemieślnicze, na wielkiej scenie amfiteatru wystąpią znane grupy myzyczne, w niedzielę podczas  międzynarodowego konkursu O złote grono południowych Moraw zagrają orkiestry dęte.

 Do Znojmo (www.znojmocity.cz)zawita król Jan Luksemburski z małżonką Eliszkou z Przemyślidów a wieczorem odbędzie się pochód z pochodniami i pokaz sztucznych ogni. Na targach rzemiosł dawnych zaprezentują swe wyroby kowale i szklarze, na terenie klasztoru Louckiego zmierzą się w turnieju rycerze. Na wspaniałe wina, zarówno od wielkich producentów, jak i prywatnych hodowców, zapraszają liczne karczmy. Bogaty program uzupełnią koncerty muzyki sakralnej, organizowane między innymi w uroczyście przystrojonym kościele św. Mikołaja. 

Na największy w Czechach przegląd folkloru, win i specjałów gastronomicznych zaprasza region Slovacka (www.slovacko.cz). W imprezie zaprezentuje się około 50 slovackich miast i gmin. Oprócz uroczystych orszaków i jarmarków rzemiosł ludowych, na gości czekają prezentacje poszczególnych miast i gmin, przegląd orkiestr dętych, tańce na ulicach miasta, rejs łodzią po kanale Baty, wieczorny odpoczynek przy muzyce cymbałowej w najpiękniejszych piwnicach winnych Slovacka oraz niedzielna wystawa. 
Wstęp na wszystkie imprezy jest bezpłatny. 

Na winobranie w Velkich Pavlovicach (www.velke-pavlovice.cz)  zapraszamy dzieci i dorosłych. 
podczas  winobrania Valtickiego  na valtickim rynku (www.radnice-valtice.cz) prezentowane będą stare tradycje winiarskie, można będzie spróbować różnych rodzajów win. Wieczór wypełnią wesołe zabawy i tańce. 

Święto winobrania obchodzone będzie także w innych regionach Czech: na Karlsztejnie, najbardziej znanym czeskim zamku, (www.hradkarlsztejn.cz), oddalonym 25 km od Pragi, odbędzie się  Karlsztejnskie winobranie, któremu towarzyszyć będzie barwny program. Oprócz degustacji karlsztejnskich win, burczaków – słodkich, smacznych napojów z fermentującego wina, oraz specjałów kulinarnych, dla gości przygotowano między innymi przegląd strojów średniowiecznych, naukę historycznych tańców, wystąpienia połykaczy ognia, fakirów i dworskich magów, wielki królewski turniej rycerski, jarmark średniowieczny. Najważniejszym punktem programu będzie historyczny orszak z samym cesarzem Karolem IV na czele. 

Mnóstwo atrakcji podczas  trzydniowego święta wina szykuje Mielnik (www.melnik.cz). Także tutaj zawita cesarz Karol IV ze swoją świtą, na którego cześć miasto rozświetlą fajerwerki. Goście będą mieli okazję odwiedzić zamek (www.lobkowicz- Melnik.cz ) i spróbować wyśmienitego wina w zabytkowych wnętrzach piwniczek winnych z XIV wieku, czynnych w ciągu całego roku. 
Tradycję winobrania pielęgnuje także północnoczeskie miasto Kadań (www.mesto-kadan.cz). podczas  Świętowacławskiego Winobrania (29.9.2007), które odbędzie się na terenie klasztoru Franciszkanów, będzie można skosztować tegorocznego burczaka i wina oraz zapoznać się z procesem przygotowywania wina. 

Winobranie z długoletnią tradycją odbywa się we Strażnicy (www.straznice- Mesto.cz), na wino przyjedącie do Litomierzyc (http://info.litomerice.cz), a na burczak do Znojma (www.znovin.cz). Również winiarze w Pradze chcą pochwalić się swymi produktami-  zapraszają na Trojskie Winobranie w ogrodzie botanicznym (www.botanicka.cz). 
Miłośnicy turystyki rowerowej mogą zwiedzić dziesięć największych czeskich regionów winiarskich korzystając z Morawskich Winiarskich Ścieżek Rowerowych (www.vinarske.stezky.cz , www.nadacepartnerstvi.cz ), piwniczki winne zapewnią znużonym turystom przyjemny odpoczynek.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Jaskinia Raj


Niezwykłe bogactwo szaty naciekowej z licznymi jeziorkami i innymi, charakterystycznymi formami krasowymi, to atuty najpiękniejszej jaskini zlokalizowanej w Górach Świętokrzyskich. Najstarsze góry w Polsce kryją w swoim wnętrzu wiele tajemnic. Przez wiele milionów lat przyroda na tym obszarze tworzyła niepowtarzalne piękno. M.in. za sprawą charakterystycznych dla skał węglanowych zjawisk krasowych powstawały na ich powierzchni oraz we wnętrzu fantazyjne formy. Jednym z przykładów jest jaskinia "Raj" zlokalizowana w Dobrzączce koło Chęcin. Odkryta przypadkowo na początku lat 60. poprzedniego stulecia, z uwagi na niezwykłe bogactwo szaty naciekowej przez swoich odkrywców została nazwana właśnie "Rajem".



- Znajdziemy tu m.in. kolumny naciekowe (najbardziej znane to Harfa i Pagoda), stalaktyty i stalagmity, trawertyny oraz misy martwicowe. Osobnym, godnym wymienienia, elementem są  tzw. perły jaskiniowe czyli luźne nacieki w kształcie drobnych kulek- mówi Bogusława Krawczyńska, kierowniczka obiektu.

Woda z dwutlenkiem węgla misternie tworzyła fantastyczne formy, które nagromadzone zostały na niewielkiej przestrzeni. Dlatego też opisywana jaskinia należy do najpiękniejszych tego typu obiektów w Polsce. Ba, nie zawaham się napisać, że jest właśnie najpiękniejsza. Potwierdzają to turyści, którzy wychodząc z wnętrza jaskini długo jeszcze rozpamiętują obrazy, jakie dane im było na blisko 180 metrowej trasie turystycznej oglądać. Ale chyba najlepiej walory tego miejsca oddaje wpis dokonany do księgi pamiątkowej przez Walerego Goetla: " Zwiedziłem wiele jaskiń na świecie, aż los zaprowadził mnie do jaskini "Raj". Myślę, po zwiedzeniu tej jaskini, że nadano jej właściwą nazwę. Jaskinia jest wprawdzie maleńka, ale kryje wielkie bogactwo zjawisk i form krasowych. Tak znaczne nagromadzenie walorów przyrody budzi zachwyt i zdumienie. Jestem pewny, że jaskinia służąc dobrze zarówno celom naukowym, jak i turystyce, stanie się jednym z najbardziej cenionych w kraju rezerwatów przyrody. Dzięki odpowiednio wcześniej podjętej akcji zabezpieczenia, ochrony i zagospodarowania, jaskinię ocalono od zniszczeń, jakim uległo już wiele tego typu obiektów w Polsce...". Tyle wybitny geolog i paleontolog.

Teraz czas  na szczegóły: Zwiedzanie zaczyna się w pawilonie, gdzie turyści mają okazję zapoznać się ze stałą ekspozycją wprowadzającą w tematykę krasu. Znajdziemy wśród niej m.in. Narzędzia krzemienne wykorzystywane przez człowieka neeandrtalskiego oraz szczątki prehistorycznych zwierząt: mamuta, nosorożca włochatego, niedźwiedzia jaskiniowego- zachęca B. Krawczyńska. A później przez ponad dwudziestometrową sztolnię, pełniącą rolę śluzy zabezpieczającej mikroklimat jaskini, wkraczamy do innego świata; pełnego baśniowych elementów, których nawet najbardziej zdolny scenarzysta, z bogatą wyobraźnią, nie byłby w stanie wykreować. Mamy nadzieję, że choć trochę ich wygląd przybliżą zamieszczone, pochodzące z archiwum jaskini, zdjęcia.

Na koniec garść informacji praktycznych. Obiekt można zwiedzać od marca do listopada codziennie, oprócz poniedziałków, w godzinach od 10:00 do 17:00. czas  przejścia trasą turystyczną zajmuje około 45 minut. Z uwagi na panujące w jaskini warunki (duża wilgotność powietrza, sięgająca około 95% oraz temperaturę powietrza- około +9 st.C) do zwiedzana należy się odpowiednio przygotować (mam na myśli ubiór). Pamiętać warto również, że ze względu na konieczność ochrony mikroklimatu i szaty naciekowej jaskini wprowadzono ograniczenia w ruchu turystycznym. Dlatego też należy z wyprzedzeniem (co najmniej jednodniowym) rezerwować bilety pod numerem telefonu: 041 346 55 18. Ceny biletów: 13 zł- normalny, 9 zł- ulgowy, dzieci poniżej 4. lat- wstęp wolny (w cenie biletów obsługa przewodnicka). W okresie od 1 listopada do końca marca cena promocyjna biletów tylko 9 zł.

Do "Raju" dotrzemy kierując się z Kielc w kierunku Chęcin i za znakami w kierunku zajazdu o tej samej nazwie. Z południa Polski: za drogowym węzłem w Chęcinach kierujemy się do Kielc, następnie po kilku kilometrach w lewo za znakami.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Diament spod Sandomierza


Świat zainteresował się krzemieniem pasiastym dopiero w latach 70-tych. Ja - ignorant biżuterii - dopiero 20 lat później, kiedy moja babcia podsunęła mi poniższy artykuł. Ponieważ wówczas nie wiedziałam jeszcze, że trzeba zachować źródło... nie mam pojęcia, czyjego jest autorstwa i w której gazecie się pojawił. Pamiętam, jak przez mgłę, że pieczołowicie przeklepywałam go na potrzeby mojej ówczesnej strony (praciotki MUWITu). Przypomniałam sobie o jego istnieniu niedawno, kiedy moje autostopowo-koncertowe losy zaprowadziły nie do Sandomierza - jedynym miejscu na świecie, gdzie ów kamień występuje. 


zdjecie pochodzi z www.ciekawesciezki.pl

niedziela, 23 lipca 2017

Brama Opatowska

Brama Opatowska - główny zabytek Sandomierza, jedna z niegdyś czterech bram wchodzących w kompleks murów obronnych Sandomierza, wzniesiona przez króla Kazimierza Wielkiego około 1362 roku. Do bramy przylegają, bo obu jej stronach pozostałości murów.


W szesnastym wieku bramę zwieńczono renesansową attyką. Attyki budowano w celu zabezpieczenia dachów przed wyrzucanymi przez nieprzyjaciela strzałami z gorejącymi wiechciami. Wspomniana attyka była więc strukturą podnoszącą obronność budowli. Bramę zamykano od góry broną, czyli mocną, okutą żelazem kratą z bali dębowych. W latach 1928-1929 Brama Opatowska została pokryta żelbetonowym stropem i udostępniona zwiedzającym. Niegdyś istniały oprócz opatowskiej trzy bramy. Żadna do dnia dzisiejszego nie zachowała się. Ponadto było 21 baszt i dwie furty, z czego jedna Dominikańska, zwana Uchem Igielnym, istnieje po dziś dzień. 

Sandomierska katedra

Tekst pochodzi z geocaching.com 

zdjęcie z https://www.geocaching.com/geocache/GC62J54

Katedra - wzniesiona w XIV w., gotycka, zachowała pierwotny układ przestrzenny i bogatą dekorację rzeźbiarską we wnętrzu. Posiada wyposażenie wewnętrzne z XV - XVII wieku (freski bizantyjsko - ruskie, ołtarze rokokowe, obrazy i rzeźby).

Bazylika Katedralna wzniesiona została w miejscu pierwotnej romańskiej kolegiaty, zniszczonej najazdami Tatarów w XIII wieku i Litwinów w 1349 roku. W 1360 roku król Kazimierz Wielki funduje nową kolegiatę, która wraz z powstaniem Diecezji Sandomierskiej w 1818 roku otrzymała godność Katedry a w 1960 roku godność Bazyliki Katedralnej. Jest to gotycka budowla typu halowego z trójbocznie zamkniętym, wydłużonym prezbiterium, nakryta sklepieniami krzyżowo-żebrowymi. Na ścianach prezbiterium zachowały się polichromie wykonane ok. 1421 roku przez warsztat ruski mistrza Hayla z Przemyśla.

Freski odsłonięto i zakonserwowano w latach 1934-1936. Ołtarze i portale Katedry wykonane są z czarnego marmuru a ozdobione marmurem różowym. Są to unikatowe przykłady wyrobów kamieniarskich warsztatów w Czarnej pod Krakowem z XVII i XVIII w. Wnętrze kościoła zdobi wspaniały zespół rokokowych ołtarzy (II poł. XVIII w.) przy międzynawowych filarach. Są one dziełem wybitnego warsztatu mistrza Macieja Polejowskiego ze Lwowa. Na ścianach naw widnieje zespół 16 obrazów, z których 12 tworzy cykl tzw. "Kalendarium", natomiast cztery obrazy pod chórem przedstawiają sceny z historii Sandomierza. Męczeństwo Sandomierzan w 1260 roku, męczeństwo dominikanów w 1260 roku, rytualny mord żydowski oraz wysadzenie zamku przez Szwedów w 1656 roku. Ten ostatni obraz przedstawia legendarny moment, kiedy to porwany podmuchem rycerz Bobola został przerzucony wraz z koniem przez Wisłę, nie doznając żadnego uszczerbku na ciele. W skarbcu Katedry przechowywane są między innymi liczne inkunabuły i relikwiarz Drzewa Krzyża Świętego podarowany Kolegiacie przez króla Władysława Jagiełłę w uznaniu zasług rycerstwa sandomierskiego w bitwie pod Grunwaldem.


      
Godziny zwiedzania:
od wtorku do soboty: 10.00, 11.00, 12.00, 13.00
w niedzielę i uroczystości: 13.00, 14.00
W pobliżu zabudowania kapitualne -  Pałac Biskupi, Sufragania, Wikariat i  dzwonnica.

sobota, 6 maja 2017

Kolonia Kolejarzy w Nowym Sączu



Odkąd zaczęłam jeździć w Beskid Sądecki (a było to jakiś czas temu) zawsze dziwiłam się turystom podróżującym pociągiem z Krakowa do Sącza. Bo cóż to za przyjemność jechać na około (bo przez Stróże koło Tarnowa) siedząc w tłukącym się pociągu przez bite sześć godzin... Po prawdzie, to sześć godzin trwała podróż do Piwnicznej, bo też ona, a właściwie położona nad nią Niemcowa, była moim ówczesnym celem. 
Dziwię się zresztą do dziś, chociaż Szymon powiada, że dziś tą trasą jedzie się 3 godziny. Choć nadal naokoło, bo nowych torów (jak wspomniałam w poprzednim poście) nie wybudowano...

Kiedy zaczęłam podróże w kierunku Sądecczyzny, nie spodziewałam się, że moje życie zwiąże się z tymi górami niejako na zawsze. Miałam przecież swoją wieś (przez przyjaciół wdzięcznie zwaną latyfundiami), miałam chałupę w sercu Gorców (co prawda kwestia posiadania jest tu kwestią bardzo sporną, ale serce moje od dawna zakopane jest gdzieś tam... na zachód od Sądecczyzny. Druga część serca tkwi w Bieszczadach i dolinach Osławy i Oslawicy, mocno zahaczając o dolinę Wisłoki. Gdzież tu zatem Sądecczyzna? 

Ano, chyba pośrodku...

Niejeden raz przechodziłam Sącz na piechotę, usiłując dojść na wylotówkę w kierunku Piwnicznej. Obserwowałam zmiany jakie zachodziły w tym mieście, pomimo tego, że nie spędzałam tam dużo czasu - tyle ile konieczne było na przejście przez miasto. No i czasem wstąpienie na lody... 


W dawnych czasach "u Misia", potem przemianowanego na Argasińskich - lody i kolejka do nich nie zmieniły się przez lata. Dalej są to najlepsze lody W Nowym Sączu... No dobrze - prawie najlepsze. Najwspanialsze są jednak w niewielkiej lodziarni Orawianka, zlokalizowanej w zaułku, na tyłach lodziarni Argasińskich. Skąd nazwa Orawianka, skoro jesteśmy u Lachów Sądeckich? Ha - nie wiem. Zastanawiałam się nad tym, ale jeszcze nie dotarłam do żadnego wytłumaczenia. Może ukochana właściciela była z Orawy? Któż to wie...


W każdym razie - na bazie lodów śmietankowo-owocowych rozpoczęłam dawno temu obserwacje rozwoju Sącza. Nie nazywałam tego obserwacjami. Ale trudno było nie zauważyć, jak z niewielkiego, powiedzmy wprost: zapyziałego miasteczka, wyrasta przepiękne, funkcjonalne miasto. Z zachowanymi ruinami zamku (niewielkimi), odrestaurowanym rynkiem i skansenem, do którego dojazd kilka lat temu został doskonale oznaczony. Miasta owiniętego wstęgami Dunajca i Popradu. Miasta, w ktorym funkcjonuje jeden z najlepszych w południowej Polsce, szpitali (z doskonałą kardiochirurgią), miasta, które za swoją siedzibę wybrało kilka wiodących firm - słynnego komputerowego Optimusa, czy równie słynnej fabryki lodów Koral. Któż z nas nie pamięta zdania, namiętnie szeptanego przez Kasię Figurę.. "zawsze jest pora na lody koral".



malopolskatogo.pl

A zaczęło się od kolei. Kolei, która stała się impulsem do rozwoju miasta.
W XIX wieku przeprowadzono przez Sącz linię kolejową Tarnów - Leluchów oraz kolejny odcinek kolei transwersalnej: Nowy Sącz-Chabówka. Na skrzyżowaniu dróg kolejowych postanowiono wybudować osiedle robotnicze dla pracowników kolei, którzy mieli tutaj - w nowozbudowanych warsztatach - naprawiać tabor kolejowy. W myśl austriackich planów, opracowano w Wiedniu plany osiedla, a pierwsze domy oddano do użytku rok poźniej. Całą inwestycję ukończono w 1917 r. 
kolonia kolejowa składała się ze stu domostw - przeważnie parterowych, wolnostojących z niewielkimi ogródkami. Większość z nich to tak zwane bliźniaki, z idealnie rozplanowanymi wnętrzami. Choć - powstały też domy dwu - i wielorodzinne. 
Całą kolonię założono niedaleko miejsca pracy kolejarzy. Ale z dala od miasta, sklepów i szkół - dlatego, na wyraźne żądania kolejarzy wybudowano tutaj Dom Robotniczy, szkołę i kaplicę św. Elżbiety (dziś kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa), wg projektu Teodora Talowskiego, znanego krakowskiego architekta.

Prezydent generalny dyrekcji dr Leon Biliński przychylił się do prośby i wyasygnował na budowę szkoły 20.000 zł. i na budowę kaplicy szkolnej 45.000 zł. Dla łatwiejszego uzyskania zezwolenia na budowę podano, że będzie to kaplica jubileuszowa, upamiętniająca półwiecze panowania cesarza Franciszka Józefa. Dlatego też na frontonie kościoła umieszczono portal z emblematami jubileuszowymi, korona, monogramem i cyframi 1848-1898. 


Wieść gminna niesie, iż świątynię wzniesiono pod wezwaniem św. Elżbiety, gdyż była ona patronka cesarzowej, zwanej Sisi. Możliwym jest, że jest w tym ziarnko prawdy. Wiadomo bowiem, że patronami kolejarzy są św. Rafał, Franciszek i św. Katarzyna Aleksandryjska. 

To właśnie w dniu jej wspomnienia (25.listopada) obchodzone jest święto kolejarza.

Dworzec kolejowy położony jest w pewnej odległości od centrum miasta. Klasycystyczny budynek dworca wygląda niemal tak samo, jak dworzec w Iwanofrankovsku czy Lwowie. W sumie - trudno się dziwić. I to Galicja, i to Galicja...
Tylko, że tamte dworce od pierwszego wejrzenia wzbudzają podziw. Od razu widać, że dworzec jest jednym z najważniejszych budynków - porównywalnie dominujący w scenerii, jak ratusz czy wieża kościelna.
"Między panem, wójtem, a plebanem" - można by rzec. Wszak kolej to inwestycja pańska. A nawet cesarska... 
W przypadku Nowego Sącza jest dokładnie odwrotnie. Niegdyś dominujący dworzec został tak jakby przyduszony wznoszącym się miastem. 
Nawet pomnikowa dziś kolejka, postawiona przed dworcem na pamiątkę pierwszego wjazdu pojazdu elektrycznego w 110 rocznicę wybudowania linii kolejowej Tarnów-Leluchów, to symboliczny chichot historii przemysłowej.
Historia kolejowego miasta odchodzi powoli w przeszłość, oddając pola biznesom na kolei wyrosłym. 

Nie tak dawno jechałam z grupą - nomen omen kolejarzy...- do węgierskiego Tisajvaros. Część grupy odbieraliśmy właśnie przy dworcu w Sączu. Próba przejazdu pod niewielkimi wiaduktami,  skończyła się objazdami, które kosztowały nas co najmniej godzinę poślizgu. Miasto Nowy Sącz, wyrosłe na kolei, oferuje kolejarzom tą samą infrastukturę, co niemal 100 lat temu. Fakt, ze infrastuktura wciąż działa. Ale nie jest już dziś potrzebna miastu do rozwoju - miasto rozwija się juz samo.

czwartek, 4 maja 2017

Galicyjska Kolej Transwersalna

Tekst: Kasia Turska "Ziellona"

W 130 rocznicę istnienia kolei transwersalnej, w Otwartym Przewodniku Krajoznawcy, Czesław Szynalik pisał tak:
(...) Henryk Sienkiewicz na łamach warszawskiego „Słowa” opublikował pierwszy odcinek „Potopu”. Trochę wcześniej Mikołaj II został carem Rosji, a Statua Wolności, rozebrana na kawałki rozpoczęła swą podróż z Francji do Stanów Zjednoczonych. Był to rok, w którym Karl Friedrich Benz kończył budować pierwszy samochód, a papież Leon XIII ostrzegł świat przed groźbą masonerii."
Był to rok 1884.
Rok otwarcia kolei transwersalnej. 
Kolei, mającej w założeniu połączyć Zachód ze Wschodem i stworzenie nieprzerwanego ciągu komunikacyjnego, jako alternatywy dla Kolei Galicyjskiej (Kraków-Lwów) na wypadek wojny z Rosją. Oprócz głównego celu militarnego, miała zaktywizować obszary wiejskie - górskie i podgórskie (z natury swej uboższe).

Podróżując po Karpatach trudno oprzeć się wrażeniu, że kolej transwersalna (ze swoimi - dość licznymi odgałęzieniami) istnieje właściwie wszędzie. Wrażenie jest nieco mylne, niemniej jednak dominujące. Od Cadcy na Słowacji, przez Żywiec, Suchą Beskidzką, Nowy Sącz, Jasło, Krosno, Sanok i Zagórz, aż po ukraiński Chyrów, Sambor, Drohobycz, Stryj i Stanisławów (dziś Ivanofrankovsk). Ostatnią stacją Wielkiej Kolei jest malutki (porównywalny do niewielkiego Zagórza) Husiatyn...

Ponieważ istniały już pewne odcinki, postanowiono je wykorzystać do budowy kolei transwersalnej - i pewnie dlatego dziś z Krakowa do Piwnicznej jedzie się przez Stróże niedaleko Tarnowa. Jak słusznie zauważył mój kolega Szymon... 
"A jak ma ten pociąg jechać? Od czasów cesarstwa nowych torów nie wybudowano..."



A dokładniej od dnia 16. grudnia 1884 r. Dnia otwarcia nowej linii kolejowej. Linii, która pod koniec XX wieku stanie się zmorą egzaminacyjną dla kandydatów na przewodników beskidzkich.
Ileż tu tematów, zabytków, historii... Ileż tu niedokończonych opowieści i fragmentów tejże. Ileż skończonych wiaduktów i mostów. Ileż dworców i stacyjek... 
Chciałoby się zaśpiewać "Są małe stacje wielkich kolei"...

Tylko, że ani te stacje nie były wcale takie małe... choć dziś mogłyby się takimi wydawać... Ani owa strasznie brzmiąca kolej nie była taka wielka... choć nie... właściwie była wielka.
Bo czyż można nie docenić przedsięwzięcia, którego efektem było wybudowanie prawie 600 km linii kolejowej w niecałe dwa lata? Co więcej... 
"Galicyjska Kolej Transwersalna w swym przebiegu i niemal we wszystkich urządzeniach technicznych istnieje do dziś. Najlepiej zachowanym i najpiękniejszym odcinkiem GKT jest trasa Chabówka-Nowy Sącz. Znajdują się tu stare dworce z 1884 r., unikatowe zabytki techniki, zupełnie wyjątkowy skansen taboru kolejowego w Chabówce. Jest to przy tym jedyny górski odcinek tej trasy wiodący najpiękniejszymi zakątkami Beskidu Wyspowego, którym dziś organizowane są przejazdy wakacyjne w stylu retro." - pisze Czesław Szynalik.
Tak - kolej transwersalna to była Wielka Kolej. 
Poczujmy jej magię na opuszczonych dworcach, podczas przejażdżki w stylu retro, w fenomenalnym skansenie kolejnictwa w Chabówce, czy też wędrując wzdłuż nieczynnych torów, wdychając "zapach podkładów kolejowych"...







poniedziałek, 1 maja 2017

Zawadka - wieś w sercu niczego...

Długi weekend majowy to planowana od dawien dawna, posiadówa na wsi. Z piesami i rodzicami :) Sorry, ale w tej kolejności:) Miało być siedzenie przy piecu, ewentualnie na trawce w słoneczku. Słoneczka nie ma, więc został piec... No ale jak tu siedzieć, kiedy na kilka godzin przyjeżdża kolega keszer? Keszer od niecałych dwóch tygodni, a już zarażony tak bardzo, że poszliśmy z Zuzką na morderczy spacer: Na Banię, a potem przez las (na tzw. pałę) do Muchy. Kesze zawadczańskie mają się dobrze. Nowicjuszowi keszerskiemu został jeszcze jeden do wyciągnięcia (z moich) plus dodatkowy na Jaworzynach (dopiero dziś go wyciągnęłam... po roku od ostatniego znalezienia.)

No to z tej okazji... kilka słów o Zawadce...




Zawadka - urocza, wysoko położona wieś, rozrzucona na odkrytym, południowym zboczu masywu Kotonia.

Rozrzucona to właściwe słowo, bo sioła tej wsi zaczynają się już pod Groniem (rola Jaworzyny) a ciągną się aż do Pękalówki (rola Pękale). Roztacza się stąd wspaniały widok, od dalekich Gorców, poprzez widoczne tylko przy dobrej przejrzystości powietrza Tatry, aż po Babią Górę. Najpiękniejsze widoki są właśnie znad "drogi pod las".
29 XI 1944 r. na Zawadce rozegrała się wielka bitwa. W jej wyniku poniosło śmierć wielu partyzantów działających tu oddziałów AK "Żelbet" oraz "Odwet". Mimo obławy udało im się wycofać w kierunku na Kotoń , a innej grupie w kierunku na Trzebunię. Wydarzenia te upamiętniono wystawieniem obelisku w 1964 r. aby w 60 rocznicę tych wydarzeń zamienić go na pomnik. Znajdują się tu dwie tablice z nazwiskami poległych partyzantów i mieszkańców Zawadki oraz okolicznych wsi, których Niemcy zamordowali w kilka dni później.
Przy czarnym szlaku (kilkadziesiąt metrów od centrum) został postawiony krzyż, upamiętniający AK-owców, którzy w tej bitwie ponieśli śmierć. Na kilkuset metrach, wzdłuż drogi, śmierć dosięgła kilku partyzantów. Tu zginął między innymi porucznik Artur korbel ps. Bicz, który został awansowany pośmiertnie. O cichych bohaterach można przeczytać w artykule Mariana Cieślika "Zawadka w Ogniu". Od niedawna we wrześniu organizowana jest rekonstrukcja bitwy pod Kotuniem.
GASTRONOMIA:
Sklep w okolicy jest jeden, niemniej jednak polecamy zrobić zakupy w Tokarni lub Krzczonowie (wiele sklepów). Restauracji czy baru tu również nie ma. W ogóle nie ma tutaj nic... I dlatego jest tu tak pięknie...
PSY:
Jak to na wsi... psów jest dużo. Tutaj raczej się nie zapuszczają, natomiast należy uważać na czworonogi, gdyż jeździ tu dość dużo samochodów (droga z płytami betonowymi jest drogą gminną i prowadzi aż na Pękalówkę, gdzie samochodów jest dość dużo - wbrew pozorom). W okolicach pól i lasów lepiej trzymać psy na smyczy, gdyż tereny te są popularne wśród myśliwych - znajduje się tu też kilka ambon.