poniedziałek, 4 grudnia 2017

Taradajką do Puńska


Nie przyjechałam tu taradejką, Chociaż miałam wielką ochotę. Niestety górę nad tradycją wzięła wygoda i cywilizacja. Większość Litwinów na obchody święta Matki Boskiej Zielnej- 15. sierpnia- przyjechała samochodami. 

Litewskie bryczki o niskich burtach, ogromnych szprychowych kołach z błotnikami i miękkich, wyściełanych siedzeniach można jeszcze spotkać w niektórych domach. Podobno jeszcze kilka lat temu na nabożeństwo 15. sierpnia tradycyjni Litwini do tarantasów (druga nazwa teradejki) zaprzęgali traktory, ale dziś zdecydowana większość zajeżdża przed kościół maluchami i polonezami.

Miasto polskich Litwinów

Puńsk- małe schludne miasteczko położone między malowniczymi pagórkami nad przeraźliwie zanieczyszczonym jeziorem Punia- jest stolicą polskich Litwinów. Powstało w połowie XVI wieku na skraju nieskolonizowanego jeszcze kawałka Puszczy Mareckiej. Kolonizacja następowała z dwóch stron: od strony Łoździejów i od strony Wiżajn. Pierwszymi osadnikami byli Polacy, Litwini i Rusini. Ci ostatni, jako element najsłabszy, szybko ulegli lituanizacji i polonizacji. Na Sejneńszczyźnie- najdalej na zachód położonej Litewskiej wyspie- mieszka około 12000 Litwinów. Drugie tyle jest rozrzucone po całej Polce. Choć jako mniejszość Narodowa nie stanowią dużej grupy nie grozi im wynarodowienie.

Litwini, jak żadna inna grupa etniczna, trzymają się razem, kultywują tradycję i dbają o naukę litewskiego w szkołach. Skupieni są w różnych organizacjach, które umacniają patriotyzm i poczucie przynależności Narodowej. Działa "Stowarzyszenie Litwinów w Polsce", wydawane jest czasopismo  "Ausra", odrodziło się również Towarzystwo im. św. Kazimierza i Związek Młodzieży Litewskiej. To jedna strona medalu.

Druga strona medalu

Druga, jak zwykle jest ciemniejsza.

Dużo naczytałam się o gościnności litewskiej, ale wnet okazało się, że, owszem, Litwini litewscy są  uroczy, natomiast Litwini polscy, a przynajmniej ci spotkani w Puńsku, darzą Polaków szczera nienawiścią. Tyle lat minęło od zmienienia granic po I i II wojnie Światowej, a oni nie zapomnieli. Ale najgorsza jest obojętność...

Z taką ignorancją, wszystkich i wszystkiego, co nie-litewskie spotkałam się po raz pierwszy w życiu. I u Łemków i u Cyganów, nie mówiąc już o naszych rodzimych góralach, mój plecak i torba na aparat wywoływały szczere zainteresowanie. Każdy rwał się, żeby się przywitać, wyrazić zdziwienie, czy samemu nie straszno, albo po prostu się uśmiechnąć. Zazwyczaj też chętnie opowiadali o swoich rodzinach, regionie, zwyczajach... 

Tutaj nic.

Zero kontaktu.


Moje rozpaczliwe próby dowiedzenia się czegokolwiek, spełzały na niczym. Ani rozmowa ze sprzedawczynią, ani z mieszkańcami nie przyniosły rezultatów. Najczęściej wzruszano ramionami i odchodzono. Rozmowni okazali się tylko strażnicy graniczni, ale oni byli z pochodzenia Białorusinami i ich też Litwini nie darzyli sympatią. Uważali, że strażnicy są  tu niepotrzebni - ponoć żaden z mieszkańców Puńska nie chciał tutaj punktu granicznego.

Już zdecydowałam się opuścić niegościnne miasto....

..już szłam drogą na Suwałki....

...już klęłam pod nosem za stracone pół dnia

....kiedy z drogi zawrócił mnie głos.

-Proszę pani! Pani wstąpi do nas na kawę. Na pewno jest pani zmęczona...

Otwarły się przede mną wrota raju. O kawie marzyłam od mniej więcej trzech godzin i smętnie myślałam o pozostałych mi 60 groszach. Do jutrzejszego otwarcia poczty nie spodziewałam się kawy. Pani Jasia, przeurocza kobieta, jest Polką. I ma syna Grzegorza. Syn Grzegorz, podobnie jak ja, jeździ stopem i przeróżni ludzie mu pomagają, stąd niespodziewana gościnność pani Jasi.

Chociaż, nie! Z czymś takim w sercu człowiek się rodzi, a warunki i okoliczności tylko go ukierunkowują. Tu okoliczności sprawiły, że zostałam podjęta kawą, serem białym i przepysznym ciastem z gruszkami. Kiedy szliśmy wieczorem na występy folklorystyczne nad jezioro Punia, trzymałam za rękę Igora, przecudnego wnuka pani Jasi. Miał lat pięć i był (nadal jest) niekwestionowanym żywym srebrem. Złotem! Platyną!

Nigdy w życiu nie spotkałam tak uroczego dziecka! Normalnie mam awersję do dzieci, ale Igor po prostu mnie oczarował. Mój czas  podzieliłam na zabawy z nim i rozmowy z panią Jasią i jej mężem panem Edwardem. Nie skarżyli się. Tego typu ludzie nigdy się nie skarżą. Ale wyczuwałam z rozmowy żal i rozgoryczenie. Pani Jasia od kilku lat nie może znaleźć pracy w okolicy z prostego powodu: nie mówi po litewsku. Tutejsi Litwini znają język polski. Muszą znać. Ale nie przyjmą do pracy nawet sprzątaczki nie-Litewki.

Polacy dyskryminują ????!!!!

I nam się zarzuca dyskryminację!? Kiedy we własnym kraju dyskryminowani są  Polacy! Na 100 numerów na ulicy, gdzie mieszkają moi dobroczyńcy, tylko 4 należą do Polaków. Ale nie w liczbach sprawa. Litwini też mają prawo do własnej stolicy na terenach dawniej należących do nich. Ale niewiele Litwinów odkłoni się Polakowi na ulicy. Pani Jasia jest przeuroczą kobietą i naprawdę ciężko było mi zrozumieć brak znajomych.

Raptem kilkoro Litwinów przyznaje się do przyjaźni z Polakami. Pani Jasia ma jedną litewską przyjaciółkę. Ona nie przejmuje się konwenansami. Pani Jasia to pani Jasia, a nie Polak, którego z założenia należy nie lubić. 

Ludzie!!! opamiętajcie się!!!

Jeżeli przez przypadek dowiecie się, że wasz najlepszy przyjaciel jest na przykład Cyganem, a wy akurat Cyganów nie lubicie, odwrócicie się od niego?! Człowieka należy oceniać jakim jest, a nie jaką ma Narodowość, wyznanie, rodzinę!

Proszę bardzo! Niech na Sejneńszczyźnie będą dwa języki urzędowe, centrum kultury litewskiej, święta...

Zdaję sobie sprawę, że tylko granice zmusiły Was, drodzy Litwini, do życia w obcym kraju, ale żyjecie już tu 50 lat, a obok Was Polacy. 
Nie zapominajcie o nich.
Oni też chcą żyć normalnie...


Sierpień'2000- Puńsk


Oświadczenie autorki:

Zaznaczam, ze artykuł poniższy powstał na podstawie moich osobistych odczuć podczas  pobytu w Puńsku w sierpniu 2000 roku. Pobyt na Litwie w siedem lat później przekonał mnie że Litwini są  gościnni i bardzo mili. Czy miałam pecha wtedy w Puńsku? Być może. Nie twierdzę że WSZYSCY są  tacy, albo NIKT nie jest taki. W róznych społecznościach trafiają się przeróżni ludzie. Jedna niefortunna znajomość potrafi zrazić lub przekonać do całej nacji. Jednakże takie odczucia pozostawił we mnie Puńsk po 2000 roku. Może pojadę tam kiedyś powtórnie i moje podejście się zmieni. 

Dziękuję pani Bożenie z punsk.com.pl na zwrócenie mi uwagi - cytuję wpis do księgi gości: 
Przykro mi, że trafiła Pani na obojętnych Litwinów. Zapewniam Panią, że nie wszyscy są  tacy i zazwyczaj staramy się służyć pomocą przyjezdnym. Ponadto, znam wielu Polaków w Puńsku, którzy nie czują się w jakiś sposób osaczeni, czy szkalowani przez Litwinów. Wręcz przeciwnie, znaleźli tu swoje miejsce i mają się bardzo dobrze:)
Wierzę, że moje wrażenie było mylne i przepraszam wszystkich którzy poczuli się urażeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz