środa, 7 lutego 2018

Na orawskich chodnikach / On the Oravian pavements

Zatrzymajmy się Czasami po drodze- nie tylko na stacji benzynowej...

Marcin Żyła

Kilkaset lat temu beskidzkie wzniesienia porastała rozległa Puszcza Karpacka. Gdzieś pomiędzy jednym dzikim lasem a drugim przebiegała umowna granica królestw Polski i Węgier. Zwierząt żyło tam co niemiara, ludzi- prawie w ogóle. Człowiek wierzył, że w nieskończonym borze mają swe źródła powodzie, choroby i wszelkie inne nieszczęścia. Jedna była pośród gór kraina, w której stali mieszkańcy zjawili się dość wcześnie, a miejsce przesądów szybko zajął dochodowy handel. 

[EN] Hundreds years ago there were the enormous Carpathian forest in Beskids' hills. Somewhere here - between one wild forest and another - was runing the stipulated border between polish and hungarian kingdoms. There used to live a lot of wild animals. People? almost none. People believed that in never ending forest is the source of all bad lucks. There was only one land in the mountains in which the settlement appeared quite early and the inhabitants believed more in trading than in primitive believes. 



Była to Orawa.

Pierwszych osadników, przybyłych tu w XIII wieku, zaś koczył łagodny charakter okolic. Choć położona w sercu najwyższych wzniesień, Orawa była śródgórską niziną. Od zachodu zamykał ją masyw Babiej Góry, południową granicę wyznaczały pasma Małej i Wielkiej Fatry. Tylko wschodnia krawędź regionu słabo zaznaczała się w terenie, grzęznąc w licznych mokradłach, oddzielających go od Liptowa i skalnego Podhala. Gęsta wszędzie indziej puszcza, na Orawie porastała z rzadka. Człowiek, ciągnący z południa w imieniu włodarzy węgierskich komitatów, prędko przystosował niezamieszkane obszary do swoich potrzeb.

Rozpoczęła się walka o wpływy polityczne. Dzięki temu powstawały nowe miejscowości. książę Władysław Opolczyk, najprawdopodobniej chcąc rozstrzygnąć na korzyść Polski przebieg granicy z Węgrami, pod koniec XIV w. założył Trzcianę (słow. Trstená)- dziś pierwszą słowacką wieś, przez którą  przejeżdża się po minięciu granicy. Potem założono inne wsie- Zubrzycę, obie Lipnice i "stolicę" polskiej Orawy, Jabłonkę. I choć w okolicy zmieniały się nawet państwa- Węgry zastąpiła w ostatnim wieku Słowacja- kręgosłupem Orawy pozostała droga, którą  już wiele wieków temu używano do handlu między północą i południem kontynentu. Dziś, jako międzynarodowa szosa E-77, przypomina 
o bogatej historii tych ziem, w której słowackie, węgierskie 
i polskie wątki przeplatają się nawzajem, zaskakując nawet historyków.



Po polskiej stronie Orawy


Dla turystów zmotoryzowanych "bramą" do Górnej Orawy jest przełęcz Bory pomiędzy Spytkowicami i Podwilkiem. Górskim grzbietem, który przecina szosa wiodła jeszcze nie tak dawno temu granica polsko- węgierska. Na grzbiecie, mniej więcej na miejscu dzisiejszego parkingu dla TIR-ów, mieściła się graniczna karczma. Teraz okazanie paszportów następuje dalej, w Chyżnem; z pierogami 
i schabowym z kapustą, tudzież z lokalnymi odmianami polskiej kuchni można więc żegnać się dopiero w restauracjach Jabłonki.

Zanim jednak opuścimy ojczyznę i zapuścimy się głębiej w częściowo ewangelickie rejony dawnych Węgier, przystańmy na chwilę w niewielkiej Orawce. Od połowy siedemnastego wieku stoi tu kunsztowny kościółek z drewna. Wewnątrz- polichromia z cyklem scen z życia św. Jana Chrzciciela. To dzieło anonimowych twórców ludowych, którzy swoje talenty nierzadko poświęcali na tworzenie przydrożnych krzyży i kapliczek. O ile jednak orawczański kościółek ma wszelkie szanse, by już wkrótce znaleźć się na liście UNESCO, o tyle te mniejsze, niezliczone świadectwa wiary i rzemieślniczego kunsztu, gęsto rozsiane po gościńcach Orawy i Podhala, swoje trwanie zawdzięczają tylko opiece miejscowych.

Ogólnie jednak, pomimo kilkusetletnich wysiłków Węgrów, Orawa- i to po obydwu stronach granicy- pozostała regionem katolickim. Wciąż odnawiane świątynie 
w małych miasteczkach, choćby Twardoszynie, sąsiadują czasem z opuszczonymi niestety, żydowskimi boźnicami.

Námestovo- centrum Orawy


Administracyjnym i kulturalnym centrum przygranicznej części regionu pozostaje Namiestów (słow. Námestovo) nad brzegiem Jeziora Orawskiego. Zbiornik, liczący 35 kilometrów kwadratowych powierzchni, w lecie sporą atrakcją- szczególnym powodzeniem cieszą się rejsy na położoną na środku Jeziora małą wysepkę. Wysepki zalać się nie udało, w odróżnieniu od fragmentu polskiego terytorium, które w okolicach Lipnicy Wielkiej przykryła kilkadziesiąt lat temu woda.

Oto jesteśmy w końcu po drugiej stronie Babiej Góry. Wieś Półgóra (słow. Oravská Polhora) może nas zainteresować przynajmniej z dwóch powodów. W końcu, była to pierwsza po południowej stronie Babiej Góry osada założona i zamieszkiwana przez naszych rodaków. Polscy chłopi przybywali tutaj głównie z dóbr suskich 
i jordanowskich, a także z Żywiecczyzny, uciekając przed prześladowaniami ze strony starostów. Według niektórych szacunków w czasie potopu szwedzkiego przybyło tutaj około dwudziestu tysięcy chłopów. Polacy często zakładali wsie o nazwach zbliżonych do tych, z których uciekli, stąd na przykład wzięła się dzisiejsza Rabcza (słow. Rabča).

Po tamtej stronie Babiej Góry


Po drugie, w okolicy Półgóry funkcjonuje schronisko turystyczne Slaná Voda, od którego zaczyna się marsz na szczyt Babiej. Znakowany na żółto szlak prowadzi obok domku, w którym w 1904 r. urodził się pisarz Milo Urban. Pomiędzy starymi świerkami, a pod koniec łagodnymi polanami z fantastycznymi widokami na Tatry 
i Orawę, wspinamy się na szczyt. Jeśli nie zapomnieliśmy paszportu lub dowodu, możemy tu przekroczyć granicę państwa. Od schroniska PTTK na Markowych Szczawinach dzieli nas godzina drogi, schodząc do Przywarówki i skręcająšc tam 
w lewo, możemy dojść leśną drogą do Zubrzycy Górnej ze słynnym skansenem etnograficznym.

Położona po obu stronach granicy Górna Orawa to idealne miejsce na dwudniową wycieczkę- wędrówka po lesie, zabytki kultury materialnej, w lecie nawet plaże 
i żaglówki. Szkoda tylko, że z istniejącej tu kiedyś linii kolejowej, łączącej Nowy Targ z Trzcianą i dalej- z rejonem Zamku Orawskiego i Kralovan, pozostały tylko stare nasypy w okolicach Czarnego Dunajca i Pielkielnika. Szosa jednak pozostała. Wzdłuż drogi, którą  kiedyś sprowadzano na Węgry wielicką sól oraz wzdłuż orawskich "chodników", wydeptywanych kiedyś przez miejscowych zbójników, pędzimy teraz tranzytem na wczasy do krajów południowych.

Zatrzymajmy się Czasami po drodze- nie tylko na stacji benzynowej...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz