w Irlandzkim pubie
Siedzę w Irlandzkim pubie. Na ścianie, na wielkim ekranie trwa bójka na murawie boiska. Nie wiem kto z kim gra, przeciwko komu, kto kogo bije i kto przetrzymuje piłkę,ale wiem, ze cała Irlandia dzielnie sekunduje.
Cała Irlandia to akurat pub przy Grafton Street. Tu- w Irlandzkim pubie toczy się całe życie. Irlandczycy wychodząc z pracy w piątek, kroki swe kierują od razu do pubu i tam zostają, aż do niedzielnego wieczora.
Tu wylewają swoje smutki i żale, tu oglądają mecze- nie widziałam pubu bez szklanego ekranu- tu bawią się do utraty tchu, tu, nad przysłowiową pintą Guinessa, toczą się długie dysputy polityczno-kulturalne. Przysłowiowa, bo rzadko kiedy kończy się na jednej... Zresztą Guiness to dla Irlandczyka bodaj "sól życia". Niejednokrotnie w Europie, czy Ameryce słyszy się, ze Irlandczycy są smutni, siedzą w barze nad szklanką i mruczą coś do siebie wzdychając do "tych pól zielonych". Być może tak jest. Być może za granicą Irlandczycy nie tryskają energią i werwą,a le to tylko dlatego że brakuje im aksamitnego czarnego trunku z białą czapą.
Ponoć nie można wypić prawdziwego Guinessa poza wyspą. A najlepiej smakuje w Dublinie, gdzie jest warzony od 1759. A piwo to jest tak wyborne, jak grymaśne. Szkodzi mu dł;uga podróż, zbyt szybkie nalewanie do szklanki, zła temperatura w piwnicy, gdzie beczka jest trzymana... Nawet odległość między pipą, a beczką ma tu kolosalne znaczenie. Jednakże prawdziwy Guiness w prawdziwym Irlandzkim pubie rozkłada się aksamitem na podniebieniu i drażni wszystkie możliwe zmysły. I wspaniale scala towarzystwo w pubie...
Przy pincie Guinessa pękają wszelkie tamy, konwenanse, przeczulenia. Do końca nie wiadomo, czy to Guiness jest tak aksamitnie wyborny dzięki Irlandczykom, czy Irlandczycy są tak otwarci i uroczy dzięki Guinessowi. Fakt jednak pozostaje faktem, masz kompleksy, chandrę, zły humor. Idź w te pędy do irlandzkiego pubu- pomaga jak ręką odjął !!!
Dublin- luty 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz