Moje niebo mieszka w górach,
Gdzie się budzą barwne sny,
Złoto fiolet i purpura
Koniec końców dotarłem na Obidową, gdzie odszukałem niepozorny pomniczek po lewej stronie szosy. Jest on poświęcony- jak głosi słabo widoczny napis- "bohaterom poległym w walce z okupantem hitlerowskim w latach 1942-1944". Wspominam o nim, bo... myślę, że nikomu to nie zaszkodzi. Historia nie jest jednobarwna, a naszą Narodową chyba cechą jest popadanie ze skrajności w skrajność- tak jak przez długi czas starano się zamazywać i szargać wszystko, co choć w nieznacznym stopniu różniło się od obrazu idealnego bojownika o "wolność" i "demokrację"W rozumieniu "demokracji socjalistycznej", tak dzisiaj robi się wiele, by zupełnie wymazać z ludzkiej pamięci wszystkich tych, którzy co prawda walczyli z hitlerowcami płacąc swoją krwią, ale mieli pecha, że doceniono ich w Polsce Ludowej... Ale dość tych wtrętów historycznych- bo miało być o górach, a gdy wreszcie opuściłem "zakopiankę" podchodząc pod Kulakowy Wierch, góry wreszcie "zaczęły się" na dobre.
Wystarczyło 100, może 200 metrów podejścia, a znalazłem się w całkiem innym świecie. Gdy zatrzymałem się na chwilę w świerkowym lasku na posiłek usłyszałem wreszcie śpiew ptaków, leśne powietrze i... ciszę, pomimo tego, że "zakopianka" wciąż jeszcze była tak blisko. Aura też chyba uznała, że coś mi się należy w nagrodę za wytrwałość, bo mżawka ustała, a i widoczność nieco się poprawiła, dlatego kolejne dwie godziny wędrówki głównym grzbietem gorczańskim ku Starym Wierchom były już bardzo przyjemne. Szlak jest na tym odcinku niemal cały czas bardzo łagodny i pozbawiony stromizn, dlatego- poza małymi odcinkami leśnymi- większych kłopotów nie sprawiał nawet wciąż dość obficie pokrywajacy ścieżkę śnieg, choć ilość śladów, po których szedłem nie wskazywała na to, że jest to trasa szczególnie uczęszczana, przynajmniej o tej porze roku. Oglądając co jakiś czas ładne ujęcia bądź to otoczenia górnej części doliny Lepietnicy (na płd.- wsch.) bądź rejonu Piątkowej i Krzywonia oraz grzbietu biegnącego z Rabki ku Starym Wierchom (po stronie płn.-zach. i płn.) dotarłem w końcu do schroniska na tych ostatnich.
Nie zabawiłem tam długo. Żurek wprawdzie był bardzo smaczny (choć mógłby być cieplejszy), jednak tak się złożyło, że akurat w tym samym czasie odbywała się tam dość głośna i- jak można było łatwo wywnioskować- mocno zakrapiana imprezka, wobec czego wolałem jednak szybko ruszać dalej. Swoją drogą w pewnym sensie podziwiam takich ludzi- przecież Stare Wierchy to nie Jaworzyna Krynicka, gdzie można rzeczywiście po prostu "wyskoczyć" (a dokładniej- wyjechać) jak do knajpy. Żeby tu wyjść, trzeba się jednak trochę natrudzić, zwłaszcza zimą, więc w sumie- niech im pójdzie na zdrowie. Ja natomiast poszedłem w dół, początkowo- na szczęście krótko- zapadając się w śniegu niemal po kolana, a później już znowu wygodnie, docierając ok. 16-ej na Polanę Przysłop i bacówki PTTK na Maciejowej.
Ok. 6.30 opuściłem bacówkę udając się zielonym szlakiem w kierunku Ponic. Było całkiem przyjemnie i ciepło, zgodnie z wcześniejszymi prognozami nic już nie zapowiadało deszczu, jednak widoczność wciąż nie była najlepsza, tyle ze tym razem powodem były opadające w doliny poranne mgły. Dochodząc do pierwszych domów wsi, mając w pamięci słowa z przewodnika [F], że w tym miejscu znaki "przeprowadzają przez podwórko zagrody" szykowałem się na ciężkie przeżycia, tym razem jednak miejscowy piesek okazał się wyjątkowo spokojny. Kolejny odcinek podejścia- z Ponic na Świńską Górę- był najmniej wygodny; ścieżka prowadzi stromo w górę bo odkrytym zboczu, a błoto nie ułatwia sytuacji. Z kolei już pod samym szczytem nieoczekiwanie trzeba było przeciąć najgłębszy płat śniegu na całej trasie, dosłownie przedzierając się przez niego, bo zdaje się, że w ciągu ostatnich dni byłem pierwszym człowiekiem, który tędy szedł i próżno było szukać jakiegokolwiek śladu ścieżki. W pewnym momencie jednak śnieg jak nagle się zaczął, tak nagle się skończył i wyszedłem na rozległe pola nad Rdzawką, co wynagrodziło mi natychmiast wszystkie trudy.
Mgły już się uniosły a powietrze nabrało większej przejrzystości, tak że mogłem już podziwiać wspaniałe widoki na otoczenie dolin Rdzawki i Poniczanki. Słoneczko zaczynało coraz mocniej przygrzewać, a śpiew ptaków mieszał się z dochodzącym z oddali biciem dzwonów w kościele w Ponicach i cichymi dźwiękami pieśni, śpiewanych przez wiernych w kościele w Rdzawce, ku której zmierzałem. W Rdzawce opuściłem na moment szlak, udając się drogą przez wieś w górę, by obejrzeć wzmiankowane przez [M] i [F] kaplicę z 1800 r. i stojącą obok niej figurę Matki Bożej z 1885 r. w osiedlu Piłatówka. Owszem- kaplica (określona przez [M]- zdecydowanie na wyrost- jako mały kościółek) rzeczywiście stoi, jednak figury nie udało mi się odszukać. Gdy wróciłem potem do mojego szlaku i szedłem dalej okazało się, że taka figura, datowana właśnie na 1885 r. znajduje się teraz obok nowego kościoła- wszystko wskazuje na to, że to właśnie ta sama figura wspominana w przewodnikach, która została w ostatnim okresie przeniesiona z Piłatówki w nowe miejsce.
Teraz czekało mnie jeszcze kilkanaście minut dość ostrego podejścia na Piątkową, jednak wspaniała pogoda i widoki rekompensowały już wszystko. Dzięki temu, że trafiłem akurat na porę odprawiania mszy św. miałem okazję zajrzeć do wnętrza kościółka, po czym skierowałem się znów w dół, tym razem już szlakiem żółtym, w kierunku Rokicin Podhalańskich, a potem rozpocząłem ostatnie długie podejście na trasie- w kierunku Rabskiej Góry. Był to najbardziej mylny odcinek szlaku- o tym, co robić, by nie pobłądzić, piszę niżej- jednak równie piękny, jak poprzedni. Widoki, które niemal nieustannie towarzyszą na tym odcinku, obejmują zarówno na całe zachodnie Gorce (dokładnie mogłem obserwować trasę mojej wycieczki- od Obidowej po grzbiet opadający ze Starych Wierchów ku Rabce) z rejonem Turbacza, zachodnią część Beskidu Wyspowego, jak i Pasmo Koskowej Góry, pasy niższych wzniesień w rejonie Spytkowic, Wysokiej, Skomielnej Białej oraz całe Pasmo Polic zakończone efektownym stożkiem Babiej Góry, pokrytej czapą śnieżną niczym Fudżijama. Wreszcie w odali zaczęły się także wyłaniać Tatry.
Od szczytu Rabskiej Góry, szlak prowadzi wzdłuż nowo wytyczonego, bardzo dobrze utrzymanego szlaku lokalnego. Niewykluczone, że jest to w ogóle inny przebieg szlaku żółtego niż wcześniej. W każdym razie takie miejsca i obiekty, jak: kamień milenijny na szczycie Rabskiej Góry, Polana Ojca Świętego Jana Pawła II (pamiętajmy, że to właśnie w Rabie Wyżnej urodził się ks. kard. Stanisław Dziwisz), kapliczka św. Huberta czy krzyż milenijny ponad Rabą Wyżną powstały w ostatnich latach i nie są jeszcze wymieniane w przewodnikach. Niestety, ze względu na odjazd pociągu zabrakło mi już czasu, by zwiedzić kościół pw. św. Stanisława w Rabie Wyżnej oraz sprawdzić, w jakim stanie znajdują się obecnie tutejsze zabudowania podworskie, trzeba więc to będzie w najbliższej przyszłości nadrobić. Pociąg powrotny przejechał całą trasę PUNKTUALNIE. Koniec świata...