poniedziałek, 16 listopada 2020

W OKOLICACH MACIEJOWEJ

 Moje niebo mieszka w górach, 

Gdzie się budzą barwne sny, 

Złoto fiolet i purpura

Oczyszczają serce z mgły...

(A.Zieliński- A.Jastrzębiec-Kozłowski)

 Moja pierwsza tegoroczna gorczańska wyprawa rozpoczęła się od stresu. Jego przyczyną nie było zachmurzone niebo i niepewna pogoda, która nie zapowiadała najlepszych warunków do wczesnomarcowej wędrówki, ale fakt, że punktem wyjścia trasy miał być przystanek PKP w Pyzówce, a to oznaczało, że muszę tam dojechać pociągiem. Jako że w ostatnich latach moje zetknięcia z linią kolejową Kraków-Zakopane kończyły się dość traumatycznie (czterogodzinny piknik podczas 35- stopniowego upału na stacji w Leńczach, bo "trakcja siadła", zakończenie wyprawy do Danii nocnym, dwugodzinnym postojem pomiędzy Stryszowem i Skawcami, bo "pantograf pier...nął"- że zacytuję Pana Kolejarza- wskutek czemu mi pier...nęło połączenie do Świnoujścia), nie byłem wcale pewny, czy w ogóle tego dnia zobaczę Gorce. Tym razem jednak pociąg spóźnił się tylko 10 minut, wskutek czego ok. 11-ej wyruszyłem w drogę z Przełęczy Sieniawskiej.


Pomimo tego początkowo faktycznie Gorców niemal nie widziałem, bo widoczność była fatalna, a mżawka nie wróżyła rychłej poprawy tego stanu rzeczy. Moją wytrzymałość testowała nie tylko natura, ale i szosa zakopiańska, ponieważ szlak niebieski, jakim miałem zamiar wędrować w kierunku Starych Wierchów, prowadzi na dłuższym odcinku właśnie popularną "zakopianką". Mając do wyboru marsz po szosie i nieustanne bliskie spotkania ze sznurem samochodów oraz wariant drugi, własnego pomysłu- mianowicie wędrówkę POD zakopianką, wzdłuż jej nasypu, wybrałem ten drugi. I nie żałuję, choć przedzierając się przez płaty śniegu i pokonując wodne przepusty musiałem wyglądać dość dziwnie i podejrzanie, mimo wszystko chyba jednak nie aż tak dziwnie, jak pomysł poprowadzenia szlaku turystycznego jedną z najbardziej ruchliwych dróg w Polsce, na dodatek praktycznie nie posiądającą w tym miejscu pobocza.


Koniec końców dotarłem na Obidową, gdzie odszukałem niepozorny pomniczek po lewej stronie szosy. Jest on poświęcony- jak głosi słabo widoczny napis- "bohaterom poległym w walce z okupantem hitlerowskim w latach 1942-1944". Wspominam o nim, bo... myślę, że nikomu to nie zaszkodzi. Historia nie jest jednobarwna, a naszą Narodową chyba cechą jest popadanie ze skrajności w skrajność- tak jak przez długi czas starano się zamazywać i szargać wszystko, co choć w nieznacznym stopniu różniło się od obrazu idealnego bojownika o "wolność" i "demokrację"W rozumieniu "demokracji socjalistycznej", tak dzisiaj robi się wiele, by zupełnie wymazać z ludzkiej pamięci wszystkich tych, którzy co prawda walczyli z hitlerowcami płacąc swoją krwią, ale mieli pecha, że doceniono ich w Polsce Ludowej... Ale dość tych wtrętów historycznych- bo miało być o górach, a gdy wreszcie opuściłem "zakopiankę" podchodząc pod Kulakowy Wierch, góry wreszcie "zaczęły się" na dobre.

Wystarczyło 100, może 200 metrów podejścia, a znalazłem się w całkiem innym świecie. Gdy zatrzymałem się na chwilę w świerkowym lasku na posiłek usłyszałem wreszcie śpiew ptaków, leśne powietrze i... ciszę, pomimo tego, że "zakopianka" wciąż jeszcze była tak blisko. Aura też chyba uznała, że coś mi się należy w nagrodę za wytrwałość, bo mżawka ustała, a i widoczność nieco się poprawiła, dlatego kolejne dwie godziny wędrówki głównym grzbietem gorczańskim ku Starym Wierchom były już bardzo przyjemne. Szlak jest na tym odcinku niemal cały czas bardzo łagodny i pozbawiony stromizn, dlatego- poza małymi odcinkami leśnymi- większych kłopotów nie sprawiał nawet wciąż dość obficie pokrywajacy ścieżkę śnieg, choć ilość śladów, po których szedłem nie wskazywała na to, że jest to trasa szczególnie uczęszczana, przynajmniej o tej porze roku. Oglądając co jakiś czas ładne ujęcia bądź to otoczenia górnej części doliny Lepietnicy (na płd.- wsch.) bądź rejonu Piątkowej i Krzywonia oraz grzbietu biegnącego z Rabki ku Starym Wierchom (po stronie płn.-zach. i płn.) dotarłem w końcu do schroniska na tych ostatnich.




Nie zabawiłem tam długo. Żurek wprawdzie był bardzo smaczny (choć mógłby być cieplejszy), jednak tak się złożyło, że akurat w tym samym czasie odbywała się tam dość głośna i- jak można było łatwo wywnioskować- mocno zakrapiana imprezka, wobec czego wolałem jednak szybko ruszać dalej. Swoją drogą w pewnym sensie podziwiam takich ludzi- przecież Stare Wierchy to nie Jaworzyna Krynicka, gdzie można rzeczywiście po prostu "wyskoczyć" (a dokładniej- wyjechać) jak do knajpy. Żeby tu wyjść, trzeba się jednak trochę natrudzić, zwłaszcza zimą, więc w sumie- niech im pójdzie na zdrowie. Ja natomiast poszedłem w dół, początkowo- na szczęście krótko- zapadając się w śniegu niemal po kolana, a później już znowu wygodnie, docierając ok. 16-ej na Polanę Przysłop i bacówki PTTK na Maciejowej. 

Tuż przed wyjściem na polanę miałem jeszcze wątpliwą przyjemność obserwacji manewrów quada, który rycząc jak piekielna bestia nawracał z wielkimi kłopotami na ścieżce, bo chyba doszedł do wniosku, że na Turbacz jednak nie wyjedzie, by wreszcie ruszyć w dół w towarzystwie dwóch równie głośno ryczących towarzyszy na motocyklach. Czemu definitywnie nie zakaże się takich praktyk w górach pod sankcją naprawdę słonych mandatów, tego nie potrafię zrozumieć... Krótko potem zostałem jeszcze solidnie oszczekany przez psa gospodarzy bacówki, jednak obeszło się bez obrażeń cielesnych i po paru minutach mogłem się rozgościć w przytulnym pokoiku na poddaszu bacówki. Okazało się, że tej nocy nocowało tu pięć osób. Z Grześkiem i Staszkiem, którzy przybyli z Jaworzna z ambitnym planem zaatakowania następnego dnia Turbacza, pogwarzyliśmy przy grzańcu, później pojawiło się jeszcze dwóch sympatycznych turystów (dzięki którym nasza trójka została uwieczniona na załączonym obrazku i wreszcie nadszedł czas udania się na spoczynek, bo następnego dnia wcześnie rano trzeba było wyruszać w dalszą drogę.

***
Za oknem bacówki PTTK na Maciejowej noc. Ciemny zarys Sołtysiego Trubacza, a po obu jego stronach- światełka "tych na dole". To Ponice, gdzie ludzie żyją teraz swoim zwykłym, codziennym rytmem. Pewnie w sobotni wieczór wielu z nich siedzi przed telewizorem lub w knajpce z przyjaciółmi. Tak jest w Ponicach, tak samo jest Rabce, Suchej Beskidzkiej, Krakowie... Tak jest i ze mną, gdy "jestem na dole"- może tylko z tą różnicą, że zamiast telewizora mam przed sobą monitor komputera. I wszystko jest w porządku, dobrze się z tym czuję, też żyję swoim rytmem... Ale teraz, gdy patrzę na te światełka "z góry", za żadne skarby świata nie chciałbym znaleźć się "na dole". Choć tam mam wielu znajomych, a tu siedzę w pokoiku sam. Choć w domu mam wygodne łóżko, pościel, poduszkę, a tutaj- proste legowisko, śpiwór i swetr pod głową. Nieruchome światełka w Ponicach błyszczą jednostajnie jak jednostajne jest zwykłe ludzkie życie, z ustalonym rozkładem dnia, przyzwyczajeniami, zachowaniami; ruchome światełka migające na "zakopiance" to jakby codzienny współczesny pęd, zabieganie, praca... Skaldowie śpiewali: "Zgadzam się na ten świat". Ja też się zgadzam. Nie tylko się zgadzam, ale nawet go lubię; lubię mój świat, Moją codzienność. Ale lubię także dlatego, że wiem, jak blisko mam to, co kocham. Wiem, że gdy jutro znów stanę pod jednym ze światełek "na dole", od razu zacznę odliczać dni od chwili, gdy znajdę się znów w swoim ziemskim niebie. Moje niebo mieszka w górach...

Ok. 6.30 opuściłem bacówkę udając się zielonym szlakiem w kierunku Ponic. Było całkiem przyjemnie i ciepło, zgodnie z wcześniejszymi prognozami nic już nie zapowiadało deszczu, jednak widoczność wciąż nie była najlepsza, tyle ze tym razem powodem były opadające w doliny poranne mgły. Dochodząc do pierwszych domów wsi, mając w pamięci słowa z przewodnika [F], że w tym miejscu znaki "przeprowadzają przez podwórko zagrody" szykowałem się na ciężkie przeżycia, tym razem jednak miejscowy piesek okazał się wyjątkowo spokojny. Kolejny odcinek podejścia- z Ponic na Świńską Górę- był najmniej wygodny; ścieżka prowadzi stromo w górę bo odkrytym zboczu, a błoto nie ułatwia sytuacji. Z kolei już pod samym szczytem nieoczekiwanie trzeba było przeciąć najgłębszy płat śniegu na całej trasie, dosłownie przedzierając się przez niego, bo zdaje się, że w ciągu ostatnich dni byłem pierwszym człowiekiem, który tędy szedł i próżno było szukać jakiegokolwiek śladu ścieżki. W pewnym momencie jednak śnieg jak nagle się zaczął, tak nagle się skończył i wyszedłem na rozległe pola nad Rdzawką, co wynagrodziło mi natychmiast wszystkie trudy.

Mgły już się uniosły a powietrze nabrało większej przejrzystości, tak że mogłem już podziwiać wspaniałe widoki na otoczenie dolin Rdzawki i Poniczanki. Słoneczko zaczynało coraz mocniej przygrzewać, a śpiew ptaków mieszał się z dochodzącym z oddali biciem dzwonów w kościele w Ponicach i cichymi dźwiękami pieśni, śpiewanych przez wiernych w kościele w Rdzawce, ku której zmierzałem. W Rdzawce opuściłem na moment szlak, udając się drogą przez wieś w górę, by obejrzeć wzmiankowane przez [M] i [F] kaplicę z 1800 r. i stojącą obok niej figurę Matki Bożej z 1885 r. w osiedlu Piłatówka. Owszem- kaplica (określona przez [M]- zdecydowanie na wyrost- jako mały kościółek) rzeczywiście stoi, jednak figury nie udało mi się odszukać. Gdy wróciłem potem do mojego szlaku i szedłem dalej okazało się, że taka figura, datowana właśnie na 1885 r. znajduje się teraz obok nowego kościoła- wszystko wskazuje na to, że to właśnie ta sama figura wspominana w przewodnikach, która została w ostatnim okresie przeniesiona z Piłatówki w nowe miejsce.

Teraz czekało mnie jeszcze kilkanaście minut dość ostrego podejścia na Piątkową, jednak wspaniała pogoda i widoki rekompensowały już wszystko. Dzięki temu, że trafiłem akurat na porę odprawiania mszy św. miałem okazję zajrzeć do wnętrza kościółka, po czym skierowałem się znów w dół, tym razem już szlakiem żółtym, w kierunku Rokicin Podhalańskich, a potem rozpocząłem ostatnie długie podejście na trasie- w kierunku Rabskiej Góry. Był to najbardziej mylny odcinek szlaku- o tym, co robić, by nie pobłądzić, piszę niżej- jednak równie piękny, jak poprzedni. Widoki, które niemal nieustannie towarzyszą na tym odcinku, obejmują zarówno na całe zachodnie Gorce (dokładnie mogłem obserwować trasę mojej wycieczki- od Obidowej po grzbiet opadający ze Starych Wierchów ku Rabce) z rejonem Turbacza, zachodnią część Beskidu Wyspowego, jak i Pasmo Koskowej Góry, pasy niższych wzniesień w rejonie Spytkowic, Wysokiej, Skomielnej Białej oraz całe Pasmo Polic zakończone efektownym stożkiem Babiej Góry, pokrytej czapą śnieżną niczym Fudżijama. Wreszcie w odali zaczęły się także wyłaniać Tatry.

Od szczytu Rabskiej Góry, szlak prowadzi wzdłuż nowo wytyczonego, bardzo dobrze utrzymanego szlaku lokalnego. Niewykluczone, że jest to w ogóle inny przebieg szlaku żółtego niż wcześniej. W każdym razie takie miejsca i obiekty, jak: kamień milenijny na szczycie Rabskiej Góry, Polana Ojca Świętego Jana Pawła II (pamiętajmy, że to właśnie w Rabie Wyżnej urodził się ks. kard. Stanisław Dziwisz), kapliczka św. Huberta czy krzyż milenijny ponad Rabą Wyżną powstały w ostatnich latach i nie są jeszcze wymieniane w przewodnikach. Niestety, ze względu na odjazd pociągu zabrakło mi już czasu, by zwiedzić kościół pw. św. Stanisława w Rabie Wyżnej oraz sprawdzić, w jakim stanie znajdują się obecnie tutejsze zabudowania podworskie, trzeba więc to będzie w najbliższej przyszłości nadrobić. Pociąg powrotny przejechał całą trasę PUNKTUALNIE. Koniec świata...

Pierwsze zaślubiny z morzem

Pierwsze Zaślubiny Polski z morzem odbyły się w roku 1000, w czasie ekspansji Piastów i walki z pogańskimi Pomorzanami. W tym to roku założono w Kołobrzegu biskupstwo i pierwszy biskup Reinbern przede wszystkim "oczyścił morze zamieszkałe przez złe duchy wrzuciwszy w nie cztery kamienie pomazane świętym olejem i skropiwszy je wodą święconą". 

Ciekawe, czy inicjatorzy szeroko reklamowanych zaślubin z morzem w 1945, kiedy to zamoczono w morskiej wodzie sztandary I Armii, chyba też rzucono pierścień, wiedzieli o tych pierwszych zaślubinach mających miejsce prawie dokładnie w tym samym miejscu. Gesty i ceremoniał inny, a istota rzeczy ta sama.. Pierwszy ślub z morzem nie był zbyt trwały. Biskupstwo kołobrzeskie wkrótce po założeniu upadło. 

środa, 11 listopada 2020

Żubr puszcz imperator


Rozległe północnoamerykańskie prerie przemierzały niezliczone stada bizonów. Jeszcze na początku XIX wieku szacowano ich liczebność na około 40 mln. Niespotykana w historii rzeź tych zwierząt doprowadziła do zagłady wielkich stad. Już pod koniec XIX wieku (1895 r.) liczebność bizonów zmalała do zaledwie 800 sztuk. Dalszej zagładzie zapobiegło wzięcie bizonów pod ochronę.

Białowieża - ©


Odmiennie kształtowały się losy bizona leśnego zamieszkującego ogromne i niedostępne obszary północnej Kanady. Na tereny te na początku XX wieku przetransportowano ponad 6000 bizonów preriowych, co doprowadziło do wymieszania się obu podgatunków. 

czwartek, 5 listopada 2020

środa, 4 listopada 2020

Okartowo: malowany kościół

GPS: 54.0488, 21.14613

Jest to bodaj jedyna świątynia w regionie, w której uhonorowano konia.

Okartowo (niem. Eckersberg) to turystyczna dzisiaj wioska, która usadowiła się nad Śniardwami, 6 kilometrów od Orzysza. Wieś założyli Krzyżacy w XIV wieku. Teraz we wsi mieści się stacja ratownictwa wodnego, główna baza Mazurskiej Służby Ratowniczej.



We wsi zachował się przepiękny (w środku) kościół z 1799 roku, który zbudowano na fundamentach świątyni z 1500 roku, a który odnowiono po I wojnie światowej. Świątynia w środku jest bogato zdobiona malowidłami z elementami roślinnymi. To jedyna tak barwnie ozdobiona świątynia ewangelicka na Mazurach (od 1981 roku kościół katolicki). Niestety nie wiemy, kim był autor tych polichromii.

Wśród roślinnych ornamentów wyróżnia się malunek niebieskiego konia na chórach. Jest opisany w następujący sposób "Ja, koń Jakub, przywiozłem na budowę tego kościoła większą część kamieni".

W kościele znajdują się dwie tablice poświęcone mieszkańcom parafii, poległym w I wojnie światowej,

We wsi zachowały się resztki cmentarza ewangelickiego. Najstarszy zachowany grób pochodzi z 1888 roku. Ostatni z 1970 roku. Leży tam Ida Rogalla z domu Olszewska (1906-1970), która na swój sposób zaświadcza zakończenie w Okartowie mazurskiej historii.

Tekst i zdjęcia: http://mojemazury.pl




















wtorek, 3 listopada 2020

Zamek krzyżacki w Kętrzynie

https://opencaching.pl/viewcache.php?cacheid=49466


Zamek krzyżacki w Kętrzynie – budowla gotycka pochodząca z drugiej połowy XIV.

Zamek krzyżacki w Kętrzynie został wybudowany w II połowie XIV wieku i był budowlą samowystarczalną. Wewnątrz znajdowała się m.in. kaplica, piekarnia, kuchnia, młyn, browar, skład mięsa, spiżarnia, zbrojownia i prochownia. Północne skrzydło zamku zajmował pfleger - urzędnik sprawujący władzę z ramienia Zakonu.
W 1525 roku zamek został siedzibą starostwa książęcego, a w 1910 roku przejęło go miasto Kętrzyn, które przekształciło obiekt w urząd finansowy i mieszkania dla urzędników. Jednakże w styczniu 1945 roku zamek spłonął. Jego odbudowa trwała 4 lata (1962-1966), przywrócono jej gotycki charakter, a obecnie mieści się tutaj Kętrzyńskie Centrum Kultury, Miejska Biblioteka Publiczna oraz Muzeum im. Wojciecha Kętrzyńskiego.

W Muzeum, stanowiącym Oddział Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, zgromadzono ciekawe eksponaty z dziedziny historii, rzemiosła artystycznego i sztuki regionu. Na szczególną uwagę zasługują na pewno chorągwie pogrzebowe Fryderyka von Der Groeben, tablice nagrobne, kolekcja rzeźb z XV-XVI wieku, dawne kielichy liturgiczne, a także zbiór monet i banknotów zastępczych z lat 20. XX wieku.

W bibliotece możemy zaś zapoznać się z cennymi zbiorami starodruków i rękopisów z XV-XIX wieku.

Linkownia:

poniedziałek, 2 listopada 2020

Kujawsko-Pomorskie - linkownia




Strzelno

https://regionwielkopolska.pl/artykuly-dzieje-wielkopolski/strzelno/


Miasto w województwie kujawsko-pomorskim, położone na terenie tzw. Białych Kujaw (zwanych też Kujawami Garbatymi – od wydmowych pagórków piaszczystych ciągnących się na południu).  Ze Strzelnem wiążą się legendy o św. Wojciechu, który miał tędy przejeżdżać na wyprawę misyjną do kraju Prusów. Ważny punkt na trasie Szlaku Piastowskiego.

Historia

Początki Strzelna nie są jednoznacznie określone. Być może w poł. XII w. stanowiło ono własność klasztoru w Trzemesznie. W 2. poł. XII w. przybyły tu norbertanki z klasztoru w Kościelnej Wsi koło Kalisza. Stało się to prawdopodobnie za sprawą Piotra Wszeborowica, wojewody kujawskiego. Fakt nadania Strzelna zakonnicom potwierdza bulla papieża Celestyna II z 1193 r., którym to dokumentem papież wziął klasztor strzeliński pod opiekę Stolicy Apostolskiej.

W późniejszych latach osada przyklasztorna stopniowo się rozwijała. Dokument z 1212 r. wspomina o tygodniowym targu odbywającym się w Strzelnie z nadania księcia Konrada Mazowieckiego. W 1231 r. Strzelno otrzymało pewne przywileje, wskazujące na jego miejski charakter; pełne prawa miejskie nadane zostały w 1356 r. W następnych dziesięcioleciach miasto odwiedzali książęta i królowie; Władysław Jagiełło przebywał w Strzelnie siedem razy. Podstawę rozwoju miasta stanowiły rzemiosło i handel, a także klasztor przysparzający mu splendoru i ściągający pątników. Miasto położone było przy ruchliwych szlakach handlowych z Poznania do Torunia i dalej na Litwę oraz z Kalisza do Gdańska.

Do końca XVIII w., do czasu zajęcia przez Prusy, Strzelno stanowiło własność zakonu norbertanek. W 1837 r. klasztor został zlikwidowany, a kościoły przeszły pod władzę biskupią. W czasie Wiosny Ludów, w 1848 r., przez tydzień miasto znajdowało się w rękach powstańców. W 1863 r. w budynkach poklasztornych Emilia Sczaniecka założyła szpital dla powstańców walczących w Powstaniu Styczniowym za niedaleką granicą zaboru rosyjskiego. W latach 1887–1932 miasto było stolicą powiatu, później weszło w skład powiatu mogileńskiego. Wolność odzyskało 2 stycznia 1919 r. w Powstaniu Wielkopolskim.
Obecnie Strzelno jest niedużym ośrodkiem handlowo-usługowym. Działają tu m.in. elewator zbożowy oraz zamrażalnia owoców i warzyw.

A to ciekawe...

Ciekawym budynkiem zbudowanym w formach eklektycznych jest dom nr 18 z końca XIX w. Zdobi go postać legendarnego, okrutnego zbója o nazwisku Małachowski. Za niecne uczynki ścięto go na Rynku w Strzelnie.



Więcej:

Słowiński Antoni, Strzelno. Przewodnik, Strzelno 2001.
Świechowski Zygmunt, Strzelno romańskie, Poznań 1998.
www.strzelno.pl

niedziela, 1 listopada 2020

Żywe Muzeum Piernika

https://muzeumpiernika.pl/ 


Muzeum powstało w kwietniu 2006 roku. Zostało powołane do życia przez Państwa Elżbietę i Andrzeja Olszewskich. 

Od zawsze „pierniczymy” na ulicy Rabiańskiej 9 w zabytkowym spichlerzu z 1863 roku. Przeprowadzek nie planujemy.

  • Pierwsze piętro w magiczny sposób przenosi gości do średniowiecza, w którym – pod okiem Mistrza Piernikarskiego i uczonej Wiedźmy Korzennej - poznają wszelkie rytuały związane z wypiekiem piernika. Własnoręcznie przygotują ciasto, by później, przy użyciu drewnianych form, wypiec z niego toruńskie specjały. 

  • Drugie piętro Muzeum przedstawia manufakturę z początku XX wieku, którą zarządza rodzeństwo Rabiańskich. Goście zobaczą tam m.in. oryginalne niemieckie maszyny służące do wypieku piernika, zabytkowy piec, kolekcję woskowych form, a każdy chętny będzie mógł ozdobić piernik lukrem, biorąc udział w warsztatach dekorowania prowadzonych przez artystkę malarkę.

Zapraszamy wszystkich, którzy chcą poznać tradycję wypieku toruńskiego piernika, historię miasta, średniowieczną kulturę i język w niezwykłej atmosferze i z humorem! Do roboty gonimy wszystkich bez wyjątku, czy to małych, czy dużych. Poznawanie historii i tradycji w naszym Muzeum to radość dla zwiedzających w każdym wieku, nawet najbardziej dojrzałym.

Nasze Muzeum dokłada wszelkich starań, aby być miejscem dostępnym i przyjaznym dla wszystkich  – jesteśmy przygotowani na przyjęcie osób niepełnosprawnych: istnieje możliwość wzięcia udziału w pokazie z audiodeskrypcją.

Muzeum Toruńskiego Piernika

http://muzeum.torun.pl/muzeum-torunskiego-piernika/


Mieszczące się w budynku najstarszej w Europie fabryki pierników należącej niegdyś do słynnej rodziny Weese, Muzeum Toruńskiego Piernika to największe muzeum piernika w Europie posiadające również największą kolekcję drewnianych form piernikowych oraz prowadzące najszerzej zakrojone badania na temat historii toruńskiego piernikarstwa. Otwarte w 2015 roku jest efektem wieloletniej pracy chlubiącego się blisko 160-letnią tradycją Muzeum Okręgowego w Toruniu oraz najstarszej w Polsce Fabryki Cukierniczej Kopernik S.A, które wspólnymi siłami powołały oddział kultywujący żywe tradycje toruńskiego piernikarstwa.

Muzeum Toruńskiego Piernika zachwyca interaktywną, specjalistyczną wystawą stałą, możliwością własnoręcznego wyrobu piernika z prawdziwego ciasta, kącikiem gier i zabaw dla najmłodszych, wizualnym pokazem wyświetlanym na zewnętrznej fasadzie budynku (tzw. mapping), kolorowym placem zabaw znajdującym się na wewnętrznym dziedzińcu oraz unikatowymi, historycznymi eksponatami gromadzonymi od ponad 100 lat.

W piwnicy czeka na gości wirtualna kramarka, która wprowadza w realia średniowiecznego straganu. To na tym poziomie znajduje się również unikatowa, największa w środkowej Europie, kolekcja form piernikarskich pochodząca z okresu od XVII do XX w. Stoi tu również piec do wypieku pierników pochodzący z lat 60-tych ubiegłego stulecia.

Pierwsze piętro fabryki przedstawia miejsca, w których pojawiał się piernik w życiu codziennym torunian w czasach nowożytnych i PRL-u. Znajduje się tu tradycyjna kuchnia, gdzie zajrzeć można do wirtualnej książki zawierającej dawne przepisy na ciasto piernikowe, wsiąść do samochodu marki Żuk, którym rozwożono do sklepów toruński przysmak, wreszcie odwiedzić biuro dyrektora fabryki i zajrzeć do sklepu, w którym stoją dawne opakowania po toruńskich słodkościach.

W 2018 roku muzeum powiększono o nowe przestrzenie m.in. salę poświęconą piernikowym bajkom i legendom czy tzw. piernikowe laboratorium, czyli miejsce, gdzie prowadzone są najróżniejsze warsztaty kulinarne.


sobota, 31 października 2020

CW 368 - Limanowa-Jabłoniec



https://www.geocaching.com/geocache/GC4FQ65 

Jabłoniec to wzgórze o wys. 624 m.n,.p.m. położone w Beskidzie Wyspowym. W czasie I wojny światowej, w grudniu 1914 r. na wzgórzu tym doszło do tzw. bitwy pod Limanową, pomiędzy wojskami austro-węgierskimi i rosyjskimi, w wyniku której ofensywa rosyjska na zachód została powstrzymana.




Cmentarz żołnierski nr 368 wedle koncepcji Gustawa Ludwiga (projektant cmentarza) miał był reprezentacyjną nekropolią X limanowskiego okręgu cmentarnego. Kompleks składa się z dwóch części przedzielonych drogą. Na południe od drogi znajduje się miejsce pochówku żołnierzy z I wojny światowej i kaplica-mauzoleum pułkownika Othmara Muhra - dowódcy 9 węgierskiego pułku huzarów, który poległ w nocnym szturmie 11 grudnia 1914 roku.

Projekt kaplicy nawiązuje do północno-włoskiego typu architektury kaplicowej. Nazwana została kaplicą-mauzoleum, gdyż dawniej w jej wnętrzu pochowany był pułkownik Othmar Muhr (w okresie międzywojennym przeniesiono jego szczątki do grobowca rodzinnego na Węgrzech).

Na cmentarzu, w miejscu, w którym zginął pułkownik Othmar Muhr wykonano zwieńczony kulą pomnik

Na północ od drogi, na kamiennym tarasie widokowym znajduje się cmentarz z czasów II wojny światowej, miejsce pochówku żołnierzy Armii Radzieckiej.

W pobliżu cmentarza znajduje się obelisk postawiony w miejscu śmierci hr. Leonarda von Thun und Hohenstein - rotmistrza 9 pułku huzarów, którzy zdobywali wzgórze Jabłoniec.

Na cmentarzu pochowano:

161 żołnierzy armii austro-węgierskiej z 34 pułku piechoty landwery, 34 pułku strzelców, 10 pułku piechoty honwedu, 11 pułku dragonów, 4, 9, 10, 13 pułku huzarów, 45 pułku armat polowych landwery, 212, 215 i 216 batalionu zapasowego landszturmu;
1 Niemca z 219 pruskiego rezerwowego pułku piechoty
247 żołnierzy armii rosyjskiej z kaukaskiej dywizji gen. Dragomira i 10 dywizji kawalerii gen. Kellera.

Cmentarz nr 70 - Owczary

https://www.geocaching.com/geocache/GC3KY46


Projektował Hans Mayr. Pochowano na nim prawdopodobnie 82 żołnierzy w tym 8 Rosjan. Cmentarz ten przepięknie usytuowany jest pośród kilku startych łemkowskich nagrobków, na cmentarzu wiejskim, ok. 300 m powyżej pięknej drewnianej cerkwi p.w. Opieki Bogurodzicy z 1653 r. W przeciwieństwie do innych kwater na cmentarzach wiejskich zachował on swój charakter. 



Odnowiony, jest w średnim stanie z wyjątkiem wysokiego drewnianego krzyża centralnego, który runął pod naporem wiatru (na szczęście na zewnątrz cmentarza). Obecnie szczątki krzyża znajdują się wewnątrz. Niestety cmentarz ponownie zaczyna zarastać . Na szczególną uwagę zasługują nagrobki w formie kamiennych stel z rzeźbionymi inskrypcjami .Jest ich w sumie sześć - na dwóch zwraca uwagę napis u dołu po czesku "Odpočivej v pokoju", jedna jest nagrobkiem żołnierza wyznania mojżeszowego (jest to podwójnie ciekawy nagrobek - gdyż było regułą że żołnierzy tego wyznania chowano osobno - oczywiście z zachowaniem należnej formy, najczęściej na najbliższym kirkucie). Jeden z kamiennych nagrobków nie posiada żadnych symboli religijnych, jego "przysadzista", masywna forma wskazuje iż prawdopodobnie jest to tylko postument pod krzyż nagrobny.

Zródlo:

CW 60 na przełęczy Małastowskiej


 


https://www.geocaching.com/geocache/GC7YZJ7

Cmentarz z I wojny światowej znajdujący się na Przełęczy Małastowskiej w zachodniej części przysiółka Pętna miejscowości Małastów położonej w województwie małopolskim, w powiecie gorlickim, w gminie Sękowa.. Jest jednym z 400 zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych zbudowanych przez Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie.


Cmentarz zaprojektowany został przez słowackiego architekta Dusana Jurkovicza na planie dwunastoboku. Obecnie cmentarz otoczony jest przez dorodny las. Zaprojektowano go jednak na terenie otwartym, aby był widoczny z daleka.


Centralnym elementem jest drewniana, zbudowana z grubych bali funkcjonalna budowla, przypominająca ołtarz lub jakąś warownię. Góra zwieńczona kompozycją z krzyży. Pośrodku niej drewniana płaskorzeźba Matki Boskiej Częstochowskiej autorstwa Adolfa Kašpara , jednego z wybitniejszych czeskich grafików książkowych XX wieku (odnowiona w 2014 r.) Cmentarz ma kształt dwunastoboku, ogrodzenie z potężnych drewnianych bali na podmurówce. Krzyże drewniane. Cmentarz utrzymany w bardzo dobrym stanie. Obiekt często odwiedzany przez turystów, ponieważ znajduje się w pobliżu schroniska i wyciągów narciarskich oraz przy drodze z Gorlic do przejścia granicznego w Koniecznej.

Na kaplicy poniżej obrazu znajduje się tablica inskrypcyjna w j. niemieckim o następującej treści:


BLEIB EINGEDENK IN EURES GLÜCKES TAGEN,
DASS DIESER GRUND VON HEISSEM KAMPFGEGLÜHT,
DASS TODESWUNDEN TAUSENDE GETRAGEN,
DAMIT DER SONNE SEGEN EUCH EMBLÜHT.

Co można przetłumaczyć jako:


PAMIĘTAJCIE W SWOICH PEŁNYCH SZCZĘŚCIA DNIACH,
ŻE NA TEJ ZIEMI GORZAŁ ZACIEKŁY BÓJ,
ŻE TU TYSIĄCE ODNIOSŁO ŚMIERTELNE RANY,
ABY WOKÓŁ WAS ROZKWITAŁO BŁOGOSŁAWIEŃSTWO SŁOŃCA.

Na cmentarzu w 4 grobach zbiorowych oraz w 63 pojedynczych, spoczywa 174 żołnierzy armii austro - węgierskiej, w tym 138 znanych z nazwiska. Polegli w 1915 r. w czasie operacji gorlickiej.


Cmentarz był wielokrotnie remontowany, nie zawsze staranie i obecnie nie posiada wszystkich pierwotnych elementów (m.in. furtki w bramie oraz dwóch dużych krzyży na kwaterach bezpośrednio przed pomnikiem. Unikatowym elementem jest drewniana macewa żołnierza austriackiego wyznania mojżeszowego (Mendel Brod z 4. Batalionu Strzelców Polowych) - zazwyczaj żydzi chowani byli na osobnych, wyznaniowych cmentarzach. Jest to kopia, postawiona w 2003 w miejscu oryginalnej, której nie odtworzono podczas któregoś z remontów.

[Autorem opisu jest Pan Aleksander Gucwa, www.sekowa.info]

Warmia i Mazury - linkownia

 W tym poście pozwolę sobie zamieścić kilka linków, z których korzystam, przy tworzeniu MUWITu, jak rowniez przy planowaniu własnych wypraw. Co gorsza - z niektórych korzystam również w trasie :)

środa, 21 października 2020

Z Miasta do Rabki - Zajęczym Tropem w Gorce

Tekst i zdjęcia:  Marcin Leśniakiewicz

Trasę mojej ostatniej wycieczki gorczańską zaplanowałem w ostatniej chwili, ponieważ początkowo planowałem inną, dwudniową wycieczkę z noclegiem na Starych Wierchach, okazało się jednak, że wszystkie miejsca w schronisku zostały wcześniej zarezerwowane. Tak więc zdecydowałem przejść sobie niemal w prostej linii z południa na północ przez zachodnie Gorce z Nowego Targu do Rabki, a przy okazji najpierw zwiedzić sam Nowy Targ, czego w sposób szczegółowy – wstyd się przyznać – nigdy wcześniej nie robiłem (ale tak to zwykle bywa z podgórskimi miejscowościami, traktowanymi przeważnie tylko jako punkty wypadowe). W stolicy Podhala, z dawien dawna zwanej przez górali po prostu Miastem, spędziłem około trzech godzin i muszę przyznać, że – mam nadzieję, że nikogo tym nie urażę – ale zbyt wiele tam do oglądania jednak nie ma... A może należałoby napisać – nie ma tyle do oglądania, ile po tak znanym mieście możnaby oczekiwać, bo jednak na kilka rzeczy na pewno warto zwrócić uwagę. 

Miasto- czyli Nowy Targ Wita

Wymieniłbym tu z pewnością m.in. rynek z ratuszem (wewnątrz Muzeum Podhalańskie), pomnikiem W. Orkana i ładną figurą św. Jana Kantego, a także budynkiem dawnego hotelu Hertza. Ten ostatni wygląda całkiem zwyczajnie, jednak wart jest uwagi z tego powodu, że właśnie tutaj w 1873 r. zostało zawiązane Galicyjskie Towarzystwo Tatrzańskie, a to bez wątpienia jedno z najważniejszych wydarzeń w dziejach polskiego ruchu turystycznego. Poza tym warto tu – poza wszelką wątpliwością – zjeść doskonałe lody (na samym rynku, bądź przy odchodzącej z niego w kierunku mostu na Czarnym Dunajcu, tzw. "Czarnego Mostu", ul. Kościuszki, po lewej, firma "Jarkiewicz").  Ciekawe są  także trzy kościoły: parafialny pw. św. Katarzyny w pobliżu Rynku, piękny kościół drewniany pw. św. Anny na terenie Niwy, po drugiej stronie Czarnego Dunajca (obok stary cmentarz, m.in. z interesującą ekspozycją żeliwnych krzyży z różnych miejscowości), a także najnowszy z nich, XIX- wieczny kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa (nawiasem mówiąc – w żadnym z przewodników po Gorcach, do których się odwołuję, nie wspominany ani słowem). Podejrzewam, że ten ostatni jest większości turystów najbardziej znany, przynajmniej z widzenia, bo leży w pobliżu dworca PKS, przy głównej drodze przelotowej przez miasto.

 Osobiście zwróciłbym uwagę na jeszcze jeden mało znany obiekt – dawny cmentarz żydowski, nieco oddalony od centrum miasta; zwykle zamknięty, ale bardzo dobrze widoczny przez ogrodzenie, które biegnie tuż obok chodnika ul. Jana Pawła II. Inne obiekty wymieniane w przewodnikach nie zrobiły na mnie szczególnego wrażenia – najbardziej zapamiętałem konieczność przeciskane się przez tłum na targu, typowy od dawna obrazek w Nowym Targu, gdzie zjeżdżają hilarze ze tylko z Podhala ale i Słowacji. 

Z Kowańca w górę

Koniec końców wsiadłem do miejskiego autobusu i pojechałem do Kowańca, skąd wyruszyłem zielonym szlakiem w górę doliny potoku Robów w kierunku Bukowiny Obidowskiej. Mając w nogach i tak już sporo drogi po asfalcie i nowotarskich chodnikach, z utęsknieniem czekałem na moment, gdy wreszcie wyjdę ponad osiedle i wejdę na drogę leśną (zwłaszcza, że po drodze – jak to zwykle bywa – zostałem zaatakowany przez kilka "bohaterskich" kundli... wierzcie mi, dzięki górskim wycieczkom przeżywam wiele pięknych i szczęśliwych chwil, ale też dzięki nim najchętniej wysłałbym wszystkie psy w kosmos... przepraszam miłośników czworonogów, bo skądinąd wiem, że takich jest wśród turystów wielu, a jeden – a raczej jedna – z nich, być może da mi szlaban na pisanie tutaj, jeśli nie zmienię tematu ;). 

W końcu – doczekałem się. Muszę powiedzieć, że pomimo informacji o słabym znakowaniu, podawanych w przewodnikach, tym razem niczego takiego nie zauważyłem. Być może szlak był w ostatnim okresie odnawiany, tak czy owak – znakowanie jest bardzo dobre i pozwala na spokojną, bezstresową wędrówkę na całej trasie.  Natomiast wierzę, że ze względu na charakter podłoża droga może być niewygodna i błotnista podczas  deszczu, choć ja miałem to szczęście, że było zupełnie sucho, przez co wędrowało się świetnie. Trasa jest nietrudna, na odcinku po grzbiet Bukowiny Obidowskiej tylko w paru miejscach stroma. Po drodze dwie polany – Bernadowa i Kotlarka (ta druga z ładnym widokiem na Nowy Targ, Spisz, Podhale i Tatry), jednak naprawdę zachwyciłem się trzecią, już po wyjściu na grzbiet. To Polana Rożnowa, z której rozpościera się prześliczny widok na górną część doliny Lepietnicy zamkniętą Turbaczem, a ograniczoną grzbietami Bukowin i Średniego Wierchu. Widok ten nie jest rozległy, ale mnie zauroczył – bez wahania wpisuję to miejsce na listę moich ulubionych...

Stąd czekało mnie szybkie zejście do Parzygnatówki – osiedla Obidowej, położonego u zbiegu potoków Gorzec (Obidowiec) i Lepietnicy, a następnie podejście na Stare Wierchy. Podejście niezbyt długie, nieco ponad półgodzinne, ale na znacznym odcinku bardzo strome i mozolne, zwłaszcza w promieniach południowego słońca. Ale nie przesadzajmy – generalnie i tak całą trasę można spokojnie określić jako lekką, łatwą, a na pewno przyjemną. W schronisku na Starych Wierchach okazało się, że piękna pogoda – a taka właśnie była tego dnia – ma dobre strony z bardzo różnych względów. Także takiego, że pomimo pory obiadowej i wielu ludzi przed schroniskiem, wewnątrz było pusto i mogłem w spokoju skonsumować tradycyjny żurek.


Dalsza wędrówka, teraz już czerwonym Głównym Szlakiem Beskidzkim, do Rabki nie pozostawiła złudzeń, że sezon już w pełni – a przynajmniej ten pierwszy jego "atak", związany z długim weekendem majowym. Na szlaku co i rusz mijałem ludzi, z których wielu – jak można było wywnioskować po "oprzyrządowaniu", a także porze wędrówki – było już popołudnie – szła w góry na dłużej. Po drodze podziwiałem przepiękne widoki, zwłaszcza z Polany Przysłop nad Maciejową oraz sponad Rabki, co zakończyło się tym, że... spóźniłem się na pociąg w Chabówce, do której musiałem dojść piechotą. Ale nic to, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – dzięki temu, korzystając z wolnego czasu, odwiedziłem przy okazji Skansen Taboru Kolejowego w Chabówce. Rzeczywiście warto – nawet jeśli ktoś koleją się zupełnie nie interesuje, bądź – jak ja – nie ma najlepszych wspomnień związanych z usługami firmy PKP Przewozy Regionalne...


środa, 14 października 2020

Wokół dolin Turbacza, Olszowego i Poręby

(skróty w tekście: [F]- S. Figiel, Gorce, Warszawa 2001; [M]- A. Matuszczyk, Gorce, Poronin 1992; [R]- Gorce. Przewodnik dla prawdziwego turysty, Pruszków 2004; [C]- Gorce. Mapa Turystyczna, Wydawnictwo Compass, Kraków 2004)


Wędrując w tym roku po Gorcach mam zamiar przejść nie tylko wszystkie znakowane szlaki turystyczne PTTK, ale także wszelkie inne udostępnione trasy. są wśród nich szlaki spacerowe i ścieżki edukacyjne Gorczańskiego Parku Narodowego. Moja ostatnia wycieczka w znacznej części przebiegała zgodnie z ich przebiegiem.
Tym razem wybrałem się na wycieczkę z Moją bratanicą i bratankiem, a że – podobnie jak 99 % mojej rodziny i znajomych – nie należą oni do osób, dla których chodzenie po górach jest czymś normalnym, więc zabezpieczając się przed ewentualnością buntu przed dalszym marszem w środku trasy, zaplanowałem wycieczkę co prawda długą, ale o niemal zerowym stopniu trudnością, wiodącą niemal wyłącznie płasko lub w dół. Pomysł okazał się bardzo dobry, nie tylko dlatego, że Kasia i Tomek przetrwali ten dzień w całkiem niezłej kondycji, ale też z tego względu, że sama wycieczka była naprawdę bardzo przyjemna i wygodna, a widoki – przepiękne, jako że udało trafić się na świetną pogodę i dobrą widoczność. 

Szlakiem spacerowym z Koninek

Pierwszym punktem "planu dnia" był szlak spacerowy, biegnący z Koninek w górę doliny potoku Turbacz, a następnie przewijający się poniżej polany Szałasisko przez grzbiet opadający spod Czoła Turbacza i sprowadzający do doliny potoku Olszowego. To rzeczywiście prawdziwy spacer, nie wymagający żadnego wysiłku, prowadzący wśród pięknego, cichego lasu gorczańskiego. Ze względu na to, że wiedzie najpierw wzdłuż potoku, a następnie pokonuje grzbiet długim, obszernym trawersem, podejście na ten ostatni jest bardzo, ale to bardzo łagodne. Atmosfera była na tyle sielsko-ślamazarna, że po pewnym czasie zorientowałem się, że idziemy w tempie iście żółwim i trzeba było przyspieszyć, żeby zdążyć z powrotem do Koninek na godzinę, kiedy miał być uruchomiony wyciąg na Tobołów. Udało się nam to – zresztą prawdopodobnie i tak nie byłoby problemu, bo na dole wciąż pojawandali się nowi turyści i tego dnia wyciąg prawdopodobnie kursował non stop.




Wyciągiem na Tobołów

Wyciąg na Tobołów stanowił początkowy punkt kolejnego etapu wyprawy, jakim była ścieżka edukacyjna "Wokół doliny Poręby". To kolejny łatwy spacer, tym razem urozmaicony już na dodatek ładnymi widokami na środkową część Gorców oraz Beskid Wyspowy. W schronisku na Starych Wierchach zjedliśmy obiad, a potem kontynuowaliśmy zejście do Poręby, mijając piękne polany Stare Izbiska i widokowe Polanki ponad samą wsią. A we wsi – jak to we wsi – oczywiście nie mogło się obyć bez bliskiego spotkania z psem. I tym razem jeszcze bez ofiar w ludziach, choć w tym przypadku nawet obserwujący tą  scenę miejscowy "gazda" stwierdził, że już wiele razy powtarzał właścicielom tej "bestii", żeby trzymali go na łańcuchu, bo w końcu kogoś pogryzie... Cóż – dobre i to, że jednak jeszcze gdzieniegdzie można spotkać ludzi rozsądnie myślących "w tym temacie".

Na szczęście domy Poręby Górnej opuściliśmy szybko (nawiasem mówiąc – w osiedlu Białonie, bo taką dokładnie nosi nazwę to miejsce, zachowało się jeszcze kilka pięknych, starych domów, niestety ze względu na "warunki obiektywne" nie było czasu, by je dokładnie obejrzeć), a kolejne osiedle tego dnia na naszej drodze – pięknie położony pomiędzy Szumiąca a Ostrą i Krzyżową Jasionów – przeszliśmy już bezpiecznie. Idąc już wówczas  za znakami zielonymi pokonaliśmy jedyny tego dnia odcinek nieco stromszego podejścia pod grzbiet opadający z rejonu Starych Wierchów przez Jaworzynę Ponicką i Maciejową nad Rabkę. W końcu dotarłszy do tego grzbietu i biegnącego nim szlaku czerwonego – pod koniec idąc już znowu niemal płasko – ruszyliśmy w dół, zatrzymując się na ostatni tego dnia postój na Polanie Przysłop, skąd podziwialiśmy panoramę Gorców, Pasma Podhalańskiego, Babiej Góry i Tatr na horyzoncie. Stąd zeszliśmy już prosto do Rabki, tym razem za znakami czarnymi do osiedla Słone, a stamtąd – już niestety drogą – do centrum Rabki i na pociąg. 






TrasaPoręba Wielka Koninki >> dolina potoku Turbacz >> dolina potoku Olszowego >> Tobołów >> Stare Wierchy >> Poręba Górna >> ścieżka edukacyjna "Wokół doliny Poręby" >> Jasionów >> Polana Przysłop >> Rabka Słone

Przydatne informacje

  • W okresie od maja do października obowiązują bilety wstępu na teren Gorczańskiego Parku Narodowego w wysokości: 2 zł – normalny, 1 zł – ulgowy (emeryci, renciści, uczniowie i studenci, niepełnosprawni, żołnierze służby czynnej; dzieci do lat 7 – bezpłatnie). Analogicznie można nabyć bilety trzydniowe (4 i 2 zł) oraz dziesięciodniowe (16 i 8 zł). Można je nabywać w Ostoi Górskiej (dawny Ośrodek Wczasowy HUT-PUS w Koninkach) i schronisku PTTK na Starych Wierchach w godz. 8.30-18.00 oraz w dyrekcji GPN w Porębie Wielkiej 590 od poniedziałku do piątku w godz. 7.15-15.15. wątpię, czy ktokolwiek te bilety sprawdza – sam przyznam się bez bicia, że podczas  ostatniej wycieczki najzwyczajniej w świecie o ich wykupieniu zapomniałem – jednak osobiście wychodzę z założenia, że to akurat żaden majątek do stracenia, a wydanie paru groszy na taki cel jest zasadne, jeśli choć w minimalnym stopniu ma to wspomóc działania Parku.

  • Do Koninek można dotrzeć bezpośrednim autobusem nawet z Krakowa (kilka kursów dziennie, w tym jeden najatrakcyjniejszy, poranny), a także autobusami lub busami z Mszany Dolnej (kursy do Koninek bądź – znacznie częstsze – do Poręby Górnej; w tym drugim przypadku należy wysiąść na rozwidleniu dróg w centrum Poręby Wielkiej, skąd jeszcze ok. 4-5 km szosą do Koninek).

  • Kolej linowa z Koninek na Tobołów w sezonie letnim kursuje w dni powszednie o godz. 10.30, 12.00 i 14.00, a w weekendy o każdej pełnej godzinie od 9.00 do 17.00. Tak wygląda teoria, jednak w praktyce wiele zależy od ilości chętnych; zasadniczo kolej kursuje także zawsze wówczas , gdy jest spory ruch turystyczny (w takim przypadku w dni powszednie w godz. 9.00-16.00). Ceny biletów: normalne – 10 zł (wjazd i zjazd), 8 zł (wjazd), 5 zł (zjazd); ulgowe (emeryci, renciści, dzieci do lat 10) – 8 zł (wjazd i zjazd), 6 zł (wjazd), 3 zł (zjazd). Dodatkowe informacje: tel. 18 331 75 80. 

  • Szlaki spacerowe na terenie GPN są  znakowane w formie dwukolorowych kwadratów, dzielonych po przekątnej (kolory: biały i inny, odpowiedni dla danego szlaku),<b> a ścieżki edukacyjne</b> – w formie kwadratów z zielonym, pojedynczym paskiem przebiegającym po przekątnej. Wędrując szlakami spacerowymi warto skorzystać ze szczegółowej mapy "Gorczański Park Narodowy" o skali 1:25000, na której ich przebieg jest dokładnie zaznaczony, natomiast jeśli chodzi o ścieżki edukacyjne, gorąco polecam skorzystanie z pięknie wydanych przez GPN informatorów poświęconych każdej z nich, dokładnie opisujących poszczególne przystanki i okraszonych kolorowymi ilustracjami. Jest to godne polecenia tym bardziej, że większość przystanków na ścieżkach (przynajmniej z pewnością tak jest na ścieżce "Wokół doliny Poręby") jest oznakowana odpowiednimi słupkami z numerami, ale pozbawiona tablic informacyjnych. Informatory można w bardzo przystępnych, właściwie można powiedzieć – symbolicznych cenach nabyć w siedzibie GPN osobiście bądź zamówić drogą mailową, część z nich jest także dostępna w antykwariatach internetowych, np. w antykwariacie "Filar"
  • Szlak spacerowy wzdłuż doliny potoku Turbacz prowadzi na znacznym odcinku równolegle ze ścieżką edukacyjną  aż do miejsca, gdzie przekracza potok Paciepnica. Tu ścieżka edukacyjna kieruje się w lewo na stok w stronę polany Szałasisko, natomiast szlak spacerowy (wraz z trasą rowerową i konną) prowadzi nadal wprost, bardzo łagodnym trawersem. Warto zachować uwagę, by nie minąć tego miejsca, bo to tego punktu trasa jest tak wyraźna i nie budząca żadnych wątpliwości, że łatwo w ogóle zapomnieć o śledzeniu oznakowania. Na dalszym odcinku szlak spacerowy dochodzi bardzo łagodnie do grzbietu poniżej wspomnianej polany Szałasisko, przecina go (a wraz z nim niebieski szlak turystyczny PTTK wiodący z Turbacza i ww. ścieżkę edukacyjną) i sprowadza do doliny potoku Olszowego, którą  osiąga w miejscu zw. Czarne Błota. Tu niebieski szlak spacerowy się kończy, a aby powrócić do Koninek należy pójść w prawo za znakami kolejnego szlaku spacerowego, żółtego, biegnącego dnem doliny.
  • Na polanie Stare Izbiska nie ma wyraźnej dróżki – należy iść początkowo na wprost przez środek polany, a następnie kierować się w lewo, w górę w stronę grzbietu, wypatrując na drzewach znaków ścieżki edukacyjnej (jest ich sporo). 
  • Poniżej polany Polanki łatwo przeoczyć miejsce, w którym ścieżka edukacyjna opuszcza szlak żółty PTTK. A właściwie nawet dwa miejsca. Pierwsze z nich mieści się na dolnym skraju polany, tuż za jednym z mijanych domów, kiedy to szlak żółty kieruje się prosto w las, a ścieżka edukacyjna bardziej w prawo. Tyle że tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, ponieważ nieco niżej obie trasy ponownie się łączą. Ważniejsze jest kolejne nieoznakowane rozwidlenie, trochę dalej. Otóż w pewnym momencie od szlaku żółtego, biegnącego cały czas  prosto, odgałęzia się w prawo, pod bardzo ostrym kątem wyraźna szeroka droga – ścieżka edukacyjna prowadzi właśnie nią (po pewnym czasie na drzewach natrafimy na znaki). 
  • Idąc zielonym szlakiem z Jasionowa na polanę Przysłop w pewnej chwili, niedaleko już od grzbietu Stare Wierchy- Maciejowa, na drzewie po lewej stronie ścieżki możemy dostrzec wyraźny znak czerwonego szlaku. Może on wprowadzić w sporą konsternację, bo... nie wiadomo skąd się tam wziął. Owszem, szlak zielony ma się połączyć ze szlakiem czerwonym, schodzącym ze Starych Wierchów, ale ma to miejsce jeszcze kilkaset metrów dalej, natomiast ten pojedynczy znak to jakaś zagadka – zresztą nie ma w tym miejscu nawet żadnego rozwidlenia. Nie należy się nim przejmować, tylko zwyczajnie iść dalej prosto za znakami zielonymi bez obaw, bo miejsca, w którym wychodzi się na prawdziwy szlak czerwony po prostu nie da się przeoczyć i pomylić. 


wtorek, 6 października 2020

CW 51 - na Rotundzie



https://www.geocaching.com/geocache/GC7YZHY


Cmentarz z I wojny światowej, usytuowany na szczycie góry Rotunda w Beskidzie Niskim w miejscowości Regietów. Jest jednym z 400 zachodniogalicyjskich cmentarzy wojennych zbudowanych przez Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie.


Założenie cmentarza zaprojektował Dušan Jurkovič. Pochowano tu 42 żołnierzy austro-węgierskich oraz 12 rosyjskich poległych w lutym i marcu 1915 roku.

Obiekt na planie koła otoczony jest kamiennym murkiem. Pierwotnie stało na cmentarzu 5 wysokich drewnianych wież – krzyży utrzymanych w stylistyce łemkowskiej – centralna o wysokości 16 metrów i 4 poboczne, 12 – metrowe. W maju 1979 wszystkie wieże były jeszcze oszalowane. W roku 1980 cmentarz został wpisany do rejestru zabytków, jednak nie rozpoczęto żadnych prac konserwatorskich. Zachowały się fragmenty trzech z pięciu drewnianych wież.


W osiemdziesiątą rocznicę Operacji Gorlickiej (maj 1915) w 1995 roku rozpoczęto przy pomocy Austriackiego Czarnego Krzyża oczyszczanie i zabezpieczanie terenu cmentarza. Z inicjatywy SKPB w Warszawie zawiązano Stowarzyszenie Społeczny Komitet Odbudowy Cmentarza Wojennego na Rotundzie. W roku 2004, dzięki pomocy finansowej Austriackiego Czerwonego Krzyża wykonano nowe krzyże nagrobne i tablice z nazwiskami. W roku 2008 przeprowadzono rekonstrukcję jednej z wież, a w kolejnym roku – drugiej. W 2013 roku postawiono fundamenty pod kolejną mniejszą wieżę a na jesieni 2014 została ukończona. W roku 2016 powstały dwie ostatnie odbudowane wieże.


Na kamiennej tablicy inskrypcyjnej z wykutym krzyżem maltańskim i czterowierszem w języku niemieckim, autorstwa Hansa Hauptmanna. W tłumaczeniu brzmi on:

Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi,
A burze już nam nieraz we znaki się dały –
Wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi
I wcześniej okrywa purpurą swej chwały.

Wiadukty kolejowe linii Gołdap - Żytkiejmy

https://www.geocaching.com/geocache/GC4G117

Mosty w Stańczykach są najwyższymi na linii i jednymi z najwyższych w Polsce. Długość - 200m i wysokość 36m.

Konstrukcja żelbetowa, pięcioprzęsłowa o równych 15m łukach. Architektura charakteryzuje się doskonałymi proporcjami a filary ozdobione są elementami wzorowanymi na rzymskich akweduktach w Pont du Gard. 

Stąd nazwa - 'Akwedukty Puszczy Rominckiej.


“Atlantyda Pogranicza”: Jest to dwuletni projekt współpracy transgranicznej pomiędzy partnerami z Polski, Litwy i Rosji (Obwód Kaliningradzki), który ma na celu stworzenie wspólnego szlaku kulturowego, od Sejn i Krasnogrudy przez Kedainiai i Czystie Prudy, do Kaliningradu. W projekcie biorą udział młodzi ludzie (w wieku 16–18 lat, po 10 osób z każdego uczestniczącego kraju). Są oni zaangażowani w wyznaczanie szlaku, opracowywanie i tworzenie materiałów do publikacji i wystaw, a także biorą udział w warsztatach edukacyjno-artystycznych. Celem warsztatów jest poznawanie wspólnego dziedzictwa kulturowego regionu, jak również jego krajobrazu, oraz stworzenie podręcznika-przewodnika po szlaku kulturowym w trzech językach i wystawy multimedialnej. Zarówno przewodnik jak i wystawa stanowić będą materiał pomocniczy dla nauczycieli i przyszłych przewodników szlaku z trzech krajów, którzy wezmą udział w projekcie. Dla nich będą skierowane kursy służące poszerzaniu wiedzy o sąsiadach z drugiej strony granicy, o kulturach mniejszości narodowych i wyznaniowych, o tradycjach dialogu i tolerancji pogranicza polsko-litewsko-rosyjskiego. Dla wszystkich tych grup program stwarza szanse kształcenia, podróży i nawiązywania kontaktów z partnerami z innych krajów, jednocześnie ugruntowując ich tożsamość, związki z regionem i miejscem z którego się wywodzą.




Kiepojcie

Stary most kolejowy należący do tego samego szlaku kolejowego, który przebiegał przez słynne Stańczyki. Ten most w odróżnieniu od stanczykowego leży na uboczy i nie jest nawiedzany przez tysiące turystów, a jest równie interesujący, chociaż zdecydowanie mniejszy.
Wiadukt Botkuny - właściwie mosty Botkuny - to pozostałość po nieistniejącej linii kolejowej Gołdap - Żytkiejmy. Urokliwie wkomponowane w naturę i zrośnięte z nią wybudowane w podobnym stylu jak słynniejsze mosty w Stańczykach. Do lustra wody rzeki Jarki 16 m.

Kamień graniczny majątku Galwiecie - drugiej miejscowości Mazur Garbatych, której data powstania to 1531r. Na kamieniu niewyraźne napisy. Niedaleko parking i ścieżka edukacyjna "Rechot". We wsi Galwiecie znajduje się XIX wieczny pałac.