Odkąd zaczęłam jeździć w Beskid Sądecki (a było to jakiś czas temu) zawsze dziwiłam się turystom podróżującym pociągiem z Krakowa do Sącza. Bo cóż to za przyjemność jechać na około (bo przez Stróże koło Tarnowa) siedząc w tłukącym się pociągu przez bite sześć godzin... Po prawdzie, to sześć godzin trwała podróż do Piwnicznej, bo też ona, a właściwie położona nad nią Niemcowa, była moim ówczesnym celem.
Dziwię się zresztą do dziś, chociaż Szymon powiada, że dziś tą trasą jedzie się 3 godziny. Choć nadal naokoło, bo nowych torów (jak wspomniałam w poprzednim poście) nie wybudowano...
Kiedy zaczęłam podróże w kierunku Sądecczyzny, nie spodziewałam się, że moje życie zwiąże się z tymi górami niejako na zawsze. Miałam przecież swoją wieś (przez przyjaciół wdzięcznie zwaną latyfundiami), miałam chałupę w sercu Gorców (co prawda kwestia posiadania jest tu kwestią bardzo sporną, ale serce moje od dawna zakopane jest gdzieś tam... na zachód od Sądecczyzny. Druga część serca tkwi w Bieszczadach i dolinach Osławy i Oslawicy, mocno zahaczając o dolinę Wisłoki. Gdzież tu zatem Sądecczyzna?
Ano, chyba pośrodku...
Niejeden raz przechodziłam Sącz na piechotę, usiłując dojść na wylotówkę w kierunku Piwnicznej. Obserwowałam zmiany jakie zachodziły w tym mieście, pomimo tego, że nie spędzałam tam dużo czasu - tyle ile konieczne było na przejście przez miasto. No i czasem wstąpienie na lody...
W dawnych czasach "u Misia", potem przemianowanego na Argasińskich - lody i kolejka do nich nie zmieniły się przez lata. Dalej są to najlepsze lody W Nowym Sączu... No dobrze - prawie najlepsze. Najwspanialsze są jednak w niewielkiej lodziarni Orawianka, zlokalizowanej w zaułku, na tyłach lodziarni Argasińskich. Skąd nazwa Orawianka, skoro jesteśmy u Lachów Sądeckich? Ha - nie wiem. Zastanawiałam się nad tym, ale jeszcze nie dotarłam do żadnego wytłumaczenia. Może ukochana właściciela była z Orawy? Któż to wie...
W każdym razie - na bazie lodów śmietankowo-owocowych rozpoczęłam dawno temu obserwacje rozwoju Sącza. Nie nazywałam tego obserwacjami. Ale trudno było nie zauważyć, jak z niewielkiego, powiedzmy wprost: zapyziałego miasteczka, wyrasta przepiękne, funkcjonalne miasto. Z zachowanymi ruinami zamku (niewielkimi), odrestaurowanym rynkiem i skansenem, do którego dojazd kilka lat temu został doskonale oznaczony. Miasta owiniętego wstęgami Dunajca i Popradu. Miasta, w ktorym funkcjonuje jeden z najlepszych w południowej Polsce, szpitali (z doskonałą kardiochirurgią), miasta, które za swoją siedzibę wybrało kilka wiodących firm - słynnego komputerowego Optimusa, czy równie słynnej fabryki lodów Koral. Któż z nas nie pamięta zdania, namiętnie szeptanego przez Kasię Figurę.. "zawsze jest pora na lody koral".
malopolskatogo.pl |
W XIX wieku przeprowadzono przez Sącz linię kolejową Tarnów - Leluchów oraz kolejny odcinek kolei transwersalnej: Nowy Sącz-Chabówka. Na skrzyżowaniu dróg kolejowych postanowiono wybudować osiedle robotnicze dla pracowników kolei, którzy mieli tutaj - w nowozbudowanych warsztatach - naprawiać tabor kolejowy. W myśl austriackich planów, opracowano w Wiedniu plany osiedla, a pierwsze domy oddano do użytku rok poźniej. Całą inwestycję ukończono w 1917 r.
kolonia kolejowa składała się ze stu domostw - przeważnie parterowych, wolnostojących z niewielkimi ogródkami. Większość z nich to tak zwane bliźniaki, z idealnie rozplanowanymi wnętrzami. Choć - powstały też domy dwu - i wielorodzinne.
Całą kolonię założono niedaleko miejsca pracy kolejarzy. Ale z dala od miasta, sklepów i szkół - dlatego, na wyraźne żądania kolejarzy wybudowano tutaj Dom Robotniczy, szkołę i kaplicę św. Elżbiety (dziś kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa), wg projektu Teodora Talowskiego, znanego krakowskiego architekta.
Prezydent generalny dyrekcji dr Leon Biliński przychylił się do prośby i wyasygnował na budowę szkoły 20.000 zł. i na budowę kaplicy szkolnej 45.000 zł. Dla łatwiejszego uzyskania zezwolenia na budowę podano, że będzie to kaplica jubileuszowa, upamiętniająca półwiecze panowania cesarza Franciszka Józefa. Dlatego też na frontonie kościoła umieszczono portal z emblematami jubileuszowymi, korona, monogramem i cyframi 1848-1898.
Wieść gminna niesie, iż świątynię wzniesiono pod wezwaniem św. Elżbiety, gdyż była ona patronka cesarzowej, zwanej Sisi. Możliwym jest, że jest w tym ziarnko prawdy. Wiadomo bowiem, że patronami kolejarzy są św. Rafał, Franciszek i św. Katarzyna Aleksandryjska.
To właśnie w dniu jej wspomnienia (25.listopada) obchodzone jest święto kolejarza.
Dworzec kolejowy położony jest w pewnej odległości od centrum miasta. Klasycystyczny budynek dworca wygląda niemal tak samo, jak dworzec w Iwanofrankovsku czy Lwowie. W sumie - trudno się dziwić. I to Galicja, i to Galicja...
Tylko, że tamte dworce od pierwszego wejrzenia wzbudzają podziw. Od razu widać, że dworzec jest jednym z najważniejszych budynków - porównywalnie dominujący w scenerii, jak ratusz czy wieża kościelna.
"Między panem, wójtem, a plebanem" - można by rzec. Wszak kolej to inwestycja pańska. A nawet cesarska...
W przypadku Nowego Sącza jest dokładnie odwrotnie. Niegdyś dominujący dworzec został tak jakby przyduszony wznoszącym się miastem.
Nawet pomnikowa dziś kolejka, postawiona przed dworcem na pamiątkę pierwszego wjazdu pojazdu elektrycznego w 110 rocznicę wybudowania linii kolejowej Tarnów-Leluchów, to symboliczny chichot historii przemysłowej.
Historia kolejowego miasta odchodzi powoli w przeszłość, oddając pola biznesom na kolei wyrosłym.
Nie tak dawno jechałam z grupą - nomen omen kolejarzy...- do węgierskiego Tisajvaros. Część grupy odbieraliśmy właśnie przy dworcu w Sączu. Próba przejazdu pod niewielkimi wiaduktami, skończyła się objazdami, które kosztowały nas co najmniej godzinę poślizgu. Miasto Nowy Sącz, wyrosłe na kolei, oferuje kolejarzom tą samą infrastukturę, co niemal 100 lat temu. Fakt, ze infrastuktura wciąż działa. Ale nie jest już dziś potrzebna miastu do rozwoju - miasto rozwija się juz samo.