piątek, 27 grudnia 2013
Kolędnicy
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu była to tradycja żywa, a nawet żywotna. Kilkanaście lat temu przerodziła się w zwyczaj chodzenia młodzieńców lekko podpitych z naprędce stworzonymi przebraniami. Dzisiaj - grupy kolędnicze złożone z dzieci i młodzieży, dokładają starań aby te grupy wyglądały tak jak powinny. Był więc Diabeł, była gwiazda, był chłopak grający na harmonii. Dzieciaki usmiechnięte, ubrane w kufajki, śpiewające bardzo ładnie. Tak ładnie, że nie mieliśmy żadnych oporów przed daniem drobnych datków. Chociaż dawno temu chodziło się z koledą i dostawało się kawałek ciasta. Dziś opiera się to na pieniądzach, ale jakoś nie krzyczę zbytnio gromkim głosem przeciwko, bo tradycja to rzecz żywa i zmienna. Poszła w tą stronę i mówi się trudno. Trzeba się pogodzić.Ale jest różnica pomiędzy chęcią podzielenia się, chęcią dania datków, a koniecznością. W czasach podpitych młodzieńców miałam poważne opory przed otwieraniem drzwi, bo nie widziałam powodu dla którego za wycie (bo inaczej wówczas tego się nie dało nazwać) połączone z bełkotaniem - które żywo zaprzeczaja tradycji i ogólnie przyjętym zwyczajom - miałabym dawać datki.
Teraz się zmieniło na zdecydowanie lepsze - w tej kwestii wróciliśmy do korzeni....
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Świąteczne robienie miejsca na mamusin barszczyk z uszkami...
sobota, 14 grudnia 2013
Pesmo moja ...
czwartek, 12 grudnia 2013
Gdyby nie mój pies i jej patyś...
Znęcanie się nad patysiem. Pies drwala. |
Wczoraj namierzyłam miejsce, ale tzw. mugole - czyli osoby nieupoważnione (studenci w tym wypadku) przeszkadzały - bo cały wic polega na ukrywaniu się:)
Dziś mój pies stanął na wysokości zadania, wszedł w krzaki przede mną i szukał swojego patysia. Mogłam spokojnie przetrząsnąć zawartość chaberdzi w poszukiwaniu swoich skarbów.
Szelka już swój skarb obrabiała sypiąc drzazgami wkoło.
W końcu! Jest.! Mistrzostwo maskowania. Ależ się musiał autor narobić, żeby coś takiego stworzyć. Aż żałuję, że ideą cachingu jest tajemnica i nie mogę - psiakrew i psiakula - zamieścić zdjęcia tegoż.
Jutro idziemy po drugą skrzynkę tego autora. Bo ponoć maskowanie to jego znak firmowy.
wtorek, 10 grudnia 2013
Rezydenci na krakowskim rynku
Rys: Monika Turska |
Lokali gastronomicznych zarejestrowanych jest prawie dziewięćdziesiąt!
Niby to wszystko wiem.
Na zajęciach z Akademii Dziedzictwa doszliśmy do wniosku, że głównymi użytkownikami Rynku są (oprócz gołębi) turyści zagraniczni. To w sumie nie nowina, że - szczególnie w sezonie - łatwiej się tu porozumieć w języku angielskim, włoskim, hebrajskim czy hiszpańskim.
Jednak wczoraj, wracając na piechotkę (po krakosku: na nogach) z Bernardyńskiej, zostałam zaczepiona przez arcy-przystojnego i bardzo wysokiego Włocha czy Hiszpana.
Ów wybryk natury (wysoki południowiec), trzymając grzecznie kartę dań nieodległej restauracji (nie wiem jakiej bo skupiona byłam na zadzieraniu głowy - taka rzecz się rzadko zdarza), poinformował mnie, w bezbłędnym angielskim, że wyglądam generalnie na niedożywioną, na pewno jestem głodna i na pewno bella wraz z bellisimą z przyjemnością zje kolację we wspomnianej restauracji.
Wytłumaczyłam grzecznie, że ja jestem stąd, z Krakowa i obiad mam w swojej własnej prywatnej lodówce.
I tu nastąpił szok.
Po pierwsze - wszystkie języki świata a i owszem, ale polski to trudna język i naganiacz na polskiej ulicy polskiego języka nie zna (mówię tu o kilku słowach, podstawowych podstawach, rzec można).
Po drugie - w oczach mu mignęło - jak to mieszkasz? Tu się nie mieszka. Tu się bywa. To ulica turystyczna.
Ten wpis nie ma na celu przekonania nikogo, że jednak pracując (nawet jako naganiacz na ulicy) język polski wypadałoby choć minimalnie znać.
Nie mam na celu przekonania nikogo, że Polska dla Polaków. I takie inne nacjonalistyczne pierdoły, które prowadzą tylko do wojny (jeśli nie wiecie o czym mowię... - przeczytajcie sobie Čolovicia.
NIE. NIE. NIE.
Absolutnie nie.
Niemniej jednak - doznałam głębokiego szoku, że właściwie Rynek nie jest tylko parkiem kulturowym.
Jest muzeum na wolnym powietrzu, w którym mieszkańcy Krakowa czują się... obco.
Tak - to jest dobre słowo - obco.
niedziela, 8 grudnia 2013
J. Chmielewska - Szajka bez końca
Szajka bez końca - jak zwykle u pani Joanny - ten kto jest porządny, porządnym zostaje do końca. Ten kto jest Be, zostaje zadźgany - sprawiedliwość górą:) Przy okazji giną półporządni, no bo jednak muszą:)
Występują: Alicja (mistrzyni roztargnienia), pan Seweryn, któremu Alicja do pięt nie sięga w roztargnieniu ("można by rzec, że istnieje jedno ogromne roztargnienie, do którego skromnie przyczepiony jest pan Seweryn"), Gacia - a konkretnie deska Gaci (jakich gaci?) i silnie rozczłonkowana i dość specyficzna rodzina - włącznie z synami. Dyskusje matuni z dziećmi są bezcenne.
Do tego całe tłumy absztyfikantów, niekoniecznie absztyfikantów Joanny Ch. - choć Przemysław... chyba znowu tu obrobiono tyłek Bożydarowi ?Markowi/ Bartoszowi Bartoszowi:)
Gdyby ktoś się bardzo uparł można tematykę Szajki podciągnąć pod ochronę zabytków i przemyt dzieł sztuki. Generalnie mienie poniemieckie zatopione w bagienku na Mazurach. I wszechobecne sztabówki.
Aferę pani Joanna mistrzowsko przenosi na tamtą półkulę- jak to ona, ciągle gdzieś wyjeżdża, ciągle wraca, a pomiędzy, tam gdzie jest, trup się ściele gęsto...
piątek, 29 listopada 2013
Chmielewska to Chmielewska.
Między innymi: Książki, książki, książki.
Od naukowych, przez przewodniki, poradniki, zbeletryzowane powieści historyczne, aż po kryminały.
Choćby jednak nie wiem co się stało, Joanna Chmielewska ze swoją twórczością jest zawsze i wszędzie na pierwszym miejscu.
Nie dlatego, że jest to świetny kryminał, nie dlatego, że do końca trzyma w napięciu i na ostatniej stronie zaskakuje. Nie.
Chmielewska to nie Chandler, Chmielewska to nie Forsyth, Chmielewska to nawet nie Down Brown.
CHMIELEWSKA TO CHMIELEWSKA.
Jej unikatowy styl pisania, zupełnie unikatowe podejście do życia, jej życie pełnią życia i wpływ jaki miała swoimi książkami na mnie i tysiące innych czytelników... TO jest to za co wielbimy Panią Joannę (liczba mnoga, bo nie jestem sama w tej opinii).
Zbrodnia w efekcie to najnowsza jej książka. Najnowsza i zarazem ostatnia.
Niestety, pani Joanna przeniosła się ze swoimi pomysłami, tam na górę. Dołączyła do babci i pewnie teraz obie popieprzają po chmurkach i prowadzą różnorakie dyskusje. Z babcią dyskusje podejmowałam niemal codziennie, z panią Chmielewską nie, ale rozmawiała ze mną przez swoje książki.
Suszki w moim domu, pisanie i nie krycie się z własnym zdaniem, idiotyczne pomysły, których przestałam się wstydzić po przeczytaniu dwóch albo trzech jej książek (no bo skoro najbardziej płodna kryminalistka w Polsce, może mieć swoje głupie pomysły, to ja też.
To że kocham policję to też w sumie zasługa Pani Joanny, bo ona zwróciła mi (wówczas może 12 letniej dziewczynce) uwagę na to że tam TEŻ PRACUJĄ LUDZIE. Jedni pomocni inni wręcz przeciwnie.
Nawet o tym nie wiedziała, a urobiła mnie sobie na swoją modłę.
Nie tylko mnie.
Ale wracając do książki - dostałam ją na imieniny od meine Schwester - bo meine Schwester wie doskonale jakiego mam fioła na jej punkcie, a ze nie kupię sobie, to też wie - bo prędzej zakupię jakieś książki naukowe vel Chmielewską, ale w taniej ksiażce:) - mogę poczekać:)
No wiec siostra mnie ubiegła. Efekt?
Rany! Ta kobieta (pani Joanna) nic, kompletnie nic nie straciła ze swojego kunsztu pisarskiego. Nie chcę twierdzić, że to najlepsza powieść, ale jedna z najlepszych. Bożydar, zwany tutaj Bartoszem Bartoszem:) chyba faktycznie jej się naraził, bo ostatecznie go ukatrupiła:). W książce rzecz jasna i nie własnymi rękami. Niemniej jednak:)
niedziela, 27 października 2013
Pierwsza keszerka na trasie
Świt nastał naturalnie.
„Tato. Kupa.” rzekł czteroletni Bruno i postawił nas na nogi. (z siostrą, Helą, która postanowiła sprawdzić, czy ciocia aby na pewno śpi:)). Ciocia zatem przetarła oczy i stwierdziła z przerażeniem, że o takiej godzinie zazwyczaj kładła się spać… Do odjazdu „zamówionego transportu” do Krakowa miałam jeszcze trzy godziny luzu. No to pójdę do Tunelu – przecież to wstyd być na prawie stałym etacie zmywarki w Łupkowie i nie być w Tunelu… Odpaliłam GPSa i natychmiast objawiła się Szybka. Tak naprawdę, siedziała w chacie od wczoraj, rozmawiałyśmy i plotkowałyśmy, tyle że temat keszowania jakoś nie został poruszony.
Dziś okazało się że Szybka też keszuje – i też dziwnie, niestandardowo. Jako, że nie ma GPSa to keszuje tylko wtedy, kiedy ktoś z GPSem jest w pobliżu. No to stanęłam na wysokości zadania. BYłam. GPS też.
Moje dziwactwo w keszowaniu objawia się tym, że nie mam na trasie internetu. Ani w telefonie, ani w czymś innym. Nie posiadam również wydrukowanych wskazówek – chyba ze już w tym miejscu byłam i nie znalazłam kesza. To wówczas posiadam.
Z keszem na cmentarzu łemkowskim w Łupkowie bvł ten problem, że „kordy szalały” i prowadziły nas w hasiory. Niby pamiętałam, że spojler wskazywał na jakiś krzyż, niemniej jednak na cmentarzu krzyży Ci dostatek. Teraz już wiem – spisałam sobie wskazówki na następny raz. Ale wówczas przełaziłyśmy z Szybką wszystkie hasiory, przewaliłyśmy kamienie, zajrzałyśmy nawet do dziury w drzewie (prawdopodobnie wypalonej przez piorun). NIC. Skrzynka nienamierzona.
Drugi keszyk – na stacji w Łupkowie – został namierzony sprawnie i szybko – jak zresztą nick keszerki wskazuje:) Tu jednak miałyśmy podpowiedź – WK2. Być może szukałybyśmy dłużej, bez podpowiedzi, ale Szybka nie wypadła sroce spod ogona i od razu odgadła gdzie skrzynka może być. I była.
Efekt łupkowskiego keszowania to jak 1:2. Jedna znaleziona, dwie nie. Fajny spacer, tunel odkryty. A po powrocie do domu okazało się że w okolicy jeszcze z dwie skrzyneczki dodatkowo czekają na namierzenie.
Czyli co? Zimowisko w Łupkowie?
Stacja w Łupkowie
sobota, 26 października 2013
Bieszczadzka kolejka leśna - w częściach :)
- Nowy Łupków - Cisna - Beskid, której część postała pod koniec XIX wieku- Rzepedź - Duszatyn - Mików, z lat 1920.
Szlakiem keszy w opuszczonych wsiach
Kesza w Zubeńsku nie znalazłam. Miejsce na kesza – tak. Wokół było rozkopane i sądzę, że albo go już tam nie ma, albo jest. Innej wersji nie widzę:)
Długo się tu idzie szutrówką – tylko ostatni fragment prowadzi ścieżką wśród łąk. Głupota – wybierać się w taki teren bez roweru.
W schronisku Franek poznał mnie po kilku chwilach. Franek to pies.
piątek, 25 października 2013
Pod Honem - Z dołu do góry i z góry na dół
Nie miałam w planach keszowania w Bieszczadach.
pod Honem (2013) - zdj.własne |
Cross stop - jak się zmienia punkt widzenia
Robi się w życiu różne głupoty. Jednych się żałuje, innych nie.
Tą głupotę będę wspominać z rozrzewnieniem w oku i cichym głosem osła „Ja chcę jeszcze raz”…
Wczorajszego ranka (wg koncertowych standardów, czyli okole pierwszej), pod Honem spotkałam crossowców.
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
Czym jest keszowanie?
W wielkim skrócie: szukaniem skarbów
W skrócie nieco mniejszym: pretekstem do odwiedzenia miejsc nieznanych, zmuszeniem do wyostrzenia wzroku oraz wspaniałą nagrodą po wycieczce. Skarbem największym jest satysfakcja:) Znalezionych skrzynek ze skarbami nie zabiera się ze sobą. Czasem się wymienia fanty, czasem tylko zapisuje, że się znalazło.
Skrzynki bywają różne - małe, duże, średnie, mikro i nano (te dwie ostatnie głównie dotyczą miast, bo i ukryć tutaj cokolwiek jest sztuką. Opisy skrzynek (i okolicy z którą są związane) wraz z kordami (współrzędnymi) znajdują się na co najmniej dwóch portalach - przynajmniej ja o dwóch wiem i z dwóch korzystam.
Skrzynki tradycyjne są maskowane - przeróżnie, a to wkłada się skrzynkę do dziupli przysypując trocinami, a to ukrywa na magnesie za znakiem drogowym, a to wciska w mosteczku w jakąś szczelinę (i weź tu człeku wypatrz co jest częcią konstrukcji, a co obcym tworem, w którym znajduje się logbook:). Czasem są zamaskowane tak, że człowiek, po znalezieniu, żałuje, że nie może zrobić zdjęcia tego maskowania - bo w tajemnicy cały urok. Dla mnie trzy najlepsze maskowania do tej pory to Park Krakowski (skrzynka OP58E5), Kościół NMP z Lourdes (GC4N5XN) i absolutny mistrz - na Matecznym w Krakowie.
Do skrzynek nietradycyjnych - quizów, wydarzeń, wieloetapowych skrzynek - jeszcze nie doszłam. Jak dojdę to nie omieszkam poinformować:)
Tuż za nimi jest keszyk (mój pierwszy znaleziony)w parku zdrojowym w Piwnicznej. Szczegóły na www.opencaching.pl oraz www.geocaching.com
niedziela, 9 czerwca 2013
[NOCLEGI] - SPK, Gulbieniszki, noclegi rozne
Szelment 1, 16-404 Jeleniewo; www.szelment.pl
Gospodarstwo Eko-Agroturystyczne
087 568-81-38;
Burniszki 1, 16-407 Wiżajny

Kłajpeda, gm. Wiżajny
tel. /087/ 5688248,

Ługiele, gm. Wiżajny
tel. /087/ 568 82 69,

Mierkinie, gm. Wiżajny
tel. 604 060 118 www.hancza.com.pl

Mierkinie, gm. Wiżajny, tel. /087/ 568 84 80, 566 63 89

Mierkinie, gm. Wiżajny
tel. /087/ 568 84 37

Mierkinie, gm. Wiżajny
tel. /087/ 568 83 26, 509 961 016

Okliny 17, gm. Wiżajny
tel. /087/ 5688448, kom. 0 693 356 182,

Postawele 10, gm. Wiżajny
tel. /087/ 5688503,

Przełomka, gm. Przerośl
tel. /087/ 569 13 54, 607 063 196,

TOMASZ GRZĘDZIŃSKI

tel. /087/ 566 25 82

Smolniki, gm. Wiżajny
tel. /087/ 5688338,

Smolniki, gm. Wiżajny
tel. /087/ 5688011,

Smolniki, gm. Wiżajny
tel. /087/ 5688331,

Smolniki, gm. Wiżajny
tel. /087/ 568 82 34


tel. /087/ 568 80 77

tel. 600 831 134, 698 342 811
[NOCLEGI] - NAD CZARNĄ HAŃCZĄ [Gulbieniszki]

tel. /087/ 5683445,


tel. /087/ 5683458,


tel. /087/ 5683447,


tel. /087/ 5683448,

Błaskowizna, gm. Jeleniewo,
tel. /087/ 569 17 96,


tel. /087/ 5683186


tel. /087/ 568 35 35, e-mail: realearth@.interia.pl

