Kilka lat temu na baraku nad Negrylowem wisiała tabliczka "Koniec Świata". Powiesili ją jacyś turyści. Kiedy pojawiłam się tutaj w 1997 w sierpniu, tabliczki już nie było. Ale zostało poczucie innego świata. Zostało to ulotne "coś", wyczuwalne w każdej opuszczonej wiosce, ale zapach granicy dodaje to, co stwarza z tego miejsca jedyne na świecie...
Prawdziwy "koniec świata".
Mieszkańcy Sianek bardzo nie lubią tej nazwy. Chociaż tutaj rzeczywiście wszystko się kończy.Czas. Zakazy. Odpowiedzialność.
Ale tylko dla nas.
Dla drwali znad Negrylowa toczy się tutaj walka o przetrwanie...
Puk- puk- rozległo się delikatnie.
- Oho, turyści.- uśmiechnął się Jasiek- ostatnio ich tu coraz więcej. Ale to dobrze nie nudzi nam się. Może to jakaś dziewczyna?- rozmarzył się, a mnie zastanowiło czy tak samo zareagował, kiedy trzy lata temu do tych samych drzwi rozległo się moje "puk- puk..."Miał szczęście. Już za chwilę drugi z drwali, Zbyszek, wprowadził do kuchni całkiem sympatycznie wyglądającą dziewczynę.
- Przepraszam, czy to jest ten sławny koniec świata?- zapytała.
Zgodnie wytrzeszczyliśmy na nią oczy.
- Oglądałaś pewnie ten reportaż - zaśmiał się Zbyszek
Kilka lat temu przyjechała ekipa z Warszawy robić opowieść o jedynym żyjącym tu, na odludziu, człowieku. O Tadku, leśniczym. Jakoś tak się stało, że doszli do niego do chałupy, a opuścili ten nasz barak.
A tu przez całą zimę toczyło się życie... pod śniegiem...- zaśmiał się. - mieliśmy zrobione takie okienka w dachu, przez które wychodziło się...- wyraźnie szukał słowa, którego można użyć w towarzystwie pań...-... za potrzebą.
Zima na końcu świata
Trzy miesiące siedzieli za zaspami śnieżnymi, odcięci od świata. Po dwóch tygodniach skończył się chleb i sery. Zostały ogromne ilości mąki, z której robili podpłomyki, i niezliczone ilości konserw.
- Puszek to my nawet nie otwarli- wpadł mu w słowo Jasiek- Było tak zimno, że mięso trzymało się samo: Warstwa trotów, warstwa śniegu, znowu troty i śnieg i jest lepiej niż w lodówce. Na polowanie to my nawet nie wychodzili. Zwierzęta same podchodziły. Przybyło mi tamtej zimy 6 kilogramów. Dopiero w połowie lutego skończyło się wino i wtedy zaczęła się bieda.
Połowa życia "moich" drwali upłynęła w towarzystwie niedźwiedzi, kilku strażników z posterunku Straży Granicznej w Tarnawie i ogromnej ilości wina z jeżyn domowej roboty. Do najbliższego sklepu jest stąd 18 kilometrów, a do przystanku PKS- 26. Dlatego ludzie rzadko tu zaglądają. czasem zbłąkani turyści w poszukiwaniu ciszy i spokoju zajrzą na chwilę do Sianek.
Podziwiają stałych mieszkańców i ...zazdroszczą.
- Nie ma czego.- przekonuje Zbyszek- To ciężka harówa. Wyrąb lasu w dzień, a w nocy... my śpimy, ale strażnicy niekoniecznie... czasem mają akcję, jak nie to... mamy dobre wino- dodaje na wytłumaczenie. W okolicach Negrylowa, w najbardziej na południowy wschód wysuniętym kawałku Polski, znajduje się główny "punkt przerzutowy". Szmugluje się papierosy, broń, ale głównie ludzi, Azjatów, szukających pracy w Niemczech.
Anegdotyczne transporty
- ... pewnego dnia złapaliśmy transport aż z Chin.- powiedział pan pogranicznik, który przyszedł wieczorem na odwiedziny- Trzeba mieć pecha. Przejść cały Sojuz i zostać złapanym tutaj- o krok od granicy niemieckiej.
Opowiadał również o dziadku, który przeszedł na polską stronę w poszukiwaniu zagubionej kozy. Wszyscy WOP-iści, zamiast szukać uciekinierów, poszukiwali zbiegłego zwierzątka... Podobnych anegdot można opowiadać wiele, wszak rocznie nielegalnie przekracza granicę około pół tysiąca osób, przy czym około 75% zostaje złapanych.
Granica pilnowana jest naprawdę świetnie. Każdy krok obserwowany jest przez kilku strażników, a przekonałam się o tym w sposób bardzo prosty, wręcz przyziemny. Będąc następnego dnia na rzadko odwiedzanej połoninie Kińczyka powiedziałam , ot tak sobie:
- Miłej pracy, panowie.- Na połoninie byłam sama, mogłam mówić wszystko. Ale taki obrót sprawy nie przyszedł mi na myśl...
- Dzień dobry pani- powiedział strażnik, który pojawił się nagle, rzec by można , u moich stóp. Jak wygląda połonina, chyba nie trzeba tłumaczyć. Trawy, trawy, wszędzie trawy. skąd on się tam wziął i gdzie był schowany, dalibóg nie wiem!!! Wtedy miałam w kieszeni zezwolenie, ale bez zezwolenia taka wyprawa może się skończyć karą w wysokości 500 PLN, jeżeli złapie strażnik polski, albo przymusową wizytą na Ukrainie, sprawą karną tamże i odpowiednią karą pieniężną. Szczęśliwy strażnik ukraiński dostaje dwa tygodnie urlopu.
Strażnicy graniczni potrafią nawet zapukać do schronu w środku nocy, żeby sprawdzić tożsamość nocujących tu turystów. czasem wydaje się, że na każdym drzewie mają rozwieszone kamery- tak dokładnie wiedzą ile osób przeszło do grobu Hrabiny...
Corocznie przychodzi tu kilkadziesiąt turystów, aby oglądać mogiły Andrzeja i Klary Stroińskich, ostatnich właścicieli Sianek, oraz resztki dworu, leżące nad potokiem Niedźwiedzim. Zbyszek, choć mieszka tu od kilkunastu lat, na grobie Hrabiny nigdy nie był.
- Bo i po co? Hrabiny już tam dawno nie ma...
Ja jednak poszłam odwiedzić hrabinę. To już taka mała tradycja. Stojąc w tym opuszczonym przez ludzi miejscu, mając pod nogami wijącą się niebieską wstęgę Sanu, aż trudno uwierzyć, że jeszcze pięćdziesiąt lat temu Sianki były centrum turystycznym. 1500- set mieszkańców oferowało ponad 2000 miejsc noclegowych w "dziesięciu domach letniskowych, sześciu pensjonatach i schronisku PTN"W roku 1937 było tutaj 7 sklepów spożywczych, dziś do najbliższego należy iść 26 kilometrów.. W połowie drogi między schronem, a grobem znajduje się jedyne stanowisko świerka karpackiego- jest to jedno z niewielu miejsc w okolicy, gdzie nie mają wstępu siekiery. Specjalną ochroną otoczone są również torfowiska. Największe znajduje się w Tarnawie (34 ha). Torfowiska wysokie porośnięte są mchami torfowcami, wełnianką pochwowatą, bagnem zwyczajnym i rosiczką okrągłolistną. W rezerwacie "Litmirz" znajduje się jedyne w Polsce stanowisko turzycy bagiennej.
Kolejką przez dolinę Sanu
W dawnych czasach torfowiska okrążała kolejka wąskotorowa, o której istnieniu często się zapomina. Zwożono nią drewno z Sokolików, gdzie łączyła się ona z normalnotorową koleją w Siankach. Trasa kolejki biegła z Ustrzyk przez Bereżki, Muczne, Tarnawę właśnie do Sokolików. Ze względu na uciążliwe pertraktacje z okolicznymi chłopami, kolejka miała bardzo kręty przebieg i, niekiedy, spadek powyżej 35 stopni, czyli "znacznie przekraczający normatyw". Ów "przekroczony normatyw" powodował liczne wykolejenia, a nawet pojawiały się ofiary śmiertelne.Po drugiej wojnie światowej mostki zostały mocno zniszczone, także kolejka pokonywała je na wolnych obrotach, a obsługa, łącznie z maszynistą, przechodziła je na piechotę. Stary drwal, do teraz mieszkający w Sokolikach, opowiadał, że każda kolejka miała swój charakterystyczny gwizd i po nim orientowano się z czym i skąd jedzie. Do naszych czasów dotrwały tylko resztki mostu pomiędzy Mucznem, a Tarnawą oraz kawałki nasypu niedaleko Sokolików.
Po drugiej stronie
Po drugiej stronie mocno dziurawej, ale asfaltowej drogi Muczne- Tarnawa przewija się więcej osób. Jako turyści głównie przyjeżdżają myśliwi, dla których w latach 70-tych został wybudowany gigantyczny hotel w Mucznem, a tereny Dźwiniacza, Łokcia i Tarnawy poprzecinano, też z myślą o wygodzie myśliwych, ogromną ilością betonowych dróżek do dziś straszących swoją brzydotą. W latach późniejszych wybudowano tu dwie myśliwskie chatki, udostępniane również dla turystów: w Dydiowej i pod Obnogą.
Cisza i spokój królują wszędzie, aż w głowie się nie mieści, ze w latach 1921-22, kiedy przeprowadzano tu rejestr ludności mieszkało tu prawie 3000 osób!!! W ramach oczyszczania pasma granicznego wywieziono mieszkańców na Ukrainę, na ziemie Odzyskane. Rozdzielano wsie, sąsiadów, rodziny. Po Bojkach, góralach ruskich, zostały tylko krzyże..., choć Czasami można znaleźć coś więcej...
Przyszłość? Tu jest tylko przeszłość...
W Bukowcu wytrawne oko wypatrzy ślady potaszni- wytwórni potażu (węglanu potasowego, służącego do wyrobu mydła i stali), w Beniowej obok cmentarza i szopy z wydrapanym na desce napisem w języku ukraińskim "dziękuję za nocleg" stoi również kilkusetletnia lipa, w której cieniu na pewno wylegiwał się jakiś Bojko, pasąc krowy. W okolicach cmentarza w Siankach, w głębokich zaroślach znaleźć można pozostałości pensjonatu, a podobno łóżka, na których śpią turyści w schronie nad Negrylowem pochodzą z tutejszego szpitala sprzed kilkudziesięciu lat...
Łąki dolin Górnego Sanu, zniszczone przez wieloletnią gospodarkę leśną i barbarzyńską rekultywację materiałami wybuchowymi, odżywają. Użytkowane jeszcze w latach czterdziestych pola uprawne porosły już krzakami i olszyną. Stare drzewa ustępują pod siekierami drwali, a na ich miejsce leśnicy zasadzają nowe. Zanim jednak młody las wyrośnie, mini wiele lat, a starych drzew do wyrębu starczy na 7, może 8 lat.
Co zrobią wtedy drwale, którzy w schronie nad Negrylowem spędzili 18 lat?
Z dala od ludzi.
Z dala od cywilizacji.
Czy za te kilka lat rozlegnie się ciężkie "puk-puk", które każe im się spakować i wyprowadzić nie wiadomo dokąd?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz