Autor: Wojciech
Dla przeciętnego mieszkańca Europy Środkowej widok kościołów, obecnych w praktycznie każdej wiosce, nie jest tak naprawdę żadną atrakcją. W dużych miastach europejskich, o korzeniach głównie katolickich, wiekowe katedry imponują architektonicznym rozmachem czy wielowiekową historią, poza oczywiście wymiarem czysto duchowym. Zagłębiając się w Bałkany od pewnego momentu zaczęła nas jednak intrygować mnogość świątyń wielu wyznań.
Oczywiście regiony są wyraźnie podzielone na muzułmańskie, chrześcijańskie (prawosławne, katolickie, protestanckie) oraz żydowskie. Jednakże przejeżdżając tranzytem, widzi się jedynie wieże kościelne lub minarety. Te ostatnie są szczególnie widoczne ze względu na ich liczbę, przede wszystkim w południowej części Bośni i Hercegowiny, oraz kolor, zazwyczaj biały.
W Sarajewie, w mieście-tyglu wspomnianych wcześniej kultur, spotyka się oczywiście wszystkie rodzaje budynków sakralnych. Miasto to kiedyś szczyciło się swoją tolerancją wobec wszystkich religii, jednak w latach 90. to właśnie wielokulturowość stała się jednym z przyczynków (lub raczej pretekstów) do bratobójczej wojny.
Do dzisiaj widać rany zadane miastu przez wojnę. Przepiękne budowle, choćby sławna biblioteka, nadal straszą bliznami i czekają na odnowienie i ponowne uruchomienie. Szkielety wybudowanych przed wojną hoteli na okrytej niechlubną sławą "alei snajperów" górują nad główna arterią miasta.
Po ulewnych deszczach, które nawiedziły Bałkany bezpośrednio przed naszym przyjazdem i zamieniły wodę w rzekach i strumieniach w brązową ciecz, ku naszej radości wyszło piękne słońce. Dzięki temu miasto wydawało się niesamowicie ciepłe i urokliwe. Kłębiący się wszędzie ludzie, mini-kawiarenki wciśnięte w każdy kąt, niezależnie czy jest to brama, czy wejście na cmentarz, "składy" złomu na dachach czy "ład i porządek" w typowo orientalnym stylu robią przy zachodzącym słońcu niesamowite wrażenie. Pomimo, że czuje się tu niedawne tragedie, warto tu wrócić na dłużej.
Na odwiedzenie Sarajewa mieliśmy zaledwie jedno popołudnie. Skierowaliśmy się więc do centrum starego miasta. Najpierw odwiedziliśmy Saborną Crkwę, pełniąca rolę prawosławnej katedry, wybudowaną w połowie XIX w. Następnie, posuwając się na wschód, zobaczyliśmy także dziewiętnastowieczną, rzymskokatolicką katedrę, będącą trójnawową bazyliką znacznych rozmiarów. Kolejny jest meczet Ferhadija Dżamija (wybudowany w 1562 rok), obok którego jest mały muzułmański cmentarz z charakterystycznymi nagrobkami w kształcie maczug (takie pozawijane należą do mężczyzn). Idąc dalej, docieramy do największego meczetu w stolicy, a zarazem w całym kraju. Begova Dżamija powstała w latach 1530-1531. Na plac tej wielokrotnie burzonej i odbudowywanej, głównie za pieniądze państw islamskich, świątyni wchodzi się przez podcienie z wypisanymi na ścianach cytatami z Koranu. Przechodząc przez bramę, wchodzimy na wprost przepięknie rzeźbionej studni-fontanny. Po prawej stronie meczetu stoi 35- Metrowy minaret. Idąc dalej w kierunku głównego placu tej części miasta, mijamy jeszcze kilka meczetów i cerkwi. Innym przykuwającym wzrok widokiem są dziesiątki cmentarzy muzułmańskich, usytuowanych na zboczach doliny, w której usadowione jest Sarajewo, niesamowicie wyglądające w blasku zachodzącego słońca.
Po dotarciu do Czarnogóry, świątynią, która zrobiła na nas największe wrażenie był Pivski Monastyr. Jest to niepozorna cerkiew ze stojącym obok klasztorem, powstała pod koniec XVI wieku. Z zewnątrz nic nadzwyczajnego. Jednak wewnątrz pełny "opad szczęki". Niestety, jest to jeden z tych monastyrów, w których mnisi należą do najbardziej konserwatywnych, co owocuje między innymi tym, że nie można robić zdjęć. Wielka szkoda, ponieważ jest co oglądać. Wszystkie ściany pokryte freskami, przepiękny ikonostas. Coś niesamowitego, już żadna inna cerkiew nie zrobiła na nas takiego wrażenia. Ciekawostką jest to, że w latach 1970–1982, kiedy powstawała zapora na rzece Piva, przeniesiono monastyr z pierwotnego miejsca, na teren, który nie objęła woda zalewu. Jedynym tego śladem są numerki na zewnętrznej stronie kamieni, z których powstała budowla.
We wsi, choć jest to chyba określenie na wyrost, Goraja Dobrilovina stoi monastyr św. Djordje (św. Jerzego). Ciekawe, że po dość karkołomnym dojeździe zaś taliśmy tam tylko zakonnicę koszącą trawę na pobliskiej łące i pasącą się krowę. Po kilku chwilach zgodziła się pokazać nam wnętrze cerkwi. Zakonnica oczywiście. Na frontonie dobudowana jest drewniana dzwonnica, także wielowiekowa. Długie spodnie i jasna bluzka nie są odpowiednim strojem dla kobiet. Długa spódnica i ciemne, stonowane kolory spowodowały dopiero przychylność odźwiernej. Fresków mniej, jednak ikonostas też robi wrażenie.
Opuszczając góry, co w tym kraju wcale nie jest takie łatwe, wyjeżdżamy z Niksica w kierunku na Podgoricę, jedziemy coraz szerszą niziną. Obszar ten, w okolicach Podgoricy najszerszy, stanowi praktycznie jedyny większy obszar upraw w tym kraju. Po przebyciu kilkunastu kilometrów po lewej stronie można dostrzec zakotwiczony wysoko na skale biały budynek. Jest to niezwykły klasztor prawosławny. "Zawieszony" został na gołej skale na wysokości 900m n.p.m. Fundatorem był bośniacki arcybiskup, który potrzebował schronienia dla siebie i kilkudziesięciu mnichów przed tureckim zalewem w 1665 roku. Miejsce to nigdy nie zostało zdobyte, nawet podczas II wojny światowej stanowiło doskonały punkt oporu. Teoretycznie można dojechać samochodem aż do samego monastyru, to znaczy na parking kilkaset metrów przed nim. Jednak jest to raczej niewykonalne ze względu na wąziutką niezabezpieczoną drogę, pełną samochodów i pielgrzymów. W sezonie turystycznym więcej jest tu turystów, jednak i poza nim nie brakuje odwiedzających, ponieważ jest to jedno z najczęściej nawiedzanych prawosławnych miejsc pielgrzymkowych na całych Bałkanach. Bez najmniejszej wątpliwości można je porównać do Jasnej Góry w Częstochowie. Po przebyciu drogi, na której zapewne niejednej osobie przydały się środki uspokajające, ze względu na widok rozpościerający się bezpośrednio pod kołami samochodu, samochód zostawiamy na parkingu obok dolnej cerkwi.
Dolna XVIII- wieczna Crkwa św. Trojice posiada placyk, z którego widać mały punkcik na ścianie kanionu – górny monastyr. Dalej wędruje się pieszo. Różnica poziomów wynosi bez mała 300 metrów. Według przewodników, jest to spacer na 30-60 minut. Wprawdzie nie mamy żelaznej kondycji, ale też nie jesteśmy słabymi piechurami, jednak czas 30 minut jest raczej czysto teoretyczny. Docierając do górnej części kompleksu, przechodzi się najpierw obok domu pielgrzyma, w którym można za symboliczną kwotę w spartańskich warunkach znaleźć schronienie. Podobnie jak sam monastyr, budowla ta również wypełnia niszę skalną. Sam klasztor usadowiony jest w skalnej wnęce, ma trzy kondygnacje i małą dzwonnicę. Aby wejść do środka, należy odstać w całkiem sporej kolejce. Wracając krętą drogą, oglądamy jeszcze raz, z większej perspektywy, niezwykłe sanktuarium, a następnie próbujemy dotrzeć do morza.
W Ulcinj, od którego zaczęliśmy zwiedzanie wybrzeża, odwiedzamy cerkiew św. Mikołaja, położoną w pięknym gaju oliwnym otoczonym oleandrami, Pasina Dżamija z przysadzistym minaretem, stojącym nieopodal przedziwnych ruin w środku miasta, oraz meczet Namazdjah. Z jego właśnie minaretu słyszeliśmy nawoływanie muezina. Niestety, do wnętrza żadnej z tych świątyń nie udało się nam wejść.
Odwiedzając wiele z monastyrów rozsianych wzdłuż całego wybrzeża, można zaobserwować znacznie większą swobodę zarówno duchownych, jak i świeckich opiekunów tych budowli. Nie ma tu większego problemu z robieniem zdjęć czy swobodnym oglądaniem malowideł i ikon. Dotyczy to zarówno najczęściej odwiedzanych świątyń, w miejscach takich jak Kotor, czy też malutkich cerkiewek, do których kluczę ma ktoś z okolicznych mieszkańców, a które na co dzień sa zamknięte i samo dotarcie do nich nie jest wcale takie proste.
Jedno z piękniejszych miejsc na szlaku poświęconym budowlom wybrzeża to monastyr Gradiste. Trafiamy do niego całkiem przypadkowo. Jest to wyjątkowo dobrze utrzymany obiekt. są tutaj trzy cerkwie, każda mniejsza od poprzedniej, ale za to o kilka wieków starsza. W podcieniach krużganku siedzi staruszek, pop i rozmawia kolejno z każdym chętnym. wygląda to tak, jakby jakiś nauczyciel udzielał rad ludziom do niego pielgrzymującym. Nie jest to zresztą niemożliwe, wjeżdżając minęliśmy się z autokarem pełnym pielgrzymów z Francji.
Przed wizytą w Cetinje, odwiedzamy monastyr Praskvica (praskva = brzoskwinia), i choć pobliski cmentarz na wzgórzu pamięta kilka wieków wstecz to najciekawszy chyba jest tu jednak sad, w którym dziewczyny objadają się winogronami i innymi owocami. Szkoda że mandarynki sa jeszcze niedojrzałe.
Zupełnie innym rodzajem zwiedzania jest wędrówka wewnątrz murów obronnych starego Kotoru czy Dubrownika. Podobnie jak w Sarajewie, jest tu kilkadziesiąt świątyń, z tym, że zdecydowanie mniej tutaj meczetów, a w Dubrovniku spotkać można raczej żydowską synagogę niż muzułmańską dżimaję.
Mówiąc o Kotorze, nie sposób nie wspomnieć o katedrze św. Trifuna. Jest to jeden z najstarszych na Bałkanach romańskich kościołów, którego budowę rozpoczęto w 1116 roku, a więc kilkadziesiąt lat wcześniej niż paryską Notre Dame, do której upodabniają ją dwie czworoboczne wieże dominujące na froncie budowli. Wnętrze tej bazyliki podzielone jest pięknymi kolumnami na trzy nawy. Nad ołtarzem, zbudowane z kilku pięter daszków, wznosi się gotyckie cyborium z 1360 roku- bardzo dziwna i rzadko spotykana konstrukcja. Fasada tej świątyni jest chyba najczęściej spotykanym na widokówkach elementem zabytkowej części Kotoru i Czarnogóry w ogóle. W katedralnym skarbcu, po lewej stronie, na górze za intarsjowaną, drewnianą amboną, przechowywany jest wczesnochrześcijański sarkofag oraz wiele drogocennych naczyń liturgicznych.
Chcąc opisać tylko odwiedzone przez nas świątynie, brakłoby tu miejsca, a przecież wyjeżdżając z Czarnogóry, mieliśmy wrażenie że udało nam się odwiedzić tylko bardzo nieliczne miejsca kultu wielu religii. Dlatego też nie dziwi fakt, że ten malutki kraj, podobnie jak słynne z objawień niedalekie Medjugorie, jest celem niezliczonych pielgrzymek, zarówno z Bałkanów, jak również Europy i świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz