czwartek, 22 marca 2018

Czarne Wesele (Kluki)

Istnienie w Klukach, aż do rozpoczęcia drugiej wojny światowej, mocno zakorzenionej tradycji wspólnego Kopania torfu zwanego Czarnym Weselem (Schwarze Hochzeit) stało się pretekstem do zorganizowania pierwszej imprezy plenerowej w MWS.

Kopanie torfu rozpoczynało się corocznie w pierwszych dniach maja. Termin ten miał Uzasadnienie ze względu na specyfikę terenu- bardzo podmokłego i bagnistego. W maju poziom wód gruntowych był na tyle niski, by można było Kopać; do jesieni natomiast pozostawało wystarczająco dużo czasu, żeby torf wysechł. Był to również termin dogodny dla rybaków, którzy stanowili większość wśród mieszkańców Kluk, jako że następowała wtedy przerwa w połowach.

sobota, 17 marca 2018

Rycerski Dwernik

Żyli kiedyś w Bieszczadach prawdziwi rycerze. Działo się to w czasach, kiedy ziemie te należały do polskiego księcia Mieszka, który pogaństwo z tj ziemi wyplenił. Tam, gdzie Nasiczniański wpada do Sanu mieszkał Rycerz, co zwał się Dwernikiem. Zakochał się w pięknej córce posadnika grodu, co się nad Ralskiem wznosił (dziś góra ta Horodkiem się zwie). Łopienka również miłowała Dwernika, jednak została już przyrzeczona Juraszkowi, synowi posadnika z Hoczwi. Dwernik mógł jedynie porwać dziewczynę, a to, według prastarego obyczaju mógł jedynie w noc sobótkową uczynić. Dwernik wykorzystał obrzędy odprawiane w Wigilię Św. Jana i pod osłoną nocy w blasku pierwszych ogni porwał Ropienkę.

 Po nocy spędzonej w domu Dwernika, Łopienka poprosiła aby uczynić ją zechciał jego żoną. Prastary obyczaj zezwalał na taki postępek, pomimo przyrzeczenia dziewczyny innemu. Juraszko musiał odejść jak niepyszny. Mściwy to był jednak młodzieniec i postanowił się zemścić. Kiedy Dwernik wybrał się na Połoninę Wetlińską aby doglądnąć swoich pasterzy i zsiadł na chwilę z konia, aby dać mu odpocząć, Juraszko, jak ten zbój z ukrycia, strzelił do niego z kuszy, trafiając prosto w serce. Aby zbrodnie ukryć, ciało zakopał głęboko pod ziemią i odjechał. Łopienka szukając męża przybyła na szczyt i natychmiast zrozumiała co zaś zło. W miejscu, gdzie Juraszko ukrył ciało Dwernika w przeciągu jednej nocy wyrosła skała.

Nowa ścieżka przyrodniczo-historyczna
Wraz z ostatnim dniem września Bieszczady wzbogaciły się o nową ścieżkę przyrodniczo – historyczną. Dzięki wspólnym działaniom Gminy Lutowiska, Nadleśnictwa Lutowiska i Stowarzyszenia Społecznego "Dzieciom Bieszczadzkiej Szkoły w Zatwarnicy" oraz przy wsparciu finansowym Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Rzeszowie do użytku oddany został dwunastokilometrowy odcinek pieszej trasy, wiodący z Zatwarnicy doliną potoku Hylatego na Dwernik Kamień i z powrotem. Od wspomnianego wcześniej potoku zaczerpnięto nazwę całej ścieżki.

środa, 14 marca 2018

Rekordowa kwaśnica



Żywieccy górale wpisują się do "Księgi Guinnesa"z nowym rekordem- 11 tysiącami litrów kwaśnicy uwarzonymi w ciągu trzech dni (17-19 sierpnia 2007 r.) w gigantycznym kotle, podczas  IV "Festiwalu Kwaśnicy". Tym sposobem powstało- bagatela- prawie 47 tysięcy porcji najbardziej znanej góralskiej zupy. 

Gigantyczną kwaśnicę, z należną pieczołowitością, warzyli żywieccy kucharze pod okiem Agnieszki Fitkau-Perepeczko- głównego kucharza festiwalu, a zarazem "matki chrzestnej" rekordu. Pełna lista składników przedstawia się następująco: 9 000 litrów źródlanej wody, 1 tona kapusty, 1200 kg mięsa, 30 kg podsmażanej cebuli, 30 kg marchewki, 15 kg pietruszki, 1 200 kg ziemniaków, 1 200 szt. czosnku, 2 kg suszonych grzybów, 2 kg liści laurowych, 2 kg ziela angielskiego, 4 kg kminku, 20 kg pieprzu, 20 kg mieszanki przypraw typu "jarzynka", 1 kg tymianku, 3 kg majeranku, 15 litrów maggi, 5 kg soli, 3 kg kwasku cytrynowego, 5 kg czosnku granulowanego.

Warzeniu zupy towarzyszyły w żywieckim amfiteatrze pod Grojcem konkursy zabawy i występy gwiazd polskiej estrady. Ze swada i hucwą dowodzono, starając się obalić wszelkie wątpliwości (głównie ceperskie, bo górale wiedzą jak było), iż kulinarny rodowód kwaśnicy sięga IV w n.e., miejscem w którym sporządzono ją po raz pierwszy były właśnie tereny Beskidu Żywieckiego, zaś "odkrywcami" jej niezwykłych walorów zamieszkujący ówcześnie te tereny... "pragórale". 

W niedzielę, trzecim dniu festiwalu, do późnych godzin wieczornych rekordową kwaśnicę smakowali liczni goście imprezy- turyści i mieszkańcy Żywiecczyzny, pośród których znalazła się także księżna Krystyna Habsburg, od kilku lat mieszkająca na niegdysiejszych rodowych włościach. Przypomnijmy, że historia i czasy największej świetności żywieckiego browaru (współorganizatora i głównego sponsora festiwalu) są  ściśle związane z tym polską gałęzią tego rodu i jego potomkami. Muzeum Browaru w Żywcu zadbało także i o to, by wszyscy zainteresowani mogli obejrzeć ciekawą ekspozycję żywieckiej tradycji browarniczej. Zajadano się zupą-rekordzistką, wracano po dokładki, a także zabierano ją ze sobą do domów, hoteli, pensjonatów i na kempingi, by delektować się smakiem jeszcze w poniedziałek. Jedną z atrakcji festiwalu było ekskluzywne spotkanie autorskie z Agnieszką Fitkau-Perepeczko, które odbyło się w Muzeum Browaru.

IV "Festiwal Kwaśnicy" współorganizowała Koalicja Marek Ziem Górskich- platforma zrzeszającą przedsiębiorców i samorządy z obszaru Żywiecczyzny i Podhala- będąca inicjatywą, której celem jest promowanie walorów turystycznych i ekonomicznych jednego z najczystszych ekologicznie regionu Polski, a w swoich działaniach przywiązująca szczególną wagę do promowania wyjątkowości i niepowtarzalności produktów pochodzących z tych terenów.

Śladami Ondraszka

O Ondraszku- obrońcy biednych i pogromcy bogatych- słyszeli chyba wszyscy. Teraz legendarny zbójnik będzie zachęcał turystów do odwiedzenia Beskidów po obu stronach granicy.

Sławny śląski zbójnik Ondraszek to postać podobna do Janosika- obaj brali w obronę biednych i zabierali bogatym. Ondraszek, czyli Andrzej Szebesta, urodził się w Janowicach na obecnym pograniczu polsko-czeskim. Żył w latach 1680-1715. Po jego śmierci powstało mnóstwo legend i podań poświęconych jego postaci. Czerpało z nich wielu pisarzy, poetów, muzyków i rzeźbiarzy. 

Niedawno na Scenie Polskiej w Czeskim Cieszynie wystawiono spektakl inspirowany legendami o zbójniku. "Ondraszek- pan Łysej Góry" przez rok cieszył się ogromną popularnością wśród widzów. Żeby przedstawienie udostępnić szerszej publiczności, nagrano go nawet na płycie DVD. 

- Ondraszek to postać powszechnie znana po polskiej i czeskiej stronie granicy. Dlatego opracowaliśmy projekt turystyczny, aby zachęcić ludzi do zobaczenia miejsc związanych ze zbójnikiem- tłumaczy Renata Putzlacher, Polka mieszkająca w Brnie, poetka, tłumaczka, autorka scenariusza i części piosenek do widowiska o Ondraszku. 


Projekt "Ondraszkowo- zbójnickie ścieżki" otrzymał unijne wsparcie dzięki Regionalnej Radzie Rozwoju i Współpracy w czeskim Trzyńcu. Teraz trwa jego realizacja. Autorzy wybrali 10 najciekawszych miejsc (pięć po każdej stronie granicy) w różny sposób związanych z Ondraszkiem. To m.in. muzeum w Cieszynie, gdzie znajdują się poświęcone mu obrazy, skoczowskie Muzeum Gustawa Morcinka, który poświęcił zbójnikowi wiele swoich dzieł czy Koniaków, gdzie na górze Ochodzitej ukryto ponoć Ondraszkowe skarby. Po czeskiej stronie są  to m.in. mityczne góry Godula i Girowa z ukrytymi kosztownościami zbójnika czy Karpętna- miejsce urodzin Stanisława Hadyny, twórcy zespołu Śląsk, który również w swojej twórczości zajął się Ondraszkiem. Na trasie są też restauracje i pensjonaty nazwane imieniem zbójnika. 

W każdym z dziesięciu punktów są  stawiane specjalne dwujęzyczne tablice z opisem konkretnego miejsca, historią Ondraszka, mapą zbójnickich ścieżek, okolicznymi ciekawostkami i "zbójnickim zadaniem" dla turysty, np. ustaleniem jak nazywają się widoczne na horyzoncie wierzchołki gór. Powstała też specjalna, polsko-czeska strona internetowa, która jest jednocześnie przewodnikiem po szlaku (www.ondraszkowo.eu i www.ondrasovo.eu). Wydrukowano też ulotki dostępne w punktach informacji turystycznej. 
Projekt ma być rozwijany.- Chcemy rozszerzyć szlak o kolejne miejsca oraz wydać zbiór podań, legend i tekstów o Ondraszku- mówi Putzlacher.

Koń Huculski

Hucuły są niższe od innych przedstawicieli tego gatunku, o gęstej, kudłatej sierści, przeważnie gniade lub bułane. Odznaczają się wyjątkowym zdrowiem i odpornością. są  doskonałe na niemal każde górskie warunki. Najbardziej chwaloną cechą jest legendarny już- zmysł orientacji. Niejeden przewodnik na Huculszczyźnie zdawał się na zmysł swego konia przy powrocie do domu. Równie ważną zaletą jest to, ze konie te nie boją się stromizn i mają co najmniej siódmy zmysł. Oleksy Dobosz, huculski zbójnik, ponoć zawdzięczał życie swojemu koniowi, który odmówił wejścia na ścieżkę. Kilka minut później zeszła na nią potężna lawina...

Schronisko na Lubaniu

Stare schronisko Przy Samorodach na Lubaniu na około 100 miejsc noclegowych zbudowano z inicjatywy Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarzy w latach 1936-1939. podczas  II wojny światowej służyło partyzantom i ukrywającym się przed Niemcami. Hitlerowcy we wrześniu 1944 r. spalili je.

W latach 1973-1974 na polanie Wyrobek postawiono bacówkę turystyki kwalifikowanej. Spłonęła w styczniu 1978 r. Według ludowych podań jest to miejsce przeklęte- tutaj za sprawą czarów zapadło się pod ziemię stado owiec i pilnujący go juhasi.

Na Lubaniu po dziś dzień (w sezonie letnim) funkcjonuje baza namiotowa, prowadzona przez Studenckie Koło Przewodników Górskich z Krakowa. To jedna z najstarszych baz studenckich w naszych górach i chyba najstarsza z funkcjonujących do dnia dzisiejszego. Pierwszy raz stanęła ona na polanie pod szczytem Lubania w 1967 roku. Baza położona jest na wysokości 1200 m n.p.m. (jest to więc najwyżej położona baza namiotowa w Beskidach), przy czerwonym szlaku biegnącym z przełęczy Knurowskiej do Krościenka. Czynna jest w miesiącach letnich, zazwyczaj od 26 czerwca do 30 sierpnia. Posiada 56 miejsc noclegowych w małych namiotach 2-4 osobowych, stojących na drewnianych podestach. W namiotach śpi się na materacach piankowych, istnieje również możliwość wypożyczenia śpiwora lub koca. Można też na Lubań przyjść z własnym namiotem.

Bacówkowy szlak ze smakiem

"Nowy Targ- Miasto ze smakiem" – pod tym hasłem władze samorządowe we współpracy z Koalicją Marek Ziem Górskich promują górski region z akcentem lokalnych rarytasów, które rozpozna każdy turysta.

W istocie, bacówkowy szlak to prawdziwa gratka dla odwiedzających region. Osobliwe bacówki w stylu góralskim, na których czas  nie odcisnął piętna, pokaźne stada owiec pasące się na gorczańskich halach, a wszystko to osadzone w malowniczym pejzażu Beskidów. W ten sposób władze Nowego Targu, których przedstawiciele są  także założycielami i działaczami Koalicji Marek Ziem Górskich, postawili milowy krok w stronę promocji tego, czym możemy pochwalić się w Europie. Smakowity szlak oscypka, bundzy i bryndzy podhalańskiej jest także wyrazem działania mieszkańców na rzecz rozwoju ziem górskich. "Z dużym uznaniem witamy nowe przedsięwzięcie, które służy promowaniu lokalnych markowych produktów i ich producentów, a które są wytwarzane na terenie Podhala, jednego z najbardziej ekologicznych regionów w Polsce" – powiedział Krzysztof Rut Prezes Zarządu stowarzyszenia Koalicja Marek Ziem Górskich. Każdy piechur na bacówkowym szlaku witany jest świeżo wywędzonym oscypkiem, którego niepowtarzalny smak pochodzi z soczystej trawy porastającej gorczańskie polany. Z kolei, na skarpie Czarnego Dunajca niesie się dźwięczny głos sygnaturki (najmniejszy z dzwonów kościelnych) z Ludźmierza, którym nawet najbardziej wybredne ucho nie wzgardzi. Koalicja Marek Ziem Górskich zaprasza turystów odwiedzających Podhale na bacówkowy szlak. Oprócz degustacji będą mogli również zaopatrzyć się w rzetelnie przyrządzane produkty z dala od kurzu szos

Wąż Eskulapa


To największy z naszych gadów (do 180 cm). Nie jest jadowity- swoje ofiary (gryzonie, ptaki) dusi niczym Wąż boa. Prowadzi nadrzewny tryb życia. Należy do gatunków ciepłolubnych, dlatego odpowiada mu osłonięta i dobrze nasłoneczniona dolina Sanu. Występuje głównie w południowej Europie, przez Bieszczady przebiega północna granica jego zasięgu. W Polsce jest niezwykle rzadkim gadem- poza Bieszczadami swoje stanowiska ma jeszcze w Beskidzie Sądeckim.
Podlega ścisłej ochronie gatunkowej.

 W Bieszczadach najczęściej spotykany w paśmie Otrytu.

Elfy w Bieszczadach

Od 14. lat, naukowcy z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego prowadzą w Bieszczadach badania zjawisk geofizycznych za pomocą pomiarów fal ultraniskiej częstotliwości, w szczególności fal ELF (z ang. Extremely Low Frequency – superniska częstotliwość) i związanego z nimi rezonansu Schumanna – mało poznanego i niezwykle interesującego zjawiska fizycznego zachodzącego w atmosferze Ziemi. Zdobyte na przestrzeni lat doświadczenia oraz rozwój zminiaturyzowanej technologii pozwoliły na uruchomienie stacji pomiarowej nowej generacji, która umożliwi prowadzenie stałych i bardziej dokładnych badań. Bieszczadzkie badania ELF trwają od czternastu lat, a teraz, w okolicy Zatwarnicy, otwarto stację badawczą.



ZBÓJNIK W ORELCU

Duża, 3,5- Metrowa figura tołhaja, czyli karpackiego zbójnika stanęła w Orelcu. Dlaczego w tej miejscowości? Bo według legendy tam żyją potomkowie zbójników.

Tę opowieść można by zacząć tak: Dawno, dawno temu, gdy sąsiadowaliśmy z Węgrami, nasza południowa granica była niebezpieczna. Mieszkańcy przygraniczych wiosek zajmowali się zbójnikowaniem. Napadali na transporty z winem z Węgier i grabili wsie. Na Węgrzech zbójników nazywano tołhajami, ale ta nazwa przylgnęła także do tych, którzy mieszkali po polskiej stronie.- Węgierscy zbójcy upodobali sobie Orelec, uprowadzając ze wsi także, oprócz materialnych rzeczy i inwentarza, młode dziewczęta. Miejscowość bowiem słynęła w całej okolicy z niezwykle urodziwych panien. Napady zbójników i porwania groziły wyludnieniem wsi. Mieszkańcy postanowili się bronić.

Gdy pewnej nocy tołhaje ponownie napadli na wioskę wpadli w zasadzkę przygotowaną przez mieszkańców. zaskoczeni beskidnicy zaczęli w popłochu uciekać- opowiada Magdalena Demkowicz ze Stowarzyszenia Orelec.- Jeden ze zbójników, mimo zagrożenia chciał porwać córkę zamożnego gospodarza spod Rubenia. Wpadł do chałupy, gdzie mieszkała, ale pojmali go bracia dziewczyny. Następnego dnia zbójnika umieszczono w żelaznej klatce, którą  postawiono w centrum wsi. Mieszkańcy nie szczędzili mu wyzwisk i obelg. Do klatki podeszła także dziewczyna- wybranka zbójnika. Odezwała się do niego ciepłym słowem. 

Wtedy w pobliskiej świątyni zaczęły bić dzwony, beskidnik zaś wyznał dziewczynie skruchę. Wówczas  to stała się rzecz przedziwna. Żelazne kraty zaczęły trzeszczeć jakby je ktoś z wielką siłą chciał rozprostować Mieszkańcy widząc co się dzieje, uznali, że sam Pan Bóg osądził już rabusia za jego czyny i tym znakiem pokazuje im, jaki jest jego wyrok. Jaki jest koniec tej legendy? Cóż prawdziwa miłość zwyciężyła i ta, która miała być siłą uprowadzona dobrowolnie poślubiła zbójnika. A potomkowie zbójnika tołhaja ponoć do dziś żyją w Orelcu- kończy Magdalena Demkowicz.

Od niedzieli pomnik tołhaja w metalowej klatce stoi w centrum Orelca. Obok niego stoją drewniane dyby.- Chcieliśmy, żeby nasz zbójnik był widoczny z daleka, żeby widzieli go turyści jadący nad Solinę albo wracający znad zalewu. I żeby do nas zajechali. Bo tak naprawdę tołhaj ma promować naszą wieś. A legenda o zbójniku, którego uratowała dziewczyna z Orelca powstała na potrzeby promocyjne- przyznaje Demkowicz.

niedziela, 4 marca 2018

WENECKIE PROBLEMY

Wenecja, do której ściągają miliony turystów, wydała wojnę piknikom na ulicach, walającym się papierkom po jedzeniu i roznegliżowaniu. Przestrzegania zasad przyzwoitości pilnują specjalne strażniczki- poliglotki. A za łamanie zasad grożą grzywny.

Strażniczek na placu św. Marka, który Napoleon nazwał najpiękniejszym salonem Europy, jest siedem. Mówią m.in. po polsku i po chińsku. Od czerwca patrolują teren między bazyliką św. Marka i wieżą zegarową, Canal Grande (Wielkim Kanałem) a Pałacem Dożów i zwracają uwagę turystom, że nie wypada wyciągać własnego jedzenia ani spacerować z obnażonym torsem.

Na koszach od śmieci i na przystankach wodnych tramwajów umieszczono ostrzeżenia, że za nieprzestrzeganie tych zasad grożą grzywny. Strażniczki w specjalnych T-shirtach rozdają turystom ulotki z informacjami, gdzie można urządzić sobie miejski piknik- około 150 metrów dalej od placu.

W razie kłopotów z opornymi zatrudnione przez władze miasta strażniczki mogą zadzwonić na policję, która z kolei może wymierzyć za niewłaściwe zachowanie grzywnę w wys. od 25 do 500 euro. Na początku sierpnia według agencji ANSA ponad 100 turystów ukarano grzywnami w wys. 25 euro.

Ci, których na to stać, popijają kawę i słuchają na żywo muzyki w kawiarni Florian, która powstała w 1720 roku i którą  odwiedzali najsławniejsi pisarze, m.in. Goethe i Marcel Proust.

Ale w mieście, w którym proste śniadanie złożone z kawy i rogalika kosztuje ponad 5 euro- niemal dwa razy tyle co w Mediolanie- wielu turystów zabiera ze sobą własny prowiant lub kupuje przekąski na wynos.

Co roku Wenecję odwiedza blisko 20 mln turystów i władze miasta chcą, aby zachowywali się oni z godnością.

Byli tacy, którzy chcieli po Wenecji chodzić z gołą piersią, a to jest niedopuszczalne, byli też tacy, którzy Canal Grande traktowali jak plażę- mówi Augusto Salvadori z weneckiego ratusza, odpowiedzialny za turystykę i wizerunek miasta. Wenecja to miasto sztuki, należące do całego świata i chętnie witamy tu gości. Ale Wenecję trzeba szanować.

Przypomnijmy, ze przed sezonem władze Wenecji wydały specjalny dekret, według którego  jeść będzie można jedynie w barach i restauracjach na słynnym placu przed bazyliką świętego Marka, na chodniku zaś- nigdzie. Nie będzie można nawet chodzić z kanapką czy kawałkiem pizzy w ręku. Już od soboty obowiązuje natomiast zakaz jedzenia prowiantu na stopniach wokół placu, co niezwykle często robią przebywający tam turyści. kara za to wynosi 50 euro. Niedługo również wprowadzony zostanie jeszcze jeden zakaz: nie wolno będzie sprzedawać karmy dla gołębi. Tysiące tych ptaków krąży nad Placem świętego Marka.

Gołębie niszczą pomniki nie tylko żrącymi ekskrementami, ale także wyrządzają inne szkody. 
Najgorsza jest sytuacja na słynnym placu Św. Marka, przy którym znajdują się najważniejsze zabytki- bazylika, pałac dożów, biblioteka Marciana, i gdzie gołębi są  tysiące. Dziennik 'La nueva Venezia' pisze, że nadzór archeologiczny po analizie zdjęć z prac renowacyjnych fasady pałacu stwierdził, że w niektórych miejscach płaskorzeźby są  całkowicie zniszczone przez gołębie. Wszystkie zbadane rzeźby mają rysy wyżłobione w tych samych miejscach- na nosach i ramionach, gdzie gołębie przysiadają i czyszczą dzioby. Zniszczenia występują również w strefach porośniętych mchem. Według dziennika władze zgadzają się, że na placu Św. Marka należy zakazać sprzedaży ziarna dla gołębi. Torebka ziarna kosztuje jedno euro i zawiera ilość pokarmu wystarczającą do wykarmienia 10 gołębi dziennie. Dlatego masowo zlatują się one na plac Św. Marka, odwiedzany w ciągu roku przez około 25 mln turystów, z których wielu czerpie przyjemność z ich karmienia. Doradca władz miejskich Giuseppe Bortolussi powiedział gazecie, że sprawa staje się coraz pilniejsza i że we wrześniu odbędzie się posiedzenie z udziałem nadzoru archeologicznego, aby znaleźć rozwiązanie problemu.

Plaża nad Sekwaną

W centrum Paryża można odpoczywać i bawić się na plaży, urządzonej na wybrzeżach Sekwany. Nad rzekę przywieziono tony piasku, ustawiono donice z palmami i setki leżaków. 
By stworzyć tę sztuczną plażę o łącznej długości 3 kilometrów, merostwo musiało sprowadzić statkami kilka tysięcy ton piasku. Został on rozsypany na nabrzeżach- w miejscu, przez które przebiega trasa szybkiego ruchu imienia Georges'a Pompidou. Paryska plaża jest również częściowo pokryta trawnikami lub kamieniami. W ostatniej chwili zostały do tego wszystkiego dodane parasole słoneczne i leżaki, które stwarzają w tym miejscu prawdziwie wakacyjną atmosferę. Plażowicze mogą poczuć się jak na Lazurowym Wybrzeżu dzięki kilkudziesięciu palmom, rosnącym w donicach wzdłuż rzeki. Druga część plaży została urządzona nad szerokim kanałem Bassin de la Villette. W tym miejscu można wypożyczać kajaki, rowery wodne i niewielkie żaglówki. Dzieci mogą bawić się w zasypanej w piasku niewielkiej łodzi podwodnej

Tramwajowy renesans

Tramwaje przeżywają we Francji prawdziwy renesans. Kolejne miasta zdecydowały się wprowadzić je do komunikacji miejskiej. 
Z komunikacji tramwajowej korzysta już 16 miast. W siedmiu kolejnych trwają prace nad uruchomieniem pierwszej linii. Tramwaje pojawią się między innymi w Paryżu, Marsylii oraz Nicei. Po 60. latach od chwili wycofania ich z ulic francuskiej stolicy, w przyszłym tygodniu pojawią się w mieście ponownie. Nowoczesne wagony połączą XV i XVIII dzielnicę. 
'To nie kwestia mody, lecz czysta kalkulacja'- twierdzą francuscy specjaliści do spraw transportu. Wyjaśniają, że tramwaj znacznie mniej zanieczyszcza powietrze, stwarza mniej hałasu i jest 6-krotnie tańszy od metra. 
W przyszłym roku we Francji długość nowych linii tramwajowych zwiększy się o 160 kilometrów.

Działający od 15 lipca 2006 r. w Paryżu system wynajmu rowerów wzbudził duże zainteresowanie u mieszkańców miasta i zwiedzających miasto turystów. Jednorazowa opłata za wynajem roweru wynosi 1 euro za dzień, jednak dla stałych użytkowników dwóch kółek przygotowano dodatkową ofertę: mogą płacić 5 euro za tydzień i 29 euro za cały rok korzystania z roweru. Wynajęty rower można zostawić na każdej z 750 stacji zlokalizowanych w różnych częściach Paryża. Zanim z usługi zaczęli korzystać paryżanie, wynajem rowerów wprowadziły z sukcesem takie miasta jak Kopenhaga, Genewa, Barcelona i Lyon.

Jajeczna metryka urodzenia

W niektórych regionach Niemiec, jeszcze pod koniec 19 wieku, używano jaj wielkanocnych jako metryk urodzenia. Na pięknie malowanym jaju wydrapywano starannie motywy artystyczne, nazwisko i imię dziecka, datę i miejsce urodzenia, i jajko takie służyło za metrykę urodzenia. Uznawane było także w sądach jako dokument. Wyobrażam sobie zdumienie urzędnika imigracyjnego, do którego zgłasza się obywatel niemiecki z ...jajkiem. Teoretycznie rzecz jest możliwa, najmłodsi obywatele z jajecznymi dokumentami mieliby teraz zaledwie koło setki. (info: Dziwy i dziwadła obyczajowe, Roman Antoszewski)

Budowla na dnie Jeziora

odkrycia dokonano na dnie Jeziora Biel, na północny-zachód od Berna, stolicy kraju. Jak wyjaśnił Alfred Hafner, kierujący podwodnymi pracami archeologicznymi w regionie, budowla pochodzi z 3863 r. p.n.e. Do ustalenia tak dokładnej daty powstania budowli z drewna naukowcy wykorzystali dendrochronologię- stosowaną w archeologii technikę ścisłego datowania obiektów na podstawie słojów w drewnie.

Zespół nurków z kantonalnej służby archeologicznej poszukiwał na stanowisku Sutz-Lattrigen, w terenie niegdyś gęsto zamieszkanym, pozostałości prehistorycznych osad budowanych na palach nad brzegami jezior. W Szwajcarii, na brzegach wielu jezior, odkryto pozostałości nadbrzeżnych osad, które przed wiekami budowano na drewnianych platformach, wspartych na palach. Wiele z nich znajduje się obecnie pod wodą z powodu zmiany linii brzegowej. Jak poinformował Alfred Hafner, najnowsze znalezisko z Jeziora Biel różni się od dotychczasowych odkryć. Duża budowla o prostokątnym kształcie znajdowała się pierwotnie w odległości 200 metrów od brzegu, co wykluczało jej funkcje mieszkalne. Zdaniem naukowców, budynek był wykorzystywany przez prehistorycznych rybaków do przechowywania sprzętu rybackiego i wędzenia ryb. Archeolodzy prowadzą prace badawcze w okolicach Sutz-Lattringen od 20 lat. Ponad 30 tysięcy metrów kwadratowych dna Jeziora zostało już przeszukane, a na powierzchnię wydobyto tysiące przedmiotów. Najstarsze odkryte pozostałości nadbrzeżnych osad pochodzą z IV tysiąclecia p.n.e., najmłodsze z okresu 1750-1660 r. p.n.e. Osady na palach nad brzegami jezior budowane były przez prehistorycznych mieszkańców Szwajcarii od późnego neolitu- końcowego okresu epoki kamienia- do początków epoki brązu. Na prehistoryczne pozostałości po raz pierwszy natrafiono nad Jeziorem Zuryskim podczas  wyjątkowo suchej zimy 1853-54 r., kiedy to poziom wody w jeziorze był szczególnie niski. Od tej pory fragmenty osad na palach odnaleziono też nad innymi jeziorami: Biel, Neuchatel, Murten, Zug, Bodeńskim i Jeziorem Czterech Kantonów.

Mona Liza była w ciąży

Mona Lisa, uwieczniona na słynnym obrazie przez Leonarda da Vinci, podczas  pozowania mistrzowi była w ciąży lub zaraz po porodzie- ogłosił w środę francuski ekspert od sztuki. "Dzięki najnowszej technologii odkryliśmy, że Mona Lisa okrywała suknię specjalnym woalem z gazy, jaki niegdyś nosiły kobiety w ciąży lub zaraz po porodzie"- powiedział telewizji LCI Michel Menu. Wielu ekspertów już od dawna sugerowało, że Mona Lisa była w ciąży. Tajemnicza kobieta z obrazu Leonarda od wieków budzi ogromne zainteresowanie na całym świecie. Dzięki pracom naukowców wiadomo już, że nazywała się Lisa Gherardini. Jej mężem był florencki kupiec Francesco del Giocond. Da Vinci zaczął ją malować w 1503 roku. "Mona Lisa" to odpowiednik "Madame Lisa". La Gioconda, jak często określa się ją w wielu krajach, to francuska wersja jej nazwiska. Leonardo da Vinci przywiózł "Mona Lisę" do Francji w 1517 roku. Od 1804 roku obraz można oglądać w Luwrze.

Koskinomancja


Interesujący sposób wykrywania winnych stosowano od stuleci we Francji. Na francuskiej prowincji przesłuchiwanie podejrzanego odbywało się za pomocą sita, na oczach gawiedzi. Dwaj asystenci sędziego, przytrzymywali za pomocą tylko jednego palca, sito, zawieszone w taki sposób, aby najmniejsza zmiana w nacisku sita palcami, powodowała ze zaczynało ono się obracać w wyniku braku zrównoważenia nacisku.

Przesłuchujący wypowiadał słowa niezrozumiałego dla nikogo zaklęcia, następnie wypowiadał imiona podejrzanych. Wierzono, ze na dźwięk  imienia winnego, sito zacznie się obracać. (info: Dziwy i dziwadła obyczajowe, Roman Antoszewski)

Zakaz umierania

Mer niewielkiego francuskiego miasteczka wydał zarządzenie zakazujące... umierania w tej miejscowości. Wbrew pozorom mer nie postradał zmysłów i jego zarządzenie było uzasadnione 
Swoją decyzję mer miasteczka Cugnaux, Philippe Guérin, argumentował brakiem miejsca na cmentarzu. Od lat bezskutecznie stara się o zezwolenie na budowę nowego miejsca pochówku. Jednak jedyna działka, która pod względem geologicznym nadaje się do pełnienia takiej roli, jest własnością wojska. Tymczasem armia nie chce nawet słyszeć o nowym cmentarzu. Twierdzi, że miejsce to byłoby niebezpieczne ze względu na bliskość poligonu. Po długich staraniach mer Cugnaux uznał, że jedyną pozostającą mu bronią w dyskusji z władzami wojskowymi będzie prowokacja. Stąd ten niecodzienny zakaz. Ministerstwo Obrony nie odpowiedziało jeszcze na tę desperacką próbę wywarcia na nie presji. Na razie jedynie rodziny, które wcześniej wykupiły grobowce na cmentarzu w Cugnaux, mogą chować tam swoich bliskich. Kantonów.

ogrody dla niewidomych

w Stanach Zjednoczonych i w Austrii istnieją specjalne ogrody dla niewidomych. Rosną w nich rośliny specjalnie dobrane ze względu na zapach, powierzchnię kory i liści, które niewidomy poznaje dotykiem, delektować się może delikatnością kwiatów, puszkiem na liściach, lepkością pąków.. Wiadomo, niewidomi mają bardzo wyczulony zmysł dotyku i powonienia. Ogród taki istnieje w Centrum Przyrodniczym w Mystic, w stanie Connecticut, i w Parku Wertheimstein, Doebling koło Wiednia. Oczywiście napisy są  pisane alfabetem Braille'a.(info: Dziwy i dziwadła obyczajowe, Roman Antoszewski

JUŻ NIE PALIMY MAHOMETA

Tradycyjne hiszpańskie święta upamiętniające wygnanie Maurów z Hiszpanii, podczas  których np. wysadza się w powietrze lub pali kukłę Mahometa, są  obecnie okrajane i urządzane z ostrożnością, by nie urazić muzułmanów- pisze w poniedziałek hiszpański dziennik "El Pais". "Moros y Cristianos" (Maurowie i chrześcijanie)- tak nazywają się święta, podczas  których inscenizowane są  parady i symboliczne sceny przypominające wygnanie Maurów, które w Hiszpanii zakończyło się w 1492 roku upadkiem muzułmańskiej Grenady. Rekonkwista była kilkuwiekowym procesem- Arabowie sprawowali rządy przez blisko 800 lat, od najazdu w 711 roku. Fiesty upamiętniające te wydarzenia popularne są  zwłaszcza w południowo-wschodniej części Hiszpanii. Urządzane w różnych terminach, są  mieszaniną religii, historii i ulicznego karnawału.

Równouprawnienie po hiszpańsku

Władze hiszpańskiego miasta Fuenlabrada zdecydowały, że na połowie znaków drogowych i sygnalizacji świetlnej narysowane i podświetlane postaci będą kobietami- w spódnicach i z końskim ogonem. W ten sposób rajcy chcą walczyć z seksizmem. Hiszpański podatnik nie zapłaci za to ani centa, bo znaki zmienione zostaną przez producentów.

Olimpia: zawody zniszczą ruiny

Greccy archeolodzy ostrzegają przed organizowaniem zawodów lekkoatletycznych na stadionie w Olimpii. W tym roku w miejscu, gdzie odbywały się w starożytności Igrzyska Olimpijskie, ma uczestniczyć w zawodach ok. 170 sportowców, występując przed 15 tys. widzów. 

zdjęcie z wikipedii. Stadion w Olimpii

Konstrukcje, jakie trzeba zainstalować na stadionie olimpijskim dla pięciu dyscyplin, są - zdaniem archeologów "monstrualne" i spowodują znaczne szkody - doniosła gazeta "To Vima", powołując się na członków Stowarzyszenia Greckich Archeologów. Grecki Komitet Olimpijski i Międzynarodowy Związek Lekkiej Atletyki (FIFA) oraz greckie ministerstwo sportu wywierają "skandaliczną presję" na Centralną Radę Archeologiczną Grecji, aby wyraziła zgodę na przeprowadzanie raz do roku- w maju- w Olimpii zawodów lekkoatletycznych- pisze gazeta. 

W czasie letnich igrzysk olimpijskich w Atenach w sierpniu 2004 r. zawody w pchnięciu kulą mężczyzn i kobiet odbyły się na stadionie w Olimpii. Spowodowano wówczas  wiele szkód, które ze względów politycznych i turystycznych były dotychczas  utrzymywane w tajemnicy- pisze "To Vima".



Macedoński grobowiec

Greccy archeolodzy poinformowali, że w starożytnej Pelli w północnej Grecji, miejscu urodzenia Aleksandra Wielkiego (356-323 p.n.e.), odkryli największy antyczny grób podziemny. 




Ośmiokomorowy grób, bogato zdobiony polichromowanymi płaskorzeźbami, powstał w okresie hellenistycznym między III a II w. p.n.e. Wykonano go niewątpliwie dla rodziny arystokratycznej. Według naczelnego archeologa w Pelli Marii Akamati, grób prezentuje nieznany dotąd styl architektoniczny, którego cechą charakterystyczną jest długie wejście arkadowe i mnogość komór grobowych. Spośród grobów dotychczas  odkrytych w Grecji największy miał trzy komory.

Doskonale zachowane stele grobowe (kamienie nagrobne) z imionami właścicieli i bogata zawartość grobów- biżuteria, miedziane monety, ceramiczne wazy- skłaniają archeologów do wniosku, że grób należał do rodu arystokratycznego. Uczeni badają obecnie napisy na stelach grobowych, by dowiedzieć się nieco więcej o pochowanych zmarłych. Zdaniem Akamati w grobie było pochowanych co najmniej osiem osób, ale prawdopodobnie był on kilkakrotnie plądrowany przez wieki. Starożytna Pella należała do królestwa macedońskiego, którego władcą był Filip Macedoński, a następnie jego syn Aleksander nazwany Wielkim.

Delos: sypią się świątynie

Prawie wszystkie obiekty antyczne na Delos wymagają pilnie restauracji - pisze grecka prasa, powołując się na archeologów. 

W starożytności na tej wyspie Cykladów wzniesiono okrąg świątynny Apollina- greckiego boga słońca i światła. Według ocen archeologów, prace konserwatorskie i restauracyjne wymagają co najmniej 20 mln euro. 

Fot. Artur Anuszewski

Od odkrycia starożytnych ruin pod koniec XIX wieku właściwie nie przeprowadzono na Delos żadnych większych prac tego typu. Zdaniem archeologów pilnych napraw i restauracji wymaga świątynia Apollina, zachowane fragmenty monumentalnej sali kolumnowej oraz liczne mniejsze świątynie. Silne wiatry, słone i wilgotne powietrze od Morza Egejskiego spowodowały dotychczas  wiele szkód. Delos według legendy było miejscem urodzenia Apollina i Artemidy, słynęło z panhelleńskiego sanktuarium boga. Ruiny na Delos (odsłaniane od 1873 r.) tworzą ogromny zespół sakralno-urbanistyczny. W centrum wyspy jest święty okrąg Apollina z terasą lwów (VIII w. p.n.e.) przy świętej drodze, z 3 jego świątyniami, skarbcami i licznymi pomnikami wotywnymi.

Polonezkoy- polska wieś nad Bosforem


Stambuł, perła Turcji, jedno z najpiękniejszych miast na świecie, położony jest częściowo w Europie. Jednak wystarczy spacer jednym z dwóch mostów nad Bosforem lub przeprawa statkiem, aby znaleźć się w Azji.

Na północnym wschodzie od centrum miasta, w dystrykcie Beykoz, znajduje się niezwykłe miejsce o nazwie Polonezköy, co w języku polskim oznacza po prostu polską wieś. Dawniej noszące nazwę Adampol, <b>było niegdyś najbardziej znaną polską wsią na obczyźnie</b>. Trzeba jednak dokładnie zagłębić się w historię Stambułu i jego okolic, aby natrafić na informację o tym niezwykłym miejscu. Niewiele osób wie, że właśnie w Turcji możemy znaleźć kawałek polskości.

Adampol został założony w XIX wieku przez polskich emigrantów. Książę Adam Czartoryski i jego współpracownik, Michał Czajkowski, znany w Turcji jako Sadyk Pasza w głównej mierze przyczynili się do powstania tego miejsca. W 1841 roku Czajkowski, z polecenia księcia, kupił ziemię, na której mogli osiedlać się powstańcy. To właśnie od imienia Adam nadano osadzie nazwę Adampol. Jest to istotne ze względu na to, że wiele przewodników błędnie wywodzi nazwę wsi od Adama Mickiewicza.

Adampol stał się miejscem azylu i ośrodkiem działalności politycznej polskiej emigracji. Po I wojnie wielu z mieszkańców zdecydowało się na powrót do kraju. Jednocześnie Adampol przeżywał powtórny rozkwit, jak gdyby został na nowo odkryty przez świat. W czasie II wojny światowej nastały trudne dla wsi czasy. Turcy, chcąc zachować neutralność, zabronili Polakom obchodzenia świąt Narodowych, w tym szczególnie ważnego dla emigrantów 3 maja. Po wojnie kontakty z ojczyzną, zniewoloną przez komunizm, wyraźnie osłabły.

Obecnie Polonezköy jest miejscem typowo turystycznym. Dawniej mieszkańcy uprawandali tradycyjne polskie rośliny oraz posługiwali się archaiczną polszczyzną. Aż do lat 60 XX wieku wieś zachowała swój rustykalny charakter. Obecnie większość mieszkańców stanowią Turcy, jedynie około czterdziestu osób włada płynnie językiem polskim. Co ciekawe, wójtem jest zawsze Polak. Z upływem czasu wieś uległa industrializacji i obecnie jest to skupisko hoteli i restauracji specjalizujących się w polskiej kuchni.

podczas  wycieczki po Stambule warto odwiedzić Polonezköy. Każdego lata odbywa się <b>Festiwal Wiśni</b>, którego hasłem przewodnim jest wzmacnianie kulturowych relacji pomiędzy Polską a Adampolem. Każdego roku w czerwcu do wsi zjeżdżają się politycy, lokalni tancerzy oraz turyści, aby uczestniczyć w obchodach corocznego święta polegającego na prezentacji polskich tańców ludowych oraz folklorystycznych pieśni. Turcja zaskakująca nas każdego dnia, to nie tylko tańczący derwisze, doskonała kuchnia, Pamukkale czy Kapadocja. To również kawałek polskiej historii.

Muzeum Oliwy

We wsi Mirca na dalmackiej wyspie Brac powstało Muzeum Olejarstwa. Można w nim oglądać stare maszyny i fotografie związane z produkcją oliwy. Muzeum znajduje się w fabryce z lat 50. ubiegłego wieku. Zwiedzając go można poznać proces produkcji, kupić oliwę lub zrobione na jej bazie mydło. Przewodnicy dodatkowo oprowadzą po okolicznych plantacjach i opowiedzą o leczniczych właściwościach oliwy. Na wyspie Brac działa jeszcze 8 olejarni, w których dziennie przetwarza się około 200 tys. oliwek. 

Czarnogórski Bar luksusowym kurortem


Pomimo wielu kontrowersji, wkrótce zostanie rozpisany przetarg na sprzedaż terenów przylegających do Plaży Królowej. Obecnie trwa końcowy etap przygotowywania niezbędnej dokumentacji. W najbliższych dniach planowane jest także rozpisanie przetargu na budowę oczyszczalni ścieków, której budowa wg założeń ma się rozpocząć już w lutym 2013r. – a wszystko po to, żeby poprawić miejską infrastrukturę i Bar stał się eleganckim kurortem. Takie deklaracje padły ze strony prezydenta Baru, Žarka Pavićevicia podczas  wizyty w mieście ministra finansów Milorada Katnicia.

Minister Katnić wyraził aprobatę dla tych inicjatyw. Jego zdaniem wszelkie przedsięwzięcia wzbogacające ofertę turystyczną przyczyniają się do ożywienia gospodarczego w regionie i tym samym wpływają na poprawę jakości życia okolicznych mieszkańców.

Bar, dotychczas  kojarzony przede wszystkim z największym i najważniejszym portem w Czarnogórze oczekuje na inwestorów, którzy wyłożą pieniądze na budowę infrastruktury turystycznej o wysokim standardzie i tym samym poprawią konkurencyjność miasta.  Zdaniem Žarka Pavićevicia, w ciągu kilku najbliższych lat Bar ma szansę stać się atrakcyjnym kierunkiem turystycznym, znanym na świecie i przyciągającym na wakacyjny wypoczynek zamożnych gości.

Zmianie sposobu postrzegania Baru mają służyć planowane inwestycje. Teren wokół Plaży Królowej (działka przeznaczona na sprzedaż znajduje się w granicach administracyjnych dwóch gmin – Bar i Budva) został przeznaczony pod budowę luksusowego kompleksu turystycznego. To zresztą nie jedyna taka inwestycja w gminie Bar  – w zatoce Maljevik ma powstać luksusowe miasteczko o zróżnicowanej ale harmonijnej architekturze wzorowanej na zabudowie starego miasta w Dubrowniku, terenami rekreacyjnymi oraz mariną. Projekt jest wart 220 mln EUR i jest najdroższą z obecnie planowanych inwestycji w czarnogórską turystykę.  Chociaż Maljevik ma realną szansę stanowić godną konkurencję dla Porto Montenegro, na skutek nieporozumień inwestora, rosyjskiej spółki Mercury Group z władzami miasta budowa do tej pory się nie rozpoczęła. Zarówno Ministerstwo Turystyki jak i Žarko Pavićević liczą jednak, że wkrótce inwestycja dostanie zielone światło.

Nowy blask Djurdjevgradu

Średniowieczna twierdza Djurdjevgrad nad miejscowością Zvornik doczekała się profesjonalnego oświetlenia, dzięki czemu będzie się doskonale prezentować po zmroku i w ten sposób przyciągać turystów w te okolice Republiki Serbskiej. Nowa iluminacja jest częścią planu rewitalizacyjnego całego obiektu. Składa się z lamp wewnętrznych i zewnętrznych, które oświetlają zarówno ściany budynku, jak i wnętrze. Przedstawiciel władz lokalnych, Danijel Dragičević, podkreśla, że to dopiero początek prac – po oświetleniu przyjdzie pora na czyszczenie murów twierdzy i uprzątnięcie terenów wokół niej.

Twierdza swoją nazwę zawdzięcza serbskiemu despocie Djurdje Brankoviciu, drugiemu synowi Vuka Brankovicia i córki kneza Lazara. Z okresu powstania Djurdjevgradu pochodzi także legenda o przeklętej Jerinie, nazwanej tak dla upamiętnienia jej surowych rządów i nieudolnych poczynań, które często w literaturze uznawane są  za powód klęski Serbii.

Ścieżka wiodąca od murów Dolnego Miasta ku Górnemu Miastu twierdzy nosi nazwę "Ścieżki namiętności Jeriny", zgodnie z legendą o nienasyconej władczyni, która wabiła tam młodych kochanków, by później strącić ich z najwyższej wieży wprost do rzeki Driny i w ten sposób zatrzeć ślady po swoim nocnym życiu.

Po rewitalizacji twierdza ma być używana do celów kulturalnych, historycznych i turystycznych. Mają tam się znaleźć hotel i restauracja oraz miejsce do organizowania publicznych występów. Zvornik to miasto w Republice Serbskiej (Bośnia i Hercegowina), zaraz przy granicy z Serbią.

KONTROWERSYJNA NAZWA

Kontrowersja wokół nazwy "Macedonia" trwa od 1991 roku, kiedy przyjęła ją jedna z byłych jugosłowiańskich republik.

Władze w Atenach uważają, że nazwa ta zarezerwowana jest dla historycznego regionu Grecji. Obawiają się również, że istnienie słowiańskiego państwa o nazwie "Macedonia" może być zarzewiem konfliktów w greckich prowincjach Macedonii Środkowej, Zachodniej i Wschodniej.

Obecnie Macedonię pod tą  nazwą uznaje ponad 120 państw, ale na forum ONZ używana jest nazwa "Była Jugosłowiańska Republika Macedonii" (lub akronim od jej nazwy w brzmieniu angielskim: FYROM), stosowana również przez NATO i Unię Europejską.

PS. 2019 - grudzien
Unia Europejska postawiła ponoć Macedonii (FYROM) ultimatum. Zanim dostąpią zaszczytu dołączenia do wspólnoty, mają zmienić nazwę. Z telewizyjnej transmisji meczu dowiedziałam się, że Macedonia jako państwo, zmieniła formalną nazwe na: Macedonia Północna. Dosłownie kilka miesięcy później Unia Europejska poinformowała, że nie zamierza podejmować dalszych kroków rozszerzania wspólnoty. Fakty są pozornie oderwane od siebie i nie wiem ile faktow pomiędzy tymi dwoma występuje. Jeżeli jednak Macedonia zmieniła nazwę pod naciskiem Unii, a ta nagle zmienia opcję rozszerzenia, to jest to po prostu nie fair...

POWRÓT OLIMPIJSKICH BOGÓW

 Grecki sąd pierwszej instancji zezwolił na utworzenie stowarzyszenia, które ma za cel oddawanie czci 12 bogom olimpijskim- podała agencja RIA- novosti za ateńskim dziennikiem "Kathimerini". 

Organizacja o nazwie "Apostolos Vrachiodilis" nie uważa się za pogańską. "Chcemy po prostu swobodnie oddawać cześć bogom, których czcili nasi przodkowie"- mówią jej założyciele. 

Tych było, według tradycji, dwanaścioro. Na Olimpie zasiadali Zeus i jego żona Hera, Apollo, Artemida, Hermes, Hefajstos, Afrodyta, Hades, Posejdon, Ares, Atena i Hestia. Żywiący się nektarem i ambrozją bogowie byli nieśmiertelni, ale starożytni Grecy widzieli ich jako niewolnych od ludzkich przywar i namiętności. 

W Grecji istnieje niezbyt liczny ruch neopogański, odwołujący się do starożytnych kultów i niechętnie widziany przez dominującą w tym kraju Cerkiew prawosławną.



Służba w kostiumie kąpielowym

Greccy policjanci pełniący służbę na plażach niedaleko Aten, wyposażeni zostali w kostiumy kąpielowe. Na większości plaż greckich spotkać można mundurowych, których zadaniem jest ochrona plażowiczów przed kradzieżami i innymi niebezpieczeństwami. Przy panujących tam wysokich temperaturach, dochodzących do 30 stopni Celsjusza, policjantom ciężko jest pełnić służbę w komfortowych warunkach. W związku z tym w sezonie policjanci będą opiekować się plażowiczami umundurowani jedynie w kostiumy kąpielowe.


Anyżkowy tron- OUZO

To tradycyjny napój alkoholowy pochodzenia Greckiego. Ma 48% i jest to alkohol destylowany z zacieru winogronowego pozostałego po wyrobie wina, doprawiony anyżem. Jeśli zamówimy w jakimś lokalu Ouzo to dostaniemy dwie małe szklanki, w jednej będzie Ouzo a w drugiej czysta woda- należy ją dolać do Ouzo wedle swoich upodobań- po rozcieńczeniu z wodą zmienia kolor na mleczny. Ouzo ma kilka odmian, najlepsze są te z Samos, Lesvos i Tirnavos. Najlepsza, ale i najdroższa marka ma numer 12.

https://www.theworldofouzo.gr/



EROTYCZNE POMPEJE

Setki turystów stoją w kolejce we włoskich Pompejach, żeby wejść do jednego z najbardziej ekstrawaganckich dawnych domów publicznych. Odrestaurowane freski na ścianach przedstawiają różne pozycje łóżkowe.
W budynku, który ma 2000 lat, można obejrzeć erotyczne freski. Teraz, po zakończeniu kosztownych prac konserwatorskich, turyści podziwiają je w pełnej okazałości. Lupanar (od łacińskiego określenia 'lupa' oznaczającego 'prostytutka') jest aktualnie jedną z największych atrakcji Pompei. Miasto zostało zalane lawą z Wezuwiusza w 79 r. n.e. W tamtych czasach prostytucja nie była zakazana. Większość prostytutek była niewolnicami i pochodziła z Grecji. Według archeologów, cena, jaką pobierały za usługę przedstawicielki najstarszego zawodu na świecie była równorzędna ośmiu kieliszkom wina. Miejsce przyciąga dużo turystów. Jak twierdzi jeden z przewodników, niewiele jest tam do zobaczenia, ale dużo rzeczy można sobie wyobrazić!

WENECJA WYLUDNI SIĘ?

Jeżeli mieszkańcy Wenecji będą w dalszym ciągu ją masowo opuszczać, to w 2030 roku w mieście nikt nie pozostanie, a turyści będą ją odwiedzać niczym Disneyli. Obecnie każdego roku wyjeżdża stamtąd na zawsze około 2500 dotychczasowych mieszkańców, co znaczy zdaniem ekspertów, że za 20 lat nie będzie tam już nikogo. 

podczas  gdy w ciągu 40 lat ludność Wenecji zmniejszyła się o połowę- ze 120 tysięcy do około 60 tysięcy osób- cały czas  rośnie liczba przybywających tam turystów. Rocznie odwiedza ją 18 milionów gości, około 50 tysięcy dziennie. Zarazem przewiduje się, że w ciągu dwóch najbliższych dekad liczba turystów wzrośnie dwukrotnie- do 100 tysięcy każdego dnia. 
Exodus mieszkańców jest rezultatem stałego podnoszenia się poziomu wody w mieście; w ciągu pięciu lat wzrósł on o pięć centymetrów. To zaś w konsekwencji prowadzi do kolejnych powodzi, dalszego niszczenia budynków, także mieszkalnych. Stały brak funduszy na ich konserwację i ratowanie miasta prowadzi w konsekwencji do znacznego obniżenia się poziomu życia i ucieczki przede wszystkim młodych ludzi. 
W Wenecji pozostali głównie najstarsi mieszkańcy; w tej chwili jedna czwarta z nich ma więcej niż 64 lata. Młodzież stanowi niecałą jedną czwartą populacji. Jeśli proces ten nie zostanie zahamowany, w 2030 roku całkowicie opustoszała Wenecja będzie otwierana rano dla turystów i zamykana wieczorem, a przy bramie wjazdowej trzeba będzie kupić bilet wstępu.

Muzeum Wiatru BORA

Inicjatywa wyszła od grupy kilkunastu zapaleńców, którzy podzielają opinię malarza z XIX wieku Carlo Wostry'ego, że "jedyną prawdziwie oryginalną rzeczą, jaką mamy w Trieście, jest bora". 
W muzeum wiatru znalazłyby się eksponaty i dokumenty związane z historią wykorzystania przez człowieka siły wiatru, jak wiatraki czy żagle, ale również najnowocześniejsze urządzenia do produkcji energii elektrycznej. Główną jego atrakcją byłby jednak specjalny tunel, w którym zwiedzający na własne życzenie mogliby przekonać się, co znaczy zetknięcie się z borą, ale też ze zwykłym huraganem czy trąbą powietrzną. Na to wszystko nie ma miejsca w tymczasowej siedzibie muzeum, nazwanej "magazynem wiatrów". Zgromadzono buteleczki szklane i plastikowe, woreczki i tekturowe pudełka, gliniane dzbanuszki i blaszane puszki, w które "złapano"Wiatry ze wszystkich niemal stron świata. Jest tam i portugalski ciepły "Nortada de Carrapateira", i monsun z Burkina Faso, i Nyala z Darfuru, a nawet prawdziwa burza z Rhonda Valley w Walii. Do zbiorów przyjęto także przesyłkę z Francji od niejakiego Oliviera Douzou, który schwytał do szklanej buteleczki własne kichnięcie.

Wybuch Wezuwiusza mógłby zabić 3 mln osób

W razie ewentualnego wybuchu Wezuwiusza mogłyby zginąć nawet trzy miliony osób- twierdzą specjaliści z amerykańskiego czasopisma "National Geographic". Włoscy specjaliści, obserwujący na co dzień górujący nad Neapolem wulkan, nie podzielają tych obaw, które ich zdaniem są  nieuzasadnione. 
Wezuwiusz, jeden z trzystu czynnych i najniebezpieczniejszych wulkanów na świecie, jest pod stałą obserwacją, 24 godziny na dobę. Uwadze naukowców nie umknie najmniejszy ruch terenu, nawet o pięć milimetrów. Dlatego nie mogą się on zgodzić z opinią uczonych amerykańskich, twierdzących, że najbliższa erupcja będzie groźniejsza od zagłady Pompei w 79 roku naszej ery. Przebudzenie Wezuwiusza zagraża osiemnastu gminom, leżącym na jego zboczach i zamieszkanym przez 600 tysięcy osób. Plan ich ewakuacji jest opracowany w najmniejszych szczegółach i zupełnie realny. Tym bardziej, że jak powiedział dyrektor obserwatorium na Wezuwiuszu Marcello Martini, od pierwszych jego pomruków do erupcji minąć mogą tygodnie, a nawet miesiące. Wulkan milczy od 1945 roku.

Rzymska pasta do zębów

Starożytni Rzymianie produkowali pastę do zębów ze sproszkowanego pumeksu rozrobionego w ludzkiej urynie. Urynę używano też jako płyn do przemywania ust. Bogate arystokratki Rzymu ceniły sobie najbardziej urynę specjalnie importowaną z Portugalii, jako że uchodziła za najmocniejszą na kontynencie europejskim.

Prawo Romulusa

Najstarsze prawo rzymskie, t.zw. `Prawo Romulusa' zobowiązywało rodziców do wychowywania synów i pierworodnych córek. i aż do późnych czasów Cesarstwa Rzymskiego wielu Rzymian dostosowywało się do tego zalecenia. W mieście były specjalnie przeznaczone miejsca dla porzucania noworodków, m.in. podnóże kolumny Lactaria. Porzucano zwykle dziewczynki. ale często i nieślubnych czy kalekich chłopców, lub jeśli ich urodzenie wiązało się z jakimiś diabelskimi znakami.

Camerlengo w Watykanie

Camerlengo to ważny urzędnik w hierarchii watykańskiej, choć rzadko spełnia on swoje funkcje, ze względów, powiedziałbym, obiektywnych. Jest to kardynał zawiadujący sprawami Kościoła w czasie interregnum (po śmierci papieża i przed wyborem następcy). Do obowiązków jego należy organizacja pogrzebu papieża i konklawe. Ale zanim to nastąpi, do niego należy oficjalne potwierdzenie śmierci papieża. Robi to w następujący, zgodny z wielowiekową tradycją, sposób. Camerlengo pochyla się nad ciałem papieża i srebrnym, ceremonialnym młoteczkiem stuka go w czoło zwracając się do niego silnym głosem po imieniu, ostatnio było to "Giovanni Battista Enrico Antonio Marie, czy zmarłeś?" Po tym pytaniu Camerlengo czeka całą minutę na odpowiedź. Kiedy nie ma odpowiedzi, powtarza rytual po raz drugi i następnie, jeśli ciągle nie ma odpowiedzi, po raz trzeci. Kiedy w dalszym ciągu papież milczy, Camerlingo odwraca się do zebranych dworzan i wygłasza orzeczenie, ostatnio brzmiało ono: "Papież Paweł naprawdę nie żyje..". To dopiero uruchamia przygotowania pogrzebowe.

Źródło: Dziwy i dziwadła obyczajowe, Roman Antoszewski

Klasztorne bale

W osiemnastowiecznej Wenecji zamknięcie się w klasztorze wcale nie oznaczało dla dziewczyny pożegnania radości życia doczesnego. W czasie karnawału, kiedy cała Wenecja szaleje, szaleństwo nie omijało murów zakonnych, nawet tych o ostrej regule. Urządzano bale dla publiczności w rozmównicach, tzw. parlatoriach, a siostrzyczkom zakonnym wolno było obserwować zabawę poprzez kratki. Jako ciekawostkę warto dodać, że były to z reguły bale maskowe, przy tym chodzenie w maseczce balowej po ulicy (czy używanie gondoli) nie było czymś nadzwyczajnym. Tylko wysoko postawionej arystokracji wolno było na balu występować bez maseczki.

Italia znaczy Włochy

Zapewne każdy Polak zastanawiał się, dlaczego Italia to po polsku Włochy. skąd w naszym języku tak dziwne słowo, podczas  gdy zdecydowana większość Europejczyków pozostaje blisko słowa Italia (np. Italy, Italie, Italien). Pora przyjrzeć się bliżej tej zagadce. 

W dawnej polszczyźnie używano firmy Italia, jednak z czasem upowszechniła się nazwa Włochy. skąd wzięła się tak odmienna forma, można się jedynie domyślać i domniemywać. Najprawdopodobniej wszystko zaczęło się od celtyckich i romańskich plemion, które Niemcy określali mianem "Walh&#8221. W językach słowiańskich zadomowiła się forma "Wołch", która objęła swym znaczeniem wszystkie ludy romańskie. Potem doszło do przekształcenia słowa w formę lepiej nam znaną "Włoch". Polacy ograniczyli znaczenie tego słowa do określenia mieszkańców Półwyspu Apenińskiego. I tak już zostało, choć z inicjatywy Włochów, którym owa nazwa nie przypadła do gustu, podejmowano próby zmiany. Polacy okazali się jednak wierni swojemu określeniu.

Współcześnie w języku polskim obowiązuje forma Włochy (Włosi, włoski), natomiast Italia bywa używana jako ozdobnik stylistyczny oraz  na określenie starożytnego państwa na Półwyspie Apenińskim. 
Na pocieszenie dodajmy, że nie tylko Polacy wyróżniają się w tej dziedzinie. Węgrzy również postanowili zrobić "krok w bok" i nazwali Italię... Olaszország.
Oryginalnie, nieprawdaż?

Nielegalny przysmak

Cypr leży na jednym z głównych szlaków migracyjnych ptaków i chwytanie ich od lat jest tu powszechne. Używa się do tego sieci albo lepów, którymi smaruje się gałęzie. Jako przynętę wykorzystuje się nagrania ptasiego śpiewu.

Wiele z ptaków podawanych jest jako przysmak w miejscowych restauracjach, choć ich łapanie jest zakazane- twierdzą ekolodzy.

Raport w tej sprawie przygotowany przez cypryjski oddział organizacji Birdlife i brytyjskie Królewskie Towarzystwo Ochrony Ptaków został przedstawiony komisji ochrony przyrody Rady Europy, cypryjskiemu rządowi i Komisji Europejskiej.

Około 90 proc. ptaków wędrownych, które migrując z Europy do cieplejszych stref klimatycznych, przelatują nad Cyprem, jest chronionych. Znajdują się wśród nich gatunki zagrożone wyginięciem.

Na Cyprze potrawa z tych ptaków, zwana "ambelopoulia", kosztuje w restauracji około pięciu dolarów. Ptaki zazwyczaj są  smażone i zawijane w liście winorośli.

Trzej Królowie roznoszą prezenty

Trzej Królowie, którzy w Hiszpanii pełnią rolę św. Mikołaja, mają już stronę internetową, na którą  dzieci mogą wysyłać e-maile. 
W Hiszpanii znana jest tradycja choinki i świętego Mikołaja, ale nie ma zwyczaju ofiarowywania prezentów w wieczór wigilijny. Podarunki świąteczne przynoszą Trzej Królowie, którzy przybywają ze Wschodu na wielbłądach. 

Wieczorem w przeddzień przyjazdu Trzech Króli dzieci wystawiają w ogrodzie lub na balkonie miseczki z wodą i poczęstunek dla wielbłądów, a obok stawiają buty. Następnego dnia widzą miseczki puste, a buty- pełne prezentów. Niegrzecznym dzieciom Królowie przynoszą węgiel, dziś- specjalnie produkowany z cukru węgiel jadalny. 

Internetowa strona dla Mędrców ze Wschodu powstała dzięki mieszkańcom miasta Ibi, którzy utrzymują się głównie z produkcji zabawek. Oprócz zamówień na prezenty można w e-mailach prosić o przysłanie spersonalizowanych życzeń oraz napomnień dla niezbyt grzecznych dzieci, z radami, jak mogą poprawić swoje zachowanie. Wystarczy wejść na stronę internetową www.lacasadelosreyesmagos.com. Można na niej również znaleźć informacje o trzech monarchach ze Wschodu, ich roli, a nawet zobaczyć ich pałace. 

Skalický trdelník

Skalický trdelník to pierwszy słowacki regionalny produkt spożywczy, który został zarejestrowany przez Unię Europejską. 

Skalický trdelník- to ciasto w kształcie walca pustego w środku, o średnicy wewnętrznej 3-5 cm, a zewnętrznej 6-10 cm.

Przygotowuje się je w sposób tradycyjny. Wyrośnięte ciasto nawija się na drewniany wałek (po słowacku trdlo). Następnie naciera ubitymi białkami, posypuje siekanymi orzechami włoskimi, migdałami lub pestkami moreli. (Można też mieszanką wszystkich trzech składników).

Piecze się do uzyskane złotego koloru nad żarem lub w piecu żarowym, co pewien czas  obracając i natłuszczając. Dzięki temu ciasto uzyskuje swój wyjątkowy smak.
Po upieczeniu posypuje się je cukrem pudrem zmieszanym z cukrem waniliowym.

Skalický trdelník wypiekany jest od początku XIX wieku. Na przełomie XIX i XX zaczął być sprzedawany na jarmarkach. Przepis na trdelník, który rozpowszechnił się w Skalicy i jej okolicy, stworzył kucharz hrabiego Jozefa Gvadániego (poety i pisarza), mieszkającego w Skalicy w latach 1783-1801. Wypiekanie Skalického trdelníka na większą skalę zaczęło się w połowie wieku XX.

Wypieka się go tylko w określonym miejscu na Słowacji ograniczonym od północy granicą państwową z Republiką Czeską, od zachodu- rzeką Moravą, od południa- rzeka Myjavą, a od wschodu- rzeką Teplicą.

W Skalicy istnieje "Stowarzyszenie Skalický trdelník", którego celem jest zachowanie tradycyjnego sposobu produkcji tego smakołyku.

W Klasztorze Franciszkanów w Skalicy odbywa się pokaz pieczenia Skalického trdelníka "po staremu" oraz jego degustacja.
Rezerwacja wstępu na pokaz za pośrednictwem Centrum Informacji Turystycznej w Skalicy (http://www.skalica.sk)

Słowacja bez święconki

Wielkanoc na Słowacji jest świętowana identycznie jak w Polsce, ale z jedną różnicą; z wyjątkiem Orawy i Spisza, u naszego południowego sąsiada zanikł zwyczaj święcenia pokarmów. Osoba zmierzająca w Bratysławie lub Koszycach do kościoła ze święconką to z dużym prawdopodobieństwem nasz rodak. Przyniesiony do świątyni pokarm poświęci mu jeden z prawie 200 księży i zakonników z Polski, którzy pełnią misję duszpasterską na Słowacji. Nie ma zakazu święcenia pokarmów- wyjaśnia Jerzy Limanówka, pallotyn służący w parafii w Smiżanach, na Spiszu. Po prostu w wyniku liturgicznych reform po Soborze Watykańskim II ten zwyczaj na Słowacji stopniowo zanikł. Pozostał jedynie na Spiszu i Orawie, regionach zamieszkanych przez głęboko wierzących górali. Ale tu- w przeciwieństwie do Polski- koszyki z potrawami przynosi się rano, przed rezurekcją- dodał polski zakonnik. 

PODRÓŻ DO SZWECJI I Z POWROTEM


Najwygodniej do Szwecji i po niej podróżuje się własnym samochodem. Dlatego większość Polaków wybiera przeprawę promową. My płynęliśmy promem Stena Lines z Gdynii. Wybraliśmy rezerwację "samochód +2-5 osób"- obojętne czy jadą trzy czy cztery osoby cena za całą rezerwację jest taka sama.

Do Szwecji można się też wybrać samolotem. Samoloty do Szwecji wylatują z Katowic, Krakowa i Warszawy.

PARKINGI I DROGI

Na miejscu miła niespodzianka!- benzyna i ropa są w takiej samej cenie, a na niektórych stacjach, nawet taniej niż w Polsce (stacje samoobsługowe, gdzie płaci się kartą).

Parkingi w Szwecji to cała epopeja. 

Zacznijmy od tego, ze kary za Parkowanie są  z góry ustalone /ceny z 2006 roku/: 
  • 700 koron za Parkowanie w niedozwolonym miejscu, 
  • 400 koron za Parkowanie w złym miejscu o złym czasie (na przykład na parkingowym miejscu, które ktoś już wykupił, albo 10 minut po minięciu daty ważności biletu parkingowego).


Parkowanie dozwolone jest w miejscach oznaczonych znakiem "P"- jak parking- szczególnie należy uważać na podpisy pod tą  magiczną literką. I tak:
  • 1 tim- oznacza do 1 godziny
  • alla dagar- we wszystkie dni
  • Forhyrda platser- oznacza miejsca zarezerwowane. W przypadku, kiedy tak jak nam, na bilecie parkingowym pojawia się cyfra np.18- nie oznacza to,ze mamy stanąć na miejscu 18, a li jedynie 18 tydzień roku. Uważajcie na to, bo w Szwecji nie istnieją taryfy ulgowe przy złym zaparkowaniu.

Miłym niewątpliwie jest fakt, ze przy atrakcjach turystycznych, zdecydowana większość parkingów jest bezpłatna.

Drogi szwedzkie są  cudownie niezaludnione. Niemal wszystkie mają fantastyczna nawierzchnię i jeździ się naprawdę wyśmienicie, acz wolno. Kary za przekroczenie prędkości są wysokie i raczej nie polecamy szarżowania, choć drogi są  do tego stworzone. Szwedzi są  uczuleni na punkcie dwóch rzeczy:
  • - priorytetem dla nich jest osiągnięcie zerowej ilości ofiar śmiertelnych na drogach, w związku z tym kary za łamanie przepisów a w szczególności za jazdę po alkoholu przyprawiają o ból głowy...
  • - ŁOSIE- łosie są  skarbem Narodowym, prawie że... Każdy wypadek w którym uczestniczył łoś trzeba zgłosić na policji - nawet jeżeli nic się łosiowi nie stało.

W związku z małym zagęszczeniem ruchu na drodze jazda autostopem może być co najmniej uciążliwa. W południowej Szwecji powinno jeździć się całkiem przyjemnie (powinno, bo osobiście nie próbowałam), aczkolwiek z pewnością stanie na drodze nie będzie należało do najkrótszych...

NOCLEGI


dla tych, którzy nie uznają hoteli i przedkładają własny namiot nad jeziorem ponad luksusy wynajętych pokoi, Szwecja jest darem niebios...
Spać właściwie można wszędzie...
Gwarantują to PRAWA KAŻDEGO CZŁOWIEKA, które zezwalają rozbić namiot właściwie wszędzie, przy zachowaniu zasad logiki i podstawowej kultury. teoretycznie wolno rozbić namiot na jedną noc w dowolnym miejscu bez pytania kogokolwiek o zgodę, zachowując "przyzwoitą" odległość od budynków mieszkalnych (ok. 100 m.) W praktyce zwykle nikt nie protestuje jeśli zostaje się na dłużej, przez grzeczność jednak wypada zapytać (o ile, szczególnie na północy spotka się kogokolwiek).

prawa Każdego człowieka, zwane tutaj Allemansratten, gwarantują, że w Szwecji można chodzić, biegać, jeździć na rowerze, konno czy na nartach po cudzym terenie, o i le nie wyrządza się szkód. "Obowiązki" oznaczają ni mniej ni więcej, tylko zachowanie zdrowego rozsądku i podstaw kultury- szczególny nacisk kładzie się tutaj na nieniszczenie przyrody i cudzej własności. Na północy należy uważać, aby nie płoszyć stad reniferów i nie chodzić po porostach, które stanowią ich podstawowy pokarm. 

Wyjątkiem od Praw Każdego człowieka są  Parki Narodowe i Rezerwaty, które rządzą się swoimi prawami- przestrzeganie tych przepisów naprawdę nie jest uciążliwe;)
należy tez pamietać, ze nie wolno jeździć po niektórych drogach:
  • ej motofordon- zakaz wjazdu
  • ensild vag - droga prywatna

Podsumowanie:

Słowniczek:
  • 1 tim - oznacza do 1 godziny
  • alla dagar - we wszystkie dni
  • Forhyrda platser - oznacza miejsca zarezerwowane. 
  • ej motofordon - zakaz wjazdu
  • ensild vag - droga prywatna

Promy do Szwecji:
  • Przy rezerwacji biletów promowych trzeba pamiętać że ceny często zmieniają się w zależności od sezonu i czy płynie się rejsem dziennym czy nocnym.
  • STENA LINE - kursują na trasie Gdynia- Karlskrona
  • POLFERRIES - kursują na trasach Gdańsk- Nynäshamn (koło Sztokholmu) i Świnoujście- Ystad
  • UNITY LINE - kursują na trasie Świnoujście- Ystad