czwartek, 25 marca 2010

Płaszów

Płaszów - dawny obóz koncentracyjny, miejsce zagłady wielu Żydów. Powstał on pod koniec 1942 roku jako karny obóz pracy przymusowej. Za karę, że jesteś Żydem...

Dramatycznie opisany oczami dziecka w książce Dziewczynka z listy Schindlera (autorka: Stella Muleer-Madej) - to bodaj pierwsza książka pokazująca tragedię Żydów opisana oczami dziecka. I bodaj jedyna napisana bezpośrednio przez "uczestnika" - jeżeli można tego słowa użyć - zagłady Żydów w Krakowie-Płaszowie i później w Oświęcimiu.

Miejsce dawnego obozu znajduje się przy głównej drodze z Krakowa do Wieliczki - ul. Wielicka. Po jednej stronie widać centra handlowe - nowoczesne gigantyczne budynki z mnóstwem weekendowych klientów, szumem, gwarem i promocjami. Za nimi szare bloki Woli Duchackiej.
Po stronie przeciwnej (jadac od Krakowa po lewej) widać zieloną trawę, kilka skałek, kamieniołom i pomnik pamięci. W sezonie często przyjeżdżają tu wycieczki autokarowe. To miejsce na szczęscie jest chronione przed inwestycjami.
Z jednej strony przez fakt, że jest miejscem pamięci, miejscem historycznym i sprawują nad nim pieczę odpowiednie jednostki administracyjne.

Z drugiej strony na tym terenie znajduje się rezerwat przyrody nieożywionej Bonarka, o czym niewielu wie. Na terenie od ul. Wielickiej po cmentarz podgórski nie ma ani jednego budynku - są tylko ruiny, podmurówki i głębokie kamieniołomy, w których wydarzyła się niejedna tragedia.
Pomijając dane - dostępne na każdej stronie internetowej dotyczącej Płaszowa - jest to miejsce unikatowe, bo tu każdy podświadomie czuje, że powinien zachować się zgodnie z powaga miejsca i chwili. Jest tu cisza i spokój - tak dziwnie kontrastujące z wiedzą o wydarzeniach z II Wojny Światowej i z gwarnego ruchu po drugiej stronie ulicy Wielickiej.

Wieliczka - kościół drewniany św. Sebastiana

Jako, że dopadła mnie mania architektury drewnianej (w zeszłym roku zdobyłam sobie brązową odznakę w tym temacie - BTW: wcale nie było łatwo), postanowiłam zobaczyć cudo, które mam pod nosem, a przy okazji zobaczyć całkiem ładny rynek w Wieliczce (tu zobaczycie moje drewniaki - kolejny blog:)). Rynek co prawda jest w drastycznym remoncie, całe centrum obwarowane zakazami parkowania lub strefami parkowania płatnego (w sumie trudno się dziwić - kopalnia jest w końcu na liście UNESCO), a dotrzeć do kościoła, to wymaga kompasu i GPS w głowie, jak mawia 6 letni Adaś... Jednakże się udało.
Pogoda więcej przepiękna, widok na Wieliczkę, jak na dłoni, w miasteczku ruch, jak za dobrych czasów targowych, a pod kościołem... cisza, spokój... Jeśli nie liczyć kilku panów ciągnących tam jakieś węże, kable i grabiących zalegające liście.

Wracając do kościoła - jest on na szlaku Architektury Drewnianej Małopolski. I zasłużył - wszystko razem: kościół i otoczenie, zasługuje na 4 gwiazdki, choć sam kościół nie należy do najpiękniejszych na szlaku.
Dojazd do kościoła zasługuje za to na "minus 5 punktów" a oznaczenie woła o pomstę do nieba.
Przy głównej drodze na Wiśniową i Dobczyce "Wali po oczach" wielka tablica KOŚCIÓŁ DREWNIANY ŚW. SEBASTIANA". Bosko. Tylko ze postawiona jest tuż przy skręcie i trzeba wiedzieć ze tam włąsnie należy wykonać skręt.
Dalej... - skrzyżowanie...
jak się człowiek nie wpatrzy w słup nie wypatrzy małego żółto-niebieskiego znaczka (który większości populacji kompletnie nic nie mówi), to wyjedzie gdzieś w pola i ugory. Rozumiem ze to miała być informacja dla piechurów.
To czemu na litość boską, nie postawiono tej tablicy od strony rynku? skąd turyści piesi ewentualnie moga nadejść, tylko od strony ruchu SAMOCHODOWEGO??

a przepraszam - została taka postawiona od strony rynku... tylko ze tuż przy kościele, gdzie już widoczny jest sam obiekt. W rynku i na drogach "dojściowych" próżno szukać takiej informacji.
Wot - informacja turystyczna...
Mamy Wieliczkę, to resztę mamy gdzieś...
Ale że dostaliśmy pieniądze na promocję szlaku, to przysłowiowy kolega ze szkolnej ławy wykonał tablice za ciężkie unikne pieniądze...
Podkreślam przysłowiowy, bo nie mam tu na myśli żadnej konkretnej osoby, tylko ogólną tendencję wydawania pieniędzy na promocję i braku promocji turystyki jako takiej w ogóle.
Wot Rzym, Kraków, Wieliczka... wszystkie cechuje to samo podejście
" I tak do nas przyjedziecie, po co więc mamy się starać".
W tej trójce Rzym prezentuje się najgorzej - tak na marginesie.

sobota, 20 marca 2010

Dolinka Mnikowska

To się właśnie nazywa spacer:)
Piękna pogoda, "kwiaty czuć, ptaki drą ryje" - jak mawiał Kamol w skeczu o Amorze w parku, na ulice wyjechali rowerzyści... no to zapakowałam sukę mą - Szeklę - w pogromcę szos (fabrycznie zwanego lanosem) i ruszyłyśmy w nieznane.

O kurcze, ale nieznane... Prawdą jest, że chociaż mieszkam w Krakowie od lat.. nie powiem ilu, bo wstyd, uroki Krakowa omijałam, cały czas pchając się w kierunku wsi i gór. Od wielu lat siedziała mi w głowie dolinka Mnikowska. No i w końcu pojechałyśmy.

Idealne miejsce na wyskoczenie na krótki spacerek, idealne miejsce na tzw "sikundę" dla psa, bo wyhasać się tu nie ma za bardzo możliwości, idealne miejsce na spacer z wózkiem (choć asfaltu nie ma, ale droga biegnie po płaskim, wzdłuż potoku)
Od wlotu dolinki do przystanku PKS w Mnikowie jest zaledwie 2,2 km - cała trasa, tam i z powrotem, zajęła mi nieco ponad godzinę. Spacerowiczów można spotkać tylko przez pierwsze kilkaset metrów - do kapliczki na skale, potem... cisza głucha. No, niedokładnie...

Ptaki naprawdę drą ryje:) wiosny stricte jeszcze nie widać, ale już ją czuć. W smaku powietrza, w zapachu wody i w dotyku wiatru na twarzy. Już jest wiosna.

O co chodzi?... - właśnie o chodzenie


Blog powstał w jednym, jedynym celu - żeby mnie zmobilizować do ruszenia tzw. tyłka z domu i pojechania sobie ot tak na kilka godzin gdziesik. Nie znaczy to że w ogóle nie jeżdżę, nie zwiedzam i nie łażę - ale po pierwsze: za mało, po drugie: wszystko co zobaczę pcham na moją stronę: www.muwit.pl, a takie małe spacerki gdzieś mi umykają.  Po drugie zaś... pomimo naprawdę bardzo bogatej turystycznej przeszłości, koszmarnej ilości kilometrów w nogach i pod tyłkiem (jeździłam autostopem), masakrycznej wprost ilości zdjęć, wspomnień i notatek, nadal nie wiem, gdzie można wyskoczyć na dwie godzinki z psem

Pamiętam, jak niegdyś mój ojciec powiedział, ze bezsensowne łażenie po lesie go mało rusza, ale już zbieranie grzybów tak - trzeba mieć jakiś cel w tych spacerach. Jakikolwiek ten cel jest - byle był. Byle tylko ruszył się z domu i - jak to mawiał mój znajomy - dał się zatruć tlenem.

Blog ogranicza się do moich spacerów: z kijkami, psem, z plecakiem po górkach i pogórzach.  Do tego dochodzą wycieczki rowerowe - ale chociaż nie jeżdżę wyczynowo, rowerem górskim, ani nie można mnie spotkać kiedy lód i śnieg... to jednak na zwykłych asfaltowych ścieżkach i tradycyjnych trasach rzadko kiedy bywam.
W każdej wersji wycieczki powielam myśl mojego, niestety byłego, szefa "jak nie mam kilograma błota na sobie to znaczy że nigdzie nie byłem" - inna rzecz ze mój pies i ja, błoto znajdziemy na Saharze i na pewno w nie wpadniemy.
No i rzecz jasna autostop - mój, pewnego rodzaju, sposób na życie. No i boczary i opłotki - gdziekolwiek jadę własnym automobilem, staram się jechać inną nową trasą - która czasem skutkuje kłopotami z zawieszeniem, a czasem odkryciem pereł przy drodze. Kiedy indziej jeszcze skutkuje tylko i wyłącznie kolejną trasą na rower lub nadłożeniem bez sensu kilometrów. Za każdym razem jednak jest inaczej.

I jeszcze jedno - jako, że na MUWIcie staram się zachować zgodnie z odpowiedzialnością dziennikarską i nie pisać o uczuciach, ale o faktach, i jako, że na tymże MUWIcie staram się dany region opisać i dać maksimum dostępnych w tym momencie informacji, stąd nie mam miejsca, gdzie mogę zwyczajnie wypowiedzieć się jak człowiek - jakie uczucia mną targają - jak mawia Asia Kołakowska ze kabaretu Potem...
Ot właśnie - tu moge popisać, tak, że nikt poza mną nie musi mnie rozumieć:) na muwicie jednak licze się z innymi - więc: skoro poszukujesz informacji merytorycznie poprawnych zapraszam na stronę. Tu wywlekam się od środka - subiektywnie i pod wpływem... chwili - rzecz jasna. Prędziej czy później miejsca tu opisane i tak się pojawią w moim serwisie, tak więc... chcesz - zostań. Przeszkadza Ci moje zdanie i podejście - hmm. cóż. Wot żizń - gdybyśmy wszyscy mieli taki sam gust i zdanie - cywilizacja nie szłaby do przodu.

środa, 3 marca 2010

Jak tanio podróżować czeskimi kolejami?

11 złotych za tyle można podróżować przez cały dzień pociągami osobowymi i przyspieszonymi po Czechach. Możny nimi dojechać niemal wszędzie, nawet do "zabitej dechami dziury". Wynika to z gęstości sieci kolejowej w Czechach, którą  wyprzedza tylko Szwajcaria.

Ceske Drahy, koleje Czeskie są  stosunkowo tanie. Ceny biletów na wszystkie pociągi osobowe, przyspieszone, pospieszne i ekspresy są  takie same. Cena ta zależy od długości trasy i wieku podróżnego. Dopłata 60 koron obowiązuje tylko w pociągach InterCity i Eurocity. W Czechach są  również pociągi klasy SuperCity. Jednak tu stosowane są  odrębne taryfy. 



Zaoszczędzić możemy na biletach powrotnych (zpátečni jízdenka), a także na biletach grupowych (jízdenka pro skupiny). Kupując bilet w obie strony, płacimy o jedną trzecią mniej. Warunkiem jest jednak, fakt, iż podróż powrotna musi być najpóźniej do północy następnego dnia. Podróżując w większej grupie, możemy skorzystać z oferty biletu grupowego, w którym dwie pierwsze osoby pojadą za cenę około 30 proc. niższą (100 km =84 korony), a kolejne płacą jeszcze mniej, bo jak za dziecko (100 km =42 korony). 

Istnieje również możliwość wykupienia jednodniowego biletu SONE +, który ważny jest od północy w sobotę lub niedzielę w całej sieci a także u kilku prywatnych przewoźników. Na bilecie tym może podróżować do 5 osób, z których dwie muszą mieć więcej niż 15 lat, a jego cena to 160 koron w pociągach osobowych i przyspieszonych i 360 koron we wszystkich kategoriach pociągów. Można również wykupić sieciowe bilety dwudniowe (580 koron), tygodniowe (810 koron), miesięczne (2700 koron). 

Kilometricka Banka (KMB) jest to książęczka, która obowiązuje przez sześć miesięcy w dowolnej klasie, na której możemy przejeździć 2000 kilometrów. Może na niej jeździć max. 3 osoby. Jej cena to 1400 koron.


Marcin Leśniakiewicz:


Jeszcze mocniej podkreśliłbym ta rewelacyjna ofertę, jaką są  bilety grupowe. Dzięki niej udaje mi się co jakiś czas  wyciągać do mojego najukochańszego miasta na świecie, jakim jest Praha, coraz to nowych ludzi Warto też wiedzieć, jak tanie są w czechach dopłaty na kuszetki czy wagony sypialne. Jest to koszt rzędu 20-25 zł.