niedziela, 27 października 2013

Pierwsza keszerka na trasie

Kiedy zaczynałam się bawić w keszowanie, nie sądziłam, że aż tylu ludzi się tym zajmuje. 
Czy mają GPSy czy nie…


Świt nastał naturalnie.

„Tato. Kupa.” rzekł czteroletni Bruno i postawił nas na nogi. (z siostrą, Helą, która postanowiła sprawdzić, czy ciocia aby na pewno śpi:)). Ciocia zatem przetarła oczy i stwierdziła z przerażeniem, że o takiej godzinie zazwyczaj kładła się spać… Do odjazdu „zamówionego transportu” do Krakowa miałam jeszcze trzy godziny luzu. No to pójdę do Tunelu – przecież to wstyd być na prawie stałym etacie zmywarki w Łupkowie i nie być w Tunelu… Odpaliłam GPSa i natychmiast objawiła się Szybka. Tak naprawdę, siedziała w chacie od wczoraj, rozmawiałyśmy i plotkowałyśmy, tyle że temat keszowania jakoś nie został poruszony.

Dziś okazało się że Szybka też keszuje – i też dziwnie, niestandardowo. Jako, że nie ma GPSa to keszuje tylko wtedy, kiedy ktoś z GPSem jest w pobliżu. No to stanęłam na wysokości zadania. BYłam. GPS też.

Moje dziwactwo w keszowaniu objawia się tym, że nie mam na trasie internetu. Ani w telefonie, ani w czymś innym. Nie posiadam również wydrukowanych wskazówek – chyba ze już w tym miejscu byłam i nie znalazłam kesza. To wówczas posiadam.

Z keszem na cmentarzu łemkowskim w Łupkowie bvł ten problem, że „kordy szalały” i prowadziły nas w hasiory. Niby pamiętałam, że spojler wskazywał na jakiś krzyż, niemniej jednak na cmentarzu krzyży Ci dostatek. Teraz już wiem – spisałam sobie wskazówki na następny raz. Ale wówczas przełaziłyśmy z Szybką wszystkie hasiory, przewaliłyśmy kamienie, zajrzałyśmy nawet do dziury w drzewie (prawdopodobnie wypalonej przez piorun). NIC. Skrzynka nienamierzona.


Drugi keszyk – na stacji w Łupkowie – został namierzony sprawnie i szybko – jak zresztą nick keszerki wskazuje:) Tu jednak miałyśmy podpowiedź – WK2. Być może szukałybyśmy dłużej, bez podpowiedzi, ale Szybka nie wypadła sroce spod ogona i od razu odgadła gdzie skrzynka może być. I była.

Trzeci łupkowski keszyk – również nie został namierzony – był już po stronie słowackiej, za tunelem, w lesie. Zakopany:) Szybka musiała uciekać do wsi, a ja się uparłam (zupełnie zapominając, że chłopaki na crossach już powoli jadą w kierunku Krakowa…). Tu również wypadałoby mieć coś na kształt wskazówek czy spojlera. Miejsc do zakopków jest tu mnóstwo – po porytej okolicy widać, że nie tylko ja tam kesza szukałam. (z tym, że ja nie kopałam – na razie. Bo ja tu wrócę.)

Efekt łupkowskiego keszowania to jak 1:2. Jedna znaleziona, dwie nie. Fajny spacer, tunel odkryty. A po powrocie do domu okazało się że w okolicy jeszcze z dwie skrzyneczki dodatkowo czekają na namierzenie.

Czyli co? Zimowisko w Łupkowie?

Stacja w Łupkowie

W 1869r. wystawiono dokument koncesyjny na budowę pierwszej transkarpackiej linii kolejowej łączącej Galicję z Węgrami (a dokładnie Budapeszt z Przemyślem i Lwowem). Prace przy budowie linii trwały do 25 grudnia 1872r., kiedy to oddano kolej do użytku (choć dopiero w maju 1974r. ukończono tunel na Przełęczy Łupkowskiej).
Linia odgrywała strategiczną rolę do czasów I wojny światowej, po 1918r. jej znaczenie osłabło - w tym czasie rozebrano jeden z jej torów. Rola kolei przez Przełęcz Łupkowską wzrosła ponownie w czasie działań zbrojnych II wojny, o pobliski tunel kilkakrotnie toczyły się krwawe walki.
Zakończenie wojny przyniosło wysiedlenia i zniszczenie wsi Łupków – jedynym ocalałym elementem przedwojennej zabudowy był właśnie budynek stacji. Starannie odnowiony mógł dalej służyć kolei jako graniczna stacja nowo otwartego przejścia.
Do niedawna stacja obsługiwała znikomy ruch towarowy i jeszcze mniejszy ruch pasażerski w sezonie letnim, teraz, gdy remontują tory na trasie Zagórz-Jasło oraz Jasło-Rzeszów, linia prawdopodobnie nie działa. Co będzie dalej? Jedne źródła podają, że linii po polskiej stronie grozi całkowita likwidacja, inne, że Polska wraz z Węgrami stara się wskrzesić linię jako atrakcję turystyczną. 

I jeszcze ciekawostki:
1) stacja w Łupkowie została wzniesiona na wysokości 600m n.p.m.
2) jest ona najdalej wysuniętą na południe stacją kolejową w Polsce! 
3) w literaturze można znaleźć wzmiankę, jakoby na łupkowskiej stacji miał się pojawić dobry wojak Szwejk! - podobno z tej okazji za budynkiem stacji miał stać niegdyś jego pomnik, o czym świadczyć miałby ceglany cokół za stacją ... niestety, może pomnik Szwejka byłby lepszy, cokół jednakowoż służył wpierw pomnikowi sławiącemu zwycięstwo niemiecko-austriackie w bitwie gorlickiej, a po wojnie popiersiu radzieckiego generała ...

sobota, 26 października 2013

Bieszczadzka kolejka leśna - w częściach :)



Żelbetowy mostek w Smolniku, jak i okoliczne fragmenty kolejki, zostały wybudowane w latach 1950 i 60, kiedy to odbudowano i przebudowano oraz połączono ze sobą dwie kolejki wąskotorowe:

- Nowy Łupków - Cisna - Beskid, której część postała pod koniec XIX wieku- Rzepedź - Duszatyn - Mików, z lat 1920.

Tuż przed mostkiem jest trójkątny rozjazd, czyli łącznik tych kolejek. Na północ biegnie tor do Rzepedzi, na południowy-zachód do Nowego Łupkowa, a na południowy-wschód do Cisnej.
W latach 2006-2009 przeprowadzono remont torowiska na odcinku Wola Michowa - Smolnik (dofinansowany z funduszy EU i budżetu RP), w planach był też remont torów do Nowego Łupkowa, gdzie do kolejki mogliby wsiąść turyści przyjeżdżajacy pociągiem z Sanoka, czy ze Słowacji... ten ostatni pozostał w planach, gdyż zlikwidowano połączenia osobowe na trasie Sanok-Łupków-Medzilaborce.

W latach 2009 i 2010 przedłużono trasę kolejki i kursowała ona do Smolnika. Ale w 2011 skrócono trasę i od tej pory nie można kolejką dojechać do Smolnika. Ba! Nie kursuje ona nawet do Woli Michowej jak przed remontem i kończy bieg w Balnicy. To swego rodzaju kuriozum, że po remoncie nie przedłuża się trasy, a wręcz jeszcze bardziej skraca.

Szlakiem keszy w opuszczonych wsiach


Rankiem śmignęłam sobie tylko pod mostecek, niekoniecznie zielony. Tam gdzieś bowiem był keszyk:) Namierzony, podjęty i odłożony grzecznie na miejsce.




Drugi keszyk nie został namierzony – keszyk pod hasłem „Zagroda Chryszczata” – nie został, bo nie miałam dodatkowych informacji (które zdobyłam dopiero po powrocie), że trzeba się grzecznie zgłosić do pana Henryka – strażnika skarbu. A ja łaziłam naokoło zagrody i mruczałam „to gdzieś tu, tylko gdzie…”

Panowie na pierdzących maszynach ruszyli na zdobywanie pasma granicznego, wraz z tunelem w Łupkowie. Nie mam pojęcia jak sobie poradzili, bo szłam dzień później przez tunel na piechotę i osobiście nie wyobrażam sobie jazdy na crossie tamtędy. No, ale jazdy z plecakiem na crossie też sobie nie wyobrażałam. Gorzej – siebie na crossie sobie nie wyobrażałam:)

Kiedy szłam drogą od Smolnika do Zubeńska (to szutrową, to asfaltową) ani pół silnika nie zakłóciło oszałamiającej ciszy wokół. Miła odmiana po wczorajszej, szaleńczej jeździe.

Kesza w Zubeńsku nie znalazłam. Miejsce na kesza – tak. Wokół było rozkopane i sądzę, że albo go już tam nie ma, albo jest. Innej wersji nie widzę:)


Ale co tam – wrócę to poszukam dokładniej. Teraz szukałam na chybcika, bo zgubiłam scyzoryk. I trochę się zdenerwowałam tym faktem.

Scyzoryk znalazł się pół godziny później, na szutrowej drodze, z której zeszłam właśnie na poszukiwanie kesza. Co to jednak znaczy teren opuszczony – nikt, dosłownie nikt, nie przeszedł tamtędy. A zapewne nawet gdyby przeszedł to by nie wziął scyzoryka. Kocham takie miejsca.


Długo się tu idzie szutrówką – tylko ostatni fragment prowadzi ścieżką wśród łąk. Głupota – wybierać się w taki teren bez roweru.
W schronisku Franek poznał mnie po kilku chwilach. Franek to pies.




Patryk zaś, gospodarz, przywitał mnie uroczymi słowami „Jesteś p…nięta:)”. Patryk jest w ogole mistrzem komplementów – ostatnim razem, kiedy maniacko zmywałam garnki, żeby jakoś się wkupić:) w łaski gospodarza, mówił do mnie „moja Ty zmywarko”, co zdecydowanie przewyższyło wszystkie komplementy uzyskane kiedykolwiek.:) Ale choćbym się nie wiem jak wkradła w łaski, keszyka ze schroniska, nie wydał. Dziad.

Nie wydał, bo nie zaśpiewałam piosenki (taki jest warunek zdobycia dodatkowych informacji o keszu). Na nic zdało się tłumaczenie, że od mojego śpiewu ptaki w locie zdychają. Ustawiliśmy keszowanie w chacie na „następny raz”, kiedy Patryk już nabędzie metodą kupna, korki do uszu…




piątek, 25 października 2013

Pod Honem - Z dołu do góry i z góry na dół

Nie miałam w planach keszowania w Bieszczadach.

No, ale skoro wczoraj – zrządzeniem losu – pojawiłam się w Cisnej, w bacówce pod Honem, na koncercie, to już by chyba wypadało wyjść kilkaset metrów do góry, gdzie w okolicach starego wyciągu jest gdzieś zlokalizowana skrzynka.

pod Honem (2013) - zdj.własne

Schowana przez Nadleśnictwo Cisna – co wybitnie mnie ucieszyło, bo oznacza to, że administracyjne struktury znajdują ciekawe rozwiązania na promocję regionu. No to hajda – postanowiłam znaleźć keszyka. 

Cross stop - jak się zmienia punkt widzenia

Robi się w życiu różne głupoty. Jednych się żałuje, innych nie.

Tą głupotę będę wspominać z rozrzewnieniem w oku i cichym głosem osła „Ja chcę jeszcze raz”… 

Wczorajszego ranka (wg koncertowych standardów, czyli okole pierwszej), pod Honem spotkałam crossowców.