poniedziałek, 29 października 2018

Legendarna Twierdza Przemyśl

przedruk z e-gory

Zabytkowe kamienice, liczne świątynie, a nawet brukowane uliczki Przemyśla kryją w sobie tajemnice z ubiegłych wieków. Również dookoła miasta jest wiele miejsc, które owiane są  historiami mrożącymi krew w żyłach.
W dodatku ze względu na swoje umiejscowienie stanowią doskonałe miejsca do wypoczynku na łonie natury. Przemyśl jest najstarszym miastem na kresach wschodnich Rzeczypospolitej. Stanowi jedno z najatrakcyjniejszych turystycznych ośrodków w południowo-wschodniej Polsce. Co więcej ze względu na położenie komunikacyjne oraz walory krajoznawczo-przyrodnicze i klimatyczne. Za perłę tej okolicy uznaje się forty przemyskie, których pozostałości są  rozrzucone w odległości kilkunastu kilometrów od miasta. 

Forty budowane były w latach 1854-1914. W czasie I wojny światowej Twierdza Przemyśl była jedną z trzech największych w Europie, po Antwerpii i Verdun. Przy czym jedyną twierdzą wysunięta najbardziej na Wschód. W założeniu miała zatrzymać natarcie armii rosyjskiej w kierunku Budapesztu i Wiednia. 

Podstawę twierdzy tworzyły dwa potężne pierścienie obronne. Pierścień zewnętrzny rozciągał się na obwodzie 45 km. Tworzyły go 42 forty (15 pancernych i 27 pomocniczych) oraz 25 artyleryjskich stanowisk między fortami. W ślad za fortami powstawały różne obiekty wojskowe, jak: koszary, magazyny, strzelnice, prochownie. Pierścień wewnętrzny był trzykrotnie mniejszy i składał się z 18 fortów. Jej załogę tworzyło 128 tys. żołnierzy, wśród nich Polacy, Ukraińcy, Austriacy i Węgrzy, byli też Żydzi, Czesi, Słowacy i Włosi. Nacierała zaś ponad dwukrotnie większa armia rosyjska. 

Dramatyczne dla Twierdzy wydarzenia rozpoczęły się 26 września 1914 r., kiedy to została okrążona przez wojska rosyjskie i odcięta od reszty świata. Twierdza broniła się pół roku. Nigdy nie została zdobyta, lecz poddała się ze względu na brak żywności i amunicji. Dowództwo nie chciało, aby Twierdza stała się bastionem obronnym wroga. Podjęło więc decyzję o jej wysadzeniu. Obecnie po fortach stanowiących unikalną atrakcję historyczno-turystyczną i przepiękną krajobrazowo, prowadzi szlak turystyczny. Dziś ruiny fortów stały tym, czym dla romantyków były stare zamki. Niewykorzystane, niejednokrotnie zagubione z głuszy leśnej, ciche i tajemnicze stają się źródłem legend i opowieści. 

Po I wojnie światowej Przemyśl stał się miastem polskim. A początku lat 20. ubiegłego wieku zaczęło się porządkowanie fortów. W forcie XIII, zwanym San Rideau, robotnicy dotarli do najniższych kondygnacji. Ku ich zdziwieniu odkryli żelazne drzwi, które nie były zaznaczone na żadnym z planów. Wywarzono je. W kolejnych dniach po porządkowaniach lochu znalezione zostały: nóż, zapałki, ołówek i zeszyt. Miedzy kartkami zeszytu było ukryte wyblakłe zdjęcie. Na odwrocie miało słabo czytelny napis w języku rosyjskim i data 25 lipca 1914 roku. Zeszyt cały był spisany notatkami. Najpierw była to księga austriackiego podoficera prowiantowego, dalej jednak kontynuowały go zapiski w języku rosyjskim. Były to pamiętnik uwięzionego rosyjskiego oficera, który spędził w podziemiu 8 lat... Z jego notatek wyczytano, że był on jednym z dwóch oficerów rosyjskich, którzy trafili do niewoli i pracowali w podziemiach. podczas  ostrzału jedyne wejście z podziemia zostało zasypane gruzem odcinając ich od świata. Przeżyli tylko dzięki temu, że znajdowali się w magazynach wojskowych obfitujących w pożywienie. Mieli też studnie głębinową. Niestety jeden z oficerów nie wytrzymał zamknięcia i po kilku latach popełnił samobójstwo. Drugi zaś , nawet gdy skończyły mu się świecy pisał dziennik, co jak sam twierdził podtrzymywało go na duchu. Jednak gdy po latach został wydobyty przez robotników nie pożył długo. Zbyt dużym przeżyciem był dla niego powrót do normalności. Legenda ta budzi wiele kontrowersji wśród historyków, jednak dla lepiej pozostawmy więc otwartą kwestie fortu XIII, zarówno dla dobra Bolestraszyc, jak i dla wszystkich kogo zainteresowała zagadka fortu San Rideau.


Lokalizacja:

Fort XIII znajduje się na północny wschód od Przemyśla.
GPS: 49.821656, 22.861478

Forty Twierdzy Przemyśl rozrzucone są  po dość dużym terenie- należy zaopatrzyć się w dobrą mapę i przewodnik.

Wybrane forty:

  • Orzechowce 
  • Ujkowice
  • Prałkowce
  • Fort W VIII Łętownia w Kuńkowcach
  • Kruhel Wielki
  • Bolestraszyce
  • Ostrów
  • Duńkowiczki
  • Fort XIII
  • Ziemne szańce artyleryjskie "Hurko"
  • Resztki fortu Optyń
  • Nehrybka
  • Jaksmanice
  • Siedliska

W sieci:

niedziela, 28 października 2018

Kapliczka ostatniego czarodzieja (the last wizard's chapel)



Gdyby zapytać przeciętnego miłośnika gór o najwyższe gorczańskie szczyty, odpowiedź najprawdopodobniej brzmiałaby: Turbacz, Gorc, Kudłoń. Bardziej zorientowani dołożyliby jeszcze Lubań. Tymczasem Kudłoń jest czwartym, Gorc- siódmym, a Lubań- ósmym szczytem w rankingu wysokościowym Gorców. Drugie miejsce zaraz po Turbaczu zajmuje przysadzista Jaworzyna Kamienicka..


Z dala prezentuje się mało efektownie.

Ot, zwykłe wybrzuszenie w dwudziestopięciokilometrowym głównym grzbiecie Gorców, ciągnącym się od Rabskiej Góry, przez Turbacz, Jaworzynę, Gorc, Tworogi, aż po Wyszogródkę w Tylmanowej. Kiedy jednak spojrzy się na mapę, owe 1288 m n.p.m. szokuje. Nikt nie spodziewałby się takiej wysokości po wygodnie rozsiadłym nad doliną Kamienicy klocku. Nie jest strzelista jak Kudłoń, charakterystyczna jak Lubań, nie ma tak pięknych polan podszczytowych jak Gorc. Jednak we władaniu Jaworzyny pozostaje coś, co nie pozwala przejść po prostu obok wydeptaną ścieżką.



Czarownicy, zbójnicy i duchy

Aż roi się tu od czarowników, zbójników i duchów. 

Uczucie niesamowitości i lekkiego strachu zastępuje podziw dla podszczytowej polany, uznanej za jedną z najpiękniejszych w Beskidach. Na pierwszym planie góruje Kudłoń, bodajże najciekawszy szczyt w Gorcach. Od południa i południowego wschodu widnokrąg zamyka główny grzbiet gorczański z polanami Średniak, Beniowe, Przysłop i Chyżikowa, a przed nami szczyt Gorca. Na tak cudowny widok spogląda od 96 lat Bulandowa kapliczka, osławiona w turystycznym świecie pod nazwą "kapliczka ostatniego czarodzieja". 

Ufundował ją i sam zbudował w 1904 roku Tomasz Chlipała, zwany Bulandą. Przez lata całe był tu bacą, mieszkając w szałasie, w którym jeszcze w latach 70-tych dostać można było oscypki i bundz. Jak Gorce długie i szerokie, słynny był z czarów, dziwów i cudownych wyleczeń. Najprawdopodobniej odznaczał się niespotykaną inteligencją, szybkością w pojmowaniu świata i... dużą ilością wolnego czasu. Kiedy pasł setkę wołów i dwieście owiec poznawał przyrodę, uczył się znaków przekazywanych przez pogodę, poznawał cudowną moc ziół. Sława jego sięgała od Dunajca po Kamienicę, a nieraz i dalej. Kiedy mając sto lat na karku wreszcie zszedł z gór, był człowiekiem bardzo bogatym. Niektórzy uważają, że dorobił się na leczeniu i wyrobach z mleka owczego, inni, że...

Skarb pod kapliczką

No właśnie.

Podobno Bulanda znalazł skarb.

Według miejscowej legendy skarb ten leżał pod ogromnym głazem. Bulanda siłą góralską dysponował, głaz odrzucił i tym sposobem wszedł w posiadanie skarbu. Tu jednak istnieją dwie wersje legendy. Jedna mówi o głazie na Zbójeckiej Jamie, inna o kamieniu na miejscu ufundowanej później kapliczki. Zbójecka Jama istnieje. wątpliwe jest jednak, aby mogła służyć za schronienie całej bandzie zbójników, jak tego chce podanie. wąską studzienką dostać się można do korytarza, który w jedną stronę biegnie 10 metrów, w drugą 15. Cała szczelina ma może metr szerokości. Wilgotne ściany porastają mchy, wątrobowce i paprocie, wśród których mieszka niezliczona ilość owadów, niekoniecznie należących do ulubionych przez człowieka. 

Legendy ludowe i na to znajdują wytłumaczenie. Kiedyś korytarze ciągnęły się pod całym obszarem Gorców. Razu pewnego juhasi wpuścili do nich kozę, która, kilka dni później, umorusana i przerażona, wyszła pod Mogielicą (inna wersja mówi o wyjściu nad Dunajcem).

Odcięta głowa i pankowie

Zanim jednak w Gorcach pojawili się zbójnicy, jaskinie zamieszkiwali pankowie- duchy ziemne z naroślami na twarzach. Kto wie może zamieszkują ją do dzisiaj? Wszak najodważniejsi czują się odrobinę niepewnie wchodząc w mroczny, stuletni, świerkowy las. Droga błądzi po manowcach, pokonując liczne bagniska, powstałe na skutek kumulowania się wody z opadów i ze źródlisk. Nie ma ona możliwości spłynięcia do Kamienicy, gdyż Jaworzyna jest zbyt przysadzista. 

Podobno na Jaworzynie straszy również głowa. A głowa to nie byle jaka. Włos ma długi, oczy piękne, twarz urodziwą i nie budzi pozytywnych odczuć tylko dlatego, że w drastyczny sposób została pozbawiona reszty kadłuba. Jest to głowa zastępcy herszta jednej z bi. Jako, że zdecydowanie przewyższał herszta we wszystkim, ten postanowił go zabić, odcinając mu głowę i wyrzucając w pobliski parów. Głowa jednak powraca, a jeśli ją ktoś znajdzie i odrzuci, ona i tak powróci- taka jest przywiązana do Jaworzyny. Kolejne podanie mówi, że pilnuje swoich kości, złożonych pod kapliczką, inne, że skarbu, który ukrył pod nią przemyślny Bulanda...

Ale choćby wschód słońca nad szczytem Przysłup kusił, choćby poranne słonce przepięknie migotało na pajęczynach, Chociaż promienie odbijałyby się od szyb kapliczki, lepiej przyjść tu z samego rana, niż decydować się na nocleg w miejscu, gdzie harcują pankowie i straszą świeżo odcięte głowy...

Lokalizacja:
49°32'58.7"N 20°09'31.5"E
Bulandowa kapliczka znajduje się na polanie podszczytowej Jaworzyny Kamienickiej- przy żółtym szlaku z Turbacza na Gorc (ok. 1 h od Turbacza)   

Główny szlak beskidzki (czerwony) odchodzi na Kiczorę (kilometr od Bulandowej Kapliczki w kierunku Turbacza)

piątek, 26 października 2018

Tam, gdzie górę zwiezło...



Prawie 100 lat temu powstały Jeziorka Duszatyńskie – jedna z największych osobliwości bieszczadzkich, która dziś chroniona jest jako rezerwat "Zwiezło". 


Dawni mieszkańcy tej ziemi - Rusini - stworzyli legendę o tym, jak powstały Jeziorka Duszatyńskie. Według przekazywanych opowieści czartowi nie spodobała się kolejka wąskotorowa. Wściekł się i postanowił ją zniszczyć. Rzucił więc na nią ognisty pocisk, ale nie trafił w kolejkę biegnącą doliną Osławy, tylko w Stećkiw Las. Ogromna wyrwa na krawędzi osuwiska widoczna jest do dziś i zwana jest diabelskim młynem.- Krajobraz na osuwisku można było nazwać księżycowym; zwalone drzewa, bloki skalne wymieszane z pniami, grzęzawisko uniemożliwiające poruszanie się, odór stęchlizny... To na pewno diabelska robota, mawiali ludzie.

A jak to było naprawdę z jeziorkami Duszatyńskimi?

W kwietniu 1907 roku, po długotrwałych opadach deszczu, kiedy chmury podobno przez miesiąc nie odsłoniły słońca, osunęło się zbocze góry Chryszczatej. Mieszkańców Duszatyna poderwał ogromny huk zwielokrotniony odbitym od gór echem. Ludzie, nie wiedząc, co się stało, szybko pakowali podręczne rzeczy i w panice opuszczali swą wieś, uciekając w kierunku Prełuk, gdzie w miejscowej cerkwi uderzono w dzwony na trwogę. W tzw. Steciw Lesie na Chryszczatej oderwał się potężny płat zbocza i lejem długości pół kilometra i szerokości 140 metrów ruszył w dół, zabierając ze sobą wiekowy las i tarasując dolinę Olchowatego potoku. Najdalej przesunięte warstwy przebyły ponad kilometrową drogę. Masa przemieszczonego materiału oszacowana została na 12 mln metrów sześciennych a średnią miąższość osuniętego gruntu oszacowano na 35 metrów.

 Powstały wówczas  3 jeziorka nazwane później Duszatyńskimi, jednak z najniżej położonego, w roku 1925 spuszczono wodę, dla wyłapania licznych tutaj pstrągów – złowiono wówczas  80 dorodnych ryb.  Teren, gdzie "zwiezło" las długo pozostawał niedostępny dla ludzkiej gospodarki. W 1925 roku z najniżej położonego jeziorka spuszczono wodę, wyłapano ryby. Ale okazało się, że jeziorko przestało istnieć, nie dało się go ponownie napełnić wodą. Wtedy właściciel tych gruntów, hrabia Potocki, zakazał jakichkolwiek działań na dwóch wyższych stawkach. Dzięki temu już przed wojną były one chronione jako pomnik natury. Figurowały nawet w spisie obiektów chronionych Generalnej Guberni w roku 1942. Dziś dwa ocalałe Jeziorka Duszatyńskie stanowią dużą atrakcję turystyczną i są  chronione w formie rezerwatu o nazwie "Zwiezło". Utworzono go w 1957 roku na powierzchni 2,20 ha. 

- Jeziorka znam od 37 lat, odwiedzam je kilkakrotnie w ciągu roku i tak jak u starych znajomych gwałtownych zmian ich wyglądu nie zauważam. – Mówi Władysław Budzyn, nadleśniczy Nadleśnictwa Komańcza. 
– Zapewne jednak wypłycają się one w sposób ciągły na skutek namułów wnoszonych przez wody potoków, które do nich wpadają. Widać to po deltach potoków i po zapustach łozowych na górnym jeziorku. Zmniejszanie się powierzchni jeziorek ciągu prawie stu lat ich istnienia dokumentują zapisy planu ochrony rezerwatu. 
Górne – większe – jeziorko jeszcze w roku 1925 miało ponad 2,5 ha powierzchni i głębokość 10 metrów, obecnie ma 1,25 ha powierzchni a głębokość zmalała do 6 metrów. Lustro jego wody leży na wysokości 708 m. n.p.m.

Dużo mniejsze, bo liczące zaledwie 0,45 ha, jest dolne – mniejsze – jeziorko położone na wysokości 687 m. n.p.m. Jego powierzchnia zmniejszyła się w ciągu prawie 70 lat o 10%. Mieści ono w sobie 12 tys. metrów sześciennych wody. W 1925 roku jego maksymalna głębokość wynosiła 14 metrów, obecnie zaledwie 6 m. Obecnie łączna powierzchnia lustra wody rezerwatu wynosi 1,74 ha. 
Od strony zamulanej obserwować można na jeziorkach naturalną sukcesję lasu. Ich brzegi opanowuje wpierw skrzyp bagienny, trzcina i pałka wodna, tworząc osady organiczne bogate w gazy. Szerokim pasem rośnie tu rdestnica pokrywająca latem prawie połowę górnego jeziorka, zaś nad jeziorkiem dolnym odkryto rzadki gatunek skrzypu Equisetum ramosissimum, który ma tu swoje maksimum wysokości występowania.

Mroczna historia jeziorek to nie tylko ta związana z czartem. Kilka osób przypłaciło życiem kąpiel w ciemnych wodach. Choć w rezerwacie nie wolno się kąpać, a zachęcają do tego wystające konary, to jednak byli tacy, którzy chcieli się ochłodzić w jeziorkach.- Woda w nich jest bardzo zimna. Bardzo niebezpiecznie jest wchodzić do zimnej wody po męczącym podejściu w górę. Łatwo wówczas  o skurcz mięśnia sercowego i utonięcie. Ostatni taki przypadek miał miejsce w 1990 r. O tym, że życie stracił tu młody leśnik, przypomina dziś tablica nad brzegiem górnego zbiornika.

Tu Osława omegą płynie

Autor: Anna Gorczyca 
(gazeta.rzeszow.pl)

W tym rezerwacie można podziwiać dwie niezwykle rzeczy: rzekę, która zachowała się tak jakby chciała wrócić do wcześniejszego koryta i kolejkę wąskotorową, która zawisła nad rzeką.


Rezerwat Przełom Osławy pod Duszatynem to jedno z wyjątkowo pięknych miejsc w naszym regionie. Pomiędzy Duszatynem, a Prełukami, Osława przeciska się wąską doliną.- W pewnym momencie rzeka wykonuje niesamowity manewr. Opływa wzgórze Łokieć meandrem długości 1,7 km, wraca i zaledwie 120 metrów dalej zamykać "omegę". Wewnątrz tej omegi wznosi się 50-metrowy ostaniec, tworząc niemal wyizolowaną wyspę. - opowiada Edward Marszałek. rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

O ochronę tego wyjątkowo pięknego i cennego przyrodniczo zabiegali leśnicy z nadleśnictwa Komańcza. Dziewięć lat temu w przełomie Osławy i przylegającym lesie został utworzony rezerwat. W dolinie rzeki możemy oglądać różne formy skalne i pozostałości po osuwiskach. W lasach rezerwatu znajdziemy różne drzewostany: olszynkę karpacką, lasy świerkowe i sosnowe, stary 130-letni las bukowo-jodłowy oraz jaworzynę górską ze wspaniałymi okazami wiązu górskiego i jaworami, liczącymi 130 lat.

Osława w rezerwacie pokazuje jak wygląda prawdziwa górska rzeka. Przeciska się pomiędzy stromymi zboczami, spada z ze skalnych progów tworząc małe wodospady. W czystej wodzie żyją małże, wypławki, skąposzczety, pijawki, kiełże, jętki, chruściki. Tu żyje także rak rzeczny. W zakolu rzeki występują kijanki kumaka górskiego, pstrągi i klenie. Widywano również: lipienie, głowacze, strzeble, brzanki, jelce, piekielnice, ukleje i kiełbie.

Podziwiając naturę, nie można przeoczyć, nieczynnej już, kolejki wąskotorowej, która przebiega przez podstawę omegi.
- Linia ta była zbudowana jeszcze w 1923 roku z inicjatywy Jana i Stanisława hr. Potockich z Rymanowa, którzy byli właścicielami dużej części lasów w dorzeczu Osławy. Wąskotorówka pozwalała eksploatować drewno ze stoków Chryszczatej i dostarczać je do Rzepedzi, gdzie w przysiółku Zajniczki istniał dwutrakowy tartak napędzany lokomobilą oraz działała parzelnia drewna. Właścicielem była spółka Hasslinger-Bernardi. Samo torowisko długości 11,5 km budowano zaledwie 2 lata. To krótko, wziąwszy pod uwagę fakt, że trzeba było wznieść most właśnie w przełomowym odcinku rzeki.- przypomina Edward Marszałek. W 1930 roku kolejkę spalił pracownik kolejki, w ten sposób zemścił się na pracodawcy bo ten nie wywiązywał się ze swoich zobowiązań. Most odbudowano już jako betonowy, ale i on nie stał długo. Mosty i torowisko zostały po wojnie zniszczone przez UPA. Ponownie odbudowano je dopiero w latach 60. ubiegłego wieku.
- Most ma długość 51 metrów między przęsłami i wysokość prawie 9 metrów nad poziomem rzeki- informuje Marszałek. 

Osobliwością rezerwatu są  źródła wody mineralnej o niezbadanym jeszcze dobrze składzie, wypływające w bezpośrednim sąsiedztwie torowiska kolejki, jak również pod szczytem Karnaflowego Łazu.

Edward Marszałek przypomina, że dolinę Osławy upodobał sobie Jerzy Harasymowicz - piewca Beskidu.
- Bywał tu często , znajdując w tej dzikiej okolicy spokój i poetyckie natchnienie. Osławie, Komańczy i okolicy poświęcił wiele swych wierszy. Gdy w lipcu 1999 roku ciężko zachorował, znów odbył podróż w Bieszczady, gdzie korzystał z gościny leśników w Nadleśnictwie Komańcza. Spędził tu czas  jakiś w osadzie leśnej w Mikowie. Tu również miało miejsce jego ostatnie spotkanie z czytelnikami. Harasymowicz myślał już o nadchodzącej śmierci. Tutaj udzielił też jednego z ostatnich wywiadów, w którym powiedział: "...Drzewo się z wiosną odrodzi, a martwy człowiek posłuży mu za odżywkę. Dlatego marzę o tym, żeby moje prochy były rozsypane..." Myśl ta stała się rzeczywistym testamentem poety, zrealizowanym jesienią 1999 roku- jego prochy rozsypane zostały ze śmigłowca nad Bieszczadami..- opowiada Edward Marszałek.


sobota, 6 października 2018

Echa leśne przy autostradzie...

Po co ja właściwie keszuję? Powodów jest kilka, ale jednym z nich jest to, że jadąc okrutnie nudną drogą szybkiego ruchu (przez Kielce - Radom) do Warszawy, i zatrzymując się na parkingu przydrożnym, na którym, wydaje się, nie ma ABSOLUTNIE nic oprócz knajp... znajduję oto takie historie...



Dawno temu nieopodal stała Karczma uwieczniona przez Stefana Żeromskiego w opowiadaniu „ECHA LEŚNE” - Gospoda „Echa Leśne” niedaleko wsi Występa. 

To w tych okolicach dzieją się wydarzenia opisane w opowiadaniu. 

Generał od dawna postawił szklankę na tacy i siedział wyprostowany, z nogą zgrabnie odstawioną, a piersią wysuniętą. Czasami oglądał się na las. Słuchał, jak echa grają, i znowu ustawiał głowę we właściwej formie. Rzekł zwracając się do Guńkiewicza: 
– Panie podleśny, a jak daleko z tego oto miejsca do Suchedniowa? 
Guńkiewicz postawił szklankę i z należytym pochyleniem zamaskowanej łysiny oświadczył, że na prostaki nie będzie dziesięciu wiorst. 
– A pan tu drogi wszystkie zna? 
Guńkiewicz uśmiechnął się z dumą czy politowaniem. Nie znajdował słowa zbyt dosadnego na wyrażenie swych znajomości tamtejszych wertepów od lat dwudziestu kilku był podleśnym: 
– Tak… – bąknął generał w zamyśleniu. 
– A pan taką drogę zna: od Zagnańska ku Wzdołowi? – Była tam przy tej drodze karczma w szczerym lesie… 
– Zagoździe – jakże! Stoi. 
– Jedna korzenista droga szła stamtąd w kierunku Suchedniowa, a druga, lepsza na Wzdół, na Bodzentyn. 
– Tak jest, panie generale. 
– Więc karczma, pan mówisz, stoi? 
– Stoi. Najgłówniejsza złodziejska przystań i ucieczka z całej Korony Polskiej koniokrady tam się właśnie schodzą. 
– Przed tą karczmą, za drogą, po drugiej stronie był wydmuch piasku duży, żółty… Na tym wydmuchu rosło kilka brzóz… 
– A to generał pamięta doskonale! Z tych tam brzóz tylko jedna została. 
– A były już brzozy? 
– Karczmarz łajdak je wyciął. Jedna z tych brzóz została, i to dlatego, że o nią krzyż oparty. Już, szelma, tej tknąć nie śmiał.”