wtorek, 28 lipca 2020

Piwniczanka P-7

Mała Pijalnia Odwiert P-7

Pierwsze źródło wody w okolicy odkrył w Głębokiem w 1814r pasterz Michał Cięciwa. W ciągu kilku lat odnalazł jeszcze kilka miejsc wypływy wody. W 1887 r dokonano analizy chemicznej wody, która wykazała, że jest ona niezwykle wartościowa. Legenda głosi, że z tego źródła piła św. Kinga, dlatego też na jej cześć tak  je nazwano. W 1931r w części miasta zwanej Zawodzie dokonano pierwszego odwiertu wody mineralnej – szczawy wodorowowęglanowo-wapniowo-magnezowo-sodowej (obecnie w okolicy istnieje ich 7), w latach dziewięćdziesiątych przy ul. Zdrojowej wybudowano nową pijalnię w stylu dworku polskiego. W niedalekiej odległości (100 m) od Pijalni wód mineralnych znajduje się piękna "Mała Pijalnia". Kuta klatka otacza odwiert P-7 z doskonałej jakości wodą - Piwniczanką.

Tekst i zdjecie z https://www.geocaching.com/geocache/GC4QQWT

Wodospad nad potokiem Łomniczanka




Pomnik przyrody nieożywionej, naturalny próg skalny, w Łomnicy-Zdrój, w Paśmie Jaworzyny w Beskidzie Sądeckim. Spadający ze stromo nachylonej ławicy piaskowca potok Łomniczanka tworzy piękny wodospad o wys. ok. 3m i długości progu ok.7 m, a u podstawy jest kocioł eworsyjny o gł. do 1,6m. Możliwe jest, że próg wodospadowy zostanie kiedyś rozczłonkowany wzdłuż spękań ciosowych przez erozyjne działanie wody, która już teraz spływa trzema strugami. Poniżej wodospadu znajdują się źródła wód mineralnych typu szczaw wodorowęglanowo - wapniowo - magnezowych. To właśnie w w okolicach Łomnicy-Zdrój stwierdzono największą liczbę źródeł tych szczaw. Jedno źródło jest ujęte i wykorzystywane przez tubylców. Obszar chroniony od 1982 roku.

Kościół w Łomnicy Zdroju




Historia
Parafia powstała 10 maja 1925 roku. Obecny kościół został zbudowany w latach 1913 – 1914, w tym czasie biskup tarnowski Leon Wałęga utworzył w Łomnicy niezależną od parafii Piwniczna Zdrój ekspozyturę. Ten sam biskup erygował w Łomnicy Zdrój parafię w 1925 r. Kościół został poświęcony 5 grudnia 1915 roku. W latach 1996 – 1997 został rozbudowany według projektu Pawła Dygonia. Poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego dokonał 6 kwietnia 1997 roku biskup Józef Życiński.
Architektura
Kościół jest pozbawiony wyraźnych cech stylowych. Jest murowany z cegły, otynkowany, kryty blachą. Złożony z nawy ujętej dwoma kaplicami o charakterze transeptu oraz węższego kwadratowego prezbiterium, z przybudówkami zakrystyjnymi po bokach. Od frontu nawę poprzedza arkadowy przedsionek, podobne przedsionki znajdują się na przedłużeniu kaplic bocznych. Elewacje zewnętrzne opięte są uskokowymi przyporami i lizenami. Kościół nakrywają dachy dwuspadowe z arkadową wieżyczką na sygnaturkę nad nawą, nakrytą ostrosłupowo. Wnętrza kościoła nakryte są pozornym sklepieniami kolebkowym na gurtach. Ściany wewnątrz rozczłonkowane są uproszczonymi pilastrami
Wyposażenie wnetrza
Ołtarz główny i dwa boczne neogotyckie, pochodzące z czasu budowy kościoła, z rzeźbami Chrystusa, NMP i św. Franciszka. Pozostałe sprzęty bezstylowe, w większości wykonane po 1964 r. Organy 6-głosowe wykonane w 1924 r. przez organmistrza Bartłomieja Ziemiańskiego ze Szczyrzyca.
Dzwonnica
Jest ona wolnostojąca, wzniesiona współcześnie z kościołem. Murowana w kształcie potrójnej arkady na zawieszenie dzwonów, zwieńczona trzema szczycikami. Trzy dzwony, dwa z nich: Józef i Wojciech wykonane w 1972 r. w Odlewni dzwonów Felczyńskich w Przemyślu.

Szkoła pod Obłokami





Aby kolejne pokolenia mieszkające na wyżynie, nie wyrastały na analfabetów i otrzymały szanse na naukę fachu w przyszłości, w 1938 roku otwarto na polanie pod Niemcową szkołę podstawową dla dzieci z chat rozsypanych po okolicy, do czterech klas uczęszczało dwudziestu pięciu uczniów, szkoła nad obłokami przetrwała do 1961 roku. Potem już tylko uciekali młodzi do miasta, wracali w doliny, a pozostałości górskich osad możemy poszukać wędrując po tamtych terenach. Na Niemcowej toczyła się akcja powieści Marii Kownackiej "Szkoła nad Obłokami". Ruiny szkoły znajdują się przy czerwonym szlaku, 300 metrów od istniejącego jeszcze gospodarstwa. Było to zwykłe gospodarstwo użyczające pomieszczenia szkole. W tym miejscu obecnie stoi mały pomnik.

piątek, 24 lipca 2020

Dworek w Jordanowie





Drewniany dwór na Chrobaczem (dawniej wieś, obecnie Chrobacze to dzielnica Jordanowa) zbudowany został w połowie XVIII w.
Dwór jest budowlą parterową, częściowo tynkowaną z charakterystycznym tzw. polskim dachem (łamanym). Ganek, który znajduje się na froncie oraz schody dobudowano w późniejszym okresie. Jednym z jego ostatnich mieszkańców był major Edward Gett-Getyński, obrońca Lwowa w latach 1918-19, uczestnik wojny polsko – bolszewickiej w 1920r. W połowie lat 30-tych służył w 23 Górnośląskiej Dywizji Piechoty w Katowicach, w 1939r. w sztabie Armii „Pomorze” gen. Bortnowskiego.
W czasie okupacji był współzałożycielem „Dywizji Podhalańskiej w Konspiracji”, która weszła następnie w skład Konfederacji Tatrzańskiej.
W lutym 1942r. został aresztowany przez gestapo. Po przesłuchaniach w zakopiańskiej willi „Palace” (siedzibie gestapo) wywieziono go do obozu KL Auschwitz. Tam znów wstąpił do organizacji konspiracyjnej, za co został skierowany do bunkra a następnie w styczniu 1943r. rozstrzelany.
Po wojnie w dworku mieściła się szkoła, co bardzo mu zaszkodziło. Od niedawna dworek jest własnością prywatną. Dworkowi bardzo przydał by się remont, liczę że nowi właściciele doprowadzą go do dawnej świetności.

Tekst z https://opencaching.pl/viewcache.php?wp=OP5052

środa, 22 lipca 2020

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA Sprawozdanie z badań terenowych

Pierwszy etap badań objął wsie żywieckie: Radziechowy, Korbielów, Koniaków. Teren o tyle ciekawy, że leżący na pograniczu dwóch kultur. Beskid Śląski zamieszkują Ślązacy, zaś Beskid Żywiecki- polscy górale "Od Żywca". Granica przebiega kilka kilometrów na wschód od Koniakowa- osobiście doświadczyłam odrębności i świadomości etnicznej Ślązaków.

Właściciel karczmy, w której przeprowadzałam badania podwiózł mnie do Żywca, gdzie mieszkaliśmy, tłumacząc, że "u nas ci się nic nie stanie- tu są Ślązacy, ale tam, u Polaków to możesz stracić życie". Podobno, gdy mieszkaniec Koniakowa bierze sobie za żonę dziewczynę z Milówki (20 km dalej) to mówi się, że ożenił się z Polką, jeżdżąc na targ do tej samej Milówki jeździ się "za granicę". Koniaków zamieszkuje też wielu imigrantów z różnych obszarów Polski, przeważają jednak imigranci ze Śląska. Bardzo szybko ulegają asymilacji i choć zawsze "trochę obcy" są jednak "bardziej swoi" niż przyjezdni z innych części Polski (nawet ze wspomnianej już Milówki- która jest, jak się wydaje, przysłowiową solą w oku górali Śląskich). W Koniakowie – miejscowości chyba najciekawszej z wyżej wymienionych- przeprowadziłam większość wywiadów, w pozostałych miejscowościach tylko po dwa wywiady. W sumie przeprowadziłam siedem wywiadów i cztery ankiety wśród dzieci. Niestety ograniczenia czasowe nie pozwoliły na więcej.

Kolejne dwa tygodnie spędziłam we wsiach Beskidu Makowskiego, leżących w gminie Tokarnia. Beskid Makowski jest obszarem "zapomnianym przez Boga i ludzi". Leży pomiędzy Beskidem Wyspowym, charakteryzującym się "kosmicznym" ukształtowaniem terenu, a grupą Babiej Góry, najwyższymi, poza Tatrami, polskim masywem. Turyści, więc, skrzętnie Beskid Makowski omijają. Gmina Tokarnia, obejmująca prawie w całości ten teren górski, usiłuje rozwinąć turystykę w swoim regionie organizując dożynki gminne, Niedzielę Palmową z największymi palmami (poza wsią Łyse na Kurpiowszczyźnie i Lipnicą Murowaną w Beskidzie Sądeckim), cykliczne imprezy z udziałem zespołu ludowego "Kliszczacy". Jednocześnie najpiękniejszy szczyt Beskidu Makowskiego oszpeca przekaźnikiem RTV. Możliwości zakwaterowania, poza gospodarstwami pseudo-agroturystycznymi, właściwie nie ma, dojazd ogranicza się do kilku mikrobusów dziennie, rozwoju turystyki, przemysłu i handlu nie widać, a rolnictwo upada. Miałam nadzieję, ze katastrofalne gospodarczo zapomnienie sprzyja rozwojowi, a przynajmniej nie-zanikaniu tradycji i obrzędów. W Beskidzie Makowskim przeprowadziłam dziesięć wywiadów (pięć we wsi Zawadka, jeden w Więciórce i po dwa w Tokarni i Krzczonowie) oraz siedem ankiet wśród dzieci w wieku 10-13 lat, w szkole podstawowej w Krzczonowie.

Zdaję sobie sprawę z problemów przeprowadzania badań na ten temat w maju i sierpniu. Jednak pozwolę sobie zauważyć, że wymienione grupy etniczne są dość zamknięte i według wszelkich prawideł przeprowadzenie takich badań w grudniu, kiedy "święta za pasem", mogłoby się okazać mocno utrudnione. Przeprowadzanie badań w sercu sezonu rolniczego, kiedy nikt nie myśli o choince mają tą przewagę, że respondenci mogą bez obaw powiedzieć o swoich zwyczajach i dodać "powinna Pani to zobaczyć". Gdyby badania przeprowadzać w grudniu, respondenci mogliby się powstrzymać przed odkryciem niektórych zwyczajów, z obawy przed nieoczekiwanym wigilijnym gościem. Badania na temat obrzędowości Świąt Bożego Narodzenia przysparzają nieco kłopotu właśnie ze względu na niemożność, bądź w najlepszym razie niedogodność bezpośredniego uczestnictwa i obserwacji.

Wielkim problemem w przeprowadzaniu wywiadów okazała się dla mnie gwara. O ile górale spod Żywca posługują się językiem polskim, używając tylko nieco innego akcentu, to Kliszczacy- mieszkańcy Beskidu Makowskiego- używają gwary niezrozumiałej dla człowieka operującego językiem urzędowym. Wiadomość, że chleb piecze się na "liściach lijonu" zaowocowała godzinnym spacerem z respondentką w poszukiwaniu owegoż "lijonu", po czym okazało się, że to klon. Na innym respondencie, po uzyskaniu informacji, ze najlepsze styliska do siekiery są "z kocirbki" nie wymogłam pokazania nieznanej rzeczy tylko dlatego, że stylisko do siekiery nie było mi do niczego potrzebne. Konieczność tłumaczenia sobie uzyskanych informacji na język polski sprawiła, że wywiady trwały nadspodziewanie długo. Próba zapisania ich na kasecie magnetofonowej nie zdała egzaminu. Większość badanych na widok maleńkiego dyktafonu zamykała się w sobie i kończyła rozmowę, w nielicznych wypadkach wprost mówiono: "powiem pani, ale jak pani to wyłączy". Nagrywanie z ukrycia sprawiło, że na kasecie mam wyśmienicie nagrane ryczenie krów i pianie koguta z sąsiedniej obory, natomiast głos respondentki niknie w szumie.

Poniższe sprawozdanie nie jest kompletnym wizerunkiem zwyczajów Świąt Bożego Narodzenia. W wiele miejsc po zakończeniu badań będę musiała powrócić, aby powiększyć grupę reprezentatywną. Dziesięć wywiadów na tak duże grupy górskie jak Beskid Śląski z Żywieckim oraz Beskid Makowski to jak kropla w morzu potrzeb. Ogólne pojęcie na ten temat zostało jednak zarysowane i chciałabym je poniżej przedstawić.

Święta Bożego Narodzenia nie są najważniejszymi i plasują się, w liturgii katolickiej dopiero na trzecim miejscu, zaraz po Wielkiej Nocy i Zielonych Świątkach. Niektóre grupy heterodoksyjne nie obchodzą tych Świąt w ogóle. Podobnie czynili chrześcijanie pierwszych wieków, jednakże wiadomo każdemu etnologowi, że tradycja nie zwraca zbytniej uwagi na fakty i rządzi się swoimi prawami. Tak też jest i w tym przypadku: Boże Narodzenie w świadomości ludowej zajmuje bezsprzecznie czołowe miejsce. Wszyscy respondenci spędzali święta z rodziną. Samotni w tym czasie przeprowadzali się do mamy- staruszki, albo przypominali sobie o istnieniu siostry i jej rodziny. Ani jeden respondent nie spędzał świąt samotnie. Święta Bożego Narodzenia to czas szczególny. Nierzadko sprząta się, gotuje, czyści, piecze cały tydzień, żeby na ten jeden dzień- jedyny w roku, a właściwie na ten jeden wieczór, mieszkanie było wyjątkowe. Jednak tylko jeden respondent (m. lat 63, wykszt. Średnie, górnik, Koniaków; Beskid Śląski, przyjezdny z Kędzierzyna Koźla) stawiał w kącie snopek słomy ubrany łańcuchami z bibuły. Ogromna większość jako ozdobę mieszkania, za wyjątkiem choinki, traktuje gałązki jedliny ubrane w bibułkowe łańcuchy lub bez nich ("To zależy czy są dzieci w domu"- powiedziała respondentka z Krzczonowa). W niektórych wsiach Beskidu Makowskiego popularne jest ozdabianie okien łańcuchami z bibuły. Z obserwacji własnych, gdyż żaden respondent tego nie uwzględnił, wynika również, że popularne jest również nalepianie na szyby wizerunków świętych.

Choinka, Chociaż wiadomo, że w początkowych wiekach tradycji bożonarodzeniowej wisiała u sufitu, teraz stoi w każdym domu, zazwyczaj w kącie. czasem ma uprzywilejowane miejsce ("nie w kącie!- oburzył się ankietowany dziesięcioletni Tadek- choinka stoi w dobrym miejscu! Przy telewizorze!"). Szopka pod choinką należy do rzadkości, częściej jest spotykana w domach Beskidu Śląskiego, najprawdopodobniej wynika to z bliskości Koniakowa- ośrodka sztuki ludowej. W Beskidzie Makowskim obecność szopki zależy tylko i wyłącznie od zażyłości stosunków z miejscowym rzeźbiarzem (Józef Wrona, Więciórka). Wydaje się, że nie należy do tradycji kliszczackich stawianie szopki pod choinką, ani gdziekolwiek indziej, raczej traktuje się ją jako klasyczną ozdobę- tak jak bombki na choinkę.

Wigilia (u Kliszczaków zwana Wilią) jest dniem szczególnym prawie dla każdego respondenta. Zazwyczaj przyrządza ją gospodyni, czasem pomaga jej mama, lub córki. Mężczyźni do kuchni nie mają specjalnego przekonania, ale nie jest to chyba zjawiskiem typowym dla wsi beskidzkich... W niektórych domach, gdzie rodzice jednego z gospodarzy pochodzą ze Wschodu, zostały do wigilijnego jadłospisu włączone niektóre potrawy. Szczególnym zjawiskiem jest, ze respondenci zazwyczaj wspominają o kutii (słodka potrawa z maku, pszenicy i miodu) jako potrawie obcej. Równie ciekawym jest fakt, że kutia pojawia się na stole wyłącznie w tych domach, w których jest podawany barszcz z uszkami (uszka to są małe pierogi w kształcie trójkąta, zalepiane na górze, nadziewane grzybami- najczęściej prawdziwkami lub kozakami czerwonymi. ). Z własnego doświadczenia wiem, że barszcz powinien być robiony na borowikach ceglastoporych, które masowo występują w lasach Beskidu Makowskiego. Powszechnych poćców nikt na wsiach nie zbiera, a wieśniacy boją się ich jak ognia . Jedynie dwoje respondentów (oboje z wykształceniem wyższym) barszcz robią właśnie na poćcach. W domach rdzennie kliszczackich podawany jest "żur"- przy czym nie jest to żurek, tylko gwarowa nazwa zupy grzybowej. We wsiach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego podawana jest bądź zupa grzybowa, bądź rybna. Wydaje się, ze wybór zupy na wigilię zależy tu od wyznania: odpowiedzi pięciu respondentów z Koniakowa i czterech z Korbielowa i Radziechowych pozwoliło mi wysnuć wniosek, że zupa grzybowa podawana jest w domach katolickich, zaś rybna w ewangelickich. Wniosek ten wymaga jednak potwierdzenia przy uzupełnianiu badań, gdyż ze względu na zbyt małą grupę reprezentatywną może okazać się błędny. Do zupy podawany jest zwykły chleb, w miarę możliwości pieczony w domu.

Obecność płodów rolnych na stole jest bardzo zróżnicowana. Zgodność występuje jedynie w kładzeniu sianka pod obrus. Zwyczaj podkładania sianka ma związek z pogańskim zwyczajem agrarnym, mającym zapewnić urodzaj w roku następnym, jednakże respondenci zgodnie twierdzą, że kultywują ten zwyczaj na pamiątkę dzieciństwa pana Jezusa, spędzonego, jak wiadomo, w żłobku. Część respondentów (z obu rejonów) przyznaje się do kładzenia ziarna (najczęściej owsa). W Beskidzie Śląskim ziarno kładzie się razem z monetami na obrus. Ma to zapewnić urodzaj i pomyślność w roku następnym. Kliszczacy z Beskidu Makowskiego ziarno kładź pod obrus, razem z siankiem i kawałkami chleba (w niektórych domach kładzie się opłatek). Jednak żaden respondent nie potrafił odpowiedzieć dlaczego.

Przy stole wigilijnym, zawsze nakrytym białym obrusem, zostawia się miejsce dla niespodziewanego gościa. W wielu domach na stołach płoną świece, jednakże nie mają one wyrazu mityczno-wróżbiarskiego, służą tylko i wyłącznie utrzymaniu nastroju (jedna z respondentek – zagorzała katoliczka- powiedziała, że "w szopie, gdzie wychowywał się Pan Jezus też było ciemno i my tak, te świece, na pamiątkę"). Tradycyjnie Wigilia zaczyna się wraz z pierwszą gwiazdką. czasem zaczyna się nieco wcześniej, jednakże w żadnym z przebadanych domów nie spotkałam się z innym znaczeniem pierwszej gwiazdki (w okolicach Przemyśla na przykład pierwsza gwiazdka oznacza pojawienie się Aniołka przynoszącego prezenty). O tradycyjnej liczbie potraw- dwanaście- wspominają jedynie ludzie ze średnim i wyższym wykształceniem, zazwyczaj w średnim wieku. Ludzie z wykształceniem podstawowym (od 40-80 lat) oscylują w okolicach pięciu- sześciu potraw, nierzadko się zdarza, ze nie potrafią podać liczby. Natomiast respondenci pamiętający o tradycji twierdzą niezmiennie: "powinno być dwanaście, ale kto by to zjadł, zawsze robimy mniej". Zadziwiającym jest fakt, że pamiętając o tradycyjnej ilości potraw, jednocześnie zapominają, że trzeba spróbować wszystkich potraw, aby zapewnić, że żadnej nie zabraknie w nadchodzącym roku . O tym z kolei nie zapominają ludzie z wykształceniem podstawowym. Oni również kultywują tradycję dzielenia się ze zwierzętami. Mieszkańcy Beskidu Śląskiego dzielą się ze swymi zwierzętami (ale tylko z gospodarskimi) opłatkiem. Dla odróżnienia od opłatków dla ludzi opłatki zwierzęce mają różne kolory- najczęściej zielony i czerwony. Opłatki te [wg informacji od proboszcza Radziechowy- Beskid Śląski] również rozprowadzane są przez kościół.

Kwintesencją Świąt Bożego Narodzenia jest wieczerza wigilijna. Oprócz zupy, o której już mówiłam, tradycyjnie podaje się potrawy z kapustą i grzybami. Przy czym następuje wyraźne zróżnicowanie między wsiami Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, a wsiami Beskidu Makowskiego. U górali od Żywca nie spotkałam domu, w którym nie podawano by pierogów z kapustą i grzybami, u Kliszczaków pierogi występują sporadycznie, a kapusty właściwie w ogóle się nie je. Grzyby jedzą chętnie, ale zazwyczaj spożywają je już w zupie, więc dodatkowego dania z grzybami nie podają. Kolejną potrawą wigilijną jest ryba smażona- zazwyczaj jest to karp, ale obie grupy etnograficzne chętnie korzystają z pstrąga. Spotkałam również domy, w których podaje się filety rybne.

Na zakończenie kolacji często podaje się słodkie pieczywo, lub inne wyroby słodkie. W domach, gdzie choć jedna osoba pochodzi ze wschodu podaje się kutię. Jednak rdzenni mieszkańcy Śląskiego i Makowskiego nie znają tej potrawy. Potrawy z makiem ograniczają się do makowca. W wielu domach kliszczackich jest to jedyne, oprócz babki drożdżowej, ciasto po kolacji. Domy górali Śląskich i żywieckich serwują bogatszy wybór ciast: od makowca przez orzechowiec, babkę aż po różnego rodzaju torty. Po kolacji nadchodzi czas spokoju. Cała rodzina siada przy choince i kolęduje (dzieci bardzo tego nie lubią). Najczęściej śpiewanymi kolędami są : "Cicha noc", "Bóg się rodzi"(Beskid Śląski) oraz "Wśród nocnej ciszy", "W żłobie leży" (Beskid Makowski). Obdarowanie prezentami zależy od tego czy są małe dzieci, czy nie. Jeżeli tak prezenty kładzione są pod choinką po kolędowaniu, jeżeli nie- przed. W Beskidzie Śląskim prezenty przynosi Aniołek (rzadko Mikołaj), natomiast u Kliszczaków z worem prezentów chodzi Dzieciątko (bardzo rzadko Mikołaj).

W miarę ekspansji "kultury miasta", wzrostu dostępności środków masowego przekazu, Internetu, dostępu do wiedzy, tradycja traci na znaczeniu, jeżeli nie upada. Dla etnologa marną pociechą jest fakt "edukacji społecznej", "uświadamiania wsi" czy "rozprzestrzeniania cywilizacji". Nie da się jednak nie zauważyć, że tradycja upada w tempie zastraszającym, a wierzenia giną w konfrontacji z rzeczywistością mediów. Najgorszym, dla mnie- przyszłego etnologa- jest fakt, że starsza mieszkanka wsi Zawadka (77 lat) nie mieszkająca z dziećmi, nie posiadająca telewizora, ani komputera, ani innych udogodnień XXI wieku, żyjąca tak jak przed laty, na pytanie o wróżby i przesądy odpowiada: "Eeee tam Pani. Ludzie tylko taką propagandę sieją. Mówią, że w Wilię krowy ludzkim głosem gadają, ja tam pani nie słyszała i nie wierzę. To tylko taka propaganda". Gdy delikatnie zapytałam jakąż to konkretnie "propagandę sieją", mając nadzieję usłyszeć o zapomnianych przesądach, usłyszałam: "co ja będę gadać, kiej to nieprawda. Taka propaganda...".

Jedynym kultywowanym zwyczajem świątecznym (z wyjątkiem samej kolacji wigilijnej) jest chodzenie po kolędzie. Przerażająca jest jednak motywacja młodych. Nikt nie myśli o tradycji. Nie zastanawiają się, czemu chodzą z gwiazdą (B. Śląski, B. Makowski), szopką (B Śląski) czy przebrani za Aniołka, Turonia i Śmierć (B. Makowski). Jedyną myślą jest ile dostaną za odśpiewanie kolęd. Skończyły się czasy poczęstunków. Kolędnicy chcą teraz tylko pieniędzy, a starsi wódki. U górali Śląskich chodzi się po domach w drugi dzień Świąt (św. Szczepana)- w dzień chodzą dzieci, wieczorem w kurs ruszają dorośli. "Rzadko kiedy kończymy przed północą. Od domu do domu coraz bardziej ochoczo śpiewamy i coraz bardziej niezrozumiale" [mężczyzna, lat ok.40, właściciel karczmy w Koniakowie]. U Kliszczaków kolędowanie zostało zdominowane przez dzieci, które chodzą w pierwszy dzień świąt. O dniu św. Szczepana raczej się tu nie pamięta.

Po pierwszym etapie badań mogę powiedzieć, że Święta Bożego Narodzenia o obydwu grup górali obchodzone są bardzo podobnie. Różnice są niewielkie i dotyczą właściwie jedynie rodzaju zupy podawanej na wilię, obecności lub braku pierogów i ilości ciast. Ze zwyczajów i obrzędów warto wspomnieć, że Kliszczacy bardziej czczą pierwszy dzień świąt, podczas gdy górale śląscy pierwszy dzień świąt traktują bardzo domowo, a odwiedzać rodzinę ruszają dopiero w dzień Św. Szczepana. Badania na tym etapie pozwalają na zorientowanie się w ogólnej zwyczajowości i obrzędowości Świąt Bożego Narodzenia. Wydaje mi się, ze do pełniejszego zbadania tematu potrzeba przeprowadzić wywiady, z co najmniej z 20 osobami, z każdej grupy etnograficznej, wybierając same starsze osoby (powyżej 50 lat). Kontrolnie można przeprowadzić ankietę w szkole, jednak ankieta przeprowadzona przeze mnie nie spełniła swojego zadania. Powinna być bardziej nakierowana na zwyczaje i obrzędy. Najlepiej byłoby wypunktować konkretne zwyczaje i dać dzieciom do uzupełnienia – czy takie a takie zwyczaje występują w rodzinie, czy tak a tak mama, babcia, czy tata się zachowują. Dlatego uważam, że po przeprowadzeniu wstępnych badań w Gorcach, Pieninach, Beskidzie Niskim i Bieszczadach, koniecznym będzie powrót do Górali od Żywca i Kliszczaków, aby niektóre dane uzupełnić i ewentualnie poprawić.

Zawadka –listopad 2004


BIBLIOGRAFIA:

1. M. Borejszo "Boże Narodzenie w polskiej kulturze" Poznań 1996
2. Bujak Jan "Wigilia Góralska. Jeszcze żywe zwyczaje" Przerój nr 1550/1551 1974
3. Ks. Stanisław Hołodok "Adwentowe zwyczaje religijne"- czas Miłosierdzia 12/1998
4. T.M.Ciołek, J. Olędzki, A.Zadrożyńska, "Wyrzeczysko. O świętowaniu w Polsce"Warszawa 1976
5. Ks. Stanisław Hołodok "Adwentowe zwyczaje religijne"- czas Miłosierdzia 12/1998
6. Ferenc- Szydełkowa E. "Rok kościelny, a polskie tradycje" Poznań 1988
7. J.G.Frazer "Złota gałąź", T. 1-2, Warszawa 1971
8. O.G.Lefebvre "Mszał rzymski z dodaniem nabożeństw nieszpornych" Tyniec 1949
9. Pełka Leonard "Polski rok obrzędowy. Tradycja i współczesność"Warszawa 1980
10. Rumpel Artur Svetomir "Ewolucyjno-porównawcza, a strukturalno- semiotyczna analiza cyklu bożonarodzeniowo- noworocznego (podstawowe problemy i ich egzemplifikacja)" Gorzyce- Cieszyn 2002
11. Turnau I. "Zwyczaje wigilijne i noworoczne" Mówią wieki nr 11 1967 R.10
12. Zadrożyńska A. "Powtarzać czas początku" warszawa 1965
13. Wierzbowski A. "Dawniej to było kolędowanie" Przemiany nr 1 1974 R.5
14. "Zwyczaje Świąt Bożego Narodzenia w Polsce"- Kurier Literacko Naukowy 1928 R.6

wykłady:
1) prof. Aleksander Naumov "Wierzenia i Religie Słowian" Katedra Bułgarystyki, Instytut Filologii Słowiańskiej, Uniwersytet Jagielloński
2) dr A. Suwara "Etnografia Słowacji" Katedra Słowacystyki, Instytut Filologii Słowiańskiej, Uniwersytet Jagielloński
3) dr Małgorzata Maj "Etnografia Chorwacji. Zwyczaje bożonarodzeniowe" Katedra Etnologii, Wydział Historyczny, Uniwersytet Jagielloński

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA - Zwyczaje i obrzędy

Był piękny, mroźny poranek, a pod sklepem we wsi Zawadka, w Beskidzie Makowskim, grzmiała kłótnia. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że bohaterami owej scenki byli dwaj kilkuletni chłopcy, kłócący się zażarcie o to, kto przynosi prezenty: Aniołek, czy Mikołaj. Młodszy z chłopców, trzymający się wersji Aniołka, był od lat moim sąsiadem i od urodzenia mieszkał w Zawadce. Starszy zaś był wychowany w Warszawie i jedynie na święta Bożego Narodzenia przyjeżdżał do dziadków. Świadkiem tej sceny byłam kilka lat temu, kiedy nie śniło mi się nawet, że będę studiować etnologię, ale już wtedy chciałam poznać, że tak się wyrażę, "zasięg terytorialny" Mikołaja i Aniołka, oraz innych postaci ruszający w świat w dniu 24 grudnia. Kiedy pojawiła się przede mną możliwość przeprowadzenia w miarę możliwości profesjonalnych badań terenowych, jasnym było, że tematyka mojej pracy obejmie zwyczaje Świąt Bożego Narodzenia.

Panujący trend w etnologii, kładący główny nacisk na tematy ogólne i zahaczające już o sferę badań socjologii czy psychologii, spowodował odejście od klasycznej etnografii. Szczególnie "po macoszemu" potraktowany został okres po II Wojnie Światowej, a przecież, pomijając już nawet przemieszczenia etniczne (repatriacje, wysiedlenia), powszechna dostępność środków lokomocji, studia poza miejscem zamieszkania (coraz więcej młodzieży wiejskiej studiuje nieraz w odległych miastach), emigracje za chlebem, spowodowały powstanie rodzin mieszanych, kultywujących nieraz skrajnie różne tradycje. Powstaje pytanie, jak bardzo mogą wymieszać się tradycje? Które odegrają rolę w nowopowstałej rodzinie, czy te pochodzące od strony ojca czy te pochodzące od rodziny matki? Które zostaną zapomniane i dlaczego? Czy powszechny dostęp do środków masowego przekazu nie spowoduje zatarcia tradycji i w jakim stopniu?

Niestety, choć jako przyszły etnolog, bardzo cierpię z tego powodu, nie mogę nie zauważyć faktu, że w miarę ekspansji "kultury miasta", wzrostu dostępności środków masowego przekazu, Internetu, dostępu do wiedzy, tradycja traci na znaczeniu, jeżeli nie upada. Dla etnologa marną pociechź jest fakt "edukacji społecznej", "uświadamiania wsi" czy "rozprzestrzeniania cywilizacji". Jednakże przy wnikliwych obserwacjach można zauważyć pewne ślady dawnych obrzędów, zwyczajów w codziennym życiu, choć nie mają już takiego znaczenia jak kiedyś. Uzasadnienia dla takiego lub innego postępowania są dwa:, "bo zawsze się tak robiło, robi i robić będzie..." lub "na wszelki wypadek", czasem nawet nie zauważamy, że kultywujemy pewne obrzędy w naszym cywilizowanym i wyzutym z "zabobonów" świecie. Na temat pozostałości obrzędów przejścia, zwyczajów i obyczajów związanych ze Sferą Sacrum i Profanum oraz z inicjacją, związaną z przyjęciem nowego członka do społeczeństwa, już pisałam , tym razem pragnęłabym się skupić na zwyczajach zachowanych w pełni, obrzędach, które, choć może odarte ze swego pierwotnego znaczenia, nic nie straciły ze swej tajemniczości i sile i wciąż, choć korzeniami tkwią w pełnej "zabobonów" przeszłości, nadają kształt naszemu życiu, więcej nadają mu pewnego rodzaju sens. Szczególnie spektakularny pod tym względem jest okres Świąt Bożego Narodzenia...

Chociaż niektórzy badacze zwracają uwagę na fakt, że Święta Bożego Narodzenia nie są najważniejszymi i plasują się, w liturgii katolickiej dopiero na trzecim miejscu, zaraz po Wielkiej Nocy i Zielonych Świątkach, a niektóre grupy heterodoksyjne nie obchodzą tych Świąt w ogóle, podobnie jak chrześcijanie pierwszych wieków, jednakże wiadomo każdemu etnologowi, że tradycja nie zwraca zbytniej uwagi na fakty i rządzi się swoimi prawami. Tak też jest i w tym przypadku: Boże Narodzenie w świadomości ludowej zajmuje bezsprzecznie czołowe miejsce. Ranga Świąt jak i obfitość obrzędów tłumaczy tak wielkie zainteresowanie nimi.

Materiały odnoszące się do okresu XV-XVII w opierają się głównie na przypadkowych obserwacjach, często mylnych, oraz na literaturze, która niestety, biorąc pod uwagę piśmiennictwo tamtego okresu i skłonność kronikarzy do puszczania wodzy fantazji i przytaczania niesprawdzonych informacji, stąd nie mogą być uznane za niepodważalne źródło. Wiek XIX to początek zainteresowania "ludem" i "ludowością". Badacze, prawie szturmem, ruszyli na podbój etnograficzny wiosek i wioseczek, dzięki czemu swoje prace opierali głównie na badaniach empirycznych . Obfitość badań XIX- wiecznych i bogactwo literatury na ten temat spowodowało porzucenie tematu przez badaczy XX- wiecznych. O ile jeszcze przed II Wojną Światową można było zauważyć nikłe zainteresowanie, po 1945 roku najprawdopodobniej uznano, że temat został o ile nie wyczerpany, to przynajmniej "wyeksploatowany".

Prof. Aleksander Naumov z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie tłumaczy, że początkowo dzień Bożego Narodzenia czczony był dnia 6.Stycznia, Chociaż ojcowie Kościoła starożytnego nie uznawali Bożego Narodzenia, jako że Ewangelie nic na ten temat nie wspominają. Z czasem jednak zwyczaj obchodzenia Bożego Narodzenia rozpowszechnił się tak dalece, że w IV w świętowano już na całym Wschodzie. Kościół w końcu uległ, ale, jako że nigdy nie uznawał daty 6.Stycznia, przesunął Święto na dzień 25.Grudnia. Decyzja o przyjęciu takiej a nie innej daty podjęta została z powodów prozaicznych: w starożytnym Rzymie właśnie w tym dniu przypadało Święto Mitry (Niezwyciężonego Słońca) , ponieważ to właśnie w ten dzień, wg kalendarza juliańskiego, przypadało przesilenie zimowe. Frazer przytacza tłumaczenie pewnego syryjskiego chrześcijanina, które wydaje się być nad wyraz prawdopodobne:
"Istniał wśród pogan zwyczaj święcenia tegoż samego dwudziestego piątego grudnia, jako dnia narodzin słońca, kiedy to na znak święta palono światła. W tych uroczystościach i obrządkach brali również udział chrześcijanie. Gdy więc Doktorzy Kościoła stwierdzili, że chrześcijan pociąga ta uroczystość, naradzili się i postanowili, by tego dnia obchodzone było prawdziwe Boże Narodzenie, a szóstego stycznia święto Trzech Króli. W związku z tym zachował się zwyczaj palenia świateł aż do szóstego."

Chrześcijaństwo zachodnie zanotowało obchodzenie Świąt Bożego Narodzenia dopiero w 336 roku . Tradycje bożonarodzeniowe wywodzą się ze zwyczajów pogańskich, których głównym celem było podporządkowanie człowiekowi sił przyrody. Pozwolę sobie jeszcze raz zacytować "Złotą gałąź": "Zbieżności świat chrześcijańskich z pogańskimi są zbyt liczne i bliskie, by mogły być czystym przypadkiem. Świadczą one o kompromisie, na który Kościół musiał pójść w godzinie swego zwycięstwa wobec pokonanych, ale wciąż jeszcze niebezpiecznych rywali".

Chociaż Kościół wciąż trwa niezmiennie na stanowisku, że chrześcijańskie święta nie mają nic wspólnego z pogańskimi poprzednikami, jednak pewne fakty mówią same za siebie. Zwyczaj podkładania sianka pod obrus wigilijny ma związek z pogańskim zwyczajem agrarnym, mającym zapewnić urodzaj w roku następnym, choinka miała symbolizować odradzającą się siłę słońca i miała zapewnić szczęście i pomyślność dla domu i domowników, w święto Trzech Króli zaś rozpalano ognie, co miało niewątpliwie powiązanie z kultem ognia (czyżby znów pojawił się kult Mitry- niezwyciężonego Słońca?). Kościół, wykorzystując zmiany ekonomiczne i społeczne w Europie wprowadzał własne obrzędy i ceremonie, aby zlikwidować resztki pogaństwa. Jednak masy chłopskie były (i są nadal) odporne na wszelkie zmiany, stąd likwidacja przebiegała bardzo opornie. Kościół walczył, walczy i najprawdopodobniej wciąż będzie walczyć, choć z biegiem wieków, tradycje na dobre zakorzeniły się w naszej kulturze i nikt już nie pamięta, o pogańskiej przeszłości chrześcijańskich zwyczajów. Barwne korowody przebierańców zostały zakazane bullź papieską w XIII wieku i ustawami synodalnymi z wieków późniejszych, czy jednak nie przejawiają się one w "chodzeniu po kolędzie" z diabłem i turoniem, czy w zabawach karnawałowych? Chłopskiemu uporowi, "bo przecież tak było ‘z dziada- pradziada’" zawdzięczamy bogactwo zwyczajów, choć ich pierwotnego znaczenia nierzadko nie można już odcyfrować.

Wspomniane obrzędy i ceremonie wprowadzone przez Kościół, wzbogacono o dodatkowe legendy, wierzenia, zabobony, aby stały się bardziej przyswajalne dla mas. Nie tylko wiara w narodziny Chrystusa pomogła Kościołowi. Pomocna okazała się ludowa wiara, że w ten dzień czas i przyroda powracają do okresu, kiedy istniał raj , przy czym warto wspomnieć, że Boże Narodzenie nie było otwarciem nowego roku obrzędowego. Było otwarciem okresu oczekiwania na Wielkanoc- prawdziwy początek roku obrzędowego- było jakby jej zwiastunem. Okres zimy jest okresem zaprzestania prac polowych, czas oczekiwania na nowy okres wegetacji i rozpoczęcie prac polowych, jest okresem pewnego rodzaju marazmu, okresem wykorzystywanym na "zaczarowanie" przyrody w celu uzyskane jak najlepszych zbiorów-, dlatego właśnie to okres Świąt Bożego Narodzenia jest tak bogaty w zwyczaje, obrzędy i przesądy - takie, jak: kto rano wstanie w Wigilię będzie cały rok rześki; wigilijna awantura wróży niespokojny rok; nastrój wigilijny będzie nam towarzyszyć przez cały rok, toteż trzeba bardzo uważać, aby się nie złościć i nie denerwować; wizyta mężczyzny wróży szczęście, kobiety-pecha, itd ....

Cykl bożonarodzeniowo- noworoczny rozpoczyna się wraz z pierwszą niedzielą adwentu. Ale myliłby się ten, kto stwierdziłby, że przynajmniej tutaj z ustaleniem daty nie było problemów. Początkowo adwent zaczynał się nieco wcześniej: na Zachodzie zaraz po św. Marcinie, na Wschodzie zaś 14.listopada . Początek adwentu był tak bardzo ruchomy, że ustalono w końcu datę graniczną- było nią święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego (14.września) . Polska tradycja w niektórych regionach kraju, ustaliła datę początku adwentu na dzień św. Marcina (stąd adwent zwano również "czterdziestnicą") , nie przejmując się ustawą z synodu w Orleanie (999 r.), który ustanowił adwent na cztery niedziele przed Świętami bożego Narodzenia . Już od pierwszego dnia adwentu zakazane było urządzanie wesel i "hucznych zabaw", gwarne życie wyciszyło się nieco, wprowadzono posty (ograniczenie tłuszczów, nie najadano się do syta), kobietom zakazano przędzenia, szycia i tkania z obawy o przerwanie nici- co, oczywiście, miało symbolicznie odnosić się do przerwania życia. W czas adwentu wzrastała pomoc sąsiedzka: gospodarze bili razem świnie, dziewczęta wspólnie darły pierze. Wzrastała też pobożność, chodzono codziennie na roraty- znaną w Polsce od wieku XIII Mszę św. ku czci Matki Bożej. podczas Mszy pali się dodatkową, niegdyś siódmą, świecę symbolizującą Matkę Bożą- w kościołach widoczne są siedmAndoramienne, specjalne świeczniki .

Adwent obfituje w różnego rodzaju święta, mniej lub bardziej pamiętane, czy kultywowane. Do najbardziej znanych, z wiadomych względów, należy 6.grudnia, czyli dzień św. Mikołaja. Niewielu wie, że we wschodniej i południowej Polsce św. Mikołaj jest opiekunem pasterzy i chroni od wilków. Niewielu w dzisiejszych czasach pamięta o św. Łucji, a przecież święta to wyjątkowa. Mówi się przecież, że: "Święta Łucja dnia przyrzuca", "Od Łucyi dni dwanaście policz sobie do wilii, patrz na słonko i na gwiazdy, a przepowiesz miesiąc każdy" . Dzień św. Łucji jest wciąż wyjątkowo pamiętany i obchodzony na Słowacji, najczęściej obejmuje wróżby z soli, łupin cebuli i in. Przepowiada się również pogodę, szczęście, śmierć, zamążpójście i inne. W południowej Polsce uważano niegdyś, że dzień św. Łucji i jego wigilia są wzmożonym okresem działalności czarownic.

Koniec adwentu i początek Świąt wyznaczała wigilia, zwana w niektórych rejonach wiliź (łac. Vigilia –czuwanie). Przed reformą kalendarza wigilia była traktowana jako szczególne przygotowanie do świąt, po reformie- już jako święto. Jednak reforma kalendarza nie zmieniła zwyczajów: wciąż obowiązuje szczególny post, aczkolwiek wieczerza jest wielce wykwintna. Należy przypomnieć, iż trzeba spróbować wszystkich potraw, aby zapewnić, że żadnej nie zabraknie w nadchodzącym roku . Dawniej nie używano w czasie wieczerzy sztućców, gdyż ich użycie mogło sprowadzić trudne do przewidzenia nieszczęście.

Zaklęcia wigilijne można podzielić na wegetatywne- Mające zwiększać przyszły urodzaj i ogólna pomyślność całego gospodarstwa: (Po wieczerzy obwiązywano drzewa owocowe w sadzie słoma, co miało im zapewnić obfite owocowanie), oraz apotropeiczne-zapobiegające przyszłym nieszczęściom ("zapraszanie"Wilka i kładzenie pod stołem pługa przeciw kretom) . Obrzędów o ewidentnie magicznym charakterze było dużo więcej: rzucanie zbożowych ziaren podczas wigilii, czy w drugi dzień świąt, budzenie drzew, wieczerza dawana zwierzętom, pieczenie ciast obrzędowych . Po dziś dzień przestrzegane kładzenie sianka pod obrusem, niekiedy snopy siana w kacie izby, przystrajanie izby stroikami i kłosami zboża miały zapewnić urodzaj w następnym roku w tradycji kościelnej tłumaczone jest jako symbol ubóstwa Świętej Rodziny, zaś pozostawienie wolnego miejsca przy stole jest otwartym zaproszeniem dla nie posiadających domu ani rodziny. Wg wierzeń pogańskich chodziło o zaproszenie dusz zmarłych i przez wiele wieków każdy dmuchał na ławę, aby nie zgnieść duszy, zostawiano resztki jedzenia na stole lub oknie, a gospodarz otwierał drzwi tuż przed wieczerzą, zapraszając wszystkie zmarłe dusze na świąteczną kolację . Dusze jako przynależne do tamtego świata miały szczególne znaczenie dla domowników- znały przyszłość, a więc mogły poinformować domowników, za pomocą wróżb, o sposobie działania, aby zapobiec nieszczęściu.

Z pojawieniem się pierwszej gwiazdki nastawał nowy czas . Domownicy musieli rozpocząć "zabiegi początkujące", a zakończyć wszelkie "zabiegi zakańczające" czyli zakazy obowiązujące z nadejściem zmierzchu. Osobiście spotkałam się, już w XXI wieku i to w środowisku miejskim, czyli "wyzutym z zabobonów" z dwoma rodzajami działania: kiedy zabłyśnie pierwsza gwiazda zaś iada się do kolacji wigilijnej, lub wtedy właśnie przynoszone są prezenty. Nowy czas święcono śpiewami: większość kolęd bożonarodzeniowych ułożył prosty lud, stąd są nieskomplikowane i naiwne, ale bardzo szczere. Zależnie od regionu dzieci, a nieraz i młodzież, a nawet dorośli, chodzili "po kolędzie", czasem z turoniem, diabłem, aniołkiem- jak bardzo przypomina to kolorowe korowody ku czci pogańskich bogów. Chodzono również tzw. "po szczodrakach" – gospodynie piekły małe chlebki i dawały je młodym chłopcom, którzy wypieki roznosili po domach .

Od pasterki, czyli mszy o północy w nocy z wigilii na dzień 25.grudnia, rozpoczynał się okres dwunastnicy (inaczej zwanej Godami), czyli od wigilii do Nowego Roku. Podobnie jak okres od św. Łucji do Wigilii wróżył dobrobyt i urodzaj w nadchodzącym roku. Ponawiano tu wróżby czynione na świętą Łucję- tylko, że tym razem wróżono szczegółowo: każdy dzień odpowiadał miesiącowi.

Szczególnym dniem był drugi dzień świąt – dzień św. Szczepana. Męczennika za wiarę, patrona kamieniarzy, a w państwie Karolingów i innych krajach zachodnich patrona koni. Obsypywanie się owsem w dniu św. Szczepana uważano za wróżbę urodzaju, choć Kościół zazwyczaj interpretował ten zwyczaj jako pamiątkę jego męczeństwa. Czy obrzucanie się owsem jest jeszcze gdzieś kultywowane, nie wiem, ale myślę, że niestety nie, podobnie jak zwyczaj powróseł ze słomy. Obwiązywano nimi drzewa i śpiewano "dam ci złoty pas, daj mi jabłek raz". Zwyczaj ten miał też wyraz praktyczny: mianowicie szkodliwe Gąsienice dochodziły tylko do powróseł, które a wiosnę sciągano i palono wraz z Gąsienicami.

Ósmym dniem Godów był Nowy Rok- dlatego też wyznaczał pogodę w sierpniu (wtedy przecież kiedy przypadają żniwa). Do XV wieku wiązano ten dzień z imieniem Jezus i z chrztem, od synodu zaś w 1630r. uznaje się ten dzień jako Dzień Obrzezania Pańskiego, w celu ukazania, że Jezus przyjął prawdziwie ludzkie ciało. Zwyczaj obchodzenia wigilii Nowego Roku, czyli Sylwestra przywędrował do Polski z Włoch dopiero w XIX w. Do tego momentu to Nowy Rok był właściwym świętem- wrózono, obsypywano się owsem na szczęście i urodzaj. Pieczono również specjalne pieczywo- W Chorwacji do dzis zachował się zwyczaj wyrabiania chleba przez siedem kobiet- żon braci, bądź sióstr. Zwyczaj ten, pochodzący jeszcze z czasów tzw. zadrugi zachował się w tylko w środowiskach wiejskich, gdzie liczebność rodziny zezwala na zachowanie tak skomplikowanej tradycji .Z nowym rokiem związane są głównie wróżby dotyczące zmiany stanu, takie jak sprawdzanie, która z panien wyjdzie w tym roku za mąż. Nasłuchiwano, z której strony pies zaś zczeka, sprawdzano polana z drewutni- jeżeli było z sękiem wróżyło to wesele, jeżeli gładkie dziewczynę czekał jeszcze rok panieństwa . Nie znaczy to że nie wróżono również na szczeście lub na dobrobyt. Na Słowacji do dziś przestrzega się, aby całe mięso z domu ‘posiadające skrzydła" (kury, kaczki, indyki) zjedzono do Nowego Roku inaczej mogło się zdarzyć tak, ze pieniądze "wyfruną z domu".

Dniem kończącym okres Bożonarodzeniowo- noworoczny jest Święto Trzech Króli. Tego dnia stosowano wszelkie możliwe zabiegi chroniące dom i domowników przed złem. Na pamiątkę darów trzech mędrców święcono przed kościołem złote pierścionki, łańcuszki, mirrę i kadzidło. Oprócz tego święcono także kredę, którą po przyjściu do domu pisano nad drzwiami K+M+B co w dzisiejszych czasach jest coraz częściej tłumaczone jako Kacper, Melchior i Baltazar, jednak prawidłowa interpretacja dotyczy Chrystusa, ponieważ dopiero w XIX w nadano mędrcom imiona. Interpretacje dotyczące napisu nad drzwiami są co najmniej trzy: Christus Mansioni Benedict- niech Chrystus pobłogosławi temu domowi; Christus multorum Benefector- Chrystus dobroczyńcą wielu trzecia: cogito matrimonum baptismus, co tłumaczono przez 1) poznanie Zbawiciela i oddanie mu hołdu przez trzech króli, 2) małżeństwo, czyli pierwszy cud Chrystusa na weselu w Kanie Galilejskiej 3)chrzest Chrystusa w Jordanie. Jakakolwiek by jednak interpretacja nie była, napis miał służyć powstrzymaniem siły zła za progiem, aby nie miała dostępu do domowników.

Przepięknym zwyczajem praktykowanym w Chorwacji jest podtrzymywanie ognia od wigilii do Trzech Króli. W przeddzień Wigilii gospodarz przynosi z lasu odpowiedni pień, tzw. badnjak, ustraja go, oblewa miodem i innymi smakołykami, po czym podpala. Ogień płonie od Wigilii (czymże jest ten zwyczaj, jeżeli nie podtrzymaniem kultu ognia z rzymskiego święta Mitry?) do Święta Trzech Króli, kiedy jest gaszony przy udziale całej rodziny .

Jak można zauważyć po tym z konieczności krótkim zarysie obrzędowości bożonarodzeniowo- noworocznej, że pod względem obfitości zwyczajów i spektakularności Boże Narodzenie cieszy się szczególnym miejscem w kulturze ludowej. Lud przygotowuje się do Świąt już od jesieni, kiedy ustają prace rolne i trwa w specjalnym czasie Sacrum, albo do Święta Trzech Króli, albo do wiosny. Niestety rzeczywistość nas przytłacza i ukazuje jak w obliczu kultury medialnej, nieustającej pracy nikną wartości ludowe. Zadaniem etnografa jest zatrzymać czas . W moich badaniach nie mam zamiaru powielać badań już raz wykonanych, nie chcę też bazować na kilku, czy kilkunastu wywiadach, najlepiej wzorem Malinowskiego spędzać czas tylko i wyłącznie ze społecznością badaną . Chciałabym bowiem nie tylko odnotować zwyczaje i obrzędy, ale również zrozumieć dlaczego jedne zostały w tradycji inne wyginęły, jak również odpowiedzieć na pytanie jakie i kiedy? Interesuje mnie niezmiernie stosunek do zwyczajów bożonarodzeniowych młodzieży oraz młodych ludzi, którzy nawet z opowieści babci nie słyszeli, że dzieląc się z rodzicami opłatkiem kultywuje się dawne pogańskie tradycje...

Zawadka –listopad 2004


BIBLIOGRAFIA:
1. M. Borejszo "Boże Narodzenie w polskiej kulturze" Poznań 1996
2. Bujak Jan "Wigilia Góralska. Jeszcze żywe zwyczaje" Przerój nr 1550/1551 1974
3. Ks. Stanisław Hołodok "Adwentowe zwyczaje religijne"- czas Miłosierdzia 12/1998
4. T.M.Ciołek, J. Olędzki, A.Zadrożyńska, "Wyrzeczysko. O świętowaniu w Polsce"Warszawa 1976
5. Ks. Stanisław Hołodok "Adwentowe zwyczaje religijne"- czas Miłosierdzia 12/1998
6. Ferenc- Szydełkowa E. "Rok kościelny, a polskie tradycje" Poznań 1988
7. J.G.Frazer "Złota gałąź", T. 1-2, Warszawa 1971
8. O.G.Lefebvre "Mszał rzymski z dodaniem nabożeństw nieszpornych" Tyniec 1949
9. Pełka Leonard "Polski rok obrzędowy. Tradycja i współczesność"Warszawa 1980
10. Rumpel Artur Svetomir "Ewolucyjno-porównawcza, a strukturalno- semiotyczna analiza cyklu bożonarodzeniowo- noworocznego (podstawowe problemy i ich egzemplifikacja)" Gorzyce- Cieszyn 2002
11. Turnau I. "Zwyczaje wigilijne i noworoczne" Mówią wieki nr 11 1967 R.10
12. Zadrożyńska A. "Powtarzać czas początku" warszawa 1965
13. Wierzbowski A. "Dawniej to było kolędowanie" Przemiany nr 1 1974 R.5
14. "Zwyczaje Świąt Bożego Narodzenia w Polsce"- Kurier Literacko Naukowy 1928 R.6

wykłady:
1) prof. Aleksander Naumov "Wierzenia i Religie Słowian" Katedra Bułgarystyki, Instytut Filologii Słowiańskiej, Uniwersytet Jagielloński
2) dr A. Suwara "Etnografia Słowacji" Katedra Słowacystyki, Instytut Filologii Słowiańskiej, Uniwersytet Jagielloński
3) dr Małgorzata Maj "Etnografia Chorwacji. Zwyczaje bożonarodzeniowe" Katedra Etnologii, Wydział Historyczny, Uniwersytet Jagielloński

czwartek, 16 lipca 2020

Trail of Icons - San Valley


The history of art fans will find here, in the orthodox churches, unique icons, which are the sacral paintings on the wood). The polish icons were made mainly in 15th to 17th century in the Eastern and South-eastern areas, precisely in the area of the Sanok commune.


You just have to see it!

Hiking or biking along the blue and white trail are a perfect opportunity to see the most amazing landmarks of the sacral art. The trail in the San Valley is a didactic route (labeled in blue) and leads to the oldest wooden orthodox church in Poland (in Ulucz). The total length of the trail is 70 km and allows to see 10 orthodox churches and 2 museums. You can follow the trail on foot, by horseback, mountain or road bike and sail through the San valley.

The main touristic and sightseeing attractions of this trail are:

Sanok - Icon Museum is located at Sanok castle, which used to be a Rus borough, on which place a Casimir's Gothic castle was built and rebuilt in 1523 - 1548 in Renaissance style In its rooms 106 icons of about 700 owned by the museum are exposed. The rest will be exposed after the refurbishing of the other rooms is finished. The collection owned by the museum is the biggest one in Poland. Additionally the museum hosts exhibitions of: paintings of Z. Beksinksi's and other contemporary artists, historical and archaeological exhibits related to the area.

Sanok - cathedral - otrhodox cathedral church of the Holy Trinity, seat of the Bishop of the Diocese of Przemysl and Nowy Sacz, brick, built in 1784

Sanok - Rural Architecture Museum - the Heritage park occupies the area of 38 ha, presents about 120 objects of wooden architecture from the regions of the the Bieszczady Mountains, Low Beskid Mountains and Foothills, including orthodox church from Ropki from 1801, Grąziowa from 1731, Rosolin from 1750, church from Bączal Dolny from 1667. The heritage park owns also about 500 icons, a part of which is distributed among the abovementioned orthodox churches and the rest is exhibited in a separate building. The heritage park in Sanok is the biggest institution of this kind in Poland.

Międzybrodzie - old orthodox Greek-Catholic parish of Holy Trinity, brick, built between 1899 - 1900, next to which the pyramid-shaped Kulczycki family tomb is located.

Tyrawa Solna - wooden orthodox church of John Baptiste built in 1837. Now used as Roman-Catholic church.

Hłomcza - Greek-Catholic orthodox church of the Council of the Blessed Virgin Mary, wooden, built in 1859. In 1946-1960 used by the Roman-Catholic church and then by Orthodox church, and from 1991 the church services in Byzantine-Ukrainian rite are held.

Łodzina - old Greek Catholic filial orthodox church of the Nativity of the Blessed Virgin Mary, built in 1743, now a filial Roman Catholic Church. Next to the church grows a beautiful old oak.

Dobra Szlachecka - old Greek Catholic orthodox parish of St. Nicholas, wooden, built in 1879, now a filial Roman Catholic church of Exaltation of the Cross. In front of the church there is a three-storey bell tower defense gate from 17th century with chapel on the first floor and bells from 1624 and 1625.

Ulucz - the oldest wooden orthodox church in Poland of Ascension of the Lord, built in 1510. Belonged to the Basilian monastery complex. Currently, branch of Rural Architecture Museum in Sanok. Located on the top of a steep Dębnik hill, about which legends are circulated, at the north end of the village.

Siemuszowa - wooden, filial Greek Catholic church of Transfiguration of the Lord, built in1841. Currently used as Roman Catholic church.

Sanok - Olchowce - old orthodox parish of Ascension of the Lord, wooden, built in 1844. Currently used by Roman Catholic church.

Słonne Mountains Landscape Park - was founded by Krosno Voivode Regulation of 27 March 1992, is situated in the northeastern part of voivodship, north of Sanok, Zagórz, Lesko and Ustrzyki Dolne. Covers the Area of Słonne Mountains, southern part of the Przemyskie Foothills. The highest summits are Słonne Mointains - 672 m above sea level and Chwianów - 658 m above sea level. The area is particularly valuable due to its natural and cultural values. Beautifully shaped ridges have the grate layout. They are drained by thick, trellis-shaped network of rivers and streams. The attractiveness of this area is boosted by a very sparse population, which guarantees an undisturbed contact with nature.


San Valley - picturesque meanders of the river, which in this section separates the steep, wooded slopes of Słonne Mountains and Przemyskie Foothills from slightly milder hills of Dynowskie Foothills, are a big attraction for canoeing, fishing enthusiasts and swimmers. In the fifties it was planned to become a reservoir after the dam construction in Niewistka would have been completed. Currently, very poorly urbanized, and as a result has retained its natural pristine nature.

Rock outcrops - the original sandstone formations on the ridges of the Słonne Mountains, creating fantastic shapes reminiscent of the ghosts of folk tales. On the trail two of them can be fund - Eagle's Stone and Granicka Stone.

niedziela, 12 lipca 2020

Nadjeziorni Kameduli

Zakończyłam wędrówkę po Suwalskim Parku Krajobrazowym. Byłam już mocno zmęczona i zdenerwowana faktem, że po całym dniu wędrówki wyszłam z powrotem w Gulbieniszkach. 

Wigry - fot Wonder

Stanęłam na drodze machając na wszystkie bez wyjątku pojazdy mechaniczne. Nie stałam długo. Zatrzymał się pan dyrektor szkoły w Raczkach koło Suwałk. Choć, i ja i on, mieliśmy w planach jazdę zupełnie gdzie indziej, skończyło się na tym, że pan dyrektor, zafascynowany historią kamedułów, zawiózł mnie do Wigier, gdzie trzy godziny oprowadzał mnie po klasztorze opowiadając historie krew w żyłach mrożące. Część z zasłyszanych informacji, przekazuję dalej...

sobota, 11 lipca 2020

ZAMEK ŁĘCZYCKI - HISTORIA

Autor: Anna Dłużewska-Sobczak

Łęczyca – miasto i gmina w województwie łódzkim, w powiecie łęczyckim, 40 km na północ od Łodzi, 130 km na zachód od Warszawy, przy łączącej północ z południem drodze krajowej nr 1. Miasto rozciąga się na pograniczu Niziny Mazowieckiej i Niziny Wielkopolskiej nad Bzurą (lewym dopływem Wisły), a dokładnie przy ujściu doliny Bzury do pradoliny warszawsko-berlińskiej

Zamek- siedziba łęczyckiego muzeum- został zbudowany przez króla Polski Kazimierza Wielkiego najprawdopodobniej w latach 1357-1365. Jest jednym z typowych architektonicznych założeń Kazimierzowskich. Zajmował południowo- wschodnią część miasta. W swoich murach gościł trzech polskich królów: Władysława Jagiełłę, Kazimierza Jagiellończyka i Zygmunta III Wazę.

Jagiełło przebywał tutaj 36 razy. Powodem tak częstych wizyt monarszych były sprawy państwowe (najczęściej sądy), wojny z Zakonem Krzyżackim i Zjazdy Generalne. W 1406 r. zamek spłonął razem z miastem. Został jednak szybko wyremontowany i już latem 1409 r. dwukrotnie gościł w swoich murach polskiego monarchę. Po klęsce rycerzy zakonnych na polach Grunwaldu w dniu 15 lipca 1410 r. część znamienitych jeńców krzyżackich i zagranicznych gości posiłkujących Zakon została osadzona pod strażą w zamku łęczyckim, gdzie czekali na wykup.

W 1420 i 1426 r. Na zamku odbyły się dwa najburzliwsze Zjazdy Generalne w jego dziejach: na pierwszym z tych zjazdów doszło do zbrojnego starcia pomiędzy zwolennikami oskarżonych o przekroczenie swoich kompetencji w rokowaniach z cesarzem Zygmuntem Luksemburskim posłów polskich (kanclerz i biskup krakowski Wojciech Jastrzębiec, marszałek koronny Zbigniew z Brzezia oraz kasztelan kaliski Janusz Tuliszkowski) a ich przeciwnikami; na drugim szlachta posiekała mieczami dokument gwarantujący następstwo tronu najstarszemu synowi Władysława Jagiełły Władysławowi, zwanemu później Warneńczykiem. Młodszy syn Władysława Jagiełły Kazimierz Jagiellończyk też dość często przebywał na łęczyckim zamku. Szczególnie miało to miejsce w okresie wojny trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim (1454-1466). Przebywali tutaj też okresowo jego żona- królowa Elżbieta Rakuszanka oraz syn Władysław, przyszły król Czech i Węgier.

Trzecim i ostatnim monarchą polskim, który przebywał na zamku w Łęczycy był Zygmunt III Waza. Przybył tutaj w czasie wyprawy do Krakowa na własną koronację i został powitany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Stanisława Karnowskiego.

Pożar zamku w 1462 r. oraz przygródka zamkowego w 1484 r. wpłynęły na znaczną rujnację budynków zamkowych. W połowie XVI w. źle było już zarówno z budynkami zamkowymi jak i wieżą oraz murami. Ówczesny starosta łęczycki Jan Lutomierski, podskarbi koronny i kasztelan sieradzki i łęczycki w 1563 r. dokonał ogromnego remontu zamku. Najważniejszą inwestycją starościńską stał się jednakże nowy dom mieszkalny, zwany "domem nowym". Domurowano go do wieży bramnej od północy, wzdłuż zachodniego muru obronnego.

Pod koniec sierpnia 1655 r. zamek łęczycki i miasto opanowały wojska szwedzkie, dowodzone przez gen. R. Douglasa. Polacy odzyskali Łęczycę dopiero w początkach października 1656 r. po krwawym szturmie, w trakcie którego mocno ucierpiał zamek. "[...] najbardziej ucierpiała [...] wschodnia strona zamku z Domem Wielkim, północno-wschodnim narożem muru obronnego i kuchniami" (T. Poklewski, Zamek w Łęczycy, Łęczyca 1996). Co prawda szlachcie łęczyckiej udało się do 1681 r. częściowo odbudować i zabezpieczyć go przed całkowitą ruiną, ale w początkach XVIII w. w trakcie walk Stanisława Leszczyńskiego, wspieranego przez wojska szwedzkie Karola XII, przeciwko królowi Augustowi II Mocnemu zamek uległ nowym zniszczeniom. W 1705 r. przebywał w nim sam Karol XII ze swoim wojskiem. W 1769 r. zamek i miasto zdobył w walce z konfederatami barskimi rosyjski generał Drewicz.

"Druga połowa XVIII wieku przynosi zamkowi dalsze dewastacje. Prawdopodobnie wtedy zabiera się z zamku co najmniej część wystroju kamieniarskiego: "dom nowy" jest opuszczony, a okna zabezpieczone, zachowana część "domu starego" służy jeszcze początkowo do przechowywania archiwów grodzkiego i ziemskiego, ale coraz dalej idąca rujnacja i groźba zawalenia murów zmusza w końcu władze do przeniesienia archiwaliów do klasztoru dominikanów. W 1788 roku runął budynek bramny [...]" (T. Poklewski, Zamek...). Rok później natomiast zaczęto remont wieży.


W 1793 r. Łęczyca w wyniku drugiego rozbioru Polski znalazła się pod panowaniem pruskim. Nowi władcy zamierzali przekształcić miasto i zamek w nowoczesną fortecę. "Przed południowo- wschodnim narożem zamku usypano szaniec [...], w murze obwodowym wykuto bramę, a przez cały dziedziniec, od bramy zamkowej do bramy na szaniec, wykopano drogę działową. Rozebrano przy tym przeszkadzające w budowie drogi ściany Domu Wielkiego. Wydaje się, że obniżono tez wtedy zewnętrzne ściany tego gmachu i obniżono mury zamku. Utracił on przy tym ostatecznie charakter średniowiecznej twierdzy. Mury nabrały charakteru parkanu, brama zniknęła." (T. Poklewski, Zamek...).

Pruską fortyfikację rozebrali w 1809 r. Austriacy. Po 1815 r. zamek przejęła Komisja Wojny Królestwa Polskiego i oddała Dyrekcji Inżynierów Wojska Polskiego. W "domu nowym" mieszkał kapitan inżynierów oraz znajdowały się magazyny, a w zachowanej części Domu Wielkiego umieszczono laboratorium prochowe (stąd nazwa "prochownia"). W 1826 r. minister Oświecenia Publicznego i Wyznań Religijnych Królestwa, Grabowski, chciał przejąć zamek w celu budowy na jego miejscu szkoły, ale nie zgodziło się na to wojsko.

Od 1831 r. zamkiem dysponował burmistrz Łęczycy i sprzedawał go po trochu do rozbiórki na cegłę. Po 1834 r. wali się mur zamkowy od północy i częściowo od wschodu, część '"domu nowego" i wieża. W 1841 r. miasto stało się legalnie właścicielem zamku, a na skutek interwencji z zewnątrz zarząd miejski musiał zaprzestać rozbiórki zamku, który w okrojonej formie doczekał się odzyskane niepodległości przez Polskę w 1918 r. "W okresie międzywojennym reperowano po trochu mury zamkowe" (T. Poklewski, Zamek...).

Mimo zawieruchy wojennej w latach 1939-1945 zamek ocalał. Po II wojnie światowej na zamek wprowadził się hufiec łęczyckich harcerzy. Do rozwiązania ZHP w 1949 r. w wieży zamkowej miał jeszcze swoją siedzibę krąg zuchmistrzów z Harcerskim Amatorskim Teatrzykiem Kukiełek "Awangarda".

PRZEZ POPARDOWĄ WIELKĄ na pograniczu z Pogórzem

Autor:  Marek Ryglewicz



Trasę należy zaliczyć do dość trudnych (różnicy wzniesień około 300 metrów), ze względu na wspinaczkę w Popardowej Wyżnej, a pokonaliśmy ją w ciągu 2 godzin. Wyruszamy z Nawojowej główną drogą w kierunku Krynicy. Mijamy odchodzącą w lewo drogę do Popardowej Wyżnej. Dwa kilometry dalej wjeżdżamy do wsi Frycowa. Tu na prawo od drogi ciągnie się dolina potoku Homerka. Jedziemy kilkaset metrów dalej, tam znajduje się centrum Frycowej, kilka sklepów, a tuż za nimi nowy budynek szkoły podstawowej.


Przechodzimy na przejściu dla pieszych na drugą stronę drogi, schodzimy po betonowych schodkach w dół i szeroką ścieżką dojeżdżamy do stalowej kładki na Kamienicy Nawojowskiej, największej rzeki w okolicy, tym ważniejszej że stanowi ona wschodnią granicę Beskidu Sądeckiego. Zaraz za kładką wita nas Beskid Niski i zaczynają pierwsze zabudowania Popardowej Wyżnej, a my mamy na liczniku 2,5 km. jadąc w prawo dojechalibyśmy z powrotem do drogi krajowej (dojazd dla aut), a my skręcamy w lewo. Mijamy starą zabytkową kapliczkę, droga skręca w prawo i zaczynamy jazdę do góry. Po prawej w dole płynie bezimienny potok, a za nim wznoszą się stoki zalesionego szczytu Margoń Niżna 737 m n.p.m. Dojeżdżamy do rozwidlenia dróg z charakterystycznym trójkątem pośrodku. Droga w lewo, trawersując stok, prowadzi z powrotem do Nawojowej, natomiast my jedziemy dalej w górę doliny. Wzdłuż drogi, po lewej stronie pojedyncze domy. wąska asfaltowa droga doprowadza nas do ostatniego w dolinie gospodarstwa. Za nim skręcamy w lewo i serpentynami zaczynamy wspinaczkę już na grzbiet. Doskonały stąd widok na dolinę Kamienicy Nawojowskiej, wznoszące się za nim Pasmo Jaworzyny Krynickiej i widoczne na drugim planie Pasmo Radziejowej i Przehyby.

Po przejechaniu 5,3 km osiągamy grzbiet obok dużego gospodarstwa należącego do przysiółka Groń. Warto się tu zatrzymać, gdyż przed nami w dole doskonale widać dolinę Kamionki, a za nami Beskid Sądecki. Tędy grzbietem biegnie żółty pieszy szlak prowadzący z Jamnicy do Florynki. Po dłuższej chwili odpoczynku i przynajmniej częściowym zregenerowaniu sił jedziemy polną drogą w lewo, oczywiście wraz z żółtym szlakiem.

Droga lekko opada, dojeżdżamy do rozwidlenia. Stąd lepsza jakościowo droga skręca w prawo do Kamionki Wielkiej, my natomiast już znacznie gorszą jedziemy dalej prosto (cały czas towarzyszy nam żółty szlak). Trasa lekko się wznosi trawersując południowe stoki szczytu Skalnik 669 m n.p.m. Wokół gęsty las iglasty z przewaga jodły.

Wyjeżdżamy z lasu, na prawo znowu bardzo ładny widok na dolinę Kamionki, mijamy po prawej drewniany dom, wokół dużo drzew brzeziny, aż po przejechaniu 7,8 km wyjeżdżamy na drogę asfaltową. Zabudowa coraz gęstsza, a my znajdujemy się w Popardowej Niżnej. Dojeżdżamy do rozwidlenia dróg, odchodząca w prawo asfaltowa schodzi w dół do Kamionki Wielkiej. nią prowadzi lokalny biało-czerwony szlak z Kamionki W. do Nawojowej. Jedziemy dalej prosto granią (towarzyszy nam szlak żółty i biało-czerwony) i kilkaset metrów dalej kolejne rozwidlenie. Stan licznika w tym momencie wynosi 9,1 km. Stąd szlak żółty prowadzi dalej prosto granią, by później skręcić w prawo do Jamnicy, natomiast my kierujemy się drogą za szlakiem lokalnym w lewo. Ale wcześniej warto nasycić wzrok jedną z rozleglejszych panoram na Sądecczyźnie.

Prawie cała Kotlina Sądecka, oraz wznoszące się za nią licząc od prawej Dąbrowiecka Góra, Białowodzka Góra, Pasmo Łososińskie, Beskid Wyspowy, Gorce i Beskid Sądecki są na wyciągnięcie ręki. Jedziemy dalej, wokół pola uprawne, mijamy nowo wybudowane ujęcie wody dla Nawojowej, droga skręca w lewo i wśród drzew jedziemy szybko w dół. Wjeżdżamy na most na Kamienicy Nawojowskiej, jeszcze kilkaset metrów i przy stanie licznika 10,7 km znajdujemy się w centrum Nawojowej obok budynku Urzędu Gminy kończąc naszą wycieczkę.

O autorze:


Sądeczanin z powołania, wyboru i przeznaczenia. Patriota lokalny, realizujący swoje regionalne pasje na rowerze w każdej wolnej chwili;) Autor specjalistycznych przewodników rowerowych po Beskidzie Sądeckim: "Beskid Sądecki 22 wycieczki rowerowe" oraz "Jezioro Rożnowskie i Czchowskie 27 wycieczek rowerowych". W przygotowaniu trzecia część - "okolice Nowego Sącza". Formalnie Marek jest informatykiem i automatykiem, uczy młodzież obsługi AutoCada i czym są  języki programowania...

SZLAKAMI ŁEMKÓW - cerkwie w dolinach


Autor:  Marek Ryglewicz


Łemkowie, to wschodniosławiańska, rusińska grupa etniczna zamieszkująca historyczny region Galicji, Zakarpacia, oraz północną część Słowacji. Po II wojnie światowej, Łemkowie zostali przesiedleni m.in. Na Ziemie Odzyskane. Zainteresowała nas ich historia. Obecnie widomym znakiem po nich w Beskidzie Sądeckim są liczne cerkwie i przydrożne kapliczki zwieńczone krzyżem z charakterystyczną poprzeczką. Naszą rowerową wycieczkę, podczas której zamierzamy odwiedzić wszystkie łemkowskie cerkwie w dolinie Popradu i Kamienicy Nawojowskiej, rozpoczynamy w Żegiestowie, a kończymy w Nowym Sączu odwiedzając na trasie 13 cerkwi Beskidu Sądeckiego.