wtorek, 27 lutego 2018

Przeklęty junkers

Góry Izerskie, bogate w niezwykłe wydarzenia, są  świadkiem wielu zadziwiających wypadków. Jednym z nich jest historia "przeklętego" samolotu, który w początku 2. wojny światowej rozbił się w pobliżu Bedřichova, co wpłynęło na przebieg drugiej wojny światowej...

Tajemniczy samolot został odebrany z fabryki 3 września 1940 r. W wersji Ju-88 A 5 F (F oznacza Fernaufklärer tj. dla dalekiego zwiadu). Samolot, z lotnisk Północnej Francji, prowadził loty zwiadowcze nad Anglią. Już 22 grudnia 1940, uległ katastrofie przy lądowisku w Jersey. Zniszczenia obejmujące 15% zostały usunięte i maszyna powróciła do służby.

Niemal w rok później, 23 grudnia 1941 r., na lotnisku w Morlaix, rozbił się ponownie! 80% uszkodzenia były tak znaczne, że został przebudowany na "daleki zwiad wersja D", która miała wmontowane dodatkowe zbiorniki paliwa- podwieszone na zewnętrznych mocowaniach bomb. (Dobitnie to dowodzi, że całe bombowe wyposażenie samolotu w jego ostatnim kursie służyło jedynie do kamuflażu i utajnienia prawdziwego celu lotu). Po przebudowie, już jako Ju-88 D2 z oznaczeniem na kadłubie F2+ AH, został przydzielony jako szkolna maszyna do drugiej lotniczej eskądry uzupełnienia. Samolot już wtedy zyskał miano przeklętego.

23 grudnia 1942, czyli w pierwszą rocznicę drugiej katastrofy i niemal w 2. rocznicę pierwszej, wystartował w tajny lot z eksperymentalną instalacją radarową na pokładzie. Pilotem był Lt. (porucznik) Siegfried Walenckowski. Poza nim załogę stanowiło dwóch inżynierów, zapewne cywilów. Zakłady doświadczalne i fabryki nie miały wówczas  własnych samolotów bojowych. Do lotów doświadczalnych wypożyczały maszyny i załogi od Luftwaffe. Junkersy Ju-88, z uwagi na swą prostotę były nazywane "Einmannflugzeug"- samolot dla jednego człowieka, tj. przy niebojowym locie z jego prowadzeniem dawał sobie radę jedynie pilot. Nazwiska cywilnych członków załogi nie zostały zanotowane w wojskowym archiwum i prawdopodobnie nigdy ich już nie poznamy.

Leciał nad Jizerskými horámi. Tego dnia w regionie rozpętała się straszna burza śniegowa. Nic nie wiemy o ostatnich godzinach i minutach lotu. Czarnych skrzynek wówczas  nie było, a nawet gdyby- i tak wszystko zostałoby utajnione. Jedno jest pewne- owego feralnego dla samolotu dnia- 23 grudnia 1942 r. samolot runął na skłon góry Milíř (836 m n.p.m.) w fojteckém lesie. Dokładnie w dzień rocznicy poprzedniej katastrofy, 2 lata i 1 dzień po pierwszej. Zginęła cała trzyosobowa załoga.

Jest to absolutnie wyjątkowy przypadek w lotnictwie, kiedy ten sam samolot ulega katastrofom przez trzy lata z rzędu zawsze w ten sam dzień tego samego miesiąca: 22 grudnia 1940, 23 grudnia 1941 oraz 23 grudnia 1942 r.

Niewiarygodny przypadek wymyka się prawdopodobieństwu. Może ciążyło nad nim fatum, które nie da się racjonalnie wyjaśnić? Mechanicy i piloci nazwali to przekleństwem. Lotnicy- przyznają to niechętnie- są w większości bardzo przesądni. Czy Porucznik Walenckowski wiedział, że 23 grudnia jest dla samolotu datą fatalną? Z całą pewnością! Nie musiał lecieć. Miał prawo bez konsekwencji odmówić. Najwidoczniej postanowił wyzwać los na pojedynek. Może odezwał się w nim polski pierwiastek przekory (Sądząc po nazwisku płynęła w nim polska krew). Niestety w milczeniu przegrał z fatum- śniegową burzą.

Łatwo sobie wyobrazić z jakim napięciem na powrót samolotu czekali członkowie eskądry i jakie ogarnęło ich przerażenie kiedy nie powrócił. O jego katastrofie dowiedzieli się dopiero 12 marca 1943 r., kiedy resztki samolotu z martwą załogą znaleźli robotnicy leśni. Nikt już nie miał wątpliwości, że na samolocie ciążyła klątwa. Możemy snuć przypuszczenia, że nawet gdyby samolot został odremontowany- nikt chyba nie chciałby do niego wsiąść, a już na pewno nie 23. grudnia.

Okoliczni mieszkańcy przemierzający drogę od Závor koło tamy Černé Nise dołem po zboczu Milířa do Rudolfova nie mieli pojęcia jaki dramat odegrał się kilkadziesiąt metrów obok. Nie wiedzieli, że trzymiesięczna niepewność o los samolotu i jego radarowego pokładowego aparatu spowodowała opóźnienie w bojowym użyciu technologii, aż do sierpnia 1943 r. Zwłoka uchroniła, albo przynajmniej przedłużyła żywot, setkom alianckich lotników. Tak oto jizerskohorský Milíř niebagatelnie zapisał się w przebiegu 2. wojny światowej na powietrznej arenie, zaś izerskie legendy i opowieści wzbogaciły się o kolejną: o tajnym, przeklętym samolocie na Milíři.

Bohemian Carnevale

Bohemian Carnevale - festiwal talentów i kreatywności, radości i barwnych maskarad odbywa się w Czechach na przełomie lutego i marca.


Barwne, wesołe korowody masek, imprezy folklorystyczne i wiele innych atrakcji czeka na turystów, którzy odwiedzą Czechy w czasie karnawału.

Urozmaicony program obejmuje imprezy zarówno pod gołym niebem, jak i w pałacach, muzeach, teatrach, restauracjach. Nie zabraknie i w tym roku królewskiego balu barokowego w maskach oraz niedzielnej imprezy karnawałowej dla dzieci.
Na Złotej Uliczce jest centrum informacji i sklepik, gdzie można  uzyskać aktualne informacje o imprezie i kupić maski karnawałowe z atelier Franzis Wussin

O tym, jak wyglada tradycyjny karnawał na Morawach dowiemy się odwiedzając gminę Strání (region Slovacko). Od  12 do 16 lutego rozbrzmiewać będzie muzyka ludowa, odbędą się liczne imprezy taneczne, przedstawienia teatralne i filmowe, pokazy rzemiosł ludowych. Wystąpią zespoły folklorystyczne z Czech, Słowacji i Belgii. Jedną z największych atrakcji będzie niewątpliwie tzw. taniec z mieczem- prastary taniec regionalny z mnóstwem figur, ze skomplikowanym układem choreograficznym, wymagający dobrej kondycji fizycznej. (www.strani.cz)

Karnawałowe zabawy odbędą się także w wielu czeskich miastach, miasteczkach i skansenach. 16 lutego ulicami Czeskiego Krumlova przejdzie barwny korowód masek (www.ckrumlov.info). Zabytkowy Telcz (Wysoczyzna) zaprasza na zabawę 14 lutego (www.telc.eu), a miasto Lednice (Morawy Południowe) 6 lutego (www.lednice.cz, www.plavby-lednice.cz).

Rožnov pod Radhoštěm (Morawy Północne), najstarszy i największy skansen ludowej architektury góralskiej w Europie Środkowej zabawę karnawałową szykuje na 6 lutego. 
Oprócz bogatego programu folklorystycznego na odwiedzających czekają regionalne przysmaki oraz zabawny konkurs na najlepszą kiełbaskę wołoską. Tradycyjnie karnawałowe szaleństwa zakończy pochówek kontrabasu, z udziałem księdza, kościelnego, ministrantów i grabarza, symbolizujący  początek postu. (www.vmp.cz).

Skansen Veselý Kopec (Wesołe Wzgórze) w regionie Hlinecko (woj. pardubickie) zaprasza 30 stycznia na wystawę masek karnawałowych i zabawny program towarzyszący. (www.vesely-kopec.eu). Jako ciekawostkę możemy dodać, że karnawałowe korowody i maski w regionie Hlinecko w przyszłości będą być może znane na całym świecie – kiydują bowiem do wpisu na listę światowego dziedzictwa kultury  UNESCO.

Na staroczeski karnawał, z  występami zespołów folklorystycznych zaprasza 20 lutego skansen Dlaskův statek niedaleko Turnova w Czeskim Raju. (www.muzeum-turnov.cz)

Tradycje karnawałowe przypomni także festiwal muzyczny Dni Bedřicha Smetany w Pilźnie, od 15 lutego do 21 marca 2010. 21 lutego przez miasto przejdzie korowód masek. (www.smetanovskedny.cz)

poniedziałek, 26 lutego 2018

Wodny doktor

Czyli: jak powstał prysznic

Kto wie... Może gdyby niepiśmienny chłop z pogórza jesenickiego nie przeżył groźnego wypadku, po którym dręczyły go straszliwe bóle, być może na tak powszechny w naszych domach sprzęt, jak prysznic, musielibyśmy czekać kilkanaście kolejnych lat?


Gdyby Vincent Priessnitz – jeden z sześciorga dzieci biednego chłopa z Grafenbergu – doprowadziwszy się do zdrowia za pomocą wody doprowadzonej ze źródła, nie wpadł w samozachwyt i nie przekonał sam siebie o swojej misji uzdrawiania, prawdopodobnie nie byłoby dzisiejszego uzdrowiska Jesenik. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że podstawy do takiego podejścia Priessnitz posiadał spore. Plotka głosi iż swoimi metodami leczył księcia i księżnę Liechtensteinu, Lubomirskich, Sapiechów a także Mikołaja Gogola i Lwa Tołstoja. W tamtym czasie wystarczyło zaadresować list na "V. Priessnitz – Europa" i mogło się mieć granitową pewność, iż list trafi do adresata. 
Ale zacznijmy od początku....

Wodolecznictwo nie pojawiło się w XIX wieku – znane już było w starożytności. Wystarczy wspomnieć Chociażby wspaniałe rzymskie termy, w których nie tylko leczono i spędzano wspólnie czas  – służyły również do kąpieli, gimnastyki, wypoczynku. Termy wśród wysoko urodzonych były miejscem w którym "należało bywać". Do wody i jej mocy uzdrawiania przywiązywano ogromną wagę: w Persji Chociażby polewanie wodą należało do żelaznych nakazów państwowych. Egipcjanie natomiast wierzyli iż kąpiele w Nilu przywracają kobietom płodność. W Grecji znaczenie wody doprowadzono niemal do świętości: dzieciom zalecano zimne kąpiele, w gimnazjach urządzano zimne łaźnie. Pitagoras wprowadził zaś cały system zimnej kąpieli do odświeżania myśli i hartowania ciała. 
Warto wspomnieć, iż Bolesław Krzywousty przyszedł na świat dzięki  źródłom w Inowłodzi nad Pilicą, gdzie leczyła się jego, cierpiąca na bezpłodność,  matka. 

Wielcy rodzą się przypadkiem

Gdyby nie przypadek, zapewne balneologia oraz hydroterapia związała by się na stałe z nazwiskiem księdza niemieckiego Sebastiana Kneippa, który stworzył system naturalnych metod uzdrawiania opartych na kontakcie z przyrodą. Jednakże leczenie wodą, na której Kneipp opierał swoją metodę, znane już było na Śląsku. A było to tak:


Młodemu, niepiśmiennemu prostemu chłopcu z Grafenbergu przejechał po klatce piersiowej załadowany wóz. Wezwany znachor stwierdził, iż chłopak nie ma szans na przeżycie. 

Młody Vincent jednak, choć nie uczony w szkołach, będąc dzieckiem obserwował przyrodę i raz zobaczył sarnę ranną w nogę, która chcąc ulżyć bólom moczyła nogę w źródełku. Vincent postanowił doświadczenia młodej sarny wypróbować na sobie. Samoleczenie trwało rok. Ale udało się. Udało się tak bardzo, ze wiadomość o cudzie szybciutko obiegła okolice i do chłopca schodzili się chorzy z okolicy szukając pomocy. W jakiś czas  później Vincent  otworzył w miejscowości Freiberg prosty zakład wodoleczniczy.

Wjeżdżając dzisiaj do Jesenika trudno uwierzyć że pierwszy zakład powstał w drewnianych barakach, w których ustawiono miednice, wanny i węże służące do polewania kuracjuszy. 
Ten prosty zakład wodoleczniczy przeżywał prawdziwe oblężenie pod koniec XIX wieku. Prawdą jest, że listy adresowane "V. Priessnitz – Europa" docierały do adresata bez błądzenia. Nie podobało  się to wszystko lokalnym lekarzom, których wykształcenie i doświadczenie postawiono pod znakiem zapytania. Ucierpiały tez ich portfele na korzyść prostego chłopa. Nie zastanawiając się długo, oskarżyli go o szarlatanerię i doprowadzili do tego że Priessnitz musiał uciekać. Półroczne schronienie znalazł na pruskim Śląsku. 
Rosnąca liczba gości (w roku 1839 przekroczyła 1700 kuracjuszy) domagających się obecności Priessnitza pozwoliła mu wrócić do domu. 

Spadek po Priessnitzu

Dostojnym kontynuatorem dzieła Priessnitza był doktor Josef Schindler, który przejął kierowanie uzdrowiska w 1853 r. i stał na jego czele 38 lat. Następcą Schindlera został jego asystent dr Eduard Emmel, który wzbogacił metody lecznicze o kolejne zabiegi, np. wprowadził masaże. Światowy poziom uzdrowisko Gräfenberg osiągnęło, kiedy na jego czele stał ordynator dr Josef Reinhold świetny psychiatra i psycholog, który potrafił połączyć dziedzictwo Priessnitza z najnowocześniejszymi zdobyczami medycyny.

Dzisiejsze uzdrowisko Jesenik w niczym nie przypomina tego z XIX wieku. Może poza tym, że na każdym kroku spotykamy pamiątki po Priessnitzu – poczynając od domu- Muzeum, które ‘lekarski Kolumb’, jak bywał nazywany, wybudował z datków wdzięcznych kuracjuszy. Może poza niezliczonymi kapliczkami, obeliskami i źródełkami, które pobudowali na pamiątkę bywalcy Jesenika. Może poza cudownym klimatem, który w połączeniu z nowoczesnymi metodami działa cuda. I poza tym, że do dzisiaj stosuje się tu wodoleczniczą metodę Priessnitza. 

Dziś już mamy naukowe dowody, iż takie chodzenie świetnie poprawia ukrwienie nie tylko kończyn dolnych, ale również pracy serca, mózgu oraz świetnie działa na krążenie.  Dla odmiany codziennie zanurzanie nóg w płytkim basenie o temperaturze 8-15 stopni C, prowadzi do zaniku migren i bezsenności, powoduje zwolnienie tętna w przypadku problemów z sercem oraz tarczycą, łagodzi objawy alergii i poprawia oddychanie

Dwa wieki po sławnym wypadku, 12 000 kuracjuszy codziennie brodzi w niewielkim basenie, a malutkie Grafenberg, dziś znane jako Jesenik- Lazne przeżywa prawdziwe oblężenie. 


Głuchołazy, wrzesień 2008


Niedawno na terenie uzdrowiska otwarto unikatowy na skalę europejską park balneologiczny, zaprojektowany jako ogród wodny, zgodnie z koncepcją Priessnitza polegającą na leczeniu zimną wodą, słońcem i ćwiczeniami na świeżym powietrzu. Projekt o nazwie "Dziedzictwo Wincentego Priessnitza na pograniczu polsko-czeskim" jest wspólnym dziełem uzdrowiska Priessnitz oraz miasta Głuchołazy.

W parku znajdziemy system stacji umieszczonych przy źródłach, służących do hydroterapii i relaksu. są  tu bicze wodne, ławeczka Priessnitza, baseny do kąpieli nóg, prysznic i miejsce do wypoczynku i gimnastyki. Wstęp do parku jest bezpłatny. Więcej informacji: www.priessnitz.cz

50°14'26"N   17°11'15"E 

Jesenik znajduje się w masywie Jeseników w Czechach. Około 20 km na południowy zachód od Głuchołaz.

Uzdrowisko znajduje się w Jesenik- Lazne (na wzgórzu). Tam też znajduje się muzeum Priessnitza

Tradycje kulinarne i Boże Narodzenie na Cyprze

Będąc na Cyprze w grudniu trzeba poddać się miejscowym świątecznym tradycjom kulinarnym. Chociaż minęły już czasy, kiedy każdy Cypryjczyk tuczył prosię specjalnie na świąteczny stół, nadal króluje wieprzowina.

Lountza - polędwica podawana grillowanym kozim serem halloumi

loukanika wędzone kiełbaski

Bożonarodzeniowe ciasto cypryjskie- bazuje na recepturze brytyjskiego "Christmas pudding", wzbogacone cypryjskim brandy

Kourambiedes - lukrowane ciasteczka z migdałami

Vassilopitta-  tradycyjny wypiek przyrządzany na Dzień św. Bazylego (Nowy Rok). Ciasto kroi się na kawałki i dzieli pomiędzy członków rodziny w kolejności od najstarszego do najmłodszego. Kto znajdzie monetę w swoim kawałku, tego szczęście nie opuści przez cały rok.

Kalikantzari i św. Bazyli

to legendarne psotne duszki, które pojawiają się na Cyprze podczas  Świąt, aby zakłócić bożonarodzeniowy spokój. Zwinne istoty wspinają się na dachy w celu wtargnięcia do domów przez komin. Odstraszyć je może tylko dym z komina. Diabełki potrafią siedzieć godzinami płacząc i zawodząc, aby je wpuścić do środka. Jeśli to nie poskutkuje, przebierają się za ludzi i pukają do drzwi. Ale potrafią liczyć tylko do dwóch- więc bardzo łatwo rozpoznać kalikantzari. Nie należy otwierać, jeśli nie usłyszymy trzeciego puknięcia. Jeśli jednak kalikantzari dostanie się do domu- potrafi narobić wiele szkód. Najgorszą jest chyba zniszczenie posagu panny młodej. A to właśnie małe upiory lubią robić najbardziej.

Zgodnie z cypryjską tradycją to właśnie <b>Św. Bazyli przynosi dzieciom prezenty - w Nowy Rok. Jednakże również św. Mikołaj przybył na Wyspę i pojawia się tam zawsze 24 grudnia. I tak dzieci cypryjskie dostają prezenty zarówno od Mikołaja jak i Bazylego Będąc na Cyprze w Nowy Rok, warto uśmiechnąć się do św. Bazylego, który ponoć przynosi szczęście. Kobiety mogą sprawdzić w Noc Sylwestrową, czy ich mężczyzna naprawdę je kocha. Wystarczy wrzucić w ogień gałązkę oliwną i jeśli ta zacznie tańczyć i skwierczeć- wszystko w porządku.

niedziela, 25 lutego 2018

Tradycje winiarskie na Cyprze

Commandaria jest winem wytworzonym z rodzimych, czerwonych odmian Mavro i Xynisteri niedaleko miasta Kolossi. Jest to bardzo słodkie wino, które pija się do kawy i deserów. Receptura Commandarii jest najstarszą zarejestrowaną recepturą na świecie.

Historia win cypryjskich sięga 2000 lat p.n.e.

Tradycja uprawiania winorośli przybyła na Cypr wraz z osadnikami. W przeszłości wina cypryjskie były tak wysoko cenione, że pili je faraonowie egipscy, król Salomon opisywał je w swoich poematach, a ich wysoka jakość doceniana była przez Greków i Rzymian. Wino ma również swoje miejsce w mitologii- kult boga Dionizosa, który nauczył ludzi wytwarzać wino. Dziś można oglądać w Willi Dionizosa w Pafos mozaiki przedstawiające kult picia wina. Wiele osób twierdzi, że takie znane wina jak Tokaj, czy Madera bazują na cypryjskich recepturach.

Dziś na Cyprze przeważają dwie odmiany winorośli: Mavro o czarnych gronach, z których robi się wina czerwone i Xinisteri, z których robi się wina białe. Aktualnie produkcją wina na Cyprze zajmują się 4 wielkie przedsiębiorstwa z Limassol (Keo, Loel, Etko, Soda) i około 20 mniejszych, regionalnych. Na wyspie uprawia się Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc, Grenache, Carignan Noir, Mataro. Winnice można spotkać niemal wszędzie, najwięcej jednak w górach Troodos i regionie Limassol. Najsłynniejszym winem cypryjskim jest słodka Commandaria. Opisywali ją już greccy poeci Hezjod i Eurypides- wówczas  zwana była "Cyprus Nama", czyli "Matka". To wino było protoplastą późniejszej Commandarii. Ryszard Lwie Serce, który przybył na Cypr w XII wieku, objął wyspę w posiadanie i postanowił się tu ożenić. Rozrywkowemu królowi wyprawiono w Limassol huczne wesele. Tak upodobał sobie weselne wino, Commandarię, że nazwał je "Winem Królów, Królem Win". Podobno zbyt duża ilość wypitej Commandarii przeszkodziła królowi w spełnieniu obowiązków nocy poślubnej. Produkcją Commandarii zajmowali się przez długi czas  Templariusze. Po burzliwych dziejach rolę tę przejęli Joannici a następnie dynastia Lusignanów. Commandaria jest winem wytworzonym z rodzimych, czerwonych odmian Mavro i Xynisteri niedaleko miasta Kolossi. Jest to bardzo słodkie wino, które pija się do kawy i deserów.
<b>Receptura Commandarii jest najstarszą zarejestrowaną recepturą na świecie.

Systembolaget czyli alkohol w Szwecji / alcohol in Sweden

Systembolaget to państwowy sklep monopolowy- z winem, mocnym (czyli dla nas normalnym)piwem i wódką. W każdym mieście jest tylko jeden. Sklepy te czynne są  od poniedziałku od piątku (rzadko w soboty) i znaleźć j można po długich kolejkach klientów;) Alkohol ustawiany jest w szklanych gablotach, gdyż prawo zabrania reklamy alkoholu. Sklepy często mieszczą się w ciemnych zaułkach i wyprawa po piwo może być naprawdę nie lada wyprawą.

W Szwecji zrobiono absolutnie wszystko, żeby uprzykrzyć kupowanie i picie alkoholu. Ceny zbijają z nóg, a procedura kupna przypomina kupowanie u nas na kartki w dawnych czasach. Ocenia się jednak że jedynie połowa wypijanego alkoholu w Szwecji pochodzi z Systembolaget. Reszta niechlubnie dociera z przemytu lub bimbrowni.

[EN]
Systembolaget is the only retail store allowed to sell alcoholic beverages that contain more than 3.5% alcohol by volume. Systembolaget also sells non alcoholic beverages, although this product segment represents less than half a percent of the total sales of beverages. In one town (excluding enormous cities like Stockholm) is only one such store allowed to exist. The stores are opened from Monday to Friday and they can spot them by enormous que in front of them. alcohol is displayed in the glass cases. Because, regarding the law, the alcohol advertising is strictly forbidden, the stores are very often in dark backyards and normal shopping could really be exciting excursion.<br />
The Swedish government made absolutely everything to make buying and drinking alcohol extremely difficult. The prices pack a wallop and the procedure of buying alcohol is very similar as in former - communism - Poland (buying by using ration cards). 


The statistics say that only half of alcohol drinking in Sweden comes from Systembolaget. The rest is coming from smuggling or stills (the places where they make illegal alcohol - mostly stronger and more dangerous for health)

Nobel z czekolady

Sztokholmskie Muzeum Nobla na tamtejszym starym mieście (Gamla Stan) prezentuje sylwetki ponad 700 laureatów oraz przedmioty związane z Alfredem Noblem. Można tu też kupić noblowski medal. W głównym pasażu na ciekłokrystalicznych ekranach wyświetlane są  filmy, prezentujące kolejne dziesięciolecia od początku XIX wieku do czasów współczesnych. Wielką replikę noblowskiego medalu otaczają wyświetlacze prezentujące laureatów ostatniego Nobla. Pod sufitem jest instalacja przypominająca urządzenia znane z pralni chemicznych. Dzięki niej ponad 700 plansz przedstawiających poszczególnych laureatów dostojnie sunie nad głowami zwiedzających. W małej sali kinowej prezentowane sa krótkie firmy, a w wielkiej szklanej gablocie obok przedmioty podarowane muzeum przez nagrodzonych- na przykład nożyczki poety Williama Butlera Yeatsa, buty pisarki Selmy Lagerloef, artystyczny beret chemika Linusa Paulinga, czy talerz z emblematem Cornell University, który zainspirował Richarda Feynmana w jego badaniach nad spinem elektronów. Osobne wystawy poświecono najsławniejszemu nobliście Albertowi Einsteinowi oraz samemu Noblowi- można zobaczyć między innymi jego testament. Ciekawą częścią Muzeum jest sklepik z książkami i gadżetami, gdzie zwiedzający kupują zdjęcia i karykatury sławnych laureatów (wśród nich Marii Curie- skłodowskiej), granitowe przyciski do papieru z dwuznacznym napisem EIN STEIN, magnesy na lodówkę z cytatami z noblistów i młodym Einsteinem, cukierki udające laski dynamitu i oczywiście noblowski medal z opakowanej w złocistą folię czekolady.

Dzień św. Patryka - 17.marca

17.marca- Dzień św. Patryka


Dzień św. Patryka to najważniejsze święto dla każdego Irlandczyka. W Irlandii to święto Narodowe, dzień wolny od pracy, który poświęca się na wesołą zabawę przy muzyce i tańcu. Na całym świecie wszędzie tam gdzie mieszkają Irlandczycy i osoby irlandzkiego pochodzenia odbywają się koncerty i parady. Festiwal św. Patryka w Irlandii zaczynie się 13 marca, a kulminacja nastąpi oczywiście 17 marca. O godzinie 12.00 rozpocznie się w Dublinie parada św. Patryka (największa w Irlandii). Ruszy z placu Parnella. W tym roku parada jest zatytułowana "The Sky is the limit". Przez ponad dwie godziny przez centrum miasta maszerować będzie barwny, muzyczny i roztańczony tłum.


Święty Patryk

Święty Patryk nie był, naturalnie, piwoszem ani hulaką. Młodzieńcem będąc (synem i wnukiem osób głęboko religijnych i zaangażowanych w kościół), porwany podstępem, spędził wiele lat w niewoli u Irlandczyków. Ciężko pracował i modlił się codziennie. Pod koniec niewoli usłyszał głos, mówiący mu, że musi odejść i że czeka na niego niedaleko statek, co okazało się prawda. Po udanej ucieczce, wrócił do domu i oddał się sprawom religii i wiary. Po latach wrócił do Irlandii, gdzie skutecznie zajmował się misjonarstwem. Nie przyjmował darów od możnych ani nie pobierał pieniędzy za chrzciny, co sprawiło, że stał się w pewnym sensie banitą, nie cieszył się mirem monarszym. Raz z tego powodu zostali mocno poturbowany i obrabowany.

Irlandzka koniczynka

Irlandzka koniczynka, jako tradycyjny symbol Irlandii wzięła się stąd, ze ponoć św. Patryk- patron Irlandii- nie wiedział jak wytłumaczyć Irlandczykom czym jest Trójca Święta. W końcu wpadł na pomysł i pokazał koniczynkę, która posiada trzy listki, tak jak Trójca Święta, Bóg w trzech osobach. A jeśli już mowa o św. Patryku to jest on patronem Irlandii. Święto św. Patryka przypada 17 marca.

Biją śledzia! - Wielkanoc w Irlandii

Irlandia obchodzi Wielkanoc zadziwiająco oryginalnie. W Wielką Sobotę mieszkańcy miast i miasteczek podążają za lokalnym rzeźnikiem i okładają śledzia, którego niesie się zawieszonego na kiju. Wszystko to, by pokazać, że najwyższy czas  zakończyć post i radować się. 

Irlandia może poszczycić się jednym z najciekawszych zwyczajów wielkanocnych w Europie. W Wielką Sobotę w miastach odbywa się pochód, podczas  którego ludzie demonstrują swoje zmęczenie długim postem i chęć rozpoczęcia świętowania. Przemarszowi przewodzi lokalny rzeźnik. Najciekawszy jest jednak fakt, że niesie on zawieszonego na kiju śledzia, którego mieszkańcy biją kijami, pałkami i czym popadnie. 

Tak zmaltretowany śledź symbolizujący post zostaje wrzucony do rzeki. Następnie rzeźnik nakłada na ten sam kij udekorowany kwiatami barani udziec, który ma zwiastować czas  ucztowania. 

Irlandczycy spędzają Święta Wielkanocne w gronie rodziny, za suto zastawionym stołem. Zazwyczaj pojawiają się na nim puddingi, ciasta oraz słodycze. Jako główne dania serwowane są : pieczony indyk oraz szynka.

Białe noce w Sankt Petersburgu

Białe noce występują na obszarach powyżej 54o 33' szerokości geograficznej północnej i południowej. W lecie na tych obszarach zmierzch i świt tak się wydłużają, że łączą się ze sobą. Mrok nocy wcale nie występuje. Ze względu na fakt wysunięcia ku północy/południu danego miejsca, okres pomroku może mieć różnoraki charakter. 

Wyróżnia się trzy rodzaje pomroku. Jeżeli Słońce chowa się poniżej horyzontu na wysokość do 6o, rozróżniamy wówczas  świt/zmierzch cywilny. W tym czasie wskutek rozpraszania promieni słonecznych jest dostatecznie jasno, aby przy bezchmurnej pogodzie móc czytać książkę. Jeżeli Słońce schodzi na wysokość 6o- 12o poniżej horyzontu, dostrzega się jedynie zarysy obserwowanych przedmiotów, a żeglarze widzą jedynie kontury wybrzeży i postury innych statków, stąd okres ten zwany jest świtem/zmierzchem nautycznym (łac. Nauta znaczy żeglarz). W sytuacji znajdowania się Słońca na wysokości 12o-18o poniżej linii horyzontu, światło słoneczne przeszkadza w obserwacji ciał niebieskich, z tej przyczyny zwie się ten okres świtem/zmierzchem astronomicznym. Występowanie poszczególnych typów zmierzchu i świtu jest uzależnione od szerokości geograficznej oraz czasu obserwacji.

Położenie Sankt Petersburga daleko na północy Europy, na równoleżniku 60°N motywuje występowanie tzw. "białych nocy". Dzięki wysokiej szerokości geograficznej, na jakiej położona jest Wenecja Północy, Słońce na przełomie lata i wiosny nie chowa się na długo za horyzontem. Najdłuższy dzień w roku w Sankt Petersburgu trwa blisko 19 godzin. 

Jednak także w pozostałe 5 godzin, mimo nastania zmierzchu, na głównych ulicach i prospektach Petersburga turystów nie brakuje. Wielu z nich przychodzi nad Newę, aby podziwiać otwieranie mostów, mimo późnej pory (zobacz tutaj grafik otwierania mostów). W czasie białych nocy ulice Sankt Petersburga są  pełne ludzi. Tak o 12 w południe, jak i w północ po Newskim Prospekcie spaceruje wielu turystów i Petersburżan. Petersburskie białe noce są  osławione przez wielu poetów i pisarzy. Były one natchnieniem dla Fiodora Dostojewskiego do stworzenia- jak to sam określił- powieści sentymentalnej ze wspomnień marzyciela, opowiadania Białe noce, bodaj najsłynniejszego utworu o urokach Petersburga. 

Białe noce trwają od 25 maja do 16 lipca, a ich apogeum przypada na czas  od 11 czerwca do 2 lipca. Szczególnie pięknie prezentują się białe noce podczas  dobrej pogody, kiedy to nad 300-letnim Petersburgiem, nad setkami petersburskich mostów, złotych kopuł, zabytków, góruje jasne, różowe niebo. Widok wprost niesamowity.


Z myślą o turystach w Petersburgu, którzy pragną podziwiać to miasto w czasie białych nocy, do godziny 5 rano przedłużono godziny otwarcia tarasu widokowego okalającego sobór św. Izaaka (Isaakijewskij sobor). 

Godziny pracy tego obiektu zmieniono na prośbę zwiedzających, pragnących zobaczyć Petersburg z wysokości około 50 metrów. Taras widokowy okala potężną wieżę z kopułą. Stąd roztacza się panorama miasta, którą  wielu chce ujrzeć na własne oczy, mimo że aby stanąć za balustradą okalającą kopułę świątyni, trzeba pokonać schody o 572 stopniach.

Hotel w katolickiej świątyni!

Budynek klasztoru Bernardynów w Mińsku ma zostać zrekonstruowany- zdecydowało tamtejsze Ministerstwo Kultury. Nie będzie on jednak ani zabytkiem ani miejscem kultu, a hotelem! W podziemiach zabytkowego kompleksu ma się znajdować parking, a wyżej centrum sportowe i biznesowe. Tak wygląda wstępny niedopracowany jeszcze projekt. Nie uwzględnia on dalszego losu znajdującego się w kompleksie klasztornym kościoła św. Józefa. Jest to plan mocno kontrowersyjny ponieważ obiekty te to XVII wieczne zabytki, o które od lat starają się bezskutecznie białoruscy katolicy.

sobota, 24 lutego 2018

13. GRUDNIA - Dzień Św. Łucji w Szwecji

Jeśli komuś zdarzy się być w Szwecji 13 grudnia będzie zaskoczony radosnymi obchodami dnia Świętej Łucji. Ciemność zimowego wieczoru rozświetlają procesje, na czele każdej z nich kroczy ubrana w białe szaty młoda dziewczyna z wiankiem świec na głowie. Wraz z "gwiezdnymi chłopcami" kręcącymi się wokół tworzą chór, śpiewają kolędy, pozdrawiają przechodniów, odwiedzają chorych. Dookoła rozchodzi się pieśń: "Sankta Lucia, ljusklara haGrandng..."

Bułeczki Łucji

Łucja była włoską święta, więc dlaczego czci się ją tak uroczyście właśnie w Szwecji, a nie w jej ojczyźnie? Jest to wynikiem przedziwnego splotu tradycji. Wszystko zaczęło się od... Św. Mikołaja. Już od średniowiecza obchodzono 6 grudnia jako dzień tego patrona dzieci i uczniów. Po nastaniu Reformacji zakazano oddawania czci świętym. Trudno było jednak zrezygnować z hojnego Mikołaja, więc praktyczni Niemcy przenieśli dawanie prezentów na dzień Bożego Narodzenia.

A w osiemnastym wieku istniał zwyczaj przedstawiania narodzonego Dzieciątka pod postacią młodej kobiety w białej sukni i wiankiem na głowie jako symbolu niewinności. Pozostającym pod germańskimi wpływami Szwedom spodobała się ta postać, ale wykorzystali ją na swój sposób, do uczczenia 13 grudnia. W tym dniu tradycyjnie hucznie świętowali i objadali się do granic możliwości przed trwającym później aż do Wigilii postem. Teraz już się tak nie objadają, ale śladem dawnym zwyczajów są wypiekane w tym dniu "bułeczki Łucji" i dzielenie się nimi z biedniejszymi.

Z wiankiem świec

Obchody święta przybierają różną postać. Lokalne gazety organizują konkurs. Czytelnicy wybierają "Świętą Łucję" spośród zdjęć kiydatek, a największe szanse mają długowłose blondynki. Wybrana dziewczyna prowadzi odświętną procesję przez główne ulice miasta. Nosi białą, długą do ziemi suknię. W pasie przewiązana jest czerwoną szarfą. Wianek ze świec na głowie jest często dla wygody i ze względów bezpieczeństwa zastępowany lampkami na baterie.

Ze złożonymi pobożnie dłońmi, śpiewając kolędy Łucja odwiedza szpitale, domy starców, noclegownie. Każdy może liczyć na dobre słowo i poczęstunek: bułeczkę i kawę. W domach, wczesnym rankiem, cała rodzina wstaje nie budząc ojca i przygotowuje świąteczne wypieki. Najmłodsza kobieta w rodzinie przebiera się i odgrywa rolę Łucji. Potem wszyscy budzą ojca śpiewając: "Sankta Lucia, ljusklara haGrandng..."- "Święta Łucja przychodzi i rozświetla ciemność zimowej nocy".

Przez długi czas  13 grudnia był obchodzony w taki uroczysty sposób tylko w zachodniej Szwecji. Pierwsza procesja w Sztokholmie odbyła się dopiero w 1927 roku. Potem zwyczaj ten szeroko rozprzestrzenił się po całym kraju. Dziś procesje można spotkać w każdym miasteczku. Obchody święta Łucji są  typowe dla Szwecji i prawie nieznane poza jej granicami. Jeśli ktoś planuje w najbliższych dniach podróż na drugą stronę Bałtyku, będzie miał szansę uczestniczyć w tej oryginalnej procesji.

JUL TOMTE

Autor: Wilhelm Karud - bezdroza.pl

Choinka, szwedzki stół i Jul Tomte.

Świąteczne zwyczaje przywędrowały do Skandynawii z Niemiec już kilka wieków temu. Na początku XVIII stulecia Szwedzi zaczęli dekorować choinki wzbogacając asortyment ozdób aż do czasów obecnych. Początkowo na drzewku wieszano figurki wykonane z kory, szmatek, suchych kwiatów i słomy. Z biegiem lat dodawano kolorowy papier, barwione łańcuchy, stearynowe świeczki, łakocie i bombki. Obecnie, wnoszona do domu kilka dni przed Wigiliź żywa choinka, nie odbiega wyglądem od tych w Polsce, Kanadzie czy w Austrii. Dzięki podlewaniu drzewko powinno w zdrowej kondycji dotrwać do Dnia Knuta następującego dwadzieścia dni po Bożym Narodzeniu. Od lat każde miasteczko a także osady, osiedla, instytucje i większe zakłady pracy dekorują swoje własne drzewka sytuowane na zewnątrz budynków. Już pierwszy tydzień Adwentu mobilizuje wszystkie lokalne społeczności do tych radosnych działań. Dystyngowani prezesi firm, policjanci i drwale obok nauczycieli, młodzieży i reszty parafian wspinają się na drabiny, stukają młotkami, montują, dopieszczają i deliberują. Rzadko na ogół praktykujący Szwedzi mają wtedy okazję porozmawiać z pastorem, który zazwyczaj towarzyszy parafianom w rytuale przedświątecznych przygotowań.

Tradycja religijna nakazuje by głównym dniem świątecznej celebry była Wigilia 24 grudnia. Dzieci są w trakcie wielodniowych ferii a kto chce, ten powstrzymuje się od pracy. Dawniej, gdy Szwecja pozostawała krajem chłopów i rybaków, w Wigilię pozwalano sobie jedynie na prace związane z karmieniem zwierząt gospodarskich i przygotowywaniem wigilijnego stołu. Około godziny piętnastej można zacząć świąteczną ucztę, która u naszych północnych sąsiadów wcale nie kojarzy się z postem. Smörgasbord – tradycyjny szwedzki bufet, w dniu Wigilii pełen jest treściwego jadła. Usytuowany w pobliżu wigilijnego stołu ugina się pod połciami szynki, talerzami z wieprzową galaretą i wędlinami. Nie może na nim zabraknąć śledzi w paru kulinarnych wariantach, wędzonego łososia, ryżowej owsianki, ługowanego dorsza i cynamonowych ciasteczek oraz pierniczków o rozmaitych kształtach. Dorośli biesiadnicy raczą się piwem, Narodową wódką aquavit i, coraz częściej, szlachetnymi winami sprowadzanymi z całego świata. Przy każdej świątecznej okazji wielkim powodzeniem u naszych północnych sąsiadów cieczy się glögg. 

Receptura:

Glőgg Butelkę białego wytrawnego wina mieszamy z butelką wina czerwonego słodkiego. Dodajemy kieliszek gorzkiej ziołowej wódki, 200 ml słodkiego wermutu, dwie garści rodzynek, odrobinę kardamonu, kilka goździków, mały kawałek cynamonu i troszkę świeżego, obranego imbiru. Przykrywamy dość szczelnie i odstawiamy naczynie na kilkanaście godzin. Następnego dnia do napoju wlewamy jeszcze szklankę białej wódki, wsypujemy niepełną szklankę cukru i zagotowujemy, mieszając. Przed samym podaniem do spożycia, do gorącego glőggu wsypujemy jeszcze ok. 20 dag obranych i poszatkowanych migdałów.

W Szwecji rozdawaniem gwiazdkowych prezentów od dziesiątków lat zajmuje się Jul Tomte. Z wyglądu przypomina przyjaznego krasnala z brodź a swoje korzenie ma w środowiskach wiejskich, gdzie zazwyczaj powstawały legendy. Początkowo skrzat ten był ponoć okropnie brzydkim trollem w ogóle nie utożsamianym z Bożym Narodzeniem. Miał wraz z elfami, gnomami i całą plejadą baśniowych stworzeń siedzieć pod podłogami lub w zakamarkach stodół. Według ludowych podań jego rola polegała na tym, że pilnował domowników, inwentarza żywego i dobytku w czasie świąt a w zamian dawano mu jedzenie. Obecny wygląd nadali mu artyści końca XIX wieku malujący karty z życzeniami. Tomte stał się natychmiast symbolem dobrodziejstwa, wyparł Świętego Mikołaja i zdobył serca dzieci. Pojawia się z worem pełnym podarków przy końcu kolacji lub w drugi dzień Bożego Narodzenia. Mniejsze prezenty wkłada do skarpet wieszanych przy kominku, dołączając Czasami karteczki z wierszykami- zagadkami.

Szwedzi nie kultywują zwyczaju chodzenia na pasterkę a nieliczni wierni udają się do kościołów w świąteczny poranek. W zeszłych stuleciach urządzano wyścigi sań powracających do domu po mszy. Wierzono wtedy, że zwycięstwo w tej konkurencji zapewni gospodarzowi dobre zbiory w nadchodzącym roku. podczas  całego świątecznego okresu w większości szwedzkich domów czczono ciepło i światło. Szczególnie w prowincjach północnych, gdzie słońce zimą prawie się nie pojawia. Dwuramienne świeczniki w kształcie piramidy ustawiane w oknach do dziś symbolizują ten pradawny zwyczaj.

Wielu rodziców korzystając z przerwy w zajęciach szkolnych wyjeżdża ze swymi pociechami do ciepłych krajów na krótkie pobyty wypoczynkowe. Stać na to nawet mniej zamożnych Szwedów, Norwegów i Finów więc hotele Egiptu, Sri Lanki czy Bali pełne są wtedy skandynawskich gości. Wrodzona dbałość o kondycję fizyczną i zamiłowanie do zimowej aktywności sprawia, że duża część mieszkańców Szwecji nigdy się nie nudzi. Bez względu na wiek oddają się pasji narciarstwa biegowego, łowią spod lodu i polują na pardwy. W wielu regionach kraju odbywają się setki masowych imprez narciarskich, wyścigi psich zaprzęgów i przejażdżki skuterami śnieżnymi. Podobnie, jak w sąsiedniej Finlandii, tysiące amatorów ma Szwecji rytuał korzystania z łaźni parowych, tarzania się w śniegu i kąpieli w przeręblach. 

Świąteczne ciekawostki kulinarne

Zazwyczaj dzień przed Wigiliź w niektórych szwedzkich rodzinach kultywowany jest pradawny zwyczaj doppa i grytan (maczanie w kociołku). Kawałki żytniego, razowego chleba nasącza się tłustym bulionem i spożywa. Dawniej biedniejsza część społeczeństwa wykorzystywała w ten sposób rosół pozostały po gotowaniu szynki świątecznej. Obecnie to symboliczny rytuał wyrażający dziękczynność za to, że się dobrze darzy. Niektórzy Szwedzi także w ten sposób rozpoczynają samą Wigilię. Do kociołka jednak dodają dużo więcej niż ich przodkowie. W pachnącym wędzonką bulionie pływają więc spore pęta kiełbas, kawałki bekonu i zmiażdżona kolorowa fasolka. Kiedy trzy lata temu spędzałem Boże Narodzenie u zaprzyjaźnionego myśliwego w okręgu Härjedalen, kosztowałem tego specjału w kilku domach. U jednego z farmerów treściwy kociołek usytuowano w pełnym śniegu ogrodzie nad specjalnie przygotowanym paleniskiem. Przed rozpoczęciem wigilijnej fety wstaliśmy od stołu i z sosjerkami wyszliśmy na zewnątrz. Gospodarz rozdzielał zawartość saganka i wszystkim składał świąteczne życzenia. Potem zaprosił sąsiadów, którzy w zamian za poczęstunek doppa i grytan odwzajemnili się zaproszeniem nas wszystkich na lutfisk.

Ta marynowana w ługu, a następnie suszona ryba- tradycyjnie dorsz- jest najpewniej symbolem postu pamiętającym czasy sprzed paru setek lat. W Szwecji przestrzegano wtedy jeszcze religijnego kalendarza ustalanego przez papieży. Lutfisk, znany pod podobną nazwą od Helsinek po Reykjavik, związany jest ze starą metodą konserwacji ryb. Suszące się pod specjalnym zadaszeniem wielkie dorszowe filety to także dziś charakterystyczny obrazek z Lofotów, Bornholmu czy Götlandi. Obecnie, obok wielu rybnych dań, ługowany dorsz stanowi przysmak wielu mieszkańców Skandynawii. Gotowany i podawany z dziesiątkami wariantów sosów urozmaica menu ważnych bankietów i wzbogaca świąteczne stoły. Serwują go słynne restauracje i nie ma kulinarnych szwedzkich przewodników, w których by go pominięto.

Noc Walpurgii

Kiedy przybywam do nieznanego kraju, niemal pierwsze kroki kieruję zawsze na cmentarz. niemal- bo nie zawsze jest to technicznie możliwe, jednak nie ma co ukrywać iż dwa miejsca w mieście są w stanie powiedzieć wszystko o mieszkańcach: centrum młodzieżowe i właśnie cmentarz.

W centrum zazwyczaj przebywają młodzi ludzie, młoda krew, współczesna Szwecja, na cmentarzu zaś można znaleźć przeszłość. Nieważne, że nie ma nagrobków sławnych ludzi, olśniewającej architektury, zresztą nawet lepiej- jest duch narodu. Cmentarz powie całą prawdę o mieszkańcach- czy to danej miejscowości, czy całego kraju. Polskie cmentarze pokazują eklektyzm społeczeństwa, zasadę "zastaw się, a postaw się", skłonność do przesady i ułańską fantazję. Na cmentarzu w Linkoping rzuca się w oczy niesłychany wręcz porządek.

Zresztą na cmentarzach w Grebo, Atvidaberg, Rök, czy Valdstenie wygląda tak samo. Porządek, zaplanowany układ architektoniczny, wysypane żwirkiem, czyściutkie alejki, równiótko przystrzyżona trawka. Nawet ptak w locie szuka wyznaczonego miejsca na załatwienie swoich potrzeb...

Bo Szwedzi tacy są .
Uporządkowani, ułożeni, dokładni. Nawet imprezy mają stonowane. Szczerze mówiąc trudno to nazwać imprezą..


Noc Walpurgii

Nasz pobyt w Szwecji rozpoczął się 30 kwietnia. Wiedzieliśmy, że noc z 30 kwietnia na 1 maja w Skandynawii i Niemczech obchodzona jest dość hucznie. Noc Walpurgii- po szwedzku Valborgsmassoafton- wywodzi się z Niemiec, z gór harzu, gdzie chóralnymi śpiewami i paleniem ognisk na wzgórzach usiłowano bronić się przed czarownicami, które w tę noc gromadnie czciły szatana.

Wpisując w wyszukiwarkę słowa "Noc Walpurgii", można się więc spodziewać wyniku. 90% traktuje o sataniźmie, współczesnych organizacjach satanistycznych oraz para- szatańskich festiwalach. Wśród tych linków można jednak znaleźć kilka dość istotnych informacji. Stamtąd dowiedzieliśmy się o chóralnych śpiewach, wykonywanych głównie przez męską cześć populacji studenckiej. Studenci odznaczający się białymi czapkami z lirź, śpiewają piosenki zwiastujące nadejście wiosny i koniec zimy. Takie śpiewy to jedna z najpopularniejszych w Szwecji form rozrywki.

Natomiast zwyczaj palenia ognisk na wzgórzach w tę wyjątkową noc nie jest zjawiskiem rdzennie szwedzkim. Przywędrował z Niemiec wraz z tamtejszymi osadnikami i początkowo znany był tylko w okolicach Sztokholmu, gdyż to właśnie tam mieszkało najwięcej Niemców. Z czasem, wraz z wzorcami ze stolicy, zwyczaj ten przeniósł się do reszty kraju. Nie ukrywajmy jednak, ze trafił na podatny grunt.

Wiadomym jest przecież, że kultura ludowa wielu europejskich narodów nakazywała wręcz rozpalanie ognisk na szczytach w czasie doniosłych świąt. tym sposobem przekazywano sobie wici. Rozpalone ogniska od wzgórza do wzgórza, jednoznacznie dawało sygnał do obrony- wystarczy przypomnieć sobie scenę z trzeciej częsci Władcy Pierścieni.

Niestety kulturę ludową w wieku XXI można określić tylko jednym dramatycznym, przekreślającym wszystko słowem: PRZESZŁOŚĆ. Chociaż byliśmy naprawdę miło zaskoczeni, kiedy w srodku dnia, zwiedzając Linkoping natknęliśmy się na grupę harcerzy, czy też studentów, prezentujących swoje umiejętności wokalno-taneczno-instrumentalne na małym placyku pod katedrą. Publiczność zwabiona dźwiękami trąbki i wesołymi harcami tłoczyła się nawet w DomkyrKoparken, czyli parku katedralnym.



Ogniska nad kanałem

Jeszcze raz dzisiejszego dnia mieliśmy okazję spotkać taką ilość Szwedów w jednym miejscu, bo generalnie Szwedów na ulicach nie widać.

Wiedząc o planowanych ogniskach i imprezach wybraliśmy się na wieczorną przechadzkę wzdłuż kanału. Nad Kinda Kanal rozłożono platformę, na której rozstawiono scenę z mikrofonami, gdzie upiornie przystojny Szwed coś mówił. Co? Pozostanie chyba na zawsze owiane tajemnicą. Tutaj w Szwecji, słuchając Szwedów, szczególnego znaczenia nabiera znanez Pratchetta "uuk" orangutana-bibliotekarza. Szwedzi tak właśnie mówią: "uuk".

Konferansjer "uukał" coś do mikrofonu, a naokoło wielkiego stosu drewna, igliwia i kartonów zbierało się coraz więcej ludzi. Tłum powoli przesuwał się w kierunku sceny, gdyż właśnie pojawiła się lokalna gwiazda w osobie niewysokiego mężczyzny z wyraźnym angielskim akcentem. Zaraz po nim na scenie pojawił się chór damsko- Męski, ubrany w czarne togi i białe berety. Tłum powoli zaczął przesuwać się w stronę sterty gałęzi. Na horyzoncie zaczęły pojawiać się pierwsze ognie. To dzieciaki z  pochodniami nadchodziły od strony miasta.

Ogień został podłożony naraz ze wszystkich stron. Buchnęło nagle pięknym, jasnym płomieniem. Tłum naokoło nie wydawał się zainteresowany ani ogniem, ani chórem na scenie. Ogólnie było mdło. Fakt, że nad kanałem zgrupowali się głównie imigranci, bo trudno uwierzyć, że większość populacji szwedzkiej jest czarna jak smoła.

Młodzi Szwedzi imprezowali w parku, przez który wracaliśmy do domu. Ale i tam było cicho i spokojnie. O chóralnych śpiewach można zapomnieć- chyba że za chóralne śpiewy uznamy krzyk mew nad kanałem...

Linkoping- maj 2006 

Nad Pintą Guinessa

w Irlandzkim pubie

Siedzę w Irlandzkim pubie. Na ścianie, na wielkim ekranie trwa bójka na murawie boiska. Nie wiem kto z kim gra, przeciwko komu, kto kogo bije i kto przetrzymuje piłkę,ale wiem, ze cała Irlandia dzielnie sekunduje.



Cała Irlandia to akurat pub przy Grafton Street. Tu- w Irlandzkim pubie toczy się całe życie. Irlandczycy wychodząc z pracy w piątek, kroki swe kierują od razu do pubu i tam zostają, aż do niedzielnego wieczora.


Tu wylewają swoje smutki i żale, tu oglądają mecze- nie widziałam pubu bez szklanego ekranu- tu bawią się do utraty tchu, tu, nad przysłowiową pintą Guinessa, toczą się długie dysputy polityczno-kulturalne. Przysłowiowa, bo rzadko kiedy kończy się na jednej... Zresztą Guiness to dla Irlandczyka bodaj "sól życia". Niejednokrotnie w Europie, czy Ameryce słyszy się, ze Irlandczycy są  smutni, siedzą w barze nad szklanką i mruczą coś do siebie wzdychając do "tych pól zielonych". Być może tak jest. Być może za granicą Irlandczycy nie tryskają energią i werwą,a le to tylko dlatego że brakuje im aksamitnego czarnego trunku z białą czapą.

Ponoć nie można wypić prawdziwego Guinessa poza wyspą. A najlepiej smakuje w Dublinie, gdzie jest warzony od 1759. A piwo to jest tak wyborne, jak grymaśne. Szkodzi mu dł;uga podróż, zbyt szybkie nalewanie do szklanki, zła temperatura w piwnicy, gdzie beczka jest trzymana... Nawet odległość między pipą, a beczką ma tu kolosalne znaczenie. Jednakże prawdziwy Guiness w prawdziwym Irlandzkim pubie rozkłada się aksamitem na podniebieniu i drażni wszystkie możliwe zmysły. I wspaniale scala towarzystwo w pubie...

Przy pincie Guinessa pękają wszelkie tamy, konwenanse, przeczulenia. Do końca nie wiadomo, czy to Guiness jest tak aksamitnie wyborny dzięki Irlandczykom, czy Irlandczycy są  tak otwarci i uroczy dzięki Guinessowi. Fakt jednak pozostaje faktem, masz kompleksy, chandrę, zły humor. Idź w te pędy do irlandzkiego pubu- pomaga jak ręką odjął !!! 

Dublin- luty 2007 

środa, 21 lutego 2018

Wielkanoc w Szwecji: Pask

Poprzebierane wiedźmy składają wizyty sąsiadom. W zamian za Listy Wielkanocne dostają symboliczne datki, słodycze lub poczęstunek.

W całej historii ewangelicko-luterańskiego Kościoła szwedzkiego (Svensk Kyrka) Wielkanoc (Pask) stanowiła ważne wydarzenie religijne. Poprzedza ją Wielki Tydzień rozpoczynający się w Niedzielę Palmową. Podobnie jak u nas, zamiast gałązek palmy używa się wierzbowych łozin. Na południu kraju zrywa się je kilkanaście dni wcześniej, potem rozwijają się w mieszkaniach, a nawet w biurach (podczas  procesji wielkanocnych składa się je przed wizerunkami Jezusa).

Następne dni związane są  z wieloma przesądami, w które gdzieniegdzie nadal się wierzy- a to, że złe wróżki i czarownice wyjątkowo aktywnie korzystają w tych dniach z mocy czarnej magii, albo że żyjące jeszcze tu i ówdzie Wiedźmy Wielkanocne w Wielki Czwartek ruszają na miotłach w kierunku tajemniczego uroczyska zwanego Blakulla. Tam, posłuszne radom Szatana, werbują adeptki czarownictwa, a w Wielką Sobotę wracają w okolice ludzkich siedzib i myszkują- niezauważalne- między opłotkami. Dawniej ludzie, stroniąc od zła diabelskiego, zapalali ogromne ogniska, strzelali z dubeltówek w powietrze i malowali znaki krzyża, gwiazd oraz innych świętych symboli na drzwiach i bramach, pod progami zakopywali psałterze, a w pomieszczeniach gospodarczych wieszali na ścianach skrzyżowane siekiery i kosy. Histeryczny strach przed siłami nadprzyrodzonymi rodził podejrzliwość w stosunku do kobiet, które czymś wyróżniały się w otoczeniu. Nieznana, duża liczba bogu ducha winnych niewiast kończyła żywot na szubienicach i stosach.

Na szczęście ponure czasy przesądów ustąpiły miejsca radosnym obyczajom. W Wielki Czwartek lub w Wielką Sobotę dziewczęta i chłopcy przebierają się za wiedźmy i składają wizyty sąsiadom. Obdarowują ich specjalnie dekorowanymi na tę okazję kartkami, laurkami i Listami Wielkanocnymi. W zamian oczekują symbolicznych datków, słodyczy lub poczęstunku. Zwyczaj pisania listów rozpowszechnił się głównie w zachodnich regionach Szwecji, gdzie wrzuca się je także do prywatnych skrzynek pocztowych tak, by nie zostać zauważonym. Nadawca powinien do końca świąt pozostać anonimowy. W tych stronach organizuje się także ogniska, a wsie rywalizują między sobą, która z nich wznieciła większy i jaśniejszy ogień. Ostre strzelanie zastąpiono fajerwerkami, a dziwne niewiasty czasem tylko wytknie się palcem lub oplotkuje.

Jak w wielu innych krajach, także i w Szwecji jajka pozostają kulinarnym symbolem świąt Wielkiej Nocy, starym, chrześcijańskim atrybutem rodzenia i życia. Gotowane na twardo spożywa się podczas  uroczystej kolacji w Wielką Sobotę. Znany jest też zwyczaj malowania jajek, w niektórych regionach dość powszechny. Jednak ani dekoratorski styl, ani tradycyjne motywy nie nawiązują do tego, co spotykamy na kontynencie.

Christos Anesti- Alithos Anesti

Tradycja Wielkanocy w Chrześcijaństwie pochodzi od apostoła Pawła. Pierwsi chrześcijanie świętując Wielkanoc przejęli wiele tradycji żydowskich (szczególnie święta Paschy- Passover) dodając i tworząc nowe. Przykładem jest baranek paschalny (wielkanocny) i barwione na czerwono jajka. Już bowiem w czasach Bizancjum narodził się zwyczaj pieczenia okrągłego chleba z czerwonym jajkiem pośrodku (tsoureki). Zarówno jajko jak i czerwony kolor symbolizują rodzące się życie. 



Grecy spędzają Wielkanoc z dala od miast, udając się do rodzin, do małych miasteczek i wsi. W Kościele Ortodoksyjnym (Prawosławnym) Wielkanoc jest świętem najważniejszym. Jest poprzedzona 40 dniowym okresem postu.

Okres Wielkanocy rozpoczyna się Sobotę Łazarza- Lazarusa (czyli w sobotę przed Niedzielą Palmową). Wtedy to do drzwi domów pukają kolędnicy- dzieci śpiewające hymn "Lazaros". Wynagradza się je jajkami i drobniakami.  W Niedzielę Palmową  ludzie gromadzą się na porannej mszy, gdzie obdarowywani są  zielonymi krzyżami uplecionymi z zielonych gałązek palmowych. Palemki te ustawione na domowych ołtarzykach będą stały tam przez cały rok. Przez cały Święty Tydzień poprzedzający Wielkanoc celebrowane są wieczorne nabożeństwa ku czci Chrystusa Zbawiciela. 

Wielki Poniedziałek

Rozpoczyna się wtedy Wielki Post, podczas którego nie powinny być spożywane potrawy mięsne i mleczne. Jest to także okres skupienia, modlitwy i rozmyślań.

Święty Wtorek

 to dzień modlitwy i czytania Biblii. W ten dzień gospodynie przyrządzają ciasteczka- słodkie kuleczki zwane koulourakia

Środa

sprzątają dokładnie dom, wieczorem zaś udają się do świątyni, gdzie odbywa się ceremonia błogosławieństwa Świętego Oleju. Innym zwyczajem jest błogosławienie ziela oreganozanurzonego w wodzie świeconej. Wierzy się, że mikstura ta ma właściwości lecznicze.

Święty Czwartek 

to dzień barwienia jajek. W świątyni kobiety dekorują tradycyjne wyobrażenie grobu Chrystusa zwane- epitaphios- girlandami czerwonych (lub purpurowych) i białych kwiatów. W tym czasie kapłani  czytają wersety Biblii poświęcone Ostatniej Wieczerzy Wieczorem po odczytaniu 12 psalmów.


W poranek Wielkiego Piątku 

położą do niego wizerunek Chrystusa zdjętego z krzyża- gobelin często tkany złotą nitką (także zwany epitaphios). Wielki piątek to dzień żałoby. Dramat śmierci Zbawiciela celebrowany jest z wielką pobożnością. Nie spożywa się słodyczy na pamiątkę Chrystusa, któremu na krzyżu podano do picia ocet. W Wielki piątek zamknięte są  sklepy i przedsiębiorstwa, na masztach powiewają świąteczne flagi. 

Tego dnia spożywa się tradycyjną potrawę - zupę z pasty sezamowej i cebuli zaprawionej octem. Za ciężki grzech uważa się prace z użyciem młotka i gwoździ lub szycie. Wieczorem odbywa się procesja Męki Pańskiej symbolizująca pogrzeb Zbawiciela. Na czele procesji, kroczą chorągwie dalej orkiestra lub chór grający lub śpiewający nabożne pieśni. Za nimi kroczą kantorzy, kapłani, kobiety niosące mirrę, ministranci niosący naczynia liturgiczne, skauci i mieszkańcy wszyscy śpiewając hymny w czasie całej procesji. W czasie procesji ludzie trzymają w dłoniach zapalone świece. 

Wielki Post kończy się w Wielką Sobotę.

 Gospodynie rozpoczynają gotowanie świątecznych potraw. Wieczorem w Wielką Sobotę celebrowana jest Wielka Msza Rezurekcyjna - Anastasi. Rozpoczyna się ona przed północą a w czasie jej trwania ma miejsce najbardziej podniosły moment w celebrze Kościoła Ortodoksyjnego- zapalenie świec Rezurekcji (Zmartwychwstania). Kapłan wychodzi z zapaloną świecą i zapala od niej świece następnego wiernego. Ten przekazuje święty ogień dalej. Wierni całują się w policzki i pozdrawiają słowami "Chrystus Zmartwychwstał" (Christos Anesti), odpowiadając "Zaiste Zmartwychwstał" (Alithos Anesti). 

Po zapaleniu świec w świątyni Grecy ostrożnie podążają z zapalonymi świecami do swoich domów. Na drzwiach (górnej części futryny) "okapcają" znak krzyża. świecą zapalają oliwną lampkę przed domowym ołtarzykiem.  Ogień ten powinien palić się przez następny, cały rok.

Już po północnej mszy spożywa się skromny posiłek złożony z różnych potraw w zależności od regionu Grecji. Najczęściej jest to zupa zwana mageiritsa. Ta <b>cytrynowa zupa</b> gotowana jest z baranich lub kozich podrobów (głównie wątroby), cebuli i kopru. Podaje się również gotowane na twardo jajka (koniecznie barwione na czerwono) i świąteczny chleb zwany tsoureki. 

 Wielka Niedziela to okres ucztowania, pieczenia barana i stukania się wielkanocnymi jajkami. Menu wielkanocne jest bardzo zróżnicowane w zależności od regionu Grecji. Wspólna jest mądrość ludowa, mówiąca, że nic nie powinno się zmarnować. Wielkanoc to także kulinarne święto wiosny. Po wizycie w świątyni rodzina i przyjaciele zbierają się aby wspólnie ucztować. Tradycyjne jest pieczenie na ruszcie baranka lub kozy.

Chorwackie eldorado


W samym centrum Rijeki archeolodzy odkryli doskonale zachowane rzymskie zabytki- m.in. fragmenty mozaiki podłogowej i pozostałości term z kompletnym systemem grzewczym.

To wspaniałe zabytki. Kamiennego sarkofagu nigdy dotąd nie znaleźliśmy w Rijece- tłumaczy "Gazecie" Josip Višnjić, archeolog z Chorwackiego Instytutu Restauracji Zabytków kierujący wykopaliskami. Podłogowa mozaika rzymska jest największą z odnalezionych do tej pory w Chorwacji. A o termach wiedzieliśmy od dawna, ale nie mogliśmy ich badać, bo znajdują się w ruchliwym punkcie miasta.

Rijeka to nadadriatycki port i trzecie pod względem wielkości miasto Chorwacji. Ma 145 tys. mieszkańców i bardzo bogatą historię. Założyli ją prawdopodobnie Celtowie ponad 2,3 tys. lat temu. Ich osada znajdowała się w miejscu dzisiejszego Starego Miasta. Żyli w niej również piraci z iliryjskiego plemienia Liburnów. Na przełomie II i I wieku p.n.e. podbili ich Rzymianie. Osadę nazwali Tarsatica i w III wieku rozbudowali do rozmiarów pokaźnej fortyfikacji obronnej. Włączyli ją do systemu obronnego chroniącego Cesarstwo Rzymskie przed najazdami barbarzyńców z północy. W 799 r. Tarsaticę ostatecznie zniszczyły wojska Karola Wielkiego. Na jej gruzach powstała Rijeka.

WyKopaliska prowadzone są w miejscu często odwiedzanym przez turystów- na placu pomiędzy ulicą Užarską a kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z XIII wieku. W pobliżu stoi romańska Krzywa Dzwonnica pochylona w stronę świątyni niemal pod kątem 40 stopni. Według archeologów to miejsce jest sercem dawnej Tarsatiki. Od końca lat 60. wiedzieli, że są  tam pozostałości rzymskich murów obronnych i term. Przeprowadzili wówczas  badania sondażowe. Z właściwymi wykopaliskami musieli jednak czekać 40 lat- do jesieni ubiegłego roku. Wtedy to władze miasta zajęły się konserwacją instalacji kanalizacyjnych i elektrycznych w tym miejscu. Znalazły też pieniądze na prace archeologiczne.

Pierwszego odkrycia dokonano we wrześniu. Światło dzienne ujrzały rzymskie mury obronne, termy z wannami i doskonale zachowany hypokaust- system podgrzewania podłóg i wody.- Pierwsze termy powstały tam już w I wieku i służyły mieszkańcom Tarsatiki- opowiada Višnjić.- Zostały rozbudowane w III wieku, kiedy w mieście powstał garnizon rzymski i przybyło żołnierzy.

Około V wieku termy popadły w ruinę. Na ich pozostałościach została wybudowana wczesnochrześcijańska bazylika. Jako budulec posłużyły m.in. kamienie ze ścian term. Bazylika była duża, choć jednonawowa.- Mozaika podłogowa z jej wnętrza ma 18 metrów długości, ale odsłoniliśmy tylko 11, bo pozostała część znajduje się pod tym XIII- wiecznym kościołem- mówi Višnjić. Dodaje, że do tej pory odkryto ponad 40 m kw. mozaiki. Cała powinna mieć 60 m kw.- Jest bardzo dobrze zachowana. Ma bogatą kolorystykę i typowe dla tego okresu i regionu geometryczne ornamenty: romby, koła, krzyże, fale i gwiazdy.

Odsłonięcie w połowie stycznia tak dużej powierzchni mozaiki nie było dla archeologów wielkim zaskoczeniem, bo już wcześniej trafiali na tego typu znaleziska w różnych punktach starego miasta.- Prawdziwą niespodzianką było odkrycie przy murze bazyliki potężnego kamiennego sarkofagu- mówi Višnjić.- Jego wieko znajdowało się dokładnie na poziomie mozaiki. Sarkofag jest zapieczętowany. Od czasów pochówku w IV/V wieku nikt go nie otwierał. To prawdziwa rzadkość.

Wapienny sarkofag waży blisko cztery tony. Wieko przytwierdzone jest do skrzyni czterema żelaznymi klamrami. Nie ma na nim żadnych inskrypcji ani ornamentów. Ale- zdaniem archeologa- to typowe dla IV czy V wieku.

Kto został w tym sarkofagu pochowany?- Ktoś ważny, bo to bardzo drogi pochówek. Może dostojnik kościelny- zgaduje Višnjić. Nie spodziewa się znaleźć w sarkofagu nic poza kośćmi zmarłego i wodą, która dostała się do środka przez szczelinę.- W czasach wczesnochrześcijańskich nie praktykowano wyposażania grobów w cenne przedmioty.

W sobotę naukowcy próbowali otworzyć sarkofag, który trafił już do Morskiego i Historycznego Muzeum Wybrzeża Chorwacji. Nie udało się. Na wieku pojawiło się pęknięcie i trzeba czekać na pomoc specjalistów. Uczeni chcą oddać szczątki zmarłego do badań, by dowiedzieć się, w jakim był wieku, na co chorował i dlaczego zmarł.

Tymczasem chorwackie media spekulują: jak odkryte zabytki powinny być pokazane ludziom? Wiadomo, że w mieście powstanie park archeologiczny o powierzchni ponad 700 m kw. Będzie można obejrzeć w nim m.in. Principij, czyli pozostałości po zabudowaniach dowództwa rzymskiego garnizonu i po budynkach pomocniczych odkryte przed rokiem.- Ale choć znajduje się na drugim końcu ulicy Užarskiej, jest za daleko, by objąć mozaiki i termy. Dlatego wspomina się o nowym konkursie architektonicznym- mówi Višnjić.

Pomysł na mozaikę mają już czytelnicy internetowego dziennika www.rijekadanas.com. Większość domaga się przykrycia mozaiki przezroczystą powierzchnią, przez którą  można by ją podziwiać.