piątek, 21 kwietnia 2017

Czarną nocą w BiałymStoku

Moja siostra zawsze twierdziła, że skala mapy jest jej obca ideowo... 
czy to wojskowa dwudziestka-piątka czy turystyczna setka, czy ogromny rodzinny atlas w skali z niezliczoną ilością zer, leżący pod stołem i używany jedynie do zlokalizowania większych miast... 
Bez znaczenia. 
Dla mojej siostry odległość między Warszawą, a Giżyckiem zawierała się w słowie TYLE (z odpowiednią gestykulacją). Taka sama odległość była między Wenecją a Krakowem i między Ustrzykami Górnymi, a Dolnymi... Skalę mapy miała w głębokim poważaniu... 
Działo się to co prawda ćwierć wieku temu, ale w opowieściach rodzinnych słowo "TYLE" ma tylko jeden podtekst... 
Nie sądziłam jednakże, że i na mnie magiczne słowo "Tyle" będzie miało wpływ. I to namacalny. 
Malowane kamieniczki na rynku.

Dokąd bazą wypadową był Kraków, wiedziałam że Białystok leży ... łohohoho jak daleko. Cały dzień jazdy - wizyta na festiwalu Kopyść była zatem wyzwaniem. Od niedawna bazą wypadową jest Warszawa - niby wszędzie tak samo daleko, lub tak samo blisko. Skąd mi się wzięło poczucie, że do Białegostoku to rzut beretem? 
W sumie przestałam się dziwić Brytyjczykom, którzy twierdzą zgodnie, że Kraków leży u stóp Tater :) i Zakopane jest główną, zimową atrakcją Krakowa. Podobne skretynienie dopadło mnie, kiedy zamiarem moim stała się wizyta w Białymstoku i wspomniana Kopyść...
Już dwadzieścia lat ten bananowy statek płynie... XX-lecie Bananów. Kopyść 2017

Dlaczego zatem, wiedząc już, że jest godzina późna (bo kto w piątek wychodzi z pracy wcześnie?) uparłam się jechać autostopem zamiast wyasygnować 30 złociszy i za dwie godziny być w Białymstoku? Chyba dlatego, że miałam idiotyczną wizję, że autostopem dostanę się szybciej. Nie dostałam się... Miłość do autostopu tym razem była średnio odwzajemniona... No dobra - prawie w ogóle... Nastałam się jak pół durnota pod wiaduktami (bo tam było jakoś oświetlone), na rozgrzebanych stacjach benzynowych bez oświetlenia (czemu sobie nie sprawdziłam wcześniej, że S8 jest w remoncie generalnym?) aż w końcu tuż po pierwszej w nocy wysiadłam w Białymstoku kawałek za Dojlidami... Do zamówionego noclegu w hostelu miałam jakieś 7 km z buta...

I pewnie by mnie szlag trafił.

Ale na szczęście geokeszerzy białostoccy działają i na mojej trasie znalazło się kilka keszy, które sobie wyciągnęłam... Nie dlatego, że były fantastyczne czy w świetnych krajoznawczo miejscach, ale dlatego, że były na trasie - i fajnie. Dzięki temu nie przeklęłam się na amen za kretyński upór jazdy autostopem...

Moje nocne keszowanie skończyło się na dwóch znalezieniach i jednym DNF. I te które nie mieszczą mi się w innych kategoriach (czyli bez kesza zapewne bym nawet nie zauważyła okolicy) pozwolę sobie opisać tutaj. A właściwie skopiować z opisu skrzynek. 
==========================================================
Na pierwszy rzut poszedł keszyk przy kościele absolutnie nowoczesnym, ale o całkiem znośnie ładnej architekturze.

Białystok - NMP Matki Kościoła
Zdjęcie pochodzi z BialystokOnline.pl

Budowę kościoła  rozpoczęto 4 V 1990 r. Projekt sporządził inż. arch. Andrzej Chwalibóg, a kierownikiem budowy był inż. Krzysztof Jan Grochowski.Dwupoziomowy kościół założono na rzucie wachlarzowo-podłużnym. Jego masywna bryła o „odważnie ciętych” członach miała dominować w architekturze osiedla. We wrześniu 1991 r. wmurowano kamień węgielny, który poświęcił papież Jan Paweł II w czasie wizyty w Białymstoku w dniu 5 VI 1991 r. Stan surowy wraz z przykryciem zakończono w 1996 r. Nabożeństwa początkowo odprawiano w kościele dolnym, a od 1996 r. w kościele górnym.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz