Wyruszyliśmy ze Stuposian świtkiem rankiem. Starą asfaltówką przedeptaliśmy 4 kilometry i, zaraz za bardzo ostrym lewym zakrętem (kilometr za górką Syhłą), skręciliśmy w lewo w drogę gruntową. Stary smolarz w pobliskiej smolarni popatrzył się na nas jak na wariatów...
Leśna droga prowadząca do dawnej wsi Dydiowa była mocno wyjeżdżona przez traktory ściągające drewno. Zapadanie w błoto po kolana było więc główną atrakcją trasy;-) W końcu dochodzimy do chatki. "Dydiówka. Adres: Dydiowa 1". Ani jednego zabudowania, oprócz tej maleńkiej chatynki, będącej schronieniem dla myśliwych. Jest własnością prywatną. Należy do prof. dr hab. J. Bobka z UJ, zajmującego się badaniami nad wilkami. Chatką opiekuje się niejaki Józek, którego, jak wynika z kroniki chatkowej, nikt nigdy nie widział. Z wpisów wynika też, ze chatka posiada swoich wielbicieli i stałych bywalców. Na półkach stoją pudełka z cukrem, solą... do wyboru do koloru. Zabraknie, to dokupcie i zostawcie. Ktoś inny kiedyś zostawił dla Ciebie... Zostajemy tam tylko na szybka herbatkę, mamy niestety bardzo mało czasu.
Droga z Dydiowej do Łokcia jest najbardziej błotnistą drogą jaką kiedykolwiek widziałam! A względnie suchy ląd wokół to kolejna błotnista maź... Strażnik spotkany kilka kilometrów dalej stwierdził spokojnie, że tylko tam może być takie błoto, kiedy w całym lesie susza....
Wkraczamy w cudowny świat przysańskich dolin.... Szkoda tylko, że w okresie socjalizmu, nie poprzestano na wybudowaniu luksusowego hotelu w środku głuszy (Muczne), lecz pocięto tereny betonowymi, obrzydliwymi dróżkami. Cisza i spokój królują wszędzie, dziwnym się wydaje, że, kiedy w 1921-22 przeprowadzono tu rejestr ludności mieszkało tu ponad 3000 osób! W większości zabudowania jednak były po drugiej stronie Sanu.... W ramach akcji "oczyszczania pasa granicznego" mieszkańców wywieziono na Ziemie Odzyskane i na Ukrainę. Po Bojkach- góralach ruskich zamieszkujących Bieszczady - zostały tylko krzyże....
Do Bukowca można dojść dwiema drogami: Albo zgodnie ze znakami ścieżki dydaktycznej wzdłuż torfowisk wysokich, (wersja dużo ładniejsza), lub też tzw. Błękitną aleją, prowadzącą przez las, obfity w borówki i poziomki (wersja brzydsza, ale od czasu położenia asfaltu wzdłuż ścieżki dydaktycznej- przyjemniejsza)
Błękitna Aleja- to droga właściwie gruntowa (o kawałkach asfaltu na początku, nie ma co nawet wspominać), prowadząca od Mucznego do Bukowca. Odchodzi tuż za potokiem Roztoki, który można łatwo poznać po dużych filarach kamiennych, już wspomnieniu czasów świetności kolejki wąskotorowej. Tym razem poszliśmy grzecznie za szlakiem... Zostawiamy po lewej największe torfowisko wysokie "Tarnawa"(34 ha).
Docieramy do Bukowca. Dawna wieś leżała wzdłuż potoku Halicz, spływającego spod połonin. Gdyby skierować się kilkaset metrów w kierunku Halicza, po lewej stronie potoku (na wprost wyjścia Błękitnej Alei) można znaleźć ślady żołnierskiego cmentarza z I WŚ i kilka bojkowskich nagrobków. Teraz na terenie wsi Bukowiec królują zabudowania BdPN-u: parking wiata przeciwdeszczowa. Koronnym dowodem istnienia tu przemysłu jest kadź z pobliskiej potaszni (wytwórni potażu- służącego do wyrobu mydła i szkła). Opowieści krążące w dolinie Sanu mówią, ze jeden z oddziałów UPA wykorzystywał kadź do... warzenia zupy.
W końcu dłuższy przystanek... Jesteśmy już na terenie wsi Beniowa. Został z niej jedynie cmentarz i kilkusetletnia lipa. Cmentarz został odnowiony społecznie w roku 1990. Zachowanych jest kilka nagrobków oraz tajemnicza płyta z prymitywnym wizerunkiem ryby (wczesnochrześcijański symbol Jezusa Chrystusa). Najprawdopodobniej jest to podstawa chrzcielnicy z wcześniejszej cerkwi. Z cerkwi wybudowanej w 1909 roku została tylko podmurówka i dwa żeliwne krzyże- cerkiew została spalona wraz z całą wsią w roku 1947, po wysiedleniu ludności w ramach barbarzyńskiego "oczyszczania pasa granicznego". Na tablicy informacyjnej pokazany jest szkic zachowanej cerkwi w Bystrem, która również wybudowana została w narodowym stylu ukraińskim... W planach polsko- ukraińskich jest stworzenie przejścia granicznego w Beniowej, dla ruchu lokalnego. Nieoficjalnie jeden pogranicznik powiedział mi, że ze strony ukraińskiej są już od kilku lat gotowe wszystkie papiery. Ociąga się tylko strona polska...
Tuz koło lipy stoi bacówka, na jej futrynie wydrapano napis w języku ukraińskim "dziękuję za nocleg". Kusi dachem nad głową, ale wiemy jak często zachodzą tu strażnicy graniczni i wiemy, ze za niecałe 4 km czeka na nas ciepła herbatka, kilka łóżek, gorący piec i .... hmmm, wino z jeżyn....
W połowie drogi między schronem, a punktem widokowym w Siankach znajduje się jedyna w Polsce stanowisko świerka karpackiego- jest to jedne z niewielu miejsc w okolicy, gdzie nie mają wstępu siekiery. Ostatni etap- może dwukilometrowy- prowadzi wąska ścieżynką ,także zwykłym rowerem mogą być tu trudności. Ścieżka dydaktyczna dochodzi tylko do punktu widokowego. (w 1999 roku przedłużona została o kilometr, a są plany kolejnego jej przedłużenia-tak aby dochodziła najbliżej jak się da przełęczy Użockiej.) Na razie przy końcu ścieżki widoczna jest czerwona tabliczka ostrzegawcza "Koniec ścieżki, proszę nie zbaczać, wrócić należy tą samą drogą". Właściwie, na pierwszy rzut oka nie ma gdzie dalej iść. Może jeszcze kilkadziesiąt metrów w kierunku źródeł Sanu, które i tak są już po stronie ukraińskiej. ruchliwa linia kolejowa, szosa do Uzhorodu, a na horyzoncie widnieją zabudowania nowych Sianek- tych ukraińskich, po polskiej stronie nie ma nic oprócz starego cmentarza....Od cichej strony polskiej oddziela je tylko błękitna wstęga Sanu i systema z grubego drutu kolczastego...
To miejsce powszechnie nazywane jest grobem Hrabiny. Z cmentarza pozostało kilka nagrobków i piękny grobowiec Andrzeja i Klary Stroińskich- ostatnich właścicieli Sianek. Nad potokiem Niedźwiedzim można ponoć oglądać reszki dworu.
Wchodzimy w las, czujnie wypatrując strażników ukraińskich którzy- powtarzam za polskimi strażnikami granicznymi z Tarnawy- potrafią przeciągnąć na swoją stronę, pod pretekstem pożyczenia ognia, czy jakimkolwiek innym. Dla polskiego turysty kończy się to wycieczką do Przemyśla przez Lwów, odpowiednio wysoka karą i zakazem wjazdu na Ukrainę. "Strażnik ukraiński zawsze przekona Cię, ze przekroczyłaś granicę, bo to on ma karabin." Dlatego radzą iść kilkanaście metrów od ścieżki, po lesie.... Oglądanie się na każdą stronę strażnicy zalecają tylko w lesie, na połoninach zaczynających się od Rozsypańca wszystko dokładnie widać.
Dojście na Kińczyk nie przedstawia sobą żadnych trudności orientacyjnych, gdyż cały czas idzie się wzdłuż ścieżki granicznej. Jedynym problemem orientacyjnym może być zwykłe "przegapienie granicy". Trakt wydeptany przez strażników pomiędzy słupkami granicznymi jest bardzo niewyraźny. Nie ma innej rady, trzeba się dokładnie rozglądać za słupkami.
Kiedy wyszliśmy na połoninę Rozsypańca zobaczyliśmy dwóch strażników polskiego i ukraińskiego w najlepszej komitywie...I jak tu wierzyć mężczyznom?;-)
Widoki z Kińczyka zapierają dech w piersiach... Tarnica, Rozsypaniec, połoniny Halicza, obu Rawek, w oddali czubek Caryńskiej.... Od strony ukraińskiej nie jest wcale gorzej: od połoniny Równej, przez Ostrą Horę, po połoninę Borżawy ze Stohem (najwyższym szczytem Bieszczad) w roli głównej... Pogoda zrobiła nam tę uprzejmość, ze zobaczyliśmy nawet Gorgany i Czarnohorę....
Wrzesień 2001- Sianki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz