- Ziellona, a może założysz biuro rzeczy znalezionych?
- Raczej zgubionych... Miesiąc temu zgubiła siostrę, teraz przyjaciółkę...
- Jeżeli będziemy chcieli się kogoś pozbyć, po prostu wyślemy go z Zielloną w góry! Efekt murowany!!!
Teraz dowcipkujemy, ale wtedy do śmiechu nam nie było...
Niemcowa © |
Po sylwestrze w Rudence zostaje nam dwa dni wolnego. Chcemy iść na połoniny, ale Pyrtek - moja siostra - spuściła sobie drewnianego konia na nogę i lekko utyka. Pomimo historii, Trojanie nas nie wpuszczają, dlatego jedziemy na Niemcową.
W Sanoku łapiemy stopa na dwie osoby, wsadzam więc Marcina i Monikę. Umawiamy się w chatce... Nie wiem, jak oni to robią, ale na dwadzieścia minut opuszczają główną drogę - te dwadzieścia minut mi wystarcza.
Łapie mi się dobrze. W Gorlicach ktoś macha mi z przejeżdżającego malucha.
"Jak oni się wpakowali do tej ciasnoty?"- myślę, przekonana, ze to moi. Któż inny miałby powód machać? Kiedy zatrzymuje się Pan jadący bezpośrednio do Kosarzysk, myślę przelotnie, że mam około półgodzinną przewagę. Nie przeczuwam, jak bardzo się mylę...
Siostry jeszcze nie ma...
O wpół do czwartej jestem już na bazie. Choć o dziesiątej rozstałyśmy się w Sanoku, mała ma jeszcze pełne prawo nie dojechać. problem polega tylko na tym, że Monika ma 16 lat i jest pod Moją całkowitą opieką. Na Sylwestra pojechała tylko i wyłącznie dzięki mojemu wstawiennictwu. Także oprócz zwykłej odpowiedzialności siostrzanej, jestem obarczona niezwykłą- matczyną.
W godzinę później zaczynają się u mnie pojawiać pierwsze oznaki zdenerwowania. O!Dziwo z Jacusiem- Krzykaczem wymyślają co się mogło z Moniką stać. Zapewne ma to na celu uspokojenie mnie...
Zimowa Niemcowa © |
- Bo ty, Ziellona, nie sprawdziłaś całej chatki. ty siedzisz w bawialni, a mała romansuje z kimś w stajence.
Byłoby to bardzo prawdopodobne, gdyby nie fakt, że w stajence temperatura jest chyba lekko poniżej zera. Ogień wygasł kilka dni temu, kiedy wyjechali ostatni turyści. Ale i tak wywiało mnie z bawialni w trybie natychmiastowym...
Pomysły Jacusia sięgają zenitu.
- Monika siedzi na izbie wytrzeźwień w Krośnie, albo na Izbie Dziecka w Jaśle, a w Gorlicach machała Ci, bo ją porwali. A może w ogóle pojechała do domu.
- A może by tak zejść do Drink-baru? - myśli O!Dziwo - tam siedzi Piotruś Bebe i Eliza. Mała pewnie tam zahaczyła i nie ma siły wyjść.
Teoria upada, kiedy przychodzi Eliza z kompletnie mokrymi włosami. Jest niesamowita. Potrafi w środku zimy zejść na dół, żeby umyć głowę, a potem wchodzi na górę do chatki, kiedy siarczysty mróz rozsadza jej czaszkę... Moniki w Drink-Barze nie ma...
- Dość tego!- mówi w końcu O!Dziwo- Młodą już dawno wilki zeżarły, a jej kości bieleją gdzieś na śniegu. Nie zostały jeszcze znalezione, bo śnieg tak samo biały.... robimy stypę!!!
Początki stypy działają na mnie kojąco. ktoś wyciągnął "zachomikowane" ciasto, szampana- impreza na całego!. ktoś rzuca pomysł zagrania w brydża.
Stypa
No i wtedy zaczynam się denerwować. Póki gadaliśmy- wszystko było dobrze, w rozmowie jakoś znikał niepokój. Teraz, kiedy każdy zastanawia się w co wylicytować, zapadają nienaturalne przerwy.
Taka cisza jest najgorsza dla kogoś, kto ma coś na sumieniu...
A ja mam na sumieniu własną siostrę!!!
"Pasjonującą" grę "trzy piki" przerywa dźwięk telefonu. nigdy więcej nie powiem, ze telefon jest na bazie rzeczą nieprzydatną!!!
- Monika z tej strony, czy zastałam może Agnieszkę? - Agnieszka, moja przyjaciółka, miała być na Sylwestra i była powodem dla którego tu przyjechałyśmy.
- Ziellona, do ciebie...- zrywam się od stołu, wywracam stołek i wylewam kawę...
Monika, przygotowana na cichy i melancholijny głos Agi, przez długą chwilę nie rozumie, co do niej mówię.
- Masz tu być za godzinę- mówię i rzucam słuchawkę. Jest! Uspokoiłam się ostatecznie...
rys. Wonder - Niemcowa © |
Ligia- jasnowidz
Dokładnie miesiąc później- trzeciego lutego roku pańskiego 1999- wyruszamy z Niemcowej we trzy: Ligia, ja i, nieświadoma swojego przeznaczenia, Agnieszka. Śnieg kopny bardzo utrudnia nam wędrówkę i przemy naprzód wyłącznie siłą woli.
Założyłam się bowiem z Marcinem Basiowym - późniejszym mężem bazowej Basi - że dotrzemy dzisiaj na Ropiankę, bazę studencką w Beskidzie Niskim (co nas pogięło- do tej pory nie potrafię zrozumieć...)
- Nie przejmujcie się, dziewczyny- mówię- za 50 lat będziemy wspominać, jak przez śniegi brnęłyśmy w Beskid Niski...
- To dopiero początek- stwierdza proroczo Ligia...
...Mogła tego nie mówić...
W Kosarzyskach udaje nam się złapać stopa. Niestety tylko do krzyżówki i tylko na jedną osobę.
- Wsiadaj Aga. Spotkamy się na krzyżówce...- na krzyżówce... Zaćmienie umysłowe na mnie jakieś spadło, przecież do samochodu wsadziłam Agnieszkę...
- No to sprzedana. Pojechała do jemenu- powiedziała Ligia, trzasnąwszy drzwiami
...tego też mogła nie mówić...
Następny samochód jest nasz. Jedziemy opona w oponę samochodu Agnieszki. Na skrzyżowaniu- nagle tłok. tu wyjechał samochód, tu wóz, a Agnieszka...
... rozpłynęła się w powietrzu...
Głupie słowa zawsze się mszczą
Dojeżdżamy na krzyżówkę. Agnieszki nie ma.
Jedziemy więc w kierunku Krynicy, wypatrując nerwowo Agnieszki na wszystkich przystankach. Gdzieś przecież musi być... Tuż pod Wierchomlą nagle utykamy- żaden samochód nie jedzie w stronę Krynicy, wszystkie podążają w stronę wyciągu.
Zastanawiamy się co się mogło stać... Wyjść jest kilka. Przez drzwi, przez okno i od razu spuścić się z woda w klozecie... "Przez drzwi" brzmi mniej więcej tak: gdzieś się zawieruszyła, prześpi się u kogoś na sianie i wróci na bazę.
"Przez okno"- pojechała dalej. I tu są trzy możliwości:
- do Ropianki przez Krynicę- ale jak skoro na własne oczy widziałyśmy, ze nic tamtędy nie jeździ, a droga zasypana...
- przez Sącz- mało prawdopodobne
- do Krakowa- nie mam pojęcia czemu, ale takie wyjście też bierzemy pod uwagę.
Wersja "spuścić się z wodą w klozecie" obejmuje porwanie obojętne dokąd i obojętne w jakim celu. Wizje katastroficzne zaczęły w nas rosnąć - jak widać...
Powrót na tarczy
Wracamy z Ligią na Niemcową. Cóż, gdybym się zgubiła, wracałabym do miejsca, gdzie się rozstałyśmy, a nie możemy przecież w nieskończoność tkwić na szosie w Kosarzyskach... Początkowo dostajemy burę: tak zostawić przyjaciółkę. Ale wkrótce wszyscy przyznają, ze najrozsądniej było wrócić na bazę...
to było w sobotę.
W niedzielę wszyscy wyczekujemy wiadomości od Agnieszki. Bodaj telefonu! nic. Gdyby to była moja siostra, Ligia, ktokolwiek- osiwiałabym ze strachu i dawno wezwałabym policję.
Ale to przecież Agnieszka: eteryczna, nietykalna, nie z tego świata. To artystka. nie zdaje sobie sprawy z tego, ze ktoś może się o nią martwić. Cały czas ma nad sobą parasol ochronny. Parasol!!! całą ochronę przeciwpancerną!!!
W poniedziałek dzwonimy do mamy Agi z zapytaniem, czy Aga jest w domu. Nie wiem co by się stało, gdybym zadzwoniła osobiście. Czuję się jakoś odpowiedzialna za Agę. Chyba nawet bardziej niż za siostrę. Monika jest twarda, umie sobie w życiu poradzić, Aga- to kryształowa nieporadna figurka...
A teraz ta figurka się zapodziała...
Wtorek i środa nie przynoszą żadnych zmian. Za to w środę...
OPR od Tyśki
Za to w środę przyjeżdża Tyśka- szkolno-podwórkowa przyjaciółka Ligii, przewodnik beskidzki, tatrzański, przodownik górski...Tyśka jest strasznie przyjemna, gadatliwa i uśmiechnięta. Różni się ode mnie tym, ze jest straszną panikarą...
- no wiesz co? - mówi, kiedy w stajence wcinamy kolejnego pączka. Jest tłusty czwartek i przewodnicy postarali się to uczcić.- ty ją tak zostawiłaś. ją faktycznie mogli porwać... Może nie do Jemenu, ale jednak...
- Coś ty? Facet przyjemny, żona obok, dwójka dzieci. Chyba, ze cała rodzina handluje niewolnicami.
- Ty się śmiejesz, ale może trzeba będzie wezwać GOPR.
- No to chyba DOPR - przecież nie w górach się zagubiła, tylko na drodze...
- Zdjęcie. Do Policji. telewizja.- jęczy Tyśka.
- A jej mama zobaczy w wiadomościach swoją córkę poszukiwaną. Świetny pomysł - będę miała obie na sumieniu. - zbijam argumenty Tyśki, ale przecież wiem, że coś trzeba zrobić... tylko co?
Głowę mam wyzutą z pomysłów.
Całe szczęście nie musze nic robić, bo rano w telefonie odzywa się głos Agnieszki.
- Kasiu, dlaczego nie przyjechałyście na Ropiankę?
Muruje mnie na dłuższą chwilę. Ligia z przerażoną miną podtyka mi szklankę zsiadłego mleka. wyglądam jak posąg, kurczowo ściskający w ręku słuchawkę. O ile wiem, nikt jeszcze takiego dzieła nie popełnił.
Okazuje się, że złapała faceta, który ją dowiózł troszkę dalej, więc pojechała.
Ligia, kiedy powtarzam jej moją rozmowę z Agnieszką, kwituje:
- Ona jest zbyt nie z tego świata, żeby miało jej się coś stać...
Wszyscy oddychają z ulgą, a O!Dziwo pyta cicho...
- Kogo zgubisz trzeciego marca...?
Chatka pod Niemcową- luty'1999
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz