Lachowice. Zdj. własne |
[Tekst stary, ale...]
W ramach wyjazdu na święta Wielkiej Nocy na wieś, zrobiliśmy sobie przepiękny objazd. Po co się pchać zatłoczoną zakopianką, skoro można opłotkami i "boczarami".
Na pierwszy ogień poszedł Barwałd Górny - W zeszłym roku z babcią i ciocią Lusią, pojechałyśmy do Kalwarii Zebrzydowskiej i odwiedziłyśmy Barwałd. Z trudem znalazłyśmy kaplicę św. Rozalii, wspomnianej jako zabytek architektury drewnianej.
No i ... okazało się, że rudera, którą wtedy oglądałyśmy była dawną strażnicą
, pełniącą przez jakiś czas rolę kaplicy. Dziś - z Grześkiem i psem (BTW - co za kolejność!), udało nam się (Dzięki nieocenionej pomocy Dymka na polsce niezwyklej) dotrzeć do prawdziwej kaplicy św. Rozalii, zlokalizowanej pod lasem, na roli Wyręby (z rynku, w lewo i do samej góry).No i warto było - co prawda zewnętrze ładne i nic poza tym (a klimat psują XXI domy, które podeszły już pod las, choć na początku XX wieku tu faktycznie mogła być pustelnia).
Ale wnętrze... klimatyczne, piękne i w stylu. Zakratowane - z pewnością gdzieś można pobrać klucz, ale nawet nie szukaliśmy. Była ostatecznie Wielka Sobota.
Dwór w Stryszowie (2010) - zdj. własne |
Dwór w Stryszowie, co zawsze mnie szokowało, jest oddziałem Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu. Nigdy nie pojmę przynależności pewnych miejsc do wyższych instytucji, kompletnie się z lokalizacja nie kojarzących. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie.
W dworze stryszowskim znajduje się wystawa, którą koniecznie muszę kiedyś obejrzeć. A samego wejścia pilnują GROŹNE PSY - jak informuje tabliczka. Grześ jednemu wyciągał insekty, a drugiego głaskał przez kraty:)
Szekla w samochodzie o mało nie oszalała z zazdrości.
A potem... potem ruszyliśmy do Suchej Beskidzkiej...
Przez Marcówkę -
takiej nawierzchni nie widziałam nigdy. Gdybym była sama, zawróciłabym
ze względu na zawieszenie, ale przed nami jechał Pan miejscowy i
sprawnie omijał dziury, więc my za nim.
Lachowice. Zdj. własne. w sepii, - tą wersję niestety gdzieś zgubiłam :( |
Po karkołomnym zjeździe z Marcówki, skręciliśmy w Suchej Beskidzkiej, na Lachowice. Zaparłam się zadnimi łapami, ze muszę zobaczyć ten olśniewajacy kościół - jeden z najpiękniejszych w tej części Beskidów. Niedaleko co prawda są również Gilowice i zaczyna się śląski odcinek szlaku, ale dziś sobie odpuściliśmy.
Poniewczasie - ominąwszy kolejną wyrwę pt "Żegnaj zawieszenie", stwierdziliśmy, że choćby ten Pan jechał przez pole orne jedziemy za nim - najwyraźniej doskonale znał trasę.
Tekst z 2010 - dziś przez Marcówkę prowadzi jako-taki asfalt. Tekst znalazłam przez przypadek, zwany "sprzątaniem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz