To się właśnie nazywa spacer:)
Piękna
pogoda, "kwiaty czuć, ptaki drą ryje" - jak mawiał Kamol w skeczu o
Amorze w parku, na ulice wyjechali rowerzyści... no to zapakowałam sukę
mą - Szeklę - w pogromcę szos (fabrycznie zwanego lanosem) i
ruszyłyśmy w nieznane.
O
kurcze, ale nieznane... Prawdą jest, że chociaż mieszkam w Krakowie od
lat.. nie powiem ilu, bo wstyd, uroki Krakowa omijałam, cały czas
pchając się w kierunku wsi i gór. Od wielu lat siedziała mi w głowie
dolinka Mnikowska. No i w końcu pojechałyśmy.
Idealne
miejsce na wyskoczenie na krótki spacerek, idealne miejsce na tzw
"sikundę" dla psa, bo wyhasać się tu nie ma za bardzo możliwości,
idealne miejsce na spacer z wózkiem (choć asfaltu nie ma, ale droga
biegnie po płaskim, wzdłuż potoku)
Od
wlotu dolinki do przystanku PKS w Mnikowie jest zaledwie 2,2 km - cała
trasa, tam i z powrotem, zajęła mi nieco ponad godzinę. Spacerowiczów
można spotkać tylko przez pierwsze kilkaset metrów - do kapliczki na
skale, potem... cisza głucha. No, niedokładnie...
Ptaki naprawdę drą
ryje:) wiosny stricte jeszcze nie widać, ale już ją czuć. W smaku
powietrza, w zapachu wody i w dotyku wiatru na twarzy. Już jest wiosna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz