czwartek, 29 lutego 2024

Gjuwecze: skąd się wzięło w mojej... kuchni?

Znanym powszechnie jest fakt, że rozpędu do gotowania to ja nie mam :) 

No, może nie powszechnie, ale wśród moich znajomych krąży cytat z Chmielewskiej...

Przybyła kiedyś do mnie przyjaciółka, którą chciałam podjąć z  szykanami. Na stole stało piwo i pokrojony żółty serek. Przyjaciółka spojrzała na to i z wielkim wzruszeniem rzekła: O Boże, zrobiłaś przyjęcie...?!

I u mnie jest podobnie. Żółty serek pokrojony to, znów cytując Chmielewską - szał pał i uprzęży.

Więc skąd bułgarski garnek ceramiczny (a to jest właśnie tytułowe Gjuwecze :))??

Po kolei wyglądało to tak:


Zaczęło się od wielkiej greckiej miłości. 

Moja znajoma twierdzi, że mam jobla na punkcie wszystkiego co greckie (ma rację :)), w związku z joblem dostałam od siostry książkę Bałkańskie zapiski kuchenne - ten tom dotyczył kuchni Grecji Północnej - założeniem tego tomu były dania regionalne, oparte mniej lub bardziej na mięsie. W tej książce zakochałam się na amen. 

No, ale jako kuchenna singielka (okrutnie nie lubię tego słowa, ale innego właściwie nie ma) mogłam czytać, ale gotować? na dokładkę - mięso dla mnie stanowi ew. dodatek. No chyba, że ktoś ugotuje i poda (tu peany na cześć greckich kucharzy). 

Jakiś czas później znalazłam link do obu tomów Bałkańskich Zapisków Kuchennych. A już zaczęłam dopuszczać do siebie myśl, że Grecja Grecją, ale... bo Bałkany są zniewalające kulturowo 

Kulturowo, ale czy kulinarnie też?

No dobra - skracając... - nabyłam metodą kupna obie książki. 

tak, Kuchnię północnej Grecji mam zatem w dwóch egzemplarzach W tym przypadku od przybytku głowa nie boli...

W tomie pierwszym, dotyczącym jarskiej kuchni bułgarskiej... 

znalazłam przepis na ser po szopsku. W skrócie robi się go tak

feta do naczynia żaroodpornego, na to pomidory w plastrach i masło. Zrobiłam ten ser mocno kantowany.  Zamiast fety użyłam sera białego twardego (lekko posoliłam, bo feta z założenia jest słona), zamiast pomidorów w plasterkach, dodałam pomidory z puszki. A zamiast masła - ok maslopoododobny wyrób, ale taki, który podobnie jak prawdziwe maslo, z lodówki wychodzi twardy jak skała.

Na to miało pójść 5 jajek. Poszły 4, ale nie w tym rzecz. 

Rzecz w tym, ze wyszła z tego porcja jak dla pułku mameluków.

W książce tej było wyraźnie napisane, że jeśli robimy w jednym naczyniu, to należy te jajka roztrzepać z wodą gazowaną. Wody gazowanej nie posiadam w domu, bo zwyczajnie jej nie lubię. Dodałam zwykłej.

Danie wyszło smacznie, ale nie leżało nawet obok sera po szopsku :P 

Z tej książki właśnie dowiedziałam się o istnieniu gjuwecze. 

Pomimo wykształcenia bałkańskiego, nie słyszałam nigdy tego słowa. Wklepałam zatem w google. Zobaczyłam jak to wygląda, stwierdziłam, że jest śliczne (poza faktem ze służy do duszenia i zapiekania to jest po prostu ładnym garnuszkiem. 

Zdjęcie poglądowe

Problem z wyszukiwaniem bułgarskich nazw jest taki, że bułgarskie pismo przypomina cyrylicę, ale posiada kilka literek zupełnie nie z tego zestawu. Jest to tzw. grażdanka, którą - podobnie jak grecki alfabet - ogarniam bardzo słabo, czyli składam literki do kupy.

Ale grecki jeszcze jakoś czytam i pisze (naciągnięcie semantyczne.  I to mocne). A grażdanki nie :)

Wpisałam zatem tzw. łacinką - czyli alfabetem "naszym". - i oto co to?

Pięknie malowany garnuszek gjuwecze pojawił się na Allegro. Myślę sobie - miliony monet.... i tak by było - i nawet tak było - w sklepach pamiątkowych i innych, ale... trafiłam bałkański sklep, gdzie wspomniane gjuwecze było w cenie... naprawdę, to nie ściema ... modnej chochelki. (nie wiem co to jest, ale to moda, a nie potrzeba wyznacza cenę...). 

Co zatem zrobił centuś krakowski? 

Kupiłam od razu dwa - z przyczyn prostych - wtedy nie płacę za przesyłkę.

Dziś odebrałam gjuwecze... 

Rany bomba, jakie to ładne jest!!!  

I ma tradycyjną dziurkę w pokrywie. (do odparowywania). 

Tym sposobem gjuwecze pojawiło się w mojej kuchni. 

Na szafce  z ozdobnymi rzeczami. 

Razem z butelką z Cypru po wodzie różanej (pamiątkowa, ze sklepu dla turystów, dostana w prezencie od Akisa (cypryjskiego znajomego) oraz kamionce z Lesvos, w której znajdował się ser tradycyjny. 

Można go było wziąć do samolotu, tylko pod warunkiem oryginalnego opakowania dla turystów. Ser dawno zjedzony, a kamionka służy mi właśnie do zapiekania różnych dziwnych  potraw. (tak - jest żaroodporna, co mnie cieszy. Gdyby nie była i pękła, to bym ją skleiła i stałaby na półce ozdobnej. Ale na szczęście jest...

No i właśnie - stąd wzięło się Gjuwecze w mojej kuchni. Stąd, ze jestem ciekawska, szperam za rożnymi dziwnymi informacjami.

I z tego, że moja miłość do Grecji nie przekłada się na miłość do mięsnej kuchni :)

A teraz idę na zakupy, bo czas sprawdzić przepis na bułgarski gulasz (o nazwie Gjuwecz :) - zaskoczenie?, który z gulaszem ma tyle wspólnego, że jest jednogarnkowy. 

Bo bułgarski gulasz składa się głównie z warzyw...

W ramach poszukiwań znalazłam kilka ciekawych linków - poniżej je wklejam, gdyby się miały komuś przydać, to już nie musi wyważać otwartych drzwi - ja już przeszłam drogę poszukiwań czym to magiczne gjuwecze jest, dlaczego ma dziurkę i ... że w ogóle jest :) Możecie swoje poszukiwania zacząć od tego, że już wiecie, że jest dostępne i pi drzwi wygląda jak powyżej :)

  • facetznozem - co Ty wiesz o Bułgarii - blog Michała Kuźmińskiego (tego od kryminałów retro. Dopiero jak wklejałam link to zorientowałam się, że to ten Kużminski. Ale to bez znaczenia - artykuł daje mnóstwo wiedzy i ciekawostek.

I guzik mnie obchodzi, ze ktoś stwierdzi, ze to post sponsorowany. Nie. Ale to nieważne :)

Tu strona tego naczynia na FB - https://www.facebook.com/gjuwecz/

z niej z kolei płynie informacja, że Trojan (z opisu na allegro) to nie jest wirus, tylko miejscowość w BG :) 

O Matko Moja Miła... - ile to się człowiek rzeczy dowie przez  przypadek...

ziellona -pisane na kolanie, pod wpływem... chwili :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz