Znanym powszechnie jest fakt, że rozpędu do gotowania to ja nie mam :)
No, może nie powszechnie, ale wśród moich znajomych krąży cytat z Chmielewskiej...
Przybyła kiedyś do mnie przyjaciółka, którą chciałam podjąć z szykanami. Na stole stało piwo i pokrojony żółty serek. Przyjaciółka spojrzała na to i z wielkim wzruszeniem rzekła: O Boże, zrobiłaś przyjęcie...?!
Po kolei wyglądało to tak:
Zaczęło się od wielkiej greckiej miłości.
Moja znajoma twierdzi, że mam jobla na punkcie wszystkiego co greckie (ma rację :)), w związku z joblem dostałam od siostry książkę Bałkańskie zapiski kuchenne - ten tom dotyczył kuchni Grecji Północnej - założeniem tego tomu były dania regionalne, oparte mniej lub bardziej na mięsie. W tej książce zakochałam się na amen.
No, ale jako kuchenna singielka (okrutnie nie lubię tego słowa, ale innego właściwie nie ma) mogłam czytać, ale gotować? na dokładkę - mięso dla mnie stanowi ew. dodatek. No chyba, że ktoś ugotuje i poda (tu peany na cześć greckich kucharzy).
Jakiś czas później znalazłam link do obu tomów Bałkańskich Zapisków Kuchennych. A już zaczęłam dopuszczać do siebie myśl, że Grecja Grecją, ale... bo Bałkany są zniewalające kulturowo
Kulturowo, ale czy kulinarnie też?
No dobra - skracając... - nabyłam metodą kupna obie książki.
tak, Kuchnię północnej Grecji mam zatem w dwóch egzemplarzach W tym przypadku od przybytku głowa nie boli...
W tomie pierwszym, dotyczącym jarskiej kuchni bułgarskiej...
znalazłam przepis na ser po szopsku. W skrócie robi się go tak
feta do naczynia żaroodpornego, na to pomidory w plastrach i masło. Zrobiłam ten ser mocno kantowany. Zamiast fety użyłam sera białego twardego (lekko posoliłam, bo feta z założenia jest słona), zamiast pomidorów w plasterkach, dodałam pomidory z puszki. A zamiast masła - ok maslopoododobny wyrób, ale taki, który podobnie jak prawdziwe maslo, z lodówki wychodzi twardy jak skała.
Na to miało pójść 5 jajek. Poszły 4, ale nie w tym rzecz.
Rzecz w tym, ze wyszła z tego porcja jak dla pułku mameluków.
W książce tej było wyraźnie napisane, że jeśli robimy w jednym naczyniu, to należy te jajka roztrzepać z wodą gazowaną. Wody gazowanej nie posiadam w domu, bo zwyczajnie jej nie lubię. Dodałam zwykłej.
Danie wyszło smacznie, ale nie leżało nawet obok sera po szopsku :P
Z tej książki właśnie dowiedziałam się o istnieniu gjuwecze.
Pomimo wykształcenia bałkańskiego, nie słyszałam nigdy tego słowa. Wklepałam zatem w google. Zobaczyłam jak to wygląda, stwierdziłam, że jest śliczne (poza faktem ze służy do duszenia i zapiekania to jest po prostu ładnym garnuszkiem.
Zdjęcie poglądowe |
Problem z wyszukiwaniem bułgarskich nazw jest taki, że bułgarskie pismo przypomina cyrylicę, ale posiada kilka literek zupełnie nie z tego zestawu. Jest to tzw. grażdanka, którą - podobnie jak grecki alfabet - ogarniam bardzo słabo, czyli składam literki do kupy.
Ale grecki jeszcze jakoś czytam i pisze (naciągnięcie semantyczne. I to mocne). A grażdanki nie :)
Wpisałam zatem tzw. łacinką - czyli alfabetem "naszym". - i oto co to?
Pięknie malowany garnuszek gjuwecze pojawił się na Allegro. Myślę sobie - miliony monet.... i tak by było - i nawet tak było - w sklepach pamiątkowych i innych, ale... trafiłam bałkański sklep, gdzie wspomniane gjuwecze było w cenie... naprawdę, to nie ściema ... modnej chochelki. (nie wiem co to jest, ale to moda, a nie potrzeba wyznacza cenę...).
Co zatem zrobił centuś krakowski?
Kupiłam od razu dwa - z przyczyn prostych - wtedy nie płacę za przesyłkę.
Dziś odebrałam gjuwecze...
Rany bomba, jakie to ładne jest!!!
I ma tradycyjną dziurkę w pokrywie. (do odparowywania).
Tym sposobem gjuwecze pojawiło się w mojej kuchni.
Na szafce z ozdobnymi rzeczami.
Razem z butelką z Cypru po wodzie różanej (pamiątkowa, ze sklepu dla turystów, dostana w prezencie od Akisa (cypryjskiego znajomego) oraz kamionce z Lesvos, w której znajdował się ser tradycyjny.
Można go było wziąć do samolotu, tylko pod warunkiem oryginalnego opakowania dla turystów. Ser dawno zjedzony, a kamionka służy mi właśnie do zapiekania różnych dziwnych potraw. (tak - jest żaroodporna, co mnie cieszy. Gdyby nie była i pękła, to bym ją skleiła i stałaby na półce ozdobnej. Ale na szczęście jest...
No i właśnie - stąd wzięło się Gjuwecze w mojej kuchni. Stąd, ze jestem ciekawska, szperam za rożnymi dziwnymi informacjami.
I z tego, że moja miłość do Grecji nie przekłada się na miłość do mięsnej kuchni :)
A teraz idę na zakupy, bo czas sprawdzić przepis na bułgarski gulasz (o nazwie Gjuwecz :) - zaskoczenie?, który z gulaszem ma tyle wspólnego, że jest jednogarnkowy.
Bo bułgarski gulasz składa się głównie z warzyw...
W ramach poszukiwań znalazłam kilka ciekawych linków - poniżej je wklejam, gdyby się miały komuś przydać, to już nie musi wyważać otwartych drzwi - ja już przeszłam drogę poszukiwań czym to magiczne gjuwecze jest, dlaczego ma dziurkę i ... że w ogóle jest :) Możecie swoje poszukiwania zacząć od tego, że już wiecie, że jest dostępne i pi drzwi wygląda jak powyżej :)
- facetznozem - co Ty wiesz o Bułgarii - blog Michała Kuźmińskiego (tego od kryminałów retro. Dopiero jak wklejałam link to zorientowałam się, że to ten Kużminski. Ale to bez znaczenia - artykuł daje mnóstwo wiedzy i ciekawostek.
I guzik mnie obchodzi, ze ktoś stwierdzi, ze to post sponsorowany. Nie. Ale to nieważne :)
Tu strona tego naczynia na FB - https://www.facebook.com/gjuwecz/
z niej z kolei płynie informacja, że Trojan (z opisu na allegro) to nie jest wirus, tylko miejscowość w BG :)
O Matko Moja Miła... - ile to się człowiek rzeczy dowie przez przypadek...
ziellona -pisane na kolanie, pod wpływem... chwili :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz