poniedziałek, 1 stycznia 2024

Bywa, że boli. Czyli porządki...

Gdzieś w Łodzi. Zdj. własne
 

I otóż właśnie... świat stanął na głowie. Moje życie stanęło na głowie. 

Do niedawna zajmowałam się, mniej lub bardziej turystyką. Zawodowo i hobbystycznie. I wydawało mi się, że tak będzie zawsze. Miałam rację - wydawało mi się...

Przez ponad 10 lat prowadziłam swoja stronę turystyki alternatywnej (niedochodową, a raczej minus dochodową). Nosiła ona dumną nazwę MUWIT - czyli międzynarodowy Uniwersytet Włóczęgów i Turystów. 

Prawda była zaś taka, ze prowadziłam ją li i tylko ja, okazjonalnie publikując teksty znajomych i kolegów, którzy mieli podobne turystyczne skrzywienie.

Przez ponad 20 lat pracowałam w różnych odnogach turystyki (pilot i rezydent, biura podróży, w końcu turystyka biznesowa, która bardziej polegała na obsługiwaniu, testowaniu i poprawianiu systemów rezerwacyjnych (takich jak booking, ale mniej znanych ogółowi. I bardziej dla firm, niż dla osób indywidualnych).

Świat online się zmienił - podróżowanie to dziś raczej konto na instagramie i relacje na facebooku. Muszą być kolorowe, pozytywne i "żyli długo i szczęśliwie", bo inaczej nie będzie "followersów" - czytaj: dutków na podróżowanie. 

Fakt, ze nadal istnieją takie strony jak beskid-niski Bartka Wadasa, czy PolskaNiezwykła, którą tworzy społeczność internetowa, jednak mój MUWIT na takie zmiany online, był po prostu za malutki, zbyt ogólny i bazował na moich wyprawach. Których nie było aż tak dużo i tak spektakularnych.

Postanowiłam zatem zmodyfikować go nieco (pisałam go w czystym html-u) i chociaż w części - przerzucić na jakiegoś bloga, który ma narzędzia takie, jaki czysty html nie dawał. (żeby nie było - nadal wolę czysty html :) mogę w nim zrobić wszystko lub prawie wszystko. No, ale szablon jest łatwiejszy w obsłudze).

I właśnie wtedy wysypałam się zdrowotnie.

Do tego stopnia, że przestałam móc włóczyć się, jak dotychczas. Spać byle gdzie. A i nawet chodzić z plecakiem. Mój MUWIT i część już przerzuconych materiałów na bloga "muwitowe psiemyslenia" - zamarł i stracił jakąkolwiek rację bytu.

Postanowiłam zatem uporządkować ten straszny bałagan, który się narobił w moim życiu online'owym. Odkopałam twór, który powstał niegdyś na potrzeby pobytu na emigracji (tego bloga właśnie), powyrzucałam posty, które były "ku pamięci"... itd... I tu zamierzam przenieść (przekopiować) te posty, te artykuły, które są... ha, właśnie... jakie? ważniejsze? lepsze? inne? Nie wiem. Jak zwykle wszystko stanie się "w trakcie" i pod wpływem chwili.

Jeśli uda mi się uprzątnąć ten bałagan na tyle, żeby moc uaktywnić ten blog - fajnie. A jak nie - drugie fajnie. 

Tylko dużo mniejsze...


Tak się niegdyś chodziło. Z Hawiarską Kolibą w Górach Izerskich (bodaj 1999 rok)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz