poniedziałek, 4 marca 2002

KRAJ FETY I OLIWEK

Grecja trochę inaczej- relacja


Wycieczka do Grecji. Brzmi trywialnie, ale... Ale w lipcu 1999 postanowiliśmy z rodzicami naszym Fiatem Ducato zwiedzić Grecję trochę głębiej i dalej niż normalnie zwykło się zwiedzać. 
Ceny pochodzą z 2001 roku, kiedy podobną trasę zrobiłam samotnie autostopem. Jednak to podczas  pierwszej bytności w Grecji dojechaliśmy do miejsc nieodwiedzanych przez zagranicznych turystów, do których później ciężko mi było dotrzeć. 

[EN] - The trip to Greece. It sounds trivial, but... But one time we decided to visit and discover Greece a little bit deeper and farther then people use to do. The prices are invalid (2001 - when I was travelling there by hitch-hiking). During the first trip we stepped in the magical places and came into not usually visited gems of Greece - very hard to visit it without your own car. 

Grecja- kraj fety i oliwek. Kraj uroczych, otwartych i pomocnych ludzi. Kraj, który jest, oczywiście jak na bałkańskie warunki, wyjątkowo czysty. I wyjątkowo bezpieczny. Naszym celem była "kolebka greckiej cywilizacji", a jak mówią sami mieszkańcy "kwintesencja greckości"- Peloponez. I wyśniony przeze mnie masyw Olimpu.




Dość szybko przejeżdżamy przez część zachodniego wybrzeża. Nie jest zbytnio ciekawe, choć pełne jest schodzących ostro do morza skał, także głównie przebywają tu wspinaczkowe ekipy. Plaże usiane są  tabliczkami "zakaz biwakowania". Zakaz obejmuje okres sezonu, czyli od 15 lipca, do 15 sierpnia, ale i tak nikt go nie przestrzega. Na plażach co krok spotyka się rozłożone karimaty, a parkingi pełne są  samochodów campingowych. Na trasie co krok spotykamy urocze, zamknięte wśród skał małe miasteczka, pełne knajpek dla turystów.

Patras- Diakofto- Kalavrita- Diakofto- masyw Helmosu.

W Diakofto po raz pierwszy i ostatni zostawiamy samochód na parkingu i wsiadamy w kolej. Jedną z nielicznych linii na Peloponezie jest kolejka z Diakofto do Kalavrity. Prowadzi przez skalne tunele z rzeźbionymi oknami, nad olśniewającymi przepaściami, pod nawisami. Przejazd tym cudem natury i techniki jest bardzo taniutki, gdyż kolejka służy miejscowym Grekom, a brak nawału turystów jest wynikiem braku informacji w przewodnikach. W przewodniku Pascala jest krótkie wspomnienie, ale najwyraźniej nieprzekonujące. My o kolejce dowiedzieliśmy się od chłopaka, którego wzięliśmy na "stopa". Ciekawostką jest, że kiedy kolejką jednak jadą turyści, w połowie drogi "psuje się." Dokładnie w miejscu, gdzie są  sklepy, hotele i najstarszy grecki klasztor Mega Spileo (Wielka jaskinia). Najpiękniejszym eksponatem w klasztorze jest poczerniała ikona Matki Boskiej, znaleziona wg legendy w pobliskiej grocie. Klasztor należał do najbogatszych w Grecji, więc moja siostra- historyk sztuki (z powołania)- w muzeum spędza kilka godzin.

Na pokonanie 50 kilometrów z Diakofto do Kalavrity i z powrotem trzeba poświęcić cały dzień. Brak jest komunikacji pomiędzy stacjami i nie ma mowy o rezerwacji miejsc na powrót. Poza tym trzeba się liczyć z "awarią" kolejki. 
Wieczorem po powrocie kolejką do Diakofto ruszamy w masyw Helmosu. Nocleg na wysokości 2000 metrów sprawia, że wyciągamy z zakamarków samochodu polary i swetry. Masyw Helmosu ma tą  przewagę nad Olimpem, ze nie ma tu tłumu turystów, a tereny do chodzenia są wymarzone.

Masyw Helmosu- Jaskinia Jezior- Olimpia- Neochori


Jaskinia Jezior (Spilio ton Limnon) znajdująca się koło Kalavrity jest niewątpliwie warta odwiedzenia, jednak cena jest niewspółmiernie wysoka do oferowanej trasy. Nazwa jest mocno myląca- w jaskini znajduje się ponoć 14 jeziorek, ale tylko dwa są  udostępnione do zwiedzenia. Dużo piękniejsze są , i relatywnie tańsze, odwiedzone później, jaskinie Pirgos Dirou (półwysep Mani). Z jaskini Jezior jedziemy pięknymi krętymi drogami w stronę Olimpii. O wykopaliskach w Olimpii przewodniki rozpisują się, pozostańmy więc tylko przy informacji, że w 2001 roku udostępniono do zwiedzania nowe tereny i wciąż trwają prace wykopaliskowe. Za Olimpią w kierunku południowym zaczynają się najpiękniejsze plaże Peloponezu. ciągnące się "aż po horyzont" połacie piasku nie wiadomo dlaczego świecą pustkami. Odwiedzają je tylko Grecy, zachodni turyści zdecydowanie wolź kurorty na wschodnim wybrzeżu, gdzie małe piaskowe plaże wbite są  między skały i gdzie ciężko rozłożyć koc, nie nadepnąwszy sąsiadowi na głowę.

Neochori- Kiparisia- Filiatra- Chora- zatoka Vaidolikia

Kiparisia to pierwsze większe miasto na trasie, gdzie można dokonać spokojnej wymiany pieniędzy i większe zakupy (teoretycznie można tego wszystkiego dokonać w Olimpii, jednakże jest to miejsce bardzo nastawione na turystów). W przewodniku tyle samo miejsca poświęcono cudowi natury i techniki (kolejka z Diakofto) jak i "odpustowi w Strasznogrodzie", czyli zameczkowi w Filiatrze. Być może znaleźliby się miłośnicy tego rodzaju sztuki, nam jednak białe twarze monstrualnych, grubo ciosanych postaci wyeksponowanych głównie w odwłoku przywodzą na myśl koszmary dziecięce. "Repliki"Wieży Eiffla (1,50 m) prawie nie zauważyliśmy. Aby zatrzeć niemiłe wrażenie jedziemy do Chory, gdzie na wzgórzu Englandano pod wielkim brezentowym dachem widać resztki pałacu Nestora ze wspaniale zachowaną wanną. To, co zostało wydobyte znalazło swoje miejsce w nieodległym muzeum. Żeby jednak do niego dojechać trzeba mocno pilnować zardzewiałych drogowskazów, gdyż droga oznakowana jest gorzej niż źle.

Podobne drogowskazy, zardzewiałe i mało wiarygodne, towarzyszą nam nazajutrz, kiedy przez pola bawełny i kukurydzy zbliżamy się do najpiękniejszej zatoki na całym Peloponezie- zatoki Vaidolikia. Półokrągła piaszczysta plaża, oddziela słoną zatokę, od słodkiego jeziora. Dwie ogromne skały bronią dostępu od morza. Plaża pełna jest Greków, którzy nic sobie nie robią z napisów w stylu "NO CAMP". Zresztą turystów zachodnich nie widać tu w ogóle. Rezygnują za pierwszym polem bawełny. Półgodzinny spacer po nasłonecznionych skałach i jesteśmy w jaskini Nestora. Olśniewający widok na Morze Śródziemne, zatokę Vaidolikia. Niedaleko ruiny zamku, skąd widać zatokę Navarino.

W godzinę później jesteśmy już w Methoni. Jak na prawdziwą wenecką twierdzę przystało obfituje w zakamarki, lochy, schodki, baszty. W niektórych miejscach widać wpływ późniejszych najeźdźców- Turków osmańskich. Na dokładne zwiedzenie cytadeli trzeba poświęcić cały dzień zabrać ze sobą pewną ilość "wałówki" i wody. 
Cytadela otwarta jest od 6,00 do 21,00, ale spotkaliśmy ludzi, którzy w zakamarkach cytadeli spędzali już trzecią noc. Wstęp- bezpłatny.

Na miłe zakończenie dnia idziemy do restauracji "Klimataria"- opiewanej w przewodnikach jako najlepsza na Peloponezie. Okazało się jednak, ze najlepsza, nie znaczy najdroższa. Ceny są  zbliżone do innych restauracji nadmorskich.

Methoni- Koroni- Messena


Koroni to klasyczne prowincjonalne greckie miasteczko z górującą nad miastem, bliźniaczą z methońską, cytadelź. Jest jednak jej mocno ugrzecznioną wersją, a na murach starej twierdzy wybudowano domki letniskowe. I tak na zwiedzenie potrzebujemy większości dnia. Wieczorem w miasteczku roi się od rybaków naprawiających sieci, a na ścianach kruszeją ośmiornice. 

Zanim dotrzemy do kolejnego palca Peloponezu ruszamy na odkrycie naszych własnych wykopalisk. Ruiny starożytnej Messeny odkryto zaledwie dwa lata przed naszym przyjazdem, wciąż trwają prace wykopaliskowe i nie ma o nich wzmianki w przewodnikach. Pierwsze plato świątyni asklepiosa jest już względnie uporządkowane, na dwóch pozostałych kolumny wciąż na poły przysypane ziemią czekają na swoją kolej. Największe wrażenie robi na nas ogromna Brama Messeńska, przez którą  przechodzi... droga asfaltowa!
Nad świątynią Asklepiosa góruje świątynia Zeusa. Drogę do niej zdecydowanie lepiej pokonać na piechotę. Absolutnie nie polecamy jazdy samochodem, nawet jeżeli posiada się tak świetnego kierowcę. Zamiast podziwiać widoki, drżeliśmy na każdym zakręcie wąskiej gruntowej drogi i z napięciem wyczekiwaliśmy następnego....

Messena- Mistra- góry Tajget


Niedaleko Sparty na wzgórzu, rozlokowane jest przeurocze bizantyjskie miasto Mistra. Miasto pełne kościołów, krętych brukowanych uliczek i... kotów. Pięć- sześć godzin zwiedzania to absolutne minimum. Nic więc dziwnego, ze w Mistrze zaś taje nas zmrok. Dopiero następnego dnia wjeżdżamy w masyw najwyższych gór na Peloponezie- Tajget. Choć tak daleko od Polski, podgórskie lasy okazują się pełne maślaków. Minusem wszystkich gór w Grecji jest, ze zwykle około trzeciej po południu zaczyna padać. Tak też jest i tym razem. Schronisko pod szczytem Profitisa Iliasa (2407m) jest zamknięte na głucho, a jeden z Greków tam spotkanych, na pytanie kiedy ono jest otwarte odpowiada. "Winter; maybe winter".

półwysep Mani

Githion główne miasto półwyspu, jest jak każde główne miasto pozbawione charakteru. Zostajemy więc tylko na kawę i wbijamy się w Gąszcz gruntowych dróg prowadzących w głąb półwyspu Mani. Obojętne jaką trasę byśmy obrali i tak na każdym kroku widoczne są wieże mieszkalne. Takie wieże budowano tu od lat, nie tylko ze względu na małą powierzchnię, ale głównie ze względu na krwawą historię i nienawiść między rodami zamieszkującymi półwysep. Ulubioną formą walki między klanami było niszczenie cennego marmurowego dachu, dlatego im wieża wyższa, tym większa szansa na zwycięstwo. Atrakcji turystycznych na Mani jest niewiele- ot, mityczne wejście do Tartaru, latarnia na półwyspie Matapan (godzina marszu od końca drogi) i jaskinie Pirgos Dirou. Ale osobiście uważam, ze na Mani można spędzić miesiąc i się nie nudzić. Tu w ogóle nie dojeżdżają turyści, czasem raz dwa razy do roku, tacy jak my. Autobus nie jest w stanie pokonać tych krętych i wąskich dróżek. Ostatni etap możliwy do osiągnięcia przez wycieczki zorganizowane to jaskinie Pirgos Dirou, na zachodnim wybrzeżu Mani. Godzinę płyniemy łódką mijając na milimetry stalaktyty i stalagmity. Potem jeszcze półgodzinny spacerek chodnikiem. Jaskinie są  dużo piękniejsze i dużo więcej można zobaczyć, niż we wspomnianej wcześniej Jaskini Jezior koło Kalavrity.

półwysep Lakonia, Monemvasia

Półwysep Lakonia okazuje się mocno nieciekawy, poza ogromnymi gajami pomarańczowymi, gdzie bezczelnie "zaopatrujemy" się na drogę. Dlatego szybko jedziemy w stronę Monemvasii- również, tak jak Mistra, bizantyjskiego miasta. Tutaj wchodzi się za darmo, ale za to Dolne Miasto zajęte jest przez greków robiących interesy. Knajpki, sklepy, hotele. Wszystko w odpowiednich "turystycznych" cenach. Ale i tutaj można znaleźć odosobnione uliczki i piękne widoki na skałę Monemwaską. Natomiast Górne Miasto, z jedynym zachowanym kościołem Agia Sofia, nie cierpi na nawał turystów. Trzeba się bowiem wspinać po wyślizganych stopniach...

Monemvasia- Lambokambos- Kremasti-Pelata

Drogi, które są  na mapie "freytag & berndt"W dość dużej większości nie istnieją w rzeczywistości i odwrotnie. Tym razem musimy się cofnąć do Lambokambos, bo starszawy Grek informuje nas, ze "way- finito!". Wjeżdżamy w drogę, która śmiało mogłaby pretendować do miana "Beskidu Niskiego". Jedyna różnica jest taka, ze lasy i łąki, obfite w pasterskie chatki i stada kóz, rosną na wysokości 1500 m n.p.m. Zjazd z tego płaskowyżu powoduje zawroty głowy i ostre kręcenie kierownicą.

Pelata- Napflio- Mykeny- Koryn

Już powoli wracamy z Naszej Grecji. Na trasie znajdą się jeszcze: pierwsza stolica niepodległej Grecji - Napflio, z przepięknym frankońskim zamkiem; słynne na cały świat Mykeny i Korynt. 
Zamiast iść zwiedzać wraz z tłumem wykopaliska, podjechaliśmy do Górnego Koryntu. Przepiękne widoki na Zatokę Koryncką i nie mniej śliczne pozostałości zamku korynckiego. Tam też dowiadujemy się o istnieniu mostów zwodzonych, na dwóch końcach kanału korynckiego. Kiedy ma przepłynąć statek, ruch samochodowy zostaje wstrzymany i most opuszczany jest na wielkich szynach na dno kanału. Po wynurzeniu most ścieka tysiącem kropel i wypadającymi spomiędzy desek rybkami. Naprawdę warto nadrobić te cztery kilometry....

Korynt- Delfy- Stomio

Klasyczny przejazd. Nic ciekawego. Może oprócz świątyni Apollina w Delfach.

Stomio- Litochoro- masyw Olimpu

Stomio nie jest ciekawym miejscem. My pojechaliśmy tam tylko odwiedzić znajomych. Stamtąd szybciutko przejeżdżamy do greckiego Zakopanego- Litochoro. I tu pierwsze rozczarowanie. W całym Litochoro nie można dostać map turystycznych masywu! Na wjeździe stoi kilku strażników, którzy rozdają ulotki informacyjne o Parku Narodowym i foldery z narysowaną mapką. Wystarcza na dojście do schroniska, ale na poważne łażenie należy zakupić dobrą mapę regionu. (dostępne w wielu turystycznych sklepach w Atenach, Salonikach). Ja mam szczęście, bo kiedy rodzice pod pierwszym schroniskiem, rezygnują, spotykam Greków, którzy nie dość, że są  fantastycznymi towarzyszami na wejście, to dodatkowo posiadają mapę, liny i sprzęt. Według pogody w paśmie Olimpu można regulować zegarki. O 6 rano jest jeszcze pogoda, o 9 chmury podchodzą znad morza, o 12 zaczyna padać, a o trzeciej huczy burza.<br />

Wejście na Mitikas-2917m.(najwyższy szczyt w paśmie Olimpu) zajmuje nam około sześciu godzin. Deszcz spędza nas z gór, niestety jadąc na wakacje z rodzicami nie wzięłam całego sprzętu górskiego, możliwy jest więc tylko krótki jednodniowy wypad.

Litochoro- Meteory- Igoumenitsa

Klasztory zawieszone w niebie.... Meteory. robią dużo większe wrażenie na zewnątrz. Wybudowane "siłą nadziemną" na wielkich skalnych grzybach w otoczeniu "kosmicznej" doliny... Wnętrza są  dużo mniej porywające. Pełno komercji, kamer rozwieszonych na murach, duchownych ubranych w dżinsy i koszule, ale turyści są  zobowiązani do długich koszul i spodni, a kobiety nie wejdź inaczej niż w długiej spódnicy. Porządku pilnują młodzi chłopcy w krótkich spodenkach....
Jeszcze tylko przejazd przez dzikie góry Pindos. Mieliśmy w zamiarze kilkudniową wędrówkę po dzikich kanionach, ale obecność ogromnej ilości nielegalnych, albańskich imigrantów i posiadanie przez każdego napotkanego Greka broni "na Albańczyków" skutecznie nas odstraszają.

relacja wraz z częścią przewodnikową zdobyła pierwszą nagrodę w konkursie OSOTT'u w 2002 roku


Część przewodnikowa:

Samochodem:

Do Grecji można dojechać na różne sposoby. Najbardziej popularny jest przejazd przez Jugosławię i Macedonię, my jednakże zdecydowaliśmy się na przejazd do Włoch, przez Austrię i Słowenię i "promowanie" do portu w Iqoumenitsy. Przejazd przez Jugosławię jest dość drogi, biorąc pod uwagę komfort jazdy. W 1999 roku autostrada przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy (abstrahując zupełnie od faktu kończących się natowskich nalotów na Jugosławię), wyremontowano ją (jeszcze nie do końca) dopiero w 2002 roku. 

Koszt przejazdu przez Jugosławię i Macedonię w 2001 roku w jedną stronę wynosił: autostrady w Jugosławii- 75 euro; W Macedonii- 12 euro; dodatkowo na każdą osobę należało wykupić (pomimo informacji ambasady jugosłowiańskiej o jej zniesieniu) turistićką prepustnicę- ok. 16 euro.

My dojechaliśmy do portu w Bari i wykupiliśmy bilety na grecki prom "Mairlines". Promy greckie chodzą równie nieregularnie jak cały transport w Grecji, mają jednak tę zaletę, że są  dużo tańsze od innych linii. Przy wyborze greckiej linii trzeba się liczyć jednak ze spóźnieniem minimum trzech godzin. 

Autostopem:

Trzy lata później odbyłam tą  samą trasę autostopem. We Włoszech autostop jest zakazany, ale metoda jeżdżenia ciężarówkami i przesiadania się z jednej do drugiej za pomocą CB- radia (ewentualnie łapanie na parkingach i chowanie się przed karabinieri) skutecznie pomaga ominąć ograniczenia prawne. W Grecji autostop jest nie tylko dozwolony, ale również dość powszechny. Autobusy jeżdżą tak jak się aktualnie zachce kierowcy, natomiast kolej... no cóż w wielu miejscach Grecji (szczególnie na Peloponezie) po prostu brakuje linii kolejowych.

CO I GDZIE JEŚĆ?

Nawet jeżeli jedziemy samochodem, robienie zakupów na "zapas" jest bezsensowne. Ceny w Grecji nie odstają zbytnio od polskich. 10-15% więcej- to wszystko czego możemy się spodziewać. Owoce najlepiej kupować na "odludziach", ceny są wtedy szokująco niskie.


Żywienie się po restauracjach jest całkiem niezłym pomysłem, pod warunkiem, że są  to restauracje przeznaczone dla miejscowych. Solidny obiad można zjeść za 1/5 zwykłej ceny. Poza tym zawsze na zakończenie posiłku właściciel przynosi poczęstunek. Jest jednak pewien minus. Do klasycznej greckiej knajpy nie mają wstępu kobiety. mogą sobie siąść w ogródku, pod warunkiem, ze jest z nimi mężczyzna i to on będzie składał zamówienie.


Jedyne greckie piwo to Mythos. W 2003 roku podobno pojawił się browar z Macedonii, ale jest na razie dostępny w północnej Grecji.

JAK BEZPIECZNIE PODRÓŻOWAĆ?


Jak wspomniałam, Grecja jest wyjątkowo bezpiecznym krajem. Niejednokrotnie zostawandaliśmy otwarty samochód, rzeczy na plaży i nikt się nimi nie interesował. Problem zaczyna się w miejscach turystycznych- jak na całym świecie. Obce kobiety mają zapewniony szacunek i pomoc, do momentu, kiedy nie staną się żonami. Wtedy jedynym odpowiednim dla nich miejscem jest kuchnia. Oczywiście wszystko się zmienia, jednak w konserwatywnych środowiskach kobieta jest z jednej strony szanowana, a z drugiej jest jakby podgatunkiem.

Aby ułatwić kontakty z Grekami należy pamiętać, ze Grecja nie uznaje nazwy Macedonia dla państwa swoich sąsiadów. Dla nich Macedonia to kraina geograficzna, w większej części leżąca na terenie Grecji. Na sąsiednie państwo mówią "republika Skopje" albo po prostu "FIROM" (Former Yougoslavian Republic of Macedonia). Większość Greków na zdanie "jechaliśmy przez Jugosławię i Macedonię" reaguje odwróceniem się plecami i zaprzestaniem rozmowy.

ZWIEDZANIE


Można właściwie powiedzieć, że w Grecji, jeżeli chodzi o zwiedzanie zabytków, istnieją trzy ceny: 4euro- do miejsc znanych i tłumnie odwiedzanych (Mykeny, Delfy, Olimpia, Akropol, Mistra); 1 euro- do większości zabytków mało odwiedzanych (zamek w Napflio, pałac Nestora, większość muzeów) i bezpłatnie- do niektórych zabytków nie- greckich (Methoni, Koroni, Monemvasia). Ciekawostką jest być może niska cena wstępu do klasztorów w Meteorach (jedynie 1euro). Jednakże opłata pobierana jest przed każdym klasztorem. Także, gdyby zwiedzić wszystkie, może się okazać, ze będzie to najdroższe zwiedzanie w całej Grecji. 

Bezpłatny wstęp obejmuje wszystkich poniżej 18 roku życia, podobnie jak studentów z Unii Europejskiej. Studenci z poza Unii wchodzą z 50% zniżką. Karta ISIC jest właściwie nieprzydatna (można wejść na zwykłą "czarną" legitymację), ale ma ta zaletę, ze nie jest na niej napisane z jakiego kraju pochodzę. Dość łatwo daje się "Poland" przerobić na "Holland". 

Za wstęp tym sposobem zapłaciłam tylko na Akropolu, gdzie domagali się jednak dowodu tożsamości.


GDZIE SPAĆ?

Prawie wszędzie można spać za darmo, "na dziko". Teoretycznie jest to zakazane, ale mało kto się przejmuje zakazami. Campingi są  niestety dość drogie i prawie zawsze położone dość nieciekawie. Jedyny plus to prysznic, ale z niego można swobodnie skorzystać na plaży. Zestaw 4 osób + samochód kosztowałby mniej więcej 15euro za noc...


PRZEWODNIKI I MAPY

My korzystaliśmy z wyśmienitego, jeżeli chodzi o informacje praktyczne, przewodnika Pascala "Grecja". Mapa Peloponezu (1:300000)wydana przez  "freytag & berndt". W wielu miejscach okazała się bardzo niedokładna. Niemal idealne są , zakupione już w Grecji, mapy wydane przez "Road editions" tworzone przy pomocy sekcji geograficznej greckiej armii. (1:250000). Sześć arkuszy obejmuje całą Grecję kontynentalną oraz Kretę. 
Jednak na Peloponezie najlepsza okazuje się zasada "koniec języka za przewodnika". Stąd warto zaopatrzyć się w podstawowe rozmówki i mały słownik. Grecy zazwyczaj chcą zrozumieć- co już jest sukcesem, a metoda pokazywania w słowniku co chce się powiedzieć nie skutkuje tylko w tzw. "Pipidówkach", gdzie starzy ludzie nie umieją czytać.

Możliwości porozumienia się po angielsku w sercu Peloponezu raczej nie ma, a większość Greków rozumie niemiecki, ale go nie używa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz