Półwysep Mani. Środkowy z trzech palców Peloponezu. Ojczyzna wszystkich buntów, rewolucji i rebelii. Półwysep, który jak żaden inny region Grecji, przypomina średniowiecze. Zresztą trwało ono tutaj, bez większych zmian, aż do końca XIX wieku. Nawet teraz, na początku XXI wieku, przekraczając magiczną linię Tajgetu, wjeżdża się w inny świat. Świat, w którym czas zatrzymał się jakieś sto lat temu. A może jeszcze wcześniej...
[EN] The homeland of every single rebellion, revolution and revolt. The region which is - as no other region in Greece - a reminiscent of the Middle Ages.
Let us say that the Middle Ages lasted here, without any visible changes, till the end of XIX century. Even now crossing the magical border of Taygetus, man step in the completely different world. The world where time itself seems to stand still almost one hundred years ago. Or even earlier..
[EN] The homeland of every single rebellion, revolution and revolt. The region which is - as no other region in Greece - a reminiscent of the Middle Ages.
Let us say that the Middle Ages lasted here, without any visible changes, till the end of XIX century. Even now crossing the magical border of Taygetus, man step in the completely different world. The world where time itself seems to stand still almost one hundred years ago. Or even earlier..
Meso Mani (Mani Wewnętrzne) otoczone z trzech stron morzem, a z czwartej ostrymi skałami gór Tajget, mogło pozwolić sobie na pewną autonomię. Z drugiej strony ziemia na Mani zawsze była, jest i będzie, bardzo uboga. Wśród skał rzadko kiedy pojawiają się pola uprawne, a jedyną opłacalną hodowlą jest hodowla świń, które jak wiadomo, wszystko zjedzą... Tej odrębności zawdzięczają Manijczycy swoją własną historię, brak najeźdźców, ale i kłopoty.
Stąd wywodzą się przywódcy powstania greckiego, stąd pochodzą mordercy pierwszego prezydenta niepodległej Grecji, Kapodistriasa (który notabene też był Manijczykiem), tu wreszcie toczyła się przedziwna zabawa dużych chłopców w małą wojnę.
Krwawa historia
W tej stosunkowo niedużej enklawie mieszkało kilka rodów. Rody te od wieków rywalizowały ze sobą o ziemie, władzę i prestiż. Z czasem wojna przeszła w tradycję. I z braku innych rozrywek, prowadzona była przez ponad pięć stuleci. zasady wojny były bardzo proste. Należało doszczętnie zniszczyć wieżę wroga i wybić "do nogi" wszystkich męskich członków klanu. Kobiety na czas wojny miały przyznaną niezależność i, przynosząc swoim wojownikom jedzenie plotkowały, podczas gdy ich mężowie wyżynali się wzajemnie. Na czas żniw zaprzestawano krwawej wendety i wszystkie klany wspólnie zbierały plony nieurodzajnej ziemi. A potem? A potem znów wracano do krwawej zabawy...
Ostatnia bitwa nie odbyła się, wbrew pozorom, w ubiegłym tysiącleciu, ale... w 1870 roku, a do jej zakończenia potrzebna była interwencja regularnej armii...
Krnąbrnych Manijczyków osadzano w więzieniu w Pilos, a nienawiść miedzy klanami była tak silna, ze musiano podzielić podwórzec na części, gdyż zbyt często dochodziło do mordów i gwałtów.
Wieże buntowników
Nieodłącznym elementem krajobrazu Mani są , oprócz skalnych wzgórz, porosłych bardzo skąpą roślinnością, wieże mieszkalne, w których bronili się Manijczycy. Im wieża była wyższa, tym większa szansa na zwycięstwo, gdyż ulubioną formą ataku było niszczenie cennego marmurowego dachu. W ciągu jednej nocy czterystu mieszkańców malutkiej wioseczki Lamii wzniosło najwyższą wieżę, aby o świcie zapewnić przewagę swojemu klanowi.
Teraz w wieżach mieszczą się pensjonaty udostępniane co bogatszym turystom. Warto zauważyć, ze nowe budynki są wznoszone w stylu sprzed lat. Manijczycy bowiem są dumni ze swojej historii, spływającej co prawda krwią, ale jest to ICH historia- jedyna w swoim rodzaju.
Tylko starzy ludzie...
Wielu mieszkańców Aten, Thesalonik, czy Kalamaty przyznaje się do swoich korzeni tkwiących gdzieś między manijskimi skałami. Na pytanie dlaczego się stamtąd wyprowadził, 32-letni Dimitris, spotkany miesiąc później pod Olimpem, odpowiada:
- Tam nie ma perspektyw. W sezonie można trochę zarobić na turystach, ale też niezbyt wiele. Niemcy i Francuzi wolź piaszczyste plaże zachodniego wybrzeża, a na Mani przyjeżdżają tylko poszukać wejścia do Tartaru i oglądnąć wieże. Polacy wolź Grecję centralną i Tesalię, rzadko zapędzają się tak daleko na południe. Poza sezonem na Mani zostają tylko starzy ludzie....
Sami starzy ludzie...
Niestety jest to prawda. I prawda ta bardzo boli Manijczyków. Sześćdziesięcioparoletnia kobieta, mieszkająca w najbardziej wysuniętym na południe Grecji domu, zaledwie dwa i pół kilometra od latarni na półwyspie Matapan, powiedziała ze smutkiem:
- Moje wnuki mieszkają w Atenach, syn w Kalamacie. Przyjeżdżają do mnie Czasami, ale jak mnie zabraknie, przestaną przyjeżdżać. Młodzi wyjeżdżają, a starzy umierają. Za niedługo w naszej ojczyźnie nie będzie nikogo....
W naszej ojczyźnie...
te słowa może wypowiedzieć coraz mniejsza ilość osób.
Niestety, los "kolebki buntowników" nie rysuje się różowo....
Lipiec'1999- Githion; Mani- Grecja
Autor: Kasia Turska "Ziellona"
Autor: Kasia Turska "Ziellona"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz