wtorek, 27 lutego 2018

Przeklęty junkers

Góry Izerskie, bogate w niezwykłe wydarzenia, są  świadkiem wielu zadziwiających wypadków. Jednym z nich jest historia "przeklętego" samolotu, który w początku 2. wojny światowej rozbił się w pobliżu Bedřichova, co wpłynęło na przebieg drugiej wojny światowej...

Tajemniczy samolot został odebrany z fabryki 3 września 1940 r. W wersji Ju-88 A 5 F (F oznacza Fernaufklärer tj. dla dalekiego zwiadu). Samolot, z lotnisk Północnej Francji, prowadził loty zwiadowcze nad Anglią. Już 22 grudnia 1940, uległ katastrofie przy lądowisku w Jersey. Zniszczenia obejmujące 15% zostały usunięte i maszyna powróciła do służby.

Niemal w rok później, 23 grudnia 1941 r., na lotnisku w Morlaix, rozbił się ponownie! 80% uszkodzenia były tak znaczne, że został przebudowany na "daleki zwiad wersja D", która miała wmontowane dodatkowe zbiorniki paliwa- podwieszone na zewnętrznych mocowaniach bomb. (Dobitnie to dowodzi, że całe bombowe wyposażenie samolotu w jego ostatnim kursie służyło jedynie do kamuflażu i utajnienia prawdziwego celu lotu). Po przebudowie, już jako Ju-88 D2 z oznaczeniem na kadłubie F2+ AH, został przydzielony jako szkolna maszyna do drugiej lotniczej eskądry uzupełnienia. Samolot już wtedy zyskał miano przeklętego.

23 grudnia 1942, czyli w pierwszą rocznicę drugiej katastrofy i niemal w 2. rocznicę pierwszej, wystartował w tajny lot z eksperymentalną instalacją radarową na pokładzie. Pilotem był Lt. (porucznik) Siegfried Walenckowski. Poza nim załogę stanowiło dwóch inżynierów, zapewne cywilów. Zakłady doświadczalne i fabryki nie miały wówczas  własnych samolotów bojowych. Do lotów doświadczalnych wypożyczały maszyny i załogi od Luftwaffe. Junkersy Ju-88, z uwagi na swą prostotę były nazywane "Einmannflugzeug"- samolot dla jednego człowieka, tj. przy niebojowym locie z jego prowadzeniem dawał sobie radę jedynie pilot. Nazwiska cywilnych członków załogi nie zostały zanotowane w wojskowym archiwum i prawdopodobnie nigdy ich już nie poznamy.

Leciał nad Jizerskými horámi. Tego dnia w regionie rozpętała się straszna burza śniegowa. Nic nie wiemy o ostatnich godzinach i minutach lotu. Czarnych skrzynek wówczas  nie było, a nawet gdyby- i tak wszystko zostałoby utajnione. Jedno jest pewne- owego feralnego dla samolotu dnia- 23 grudnia 1942 r. samolot runął na skłon góry Milíř (836 m n.p.m.) w fojteckém lesie. Dokładnie w dzień rocznicy poprzedniej katastrofy, 2 lata i 1 dzień po pierwszej. Zginęła cała trzyosobowa załoga.

Jest to absolutnie wyjątkowy przypadek w lotnictwie, kiedy ten sam samolot ulega katastrofom przez trzy lata z rzędu zawsze w ten sam dzień tego samego miesiąca: 22 grudnia 1940, 23 grudnia 1941 oraz 23 grudnia 1942 r.

Niewiarygodny przypadek wymyka się prawdopodobieństwu. Może ciążyło nad nim fatum, które nie da się racjonalnie wyjaśnić? Mechanicy i piloci nazwali to przekleństwem. Lotnicy- przyznają to niechętnie- są w większości bardzo przesądni. Czy Porucznik Walenckowski wiedział, że 23 grudnia jest dla samolotu datą fatalną? Z całą pewnością! Nie musiał lecieć. Miał prawo bez konsekwencji odmówić. Najwidoczniej postanowił wyzwać los na pojedynek. Może odezwał się w nim polski pierwiastek przekory (Sądząc po nazwisku płynęła w nim polska krew). Niestety w milczeniu przegrał z fatum- śniegową burzą.

Łatwo sobie wyobrazić z jakim napięciem na powrót samolotu czekali członkowie eskądry i jakie ogarnęło ich przerażenie kiedy nie powrócił. O jego katastrofie dowiedzieli się dopiero 12 marca 1943 r., kiedy resztki samolotu z martwą załogą znaleźli robotnicy leśni. Nikt już nie miał wątpliwości, że na samolocie ciążyła klątwa. Możemy snuć przypuszczenia, że nawet gdyby samolot został odremontowany- nikt chyba nie chciałby do niego wsiąść, a już na pewno nie 23. grudnia.

Okoliczni mieszkańcy przemierzający drogę od Závor koło tamy Černé Nise dołem po zboczu Milířa do Rudolfova nie mieli pojęcia jaki dramat odegrał się kilkadziesiąt metrów obok. Nie wiedzieli, że trzymiesięczna niepewność o los samolotu i jego radarowego pokładowego aparatu spowodowała opóźnienie w bojowym użyciu technologii, aż do sierpnia 1943 r. Zwłoka uchroniła, albo przynajmniej przedłużyła żywot, setkom alianckich lotników. Tak oto jizerskohorský Milíř niebagatelnie zapisał się w przebiegu 2. wojny światowej na powietrznej arenie, zaś izerskie legendy i opowieści wzbogaciły się o kolejną: o tajnym, przeklętym samolocie na Milíři.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz