Pięć kursów pierwszej pomocy (mniejszych i większych) przygotowało mnie do NIEBYCIA chojrakiem. Jeżeli obok jest ktoś, kto zna się lepiej i już kiedyś udzielał tej pomocy - oddaj mu ratowanie życia i zdrowia człowieka, którego spotkałeś / łaś na drodze.
I to wiem.
Nie wiedziałam tylko, że gminnej, wsiowej drodze może zdarzyć się wypadek, przy którym nie będzie nikogo jakkolwiek doświadczonego.
Wyjeżdżałam sobie ze wsi. Droga jest ostro z górki, asfaltowa, gminna. Za Janickami jest jeszcze bardziej z górki (kiedyś stał tam znak mówiący o 12%). I na końcu tej górki zobaczyłam scenę z filmu. Nad leżącym, pokrwawionym człowiekiem kucał inny człowiek - jedną ręką podtrzymujący leżącego w pozycji tzw. bezpiecznej, drugą usiłując trzymać telefon i podawać informacje pani w dyspozytorni.
*** PRZYPOMINAM; 112 DZIAŁA I NIE JEST TO TELEFON NA PIZZĘ!***
Obok leżał rower, a za przerażającą sceną stał samochód na światłach awaryjnych. Jasnym było, że samochód potrącił rowerzystę jadącego z górki.
Kierowcą, a zarazem człowiekiem ratującym poszkodowanego, był Mirek - mój kolega z sąsiedniej roli (przysiółka, dla tych co nie wiedzą co to rola).
Wnet okazało się, że to nie potrącenie. Prawdopodobnie rowerzysta po prostu za ostro zahamował przednimi hamulcami, rower przetarahało, a pan stracił panowanie nad kierownicą.
Przeorał twarzą po asfalcie, tracąc większość zębów oraz poważnie uszkadzając oko - dopóki opuchlizna nie zejdzie nie wiadomo czy będzie na nie widział.
***Hamulce przednie NIE SŁUŻĄ do hamowania z górki.
PULSACYJNIE moi drodzy PULSACYJNIE, i to najlepiej TYLNE HAMULCE jako pierwsze.***
Wtedy, kiedy ja się zatrzymałam, pan powoli odzyskiwał przytomność (Mirek znalazł go nieprzytomnego, w kałuży krwi - ja nie chcę nawet sobie wyobrażać, co on wtedy poczuł.). Potrafił nawet w miarę sensownie odpowiedzieć na pytanie jak się nazywa i co go boli. (Nazwiska nie zrozumiałam, bo powiedziane było gwarą, a bolało go wszystko.)
Utrzymywaliśmy go w tzw. bezpiecznej pozycji do przyjazdu karetki (gdyby go Mirek tak nie połozył - czyli, inaczej mówiąc, gdyby wtedy nie jechał z dołu i znalazłabym go ja, albo jeszcze kto inny, prawdopodobnie już by nie było kogo ratować, bo by zwyczajnie się zadławił własną krwią).
Ratownicy z karetki... no dobra, poza faktem dość brutalnego sprawdzania czy nie ma połamanych żeber, wzięli pana pod opiekę i zabrali do szpitala. W międzyczasie przyjechała policja - sprawnie szybko i na temat.
Co prawda, kiedy dzwonili do rodziny z jego telefonu przedstawiając się POLICJA MYŚLENICE... hmmm - ja bym odwaliła na zawał, gdybym usłyszała w telefonie kogoś bliskiego takie hasło... (na tyle dobrze, ze pani już wcześniej była poinformowana przez nas co i jak).
W sumie nie wiadomo czy pan był "wypity", prawdopodobnie tak. Ale tego nawet policjanci nie byli pewni. - nie usprawiedliwiam nikogo. Prawdopodobieństwo bowiem, ze nie był - jest znikome.
Cytuję w tym miejscu siebie: |Tu każdy jest wypity|
TYM BARDZIEJ APELUJĘ:
Po najmniejszym łyku alkoholu NIE WOLNO wsiadać do pojazdu bądź na pojazd.
Prawdopodobieństwo, że skończy się tak, jak się skończyło - czyli jedynie na uszkodzeniach poważnych ciała - też jest znikome. Bardziej prawdopodobne, ze po pijaku zabije się człowiek na drzewie (co akurat jest najłagodniejszą formą), albo wjedzie na jadące z prędkością nadziemską, bo jakieś 30 km na h, auto z naprzeciwka. Albo się wyglebi i na niego wjedzie człowiek jadący z góry, bo tam miejsca do hamowania nie ma, a na zauważenie czegoś na drodze też zbytnio miejsca i czasu nie ma.
I dopiero na końcu zorientowaliśmy się, że pomimo moich i Mirka kursów pierwszej pomocy, żadne z nas nie otworzyło nawet apteczki samochodowej, żadne z nas nie postawiło trójkąta oraz nie ubrało kamizelek odblaskowych. (Panowie policjanci zresztą, też ubrali je dużo później). Poza ułożeniem w pozycji bezpiecznej, mówieniem do poszkodowanego oraz wykonaniem paru telefonów nie zrobiliśmy nic.
A mogliśmy mu wstępnie twarz opatrzeć, zęby pozbierać, nie wiem co jeszcze.
Pomoc udzielona, ale czy umiałabym tej pierwszej pomocy udzielić sama????
Raczej nie.
Chociaż trząść się zaczęłam dopiero, jak już karetka odjechała do szpitala.
----------------------------------------------------------------------
PS. Tak - powyższy post jest wynikiem emocji. Jest wylaniem tego, co siedzi we mnie od kilku godzin. Niby "taki sobie" wypadek. Niby poważniejsze zdarzają się kilkanaście razy dziennie. Niby nic szczególnego, ale ....
świadomość, ze gdyby akurat Mirek nie wracał z pracy.... ze gdybym ja nie przeciągnęła wyjazdu ze wsi....
Cholera - najbliższy samochód przejechał obok nas jakieś 15 minut później.
Gdyby to był pierwszy przejeżdżający obok, mógłby już przejeżdżać obok trupa.
I ta świadomość mnie tak meczy, ze aż musiałam to opisać.
Z przestrogami jak wyżej
HAMULCE PRZEDNIE NIE DO UZYTKU Z GÓRKI
NIE PIJ JAK PROWADZISZ COKOLWIEK
MIEJ W TELEFONIE ICE albo chociaz kontakt do MAMA, tata, Siostra brat, a nie nazwiskami, bo to niewiele pomoze.
Dziękuję za wysłuchanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz