Plany się nie zmieniły, ale trochę
zmodyfikowały. W wyniku modyfikacji pojawiła się możliwość króciutkiej
wycieczki do Chatham. Kompletnie nie znam geografii wysp, co akurat
powodem do chwalenia się nie jest, ale jest to niestety prawda. Zatem
dopiero po powrocie do domu zorientowałam się, że Chatham leży kilka kilometrów od Rochester. A jednak tutaj świat wygląda zupełnie inaczej.
Rochester z katedrą i zamkiem, to typowe
miasteczko turystyczne. Sklepy z pamiątkami, ludzie odpoczywający na
trawniku przed zamkiem, podziwiający panoramę, wieczny ruch i gwar. Tak
wygląda Rochester.
Chatham jest kompletnie inne. Dawne doki, dziś stanowiące atrakcje turystyczną, wyglądają tak, jakby marynarze opuścili port na chwilę tylko. Tak na sekund pięć. Chociaż właściwie ...?
Z zabudowań portowych dochodzi stuk i dźwięk jakiś maszyn - to trwa produkcja lin.
No, ale jak to lin? - zapytacie.
Przecież doki w Chatham to atrakcja turystyczna, muzeum, miejsce, w
którym ogląda się eksponaty, podziwia statki, a nie produkuje liny. Czyż
nie?
No właśnie: nie!
To mnie właśnie tak
urzeka w Anglikach - jeżeli mamy muzeum to musimy je utrzymać. Skoro w
tym miejscu od zawsze trwała produkcja lin, to czemu nie robić tego
nadal? Więc robią.
http://www.thedockyard.co.uk/ - strona muzeum Historical dockyards in Chatham
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz